×
W górę
×
Akademia Płodności / Cudeńka /
Ile razy pękały ich serca w drodze po Ciebie Maluszku…
Jakie było moje zdziwienie gdy ujrzałam dwie mocne kreski 💕!
Zawołałam męża i oboje się popłakaliśmy ze szczęścia.
➡ PCOS, brak owulacji, nieregularne cykle
➡ Hashimoto
➡ Diagnoza u męża – rak jelita grubego
➡ Inseminacje, mrożenie nasienia
➡ Ciąża naturalna ❤
HISTORIA
„Cześć dziewczyny!
Długo zastanawiałam się czy to już czas, aby do Was napisać.. myślę, że właśnie nastał odpowiedni 🙂
Tak jak radziłyście zakupiłam e-booka, a nawet pakiet 2 e-book’ów „Jak pokonać PCOS” oraz „28 dni do płodności”.
Ale może od początku… nasza droga zaczęła się w 2018 r., kiedy to wraz z mężem zaczęliśmy starania po ślubie.
Pierwszy lekarz do którego trafiłam nie zajmował się „stricte leczeniem niepłodności” (już wtedy wiedziałam, że mam PCOS). Mimo wszystko wierzyłam, że pomoże nam w zajściu w ciążę, choć po roku ciągłych wizyt miałam wrażenie, że skupiał się tylko na zajściu w ciążę a nie na całokształcie badań, które są niezbędne jak chociażby cytologia.
W lipcu 2019 r. (dokładnie po roku) zdecydowałam się na zmianę i udaliśmy się do kliniki leczenia niepłodności. Trafiłam pod skrzydła cudownej pani doktor, która już na pierwszej wizycie zleciła komplet niezbędnych badań. U męża było wszystko ok, problem leżał głównie po mojej stronie – brak miesiączek, brak owulacji, hashimoto.
W listopadzie przystąpiliśmy do pierwszej inseminacji, która niestety zakończyła się niepowodzeniem, ale pełni nadziei podeszliśmy do kolejnej w styczniu 2020 r. Niestety to było ponowne rozczarowanie tym bardziej, że (nie wiedzieć dlaczego) parametry nasienia męża zaczęły się pogarszać.
Pozbieraliśmy się i tak dotrwaliśmy do kolejnej 3 inseminacji, która odbyła się w lutym 2020 r. Parametry nasienia nadal nie były idealne (w porównaniu do pierwszych wyników), jednak byłam pewna, że tym razem się uda i zobaczę na teście ciążowym upragnione 2 kreski. Nic bardziej mylnego, gdyż i tym razem nic z tego nie wyszło. Moja Pani doktor radziła zastanowić się nad procedurą in vitro.
W marcu 2020 r. wybraliśmy się na krótki urlop w góry, żeby wszystko przemyśleć. Nie było to łatwe, jesteśmy osobami wierzącymi i nie chcieliśmy aż tak ingerować w naszą płodność, natomiast z drugiej bardzo pragnęliśmy dziecka.
Marzyłam o tym, żeby być w ciąży (choć raz) i móc tulić naszego malucha.
Mąż był dla mnie dużym wsparciem (choć wtedy wydawało mi się, że zupełnie nie rozumie co przeżywam).
W marcu 2020 r. zaczął się covid i nasze starania zostały 'zawieszone’. Zaczęłam się zastanawiać czy jest jeszcze coś co mogłabym zrobić, żeby wspomóc płodność i tak trafiłam na AKADEMIĘ PŁODNOŚCI. Po wymianie wiadomości z Wami kupiłam 2 e- book’i „Jak pokonać PCOS” oraz „28 dni do płodności”.
Mój mąż bardzo mnie w tym wspierał, po dogłębnym przeczytaniu i przeanalizowaniu z dnia na dzień wprowadziliśmy płodne produkty do naszego jadłospisu. Odstawiliśmy zupełnie słodycze zastępując je koktajlami, owsiankami i orzechami. Trochę było to utrudnione, bo w zaleceniach moja pani doktor zaleciła odstawienie również glutenu i laktozy, ale jakoś dało się to pogodzić. Po diecie czuliśmy się super, wróciła mi miesiączka. Mąż pokochał czarnuszkę i kiełki, pił dużo soku pomidorowego (aby polepszyć parametry nasienia) i tak dotrwaliśmy do końca kwietnia.
