×
W górę
×
Akademia Płodności / Blog / Podcasty / #047 – Słodyczobook – słodycze na diecie
czym jest Akademia Płodności
27.07.2021
#047 – Słodyczobook – słodycze na diecie

Co powiesz na bezę, pączki, malinową chmurkę albo panna cottę? Od teraz możesz to wszystko jeść bez wyrzutów sumienia! Właśnie ukazał się nasz słodyczobook, w którym znajdziesz przepisy na legalne słodycze. W tym odcinku zdradzamy kulisy jego powstawania i wyjaśniamy, jak to możliwe, że możesz jeść takie pyszności bez martwienia się o płodną dietę.

Słodyczobook jest dostępny właśnie tutaj! ❤️👉 https://sklep.akademiaplodnosci.pl/

Plan odcinka

  1. Słodyczobook – legalne słodycze w zasięgu ręki
  2. W końcu bez wyrzutów sumienia
  3. Najtrudniejsza decyzja – nasze ulubione przepisy
  4. Przeboje z bezą, czyli w poszukiwaniu idealnej receptury
  5. Słodycze, które wspierają płodność – jak to możliwe?

Transkrypcja podcastu Akademii Płodności

Ania: Opowiedz jakąś anegdotkę, co ci się przydarzyło podczas robienia ciasta. Wszystko ci się tak udawało?

Zosia: A! Czyli historia z fakapami. To dużo ich było. Myślałam, że jakąś anegdotkę, np. w stylu: wpadł pan listonosz i dostał kawałek.

A.: To też może być.

Z.: Ale tak nie było. (śmiech)

Cześć, tu Ania i Zosia. Wspólnie tworzymy Akademię Płodności, w której towarzyszymy parom

starającym się o dziecko.

Słodyczobook – legalne słodycze w zasięgu ręki

A.: Witamy jak co wtorek. Tym razem w słodkim klimacie.

Z.: Uuu! To ja się już aktywuję. Dzień dobry.

A.: Już na początku chciałam otworzyć taką furtkę, że jak słodkie, to warto słuchać do końca, co to będzie.

Z.: Słodkie, ale bez cukru – od razu dodam. Jak to jest możliwe? Damn it! Dzisiaj będziemy mówić na bardzo przyjemny temat. Cieszę się, że nagrywamy ten podcast i na to, co się aktualnie dzieje w Akademii, bo to mój klimat. Moje serce jest dopieszczone.

A.: Zosinek tylko tutaj wszystkich pogania: „Rób te przepisy, bo już się nie mogę doczekać!”.

Z.: Nie pamiętam, abym się tak ostatnio czymś jarała w Akademii, jak tym. Jestem motorem napędowym tej akcji, bo bardzo się cieszę!

A.: Tak, Zosinek się trzęsie.

Z.: Trzęsę się, robię te przepisy jak głupek po kilka dziennie. A tak enigmatycznie mówimy o słodyczobooku. Słodyczobook to złoty graal Akademii – każdy go potrzebował, a nikt nie śmiał o niego prosić.

A.: Już jest dostępny i może być wasz.

Z.: To zbiór legalnych przepisów, które nie popsują wam dietetycznej drogi i które poratują was w kryzysowych momentach. A one nadchodzą, nie oszukujmy się. Każdy ma na nie inną porę, być może macie ich wiele. Ja wyczuwam, kiedy to się stanie. To jest czas przedpołudniowej kawy – muszę mieć wtedy coś słodkiego.

Przygotowałyśmy z Anią mnóstwo przeróżnych propozycji. Trochę wam o nich poopowiadamy. Najważniejsze jest to, że wspólnym mianownikiem tych wszystkich przepisów – bez względu na to, czy to będzie deser typu panna cotta, malinowa chmurka, czy jakiś tort – jest to, że każdy z nich ma niski indeks glikemiczny, nie zawiera cukru i jest zrobiony z mąk, które są bardziej legalne i np. dostarczą wam więcej błonnika i minerałów.

Słodycze na płodnej diecie

A.: Czyli wszystko jest dozwolone, aby nie popsuć diety i jej właściwości. Od teraz ciasto niedzielne może być w końcu legalne.

Z.: Piękne życie. Cudownie! Zaczniemy od tego, kiedy się zrodził pomysł na ten e-book. Co nami kierowało, żeby go wydać… (śmiech) Aniusia się ze mnie śmieje, bo mogłabym tutaj poprowadzić monolog! Jestem człowiekiem „słodyczowym” w tym korpo, nie? Ty trochę mnie rozumiesz, ale twój mąż bardziej.

A.: Zdecydowanie.

Z.: Mogłabym sobie tutaj usiąść z Misiem i rozmawiać. Powiem wam, jak się u mnie zrodził ten pomysł. Wziął się on z tego momentu, którego nadejście sprawia, że potrafię wszystko zawalić. To jest w ogóle świeży temat, bo wczoraj to bardzo schrzaniłam. Nie miałam pod ręką czegoś legalnego na ten czas kawy, kiedy mijają trzy godziny od śniadania. U mnie to jest klasyk, jak nie mam wtedy czegoś dozwolonego, to – przepraszam za określenie – zapcham mordę czymś nielegalnym. Wczoraj np. zjadłam ciasto z Lidla ze słodzonymi jabłkami. Jeszcze ograłam to sobie każdym możliwym trikiem, który miał niby obniżyć indeks. Ale jak zmierzyłam cukier po godzinie, to już nie mówiłam do siebie czule. Naiwny, głupi Zosin.

A.: A dzisiaj weszłam do kuchni, patrzę, a tam już legalne rzeczy na talerzu!

Z.: Zosin pokutuje!

A.: Szybko Zosia bierze się za siebie i wstaje z kolan.

Na chwile kryzysu

Z.: Ale widzisz, z jednej strony szybko się podnoszę, bo czekają na nas pełnoziarniste bułeczki bez cukru z truskawkami, więc zaraz cię tym uraczę. A z drugiej strony przez to, ile razy tak samo upadam, bardzo rozumiem osoby, którym jest ciężko. Jeśli tak jak ja nie będziesz mieć pod ręką czegoś legalnego, to zawalisz tę misję prędzej czy później. Możesz się oszukiwać, że to udźwigniesz, ale nie zrobisz tego, gdy pojawi się większy kryzys, np. mnóstwo pracy, większa ochota, nie wyspałeś się, masz gorszy humor – na to się nakłada tyle części składowych, że hej. Uważam, że ten słodyczobook jest idealną odpowiedzią na to, żeby przygotować sobie coś na te gorsze momenty. I koniec kropka.

A.: Które, jak wiecie, nadchodzą prędzej czy później, bo znacie siebie tak jak Zosia. Możecie się na to przygotować: okej, raz w tygodniu pozwolę sobie na jakieś ciacho, aby tych kryzysów było mniej.

Z.: Tak jest.

W końcu bez wyrzutów sumienia

Z.: Drugi podpunkt, jaki mam na kartce – te zagadnienia są takie robocze…

A.: Powiedz, co tam masz, bo właśnie się z tego śmiałam.

Z.: Mam napisane: „Możesz se legalnie opierdzielić”.

A.: Ja też to mam!

Z.: Okej! No dokładnie tak to brzmi.

A.: Tak jest, bo wszystkie przepisy są bez grama cukru, a mimo to są słodkie – od razu was uprzedzamy. Nawet powiedziałabym, że są słodsze od normalnych. W dodatku wszystkie galaretki są dozwolone. Trudno w to uwierzyć, ale tak jest. Desery wypełnione po brzegi owocami i legalnymi kremami – nareszcie niedziela może być taka jak zawsze!

Z.: I możesz – zacytujmy ten piękny punkt – „se legalnie opierdzielić”. Słowotwórstwo w Akademii na najwyższym poziomie! Złotouste dziewczynki się wykazują.

A.: Powiem wam, że kiedy byłam na diecie płodności, to trzymałam się jej, bo wiedziałam, jaki jest cel. Fakapy, jakie mi się przydarzyły, mogę wyliczyć na palcach jednej ręki, ale bardzo mi brakowało czegoś, co mogę zjeść bez wyrzutów sumienia. One chyba były najgorsze. Tak bardzo chcę zajść w ciążę, a wszystko zawaliłam, bo nie mogę sobie dać rady z jakimiś głupimi słodyczami. Są ważniejsze rzeczy, a ja tak podupadam. I dzięki temu, że macie przed sobą (tzn. mamy nadzieję, że tak jest) dozwolone słodkości, pozbywamy się tych wyrzutów sumienia. Możemy sobie legalnie zjeść coś megasłodkiego i megapysznego.

Legalny deser, który nie popsuje diety

Z.: Trochę minimalizujemy ten podpunkt, a uważam, że on jest turboważny – nawet psychologicznie, emocjonalnie, z każdej strony. To jest jeden z ważniejszych aspektów, dlaczego warto wydać taki e-book dla ludzi, którzy są… Boże, nie wiem, czy mogę użyć określenia „uzależnieni od cukru”. Ja na pewno jestem od niego uzależniona, bo widzę, jak się zachowuję, gdy go nie mam i co potrafię wtedy zrobić. Mój mózg się przestawia na inne tory. Nie panuję nad sobą. Jeśli nie ma ciastka do kawki, to sorry, ale gryzę.

A.: Zosin zły.

Z.: Tak, i to jak! „Gdzie są moje sakiewki?! Gdzie jest moje życie?!”.

A.: Czyli około godziny jedenastej nie warto dzwonić do Zosinka.

Z.: Chyba że wiecie, że mam właśnie upieczone bułeczki. Wtedy jestem pluszowym misiem.

A.: Bo może być tak, że niczego nie załatwicie.

Z.: Aż tak źle nie jest, ale u mnie się to bardzo przekłada. To poczucie, że możesz wreszcie zrobić coś pysznego i w dodatku wraz z każdym kęsem nie psujesz teraz wszystkiego, o co walczyłaś przez ostatnie tygodnie, jest wspaniałe. Że możesz sobie zjeść legalne ciastko, legalny deser, bo tam jest tyle rzeczy do wyboru. Możesz zrobić to, na co masz ochotę, w zależności od tego, czy jest bardzo gorąco, czy nie, bo wtedy może zamiast ciasta lepiej zrobić np. panna cottę albo jogurtowiec. To jest po prostu cudowne.

Beza, pączki, torty, jogurtowiec…

A.: Znajdziecie tam wiele przepisów, które możecie dostosować pod swoje podniebienia. Jeżeli są tutaj fani serniczków, to one tam są, jeśli są fani bez – też tam są. Wielbiciele malutkich monoporcji, również znajdą coś dla siebie. Jeżeli twój mąż ma urodziny albo ty i wyprawiacie przyjęcie, to są tam superciasta, które pięknie wyglądają.

Z.: Jak tortik. Dobrze, chyba płynnie przeszłyśmy do następnego punktu z tego, co widzę, że każdy znajdzie coś dla siebie. Są tam bardzo różne przepisy. I to, o czym wspominałaś na początku: gdyby mój stary albo moja mama usłyszeli, że są tu ciasta słodsze od tych tradycyjnych, to by ich to zniechęciło. A nie zawsze tak jest. To miało być takie pocieszenie: to nie jest tak, że są tu rzeczy bez cukru i to nie jest słodkie i że to się tylko nazywa słodyczobookiem.

To wszystko smakuje słodko, ale nie ma tu białego cukru, bo stosowałyśmy zamienniki, które są jak najbardziej legalne i możecie sobie nimi manewrować, by coś było bardziej lub mniej słodkie. Jedne przepisy są też bardziej wytrawne, a inne są turbosłodkie, jak np. malinowa chmurka z bezą, o której Ania zaraz opowie wam więcej.

A.: Beza jest słodka.

Z.: Jest też jogurtowiec, w którym są owoce kwaśne, np. borówka czy jeżyna, które przełamują smak.

A.: Więc fajnie.

Z.: Dla każdego coś dobrego. Każdy coś dla siebie znajdzie. Jak trafią się upały, to nikt wtedy nie będzie miał ochoty na pączki, które zresztą też tu są. Wiecie, że można zrobić legalne pączki? Jak mam nie kochać tego e-booka? Jak mam się nie uśmiechać, gdy o nim mówię? Bardzo długo moim ulubionym był „Jak pokonać PCOS”, a teraz nie wiem, czy nie szykuje się jakaś detronizacja.

Najtrudniejsza decyzja – nasze ulubione przepisy

Z.: Aniusiu, a jaki jest twój ulubiony przepis? Miałaś się dogłębnie zastanowić. To jest najtrudniejsze pytanie podczas tego podcastu.

A.: Moim sztosem, bo bardzo mi się podoba wizualnie i ze względu na smak, jest malinowa chmurka. Gdy pokazałyśmy ją trochę na Instastories, to dziewczyny pisały: „Jeżeli to jest to, o czym myślę, to wchodzę w to w ciemno”. I to jest dokładnie to. To ciacho, które nadaje się też do tego, aby wbić w nie świeczkę i celebrować jakieś święta. Trudno się zorientować, czy to jest legalne, czy nie, bo nie czuć różnicy pomiędzy ciastami z dużą ilością cukru, a naszą wersją. I przede wszystkim jest to przepyszne. Te malinki w środku! To połączenie biszkoptu, malin, bezy – niebo w gębie! Rewelacyjne ciasto. Przy czym wizualnie bardzo mi się podoba.

Z.: Tak się jarałam z rana, że mam bułeczki pełnoziarniste na górze, a teraz mi smutno, że to nie jest malinowa chmurka. Jedliśmy, bo zawitałaś z tym do biura. To ciasto miała też okazję przetestować twoja mama. Możesz o tym opowiedzieć, bo ona jest takim niuchaczem, który doszukuje się wszystkich dodanych składników.

A.: Tak, ona ma jakiś…

Z.: Radar!

„Bardzo pyszne. Jak to zrobiłaś?”

A.: Tak! Jeśli dodam łyżeczkę czegoś, czego ona nie lubi, to jako jedyna od razu to wyczuje. Moja mama jest łasuchem, trzeba jej to przyznać. Dla niej ciasto do kawy to styl życia, a że pije trzy dziennie, to czasami tych słodkości jest więcej. Jak przywoziłam jej te ciacha, to myślałam, że będzie nimi pluła. To jest tego typu dom, w którym robi się pierogi, kopytka i raczej się nie używa mąki pełnoziarnistej, bo po co. Dżemy słodzimy, ciasta tak samo, a biała mąka króluje. I słuchajcie, przywiozłam mamie to ciasto i nic nie mówiłam, niech sobie je. Okazało się, że musiałam jej jeszcze dokrajać, bo w ogóle się nie zorientowała, że coś jest nie tak.

Z.: „Że coś jest nie tak”!

A.: No tak, bo tego się obawiałam, to był najważniejszy tester. Ona i mój mąż są tacy, że jak powiedzą, że coś jest dobre, to znaczy, że takie jest i że cały świat to zaakceptuje i pokocha całym sercem. „Serio? To jest jakieś ciasto dietetyczne? O co chodzi?”. Zjedli ze smakiem. „Bardzo pyszne. Jak to zrobiłaś?”. A to przepis mamusia znajdzie w słodyczobooku.

Z.: Fajnie.

Dla osób z problemami z gospodarką węglowodanowo-insulinową

Z.: Świetnym testem było też mierzenie sobie cukru przed i po. To było jakoś świeżo po weekendzie z pieczeniem malinowej chmurki. Aniusia przyjechała i każdy dostał swój niemały kawałek, bo kroiła od serca. Mamy gdzieś testorki, jeżeli się dokopiemy do archiwum, to może to pokażemy dzisiaj w trakcie publikacji tego podcastu.

Pamiętam, że czekałam z ręką na sercu. To było takie dobre, więc myślałam, że pewnie wywali mi cukier. I tak się nie stało. To był największy test dla insulinooporności mojej cukrzycy. Glukometr po godzinie i malinowa chmurka zdały egzamin, tak jak w ogóle wszystkie przepisy z e-booka. Testuję je, bo muszę, niejako życie to dyktuje, ale myślę, że to super dla was, że możecie coś z tego wyciągnąć. Macie testera z kulejącą gospodarką węglowodanowo-insulinową, który sprawdza na żywym organizmie, jak to działa. Jestem królikiem doświadczalnym.

A.: Dobrze, Zosinku, że jesteś.

Z.: I dobrze, że nie domagasz insulinowo-węglowodanowo.

A.: To już ty powiedziałaś, tak?

Z.: No dobrze, wyciągnijmy z tego jakieś plusy, skoro już tak możemy płakać nad tymi wszystkimi jednostkami chorobowymi. Akurat traktuję to jako wartość, że mogę to dla was sprawdzić. A potrafi mi wywalić cukier… Naprawdę pół ciastka z jabłkami z Lidla, o którym wam dzisiaj wspominałam, sprawia, że mój cukier po godzinie jest tragiczny. Trzyma mnie w ryzach ta cukrzyca, raczej mam mocny kaganiec. Nie mogę sobie trochę poluzować i czegoś zjeść, a później pójść na spacer i będzie dobrze.

A.: Zosinek ostro ciśnie dietę.

Z.: Muszę, więc staram się trzymać też teraz dla was.

Nasze ulubione przepisy

Z.: A jakbyście chcieli mnie zapytać o mój ulubiony przepis…

A.: Ja chciałabym zapytać, właśnie miałam to zrobić.

Z.: Jak nie zapytasz, to sama to zrobię, stara, nie ma problemu. (śmiech) Wspominałam na wstępie, że to będzie najtrudniejsze pytanie z tego podcastu, gdyż nie mogę się zdecydować. Naprawdę! Oglądałam sobie jeszcze na świeżo zdjęcia, żeby zrobić szybkie podsumowanie tego, co robiłam, i ludzie, nie wiem. Jestem tak wdzięczna za słodyczobook Akademii Płodności, za to, że dziewczyny go wydały, że robiłabym z niego wszystko.

Na początku powiedziałabym wam, że mój ulubiony przepis to ciasto letnie, które zawsze w niedzielę jedliśmy z tatą. To było ciasto na biszkopcie z białą masą, do tego były owoce sezonowe w zależności od tego, co było – czy to truskawki, jeżyny, czy borówki i do tego galaretka. I koniec. Prostota sama w sobie, którą uwielbiam, więc wiedziałyśmy, że taki przepis musi się znaleźć w e-booku i w nim jest. To wymieniłabym na pierwszym miejscu.

Przypomniałyśmy sobie też z Anią o takim cieście, które u mnie robiła ciocia, a Ania mówi, że ona miała je na urodziny od mamy. Różnie się ono nazywa. U nas był to śmietanowiec, a my nazwałyśmy je jogurtowcem. To ciasto, które ma różne galaretki zanurzone w białej masie. Po przekrojeniu jest ono kolorowe, wygląda trochę jak stare płytki.

A.: Tak, teraz takie wracają do mody.

Z.: Dokładnie tak.

A.: Lastryko?

Z.: Lastryko! Tak! To ciasto trochę to przypomina. Wymieniłabym je na drugim miejscu moich topów, bo jest cudowne, lekkie i idealnie pasuje na upały. Wyjmujesz zimne ciacho z lodówki, te owoce w środku są takie zmrożone i te galaretki… To jest takie… Matko! Orzeźwiające, pycha.

Dla urozmaicenia diety

Z.: No i ostatnie? Mogę trzy? Już skończę, obiecuję, jeszcze tylko wymienię ten przepis. To jest taki torcik jogurtowy (à propos rzeczy, które wyglądają pięknie i którymi możesz się pokazać), który ma dwa kolory masy… Nie no, masakra, przecież zaraz będę musiała to znowu robić! W środku jest masa z malinami, a dookoła jest to zalane – już muszę przełykać ślinę – jasną masą z wanilią. Pyszne!

A.: I jak wygląda.

Z.: A na górze jest purée z malin, które zastyga na tym wszystkim i jest takie… O Jezu! Wiele bym za to teraz dała.

A.: Jest dużo propozycji na lato, ale nie tylko, bo znajdą się też przepisy zimowe i świąteczne, np. piernik.

Z.: Są, jasne. Akurat jogurtowiec robiłam w całości z mrożonych malin. Jeszcze wtedy nie było na nie sezonu i wyszło super, więc z jednej strony jest to ciasto na lato, a z drugiej naprawdę da się to ogarnąć również zimą. Jak miałam podać swój jeden przepis, tak właśnie wymieniłam trzy i pewnie by mi się to zmieniało.

A.: I to jeszcze nie koniec.

Z.: Próbowałam Anię przekabacić, pokazywałam jej zdjęcia tych przepisów, mówię: „Ej, zobacz, czy mogę pokazać te gofry i naleśniki? Albo piernik? Ty, a pączki? A panna cotta?”. Tego jest tyle, że trudno się zdecydować i pewnie tutaj każdy Zosinek i każda Aniusia mogliby wybrać coś swojego. Na przykład moja mama powiedziała, że seromakowiec bez dwóch zdań.

A.: Ciasto świąteczne.

Z.: Tak że, co zrobić, jak ciężko wybrać. Można sobie przygotować top na tydzień. To są moje ulubione słodkości na ten tydzień, a w następnym będą inne.

A.: Jest z czego wybierać, bo tych przepisów jest naprawdę wiele. Trzeba działać i próbować. Można sobie urozmaicać dietkę takimi legalnymi słodyczami.

Przeboje z bezą, czyli w poszukiwaniu idealnej receptury

Z.: Jaki masz kolejny punkcik, Aniu? Jak mogłabyś jeszcze zachwalić nasz słodyczobook? Jeżeli wciąż jesteś nieprzekonana, bo ja już go kupiłam.

A.: Też bym go wzięła od razu.

Z.: Ja już robię sobie w kuchni.

A.: Mój mąż oszalałby dzięki temu. Na moim punkcie – to przede wszystkim – i na punkcie tego, co by jadł. Powiedziałabym jeszcze, że warto zaznaczyć, że w przypadku niektórych przepisów to była ciężka droga do opracowania the best of the best receptury. To nie jest tak, że znałyśmy jakiś przepis, więc tu damy taką mąkę, tu taką i wyjdzie. Jednak trochę tych biszkoptów napiekłyśmy i nieco tego ksylitolu zużyłyśmy. Już się denerwowałyśmy z Zosią, bo koszty były spore, a nie lubimy marnować jedzenia, szczególnie ksylitolu, który kosztuje 12 zł.

Z.: Jak za tyle kupisz, Aniusia, to git.

A.: W Lidlu kosztuje 12 zł albo 14 zł – już nie pamiętam. Jednak trochę tego nam szło, później zaczęłyśmy zamawiać na Allegro, bo było taniej. Bardziej się opłaca – to wam zdradzimy.

Z.: Ale wywaliłyśmy tego dużo do kosza. Ksylitol, erytrol – tych rzeczy szło sporo.

A.: Dlatego że musiałyśmy mieć pewność, że jeśli będziecie gotować, to te przepisy wyjdą.  To musiała być stuprocentowa receptura bez żadnych odchyleń, bo jednak łatwo ten biszkopt w jedną stronę… Wiadomo.

Z.: Andrzeju, bo to pierdzielnie, rozumiesz? Rób tak, jak tam jest, bo dobrze wiemy, że 5 g w prawo czy w lewo może to położyć, bo robiłyśmy to wielokrotnie.

A.: Tak jak z bezą. Już miałyśmy się poddać i miało nie być ani jej, ani malinowej chmurki!

Z.: Beza to sztandarowy przykład fakapów.

A.: Już mówiłam Zosi, że mam tego dość. Wysyłałam jej zdjęcia placków, które się rozlewały po piekarniku.

Z.: Smutne takie.

A.: Smutne placki. Ludzie, to była masakra.

Beza jak z reklamy

Z.: Przy czym z bezą to było tak, że najpierw wymyśliłyśmy, że ona musi być. Wiadomo było, że trzeba to zrobić, więc mocno cisnęłyśmy, żeby to wyszło. I jak Ania wysyłała kolejne zdjęcia bezy, w której było tyle ksylitolu, tyle erytrolu i tyle trwał czas ubijania, to ja już tylko zaciskałam kciuki: „Stara, wygląda naprawdę zajebiście, na pewno wyjdzie”. A potem Anka pokazywała mi rozpłaszczone ufo.

A.: Ono chciało opuścić piekarnik.

Z.: No i nie wyszło. Był taki moment, że obydwie zdecydowałyśmy, że bezy nie będzie. „Dobra, stara, trudno”.

A.: Stwierdziłyśmy, że się nie uda i nie możemy dawać do e-booka czegoś, co do czego nie mamy pewności.

Z.: Tak, nie damy ludziom fakapu.

A.: I w końcu…

Z.: Ta historia ma pozytywne zakończenie.

A.: Oczywiście, że tak. Po jakiejś kolejnej próbie. Akurat ja piekłam bezę, więc Zosia powiedziała, że teraz ona spróbuje. Uznałam, że dam sobie ostatnią szansę. Musiałam dojść do siebie trzy dni, a potem powiedziałam: „Dobra, jeszcze raz się spinamy i robimy”. Zosin na łączach trzymał kciuki. W końcu wspólnie opracowałyśmy, że zmienimy ilość ksylitolu, czas pieczenia i temperaturę. Wysyłam w trakcie pieczenia zdjęcie Zosinkowi i piszę: „Stara, ono stoi”. Zaglądam po godzinie – stoi. Patrzę po dwóch godzinach – nie wierzę. Ona jest po prostu jak z reklamy. I jest w e-booku idealna beza – zarówno do malinowej chmurki, jak i beza pavlova.

Z.: Tak żebyście wiedzieli, że to okupione krwawicą i wieloma łzami.

A.: Poszło wiele ksylitolu.

Z.: Udało się! Chociaż już było tak, że skoro nie będzie dużej bezy, to chociaż spróbujemy zrobić małe, może one lepiej się wysuszą. A z małymi – fakap. Ale za to jest duża. Przetestowałyśmy ją wielokrotnie, żeby sprawdzić, czy to nie było tak, że po prostu raz się udało, ale nie.

A.: Wychodzi, wychodzi.

Z.: Tak, jest pyszna. Krwawicą opracowane przepisy.

Słodycze, które wspierają płodność – jak to możliwe?

Z.: Jednym z plusów, który jeszcze wypisałyśmy à propos komponowania potraw i tego, że wszystko ma znaczenie i już 5 gramów, 5 stopni, 5 minut może zrobić robotę, jest to, że gotowanie ze słodyczobooka może dać wam podstawę do tworzenia swoich przepisów. Te w e-booku są skrajnie różne, natomiast ich stelaże i rzeczy, z których się czerpie, aby je zrobić, są z jednej grupy tematycznej.

Jak już to zobaczycie i później będziecie mieli ochotę poeksperymentować w kuchni, to będziecie wiedzieć, z czego można korzystać. To też wam daje takie poczucie pewności, że nie zawalicie przez to całego swojego wysiłku wkładanego przez ostatnie miesiące w trzymanie diety. To może być kolejny argument, że czujecie się pewniej i wiecie więcej.

A.: Albo jeśli macie jakieś swoje ulubione słodkości, których akurat nie znajdziecie w naszym słodyczobooku, ale za nimi przepadacie, bo macie miłe wspomnienia, tak jak ty, Zosiu, mówiłaś, że jadłaś z tatą letnie ciasto. Dzięki tym stelażom w środku e-booka możecie po upieczeniu trzech, czterech ciast spróbować działać ze swoimi przepisami.

Na imprezy i inne okazje

Z.: I jeść jak normalni śmiertelnicy, bo to jest nasz ostatni punkt. To daje wam też swobodę życia codziennego wśród innych ludzi, którzy zupełnie nie są na etapie tego, co się u was dzieje. To może być „case teściowa”, która nie rozumie, że nie jecie tego ciastka albo że odmawiacie pączka. To może być „case impreza”, na której wyciągam ciasto i wcale nie jem jakichś wymyślnych rzeczy, na które ludzie kręcą nosem, bo one wyglądają i smakują inaczej i od razu widać, że znacznie się różnią od tego, co jedzą inni.

A.: Widać, że coś się u nich dzieje, hmmm…

Z.: A ty wyjmujesz coś takiego. Możesz zrobić podobnie jak Ania i powiedzieć, że masz dla nich ciasto i nikt się nie kapnie, że ono jest inne, bo wygląda i smakuje jak te wszystkie nielegalne. Co też daje poczucie…

A.: Normalności.

Z.: Tak.

A.: Pisałyście nam, że…

Z.: …brakuje jej na diecie.

A.: Że wychodzicie gdzieś i jest wam głupio, a nie chcecie się tłumaczyć, dlaczego jesteście na tej diecie i o co w ogóle chodzi. A tu siadacie przy stole, macie swoje ciasto i tyle. Jest ono smaczne, legalne, ale trudno je odróżnić od tego niedozwolonego. I jest spoko, zero wyrzutów sumienia. I po niedzielnym obiadku wychodzicie zadowoleni.

Z.: Piękne życie. A na koniec, żebyśmy nie przeciągały, bo i tak już ponad pół godziny trwa ten odcinek.

A.: Co ty gadasz?

Poparcie naukowe

Z.: Widzisz, jak to jest mówić o przyjemnych rzeczach, Aniusia? To jeszcze coś, co jest najważniejsze. Top topów zostawiłyśmy sobie na koniec. Przede wszystkim dbamy o waszą psychikę, o to, żeby ta dieta nie była katorżnicza i aby ta codzienność nie różniła się tak bardzo od przeciętnej. Ale musicie też wiedzieć o tym, że troszczymy się o waszą płodność i to jest w tym e-booku najistotniejsze.

Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, że słodkie przepisy, nawet na pączki czy ciasta letnie, mogą bazować na bibliografii naukowej – nasze mogą. I to, że wymyślamy sobie z Anią, że damy wam np. przepisy o niskim indeksie glikemicznym, nie wynika z tego, że mamy takie widzimisię, tylko że znalazłyśmy na to poparcie naukowe. Mam tutaj przygotowanych kilka argumentów, które mają być ostatnim gwoździem do trumny dla niezdecydowanych i dla takich, na których działają konkrety, czyli badania.

Trochę wam ich teraz przytoczymy na sam koniec. Jeśli jecie na co dzień więcej produktów, które zawierają białka i węglowodany, które mają niższy indeks glikemiczny, to np. u kobiet następuje poprawa owulacji. Jeżeli wcześniej była ona zaburzona i występowała niepłodność na tym tle, to może się okazać, że wprowadzenie takiej diety sprawi, że ona będzie się pojawiać częściej. I to, o czym trąbimy, chociaż dawno o tym nie mówiłyśmy. Miałyśmy kiedyś taki sztandarowy slajd na prezentacjach, kiedy opowiadałyśmy o tym, że tkanka tłuszczowa to nie tylko wygląd. Pamiętasz? Możemy sobie spekulować, co jest ładne, a co nie, jednak musimy mieć na uwadze, że to jest konkretny…

A.: Organ wydzielniczy.

Z.: O! Aniusia pamięta!

A.: Ładnie? Zdałam?

Z.: Dokładnie tak było!

A.: Wpiszesz do indeksu?

Z.: Wpiszę, piąteczka.

W trosce o waszą płodność

Z.: Tak, dokładnie tak, dlatego że tkanka tłuszczowa ma takie zdolności, że kumuluje i uwalnia konkretne substancje, bioaktywne cząsteczki. Teraz mam na myśli np. adipokinę. Ania mówi: „A może nie mówmy tak, bo to jest skomplikowane, to są trudne nazwy”. Nie chcemy, żebyście wchodzili w szczegóły, chociaż możecie to sobie wygooglować i jeśli jesteście głodni wiedzy – bardzo proszę, możecie to posprawdzać.

Dla was najważniejsze jest to, że te adipokiny oddziałują np. z wieloma szlakami insulinooporności. Tu, mam nadzieję, zapala się wasza lampka. I pewnie was nie obchodzi to, że one korelują z nadciśnieniem tętniczym czy ryzykiem sercowo-naczyniowym, ale już to, że generują podwyższony stan zapalny, może was zainteresuje. Albo to, że kiedy tych adipokin jest dużo, to np. różnicowanie i dojrzewanie oocytów jest zaburzone. I my o to dbamy tymi przepisami z e-booka. Właśnie dlatego trzeba jeść takie legalne rzeczy, aby się o to troszczyć.

A.: O komórki jajowe, o to, żeby wystąpiła owulacja, bo dzięki temu zwiększamy na to szansę, jeżeli to jest właśnie problemem. Ale nie tylko. Pamiętajcie, że niski indeks glikemiczny pozytywnie wpływa na parametry nasienia u panów. To są desery, dania, które warto stosować u pary, która stara się o dziecko, bo dzięki temu wspieramy płodność i zwiększamy szansę na to, aby się udało.

Z.: Dokładnie tak. I odpowiednią dietą, w tym m.in. jedzeniem legalnych słodyczy zamiast nielegalnych, możemy wpływać na funkcję jajników czy na to, że dojrzewanie oocytów nie będzie zaburzone, a także możemy sprawić, że endometrium będzie grubsze, a receptywność jego nabłonka będzie odpowiednia. Jest taki wachlarz rzeczy, którymi możemy działać, więc dlaczego by z tego nie skorzystać? Aniusia macha rękami: „No dlaczego?”.

A.: No właśnie dlatego. Must have.

Na zakończenie

Z.: No dobrze, czyli tym naukowym tąpnięciem warto zakończyć?

A.: Myślę, że tak.

Z.: I iść szamać pełnoziarniste bułeczki?

A.: Idziemy na bułę!

Z.: Legalna!

A.: Życzymy wam miłego wtorku.

Z.: I przypominamy, że wy też możecie mieć takie buły albo coś z innego przepisu, jeśli wasze serce szybciej zabiło do tych, o których mówiłyśmy. Oprócz tego, że zabije serce, to mamy też nadzieję, że płodność! Więc wjeżdżajcie w słodyczobooka jak w masło. Ale to nie jest dobre określenie… Jakieś takie dietetyczne masło. Nie wiem, co to może być.

A.: Może awokado?

Z.: Tak!

A.: Czyli może być.

Z.: Życzymy wam miłego tygodnia.

A.: Pa!

Z.: Hej!

Akademiowe diety i e-booki: www.sklep.akademiaplodnosci.pl