×
W górę
×
Akademia Płodności / Cudeńka /

➡ 3 nieudane próby in vitro

Bardzo dziękujemy za podzielenie się Waszą historią starań. ❤️ To niesamowite, że słowa jednej z Was opublikowane dawno temu dodały nadziei autorce dzisiejszej historii, która przesłała nam to zdjęcie USG kilka dni temu.

HISTORIA
Długo się zastanawiałam czy napisać do Was i opowiedzieć o swojej historii. Ale to przecież dzięki właśnie tak opisanej historii, którą to do dziś dnia doskonale pamiętam, zdecydowałam się na wykupienie Waszej diety. Była to historia pewnej staraczki, która została przekreślona chyba przez wszystkich lekarzy i żaden nie dawał jej najmniejszych szans na zajście w ciąże. Pamiętam napisała wtedy, że nawet jeśli diety jej nie pomogą zajść w ciąże, to chociaż będzie się zdrowo odżywiać. Nie muszę chyba pisać, że osiągnęła cel i udało jej się zajść w ciąże. ❤️
Wtedy pomyślałam czemu my mielibyśmy nie spróbować? Ale sprawy potoczyły się nieco inaczej.

Wraz z narzeczonym udaliśmy się do kliniki leczenia niepłodności. Klinika jak to klinika, tym bardziej prywatna, zrobiła nam kilka badań, które nie wykazały żadnych nieprawidłowości, oprócz tego, że miałam lekką niedoczynność tarczycy. Kazali zacząć brać leki i jeśli nic się nie zmieni, wrócić do nich za pół roku. Wiec pomysł o diecie poszedł w niepamięć. Przecież teraz to już wszystko napewno będzie dobrze. Jednak pół roku minęło szybciej niż się tego spodziewaliśmy, a rezultatów żadnych, oprócz tego, że wyniki tarczycy się poprawiły. Lekarz w klinice stwierdził, że w takim razie skoro do tej pory nam się nie udało, zalecają nam, aby skorzystać z metody in vitro. Nie było to co prawda to, czego się spodziewałam, ale przecież nie jestem lekarzem, to oni znają się lepiej.

Pogrążona w smutku jaka to jestem beznadziejna, że nie mogę dać ukochanemu dziecka, długo się nie zastanawiając od razu zgodziłam się i namówiłam narzeczonego abyśmy spróbowali. Wtedy z kolei wyszedł wasz podcast, w którym padło pytanie czy warto stosować dietę przed in vitro?
I przez chwile myślałam, że to jest ten moment, w którym powinniśmy ją wykupić i spróbować! Ale, że nasze leczenie od momentu propozycji lekarza do pobrania i wprowadzenia komórek zajęło niecały miesiąc – dieta znów poszła w odstawkę. Przecież skoro jesteśmy obydwoje zdrowi i nie znaleziono żadnych powodów dla których miałoby się to nie udać, to po co by wydawać kolejne pieniądze i inwestować w dietę skoro i tak zaraz zostaniemy rodzicami.

Jakie było moje rozczarowanie, gdy się nie udało..
To wtedy właśnie zdecydowałam, że to jest ten czas na ebooka z dietami jesiennymi! Aby następne podejście in vitro było już takie naprawdę przygotowane!
I tak też się stało – nowy rok, dietka już wleciała, stary zadowolony, bo dieta przepyszna, do tego nie trzeba się zastanawiać co by tutaj przyrządzić do jedzenia. Wydawałoby się, że jesteśmy gotowi na nową próbę in vitro. I tak też zrobiliśmy, wróciliśmy do kliniki i zaczęliśmy procedurę od nowa.
Jakie było moje zdziwienie jak na teście pojawiły się dwie kreski. Te tak długo wyczekiwane. Lecz nasze szczęście jak szybko przyszło, tak samo szybko się ulotniło. Pomyślałam – to nie jest jeszcze ten czas, napewno się nie poddam!!
Odczekaliśmy dwa miesiące i zaczęliśmy wszystko od nowa, oczywiście dalej trzymając się diety! Niestety rezultat był taki sam.

No i przyszedł taki czas, że nawet ci najsilniejsi w końcu się poddają… co prawda z diet nie zrezygnowaliśmy, bo nie dość, że bardzo ułatwiały nam życie, to jeszcze są przepyszne!!! Przyszedł moment wprowadzenia projektu żyćko!
Zaplanowałam w końcu ślub! Pierwsze wakacje od 3 lat! Pomyślałam – jedziemy do Włoch, będę siedzieć i degustować przeróżne wina.

Co prawda mamy wykupioną jeszcze jedną próbę w klinice, ale stwierdziłam, że na razie czas od tego odpocząć. Jeśli będziemy gotowi, to może podejdziemy do niej we wrześniu bądź w październiku. Tak aby nasze maleństwo zdażyło przyjść na świat jeszcze przed naszym ślubem.
I teraz jakie było moje zdziwienie, jak pewnego słonecznego ranka, którego miała przyjść miesiączka, moje piersi były tak nabrzmiałe, jakby zaraz miały eksplodować! Odczekałam tylko aż stary wyjdzie do pracy, aby nie robić mu złudnych nadziei i wyszperałam w szafie ostatni test ciążowy jaki się uchował.
I bum – zrobiłam test i zastanawiałam się, czy test mi płata figle, czy widzę cień cienia? Czy może porostu jest popsuty?

Próbując nie zwariować pojechałam do pracy jakby nigdy nic. Wytrwałam twardo 8 godzin po czym poleciałam do apteki kupić nowy test. Tym razem taki elektroniczny, żeby nie dawał złudnych nadziei. Oczywiście nie wytrzymałam z testem do domu, po za tym w domu był już stary. Siedząc w samochodzie na parkingu centrum handlowego czekałam na rezultat i było to przysięgam najdłuższe 5 minut w moim życiu!
Test wyszedł dodatni, a ja siedząc w samochodzie bałam się cieszyć, nie mogłam w to uwierzyć i zastanawiałam się jak to się stało?

I tak oto zamiast podchodzić do 4 próby in vitro polecieliśmy do Włoch już w trójkę ❤️ A będąc teraz w 20 tygodniu, nosząc pod sercem malutka dziewczynkę pragnę z całego serca Wam podziękować!

Dziękuje Aniu, Dziękuje Zosiu. ❤️
I dziękuje wszystkim staraczkom, które podzielimy się swoimi historiami. ❤️

***
My również dziękujemy za Waszą historię.