Z racji tego, że mój mąż czuł 'przelewanie się’ w brzuchu i wzdęcia udał się do gastrologa, który skierował go na dalszą diagnostykę.
Natomiast nasze starania nadal tkwiły w zawieszeniu, oprócz diety oczywiście. Mi co miesiąc wydawało się, że jestem w ciąży (choć to nie było prawdą), aż nastał maj 2020 r. w którym mąż miał przeprowadzoną gastroskopię i kolonoskopię (podejrzenie choroby Leśniewskiego-Crohna). Po badaniu okazało się, że ma ogromnego guza na jelicie 7x10cm, wtedy świat się dla nas zatrzymał… Czekanie na wyniki biopsji było koszmarem, ale mimo strachu, niepewności i lęku postanowiliśmy działać!
Niestety diagnoza była jednoznaczna rak jelita grubego.. byliśmy załamani. Mimo sytuacji epidemiologicznej jaka panowała w kraju udało nam się umówić wizytę z cudownym chirurgiem i już na początku czerwca 2020 r. mąż poddał się operacji prawostronnej hemikolektomii jelita grubego. Nie ukrywam, że był to straszny czas wypełniony lękiem i niepewnością co będzie dalej?!? Na szczęście operacja przebiegła pomyślnie, mąż dochodził do siebie, jedynym znakiem zapytania pozostawało pytanie czy będzie chemioterapia czy nie.
W połowie czerwca udałam się do mojej pani doktor (po ponad 3 miesiącach od ostatniej inseminacji) opowiedziałam jej naszą sytuację. Wtedy jasne stało się skąd wzięły się pogarszające się wyniki nasienia męża, jednocześnie okazało się, że bez leków (tylko dzięki diecie) będę miała piękną owulację (to był szok!).
Omówiłyśmy dalszy plan działania, choć musieliśmy czekać na decyzję co z chemioterapią. W związku z tym zdecydowaliśmy się zamrozić nasienie w klinice (którego parametry miesiąc po operacji okazały się idealne).
Następnie lekarze na konsylium zadecydowali o nie wprowadzaniu chemioterapii do leczenia męża, ponieważ nie było żadnych przerzutów. Jakie było nasze szczęście, gdy ten koszmar zakończył się happy endem. Wiadomo kontrolne badania męża co 3 miesiące są dla nas stresujące, ale na chwile obecną wszystko jest super!
W połowie lipca 2020 r. wyjechaliśmy na urlop chcieliśmy odpocząć, oczyścić umysły po tym wszystkim (jednocześnie nadal trzymając Akademiową dietę).
Na początku sierpnia wróciłam do pracy. Wizytę w klinice miałam umówioną pod koniec sierpnia, chcieliśmy spróbować jeszcze ostatni raz inseminacji.
Po tygodniu chodzenia do pracy, obudziłam się w sobotę z lekkimi mdłościami. Stwierdziłam, że zrobię test ciążowy (choć wiedziałam co pokaże), ale chciałam mieć pewność, że to nie ciąża (gdyż pracuję w laboratorium chemicznym i nie chciałabym narażać dziecka).
A więc zrobiłam test i pewna tego, że nic nie wyjdzie zostawiłam go w łazience.
Jakie było moje zdziwienie gdy ujrzałam dwie mocne kreski 💕! Zawołałam męża i oboje się popłakaliśmy ze szczęścia😍
Szybko pojechaliśmy do kliniki wykonać BhCG i po południu już mieliśmy pewność (36691 mlU/ml).
Jakimś cudem udało się dostać na wizytę do mojej pani doktor następnego dnia (mimo iż była to niedziela), która potwierdziła ciążę. Nasz mały kropek istnieje, serduszko bije i wszystko jest w porządku! Dieta naprawdę działa cuda.
Termin porodu na 31.03.21. Nasz mały cud to chłopiec, oboje mamy się dobrze i oczekujemy.
Dziewczyny wierzę, że to właśnie dieta i wiara przybliżyła nas do cudu, który jest, istnieje i kopie codziennie dając o sobie znać😊
Obecnie (luty) jestem w 35+2 tc i wraz mężem jesteśmy najszczęśliwsi na świecie, dziękujemy za Waszą pomoc Akademiowe Ciocie!”
___
Bardzo dziękujemy za to, że mogliśmy zobaczyć Waszą drogę po ten CUD. ❤
Wszystkiego najlepszego. ❤
____
💚👉 Diety sezonowe i ebooki dostępne są tutaj: