×
W górę
×
Akademia Płodności / Cudeńka /
Historia nadesłana przez Anię 💛
„Hej Akademio!
Ufff… czekałam tak bardzo aż przyjdzie ten dzień i będę mogła do was napisać. Jestem przykładem na to, że Akademia pomaga nie tylko na ciało, ale i na głowę. Wiecie, jak to jest, lekarze, testy, badania, trzeba czekać, starać się, wszystko niby ok, ale… i człowiek ma poczucie, że NIC nie może zrobić i zwyczajnie wariuje. Dieta i Akademia dały mi w tej beznadziei poczucie, że jest COŚ, co zależy ode mnie. To mnie trzymało przez 24 długie miesiące.
➡ Hashimoto,
➡ macica dwurożna,
➡ 3 poronienia
2020
Styczeń: zaczynamy starania…
Marzec: Przypadkiem trafiam do lekarza, który bez badań (!!!) mówi, że mam PCOS. Rozpacz. Ale nie ma tego złego – googlam, o co chodzi i przypadkiem znajduję Akademię. Zanim okaże się, że nie mam PCOS jestem już po lekturze ebooka o PCOS i 28 Dni do Płodności (moje debeściaki!). Zaczynam dietę, a mój cykl szaleje, chociaż badania są ok, więc podejrzewam, że to kwestia stresu 🙁 Po 3 miesiącach badania partnera – jest…mocno średnio. Lekarz wysyła nas do androloga, ale my, intuicyjnie, wjeżdżamy w olej z czarnuszki i sok pomidorowy. I ciśniemy dietę.
Wrzesień: nowy lekarz mówi, że wszystko jest przecież ok, za krótko się staramy (bezsilność level hard). Mam już jednak skierowanie na drożność. Lekarz nie widzi powodu, by powtarzać badania, ale mi znów wjeżdża intuicja, powtarzam badania i… moje świetne dotąd TSH nagle wystrzeliło w kosmos! Diagnoza: Hashimoto. Endokrynolożka nie ma wątpliwości – nagły stan zapalny przez stres. Czyli szwankuje mi psychika…
Grudzień: trafiam na wasz filmik o fizjoterapii. Jestem sceptyczna, ale co szkodzi spróbować? Dzięki wam znajduję mojego „magika”, który pracuje nad ciałem i nad głową… Dieta nadal na pełnej, bo jak mi jest źle, to majstruję przepisy.
2021
Styczeń: wjeżdża projekt żyćko i rzucam okropną pracę… a tu nagle… pierwszy pozytywny test! I szybki koniec… Załamka, więc dieta wjeżdża jeszcze mocniej, bo czymś muszę się zająć.
Marzec: drugi pozytywny test! Tym razem słyszę serduszko… Przez chwilę. Ląduję u psychiatry i zaczynam terapię. Słucham podcastów, a na smutki robię jedzonko, bo mam poczucie, że na nic innego nie mam wpływu…
Wrzesień: trzeci pozytywny test! Znów coś nie tak… Wiemy, że to się nie może udać, ale przez wiele dni nic nie wiadomo. Dostajemy sygnał, że czas myśleć o in vitro (!!!). Nie bierzemy tego pod uwagę, za to jemy dobre rzeczy z diet i realizujemy nasz Największy Projekt Żyćko – PIES!!! (nie spełnialiśmy tego marzenia, bo przecież zaraz będzie dziecko…). Chłop pije czarnuszkę i pomidorowy, a do tego codziennie robi kilometry z naszą ukochaną psiną.
Grudzień: Genetyka wyszła ok (cieszyć się czy płakać, że znowu nie ma przyczyny?), za to nowa lekarka odkrywa macicę dwurożną. Dopiero teraz… nie wiadomo, co z tym robić, ale lekarka jest niezwykle wspierająca, więc staramy się dalej odsuwając ew. ingerencję chirurgiczną. Immunologia wyszła średnio, nie wiadomo, co robić, wskazania są, ale sam profesor nie jest przekonany. Zostajemy z dylematem… który sam się rozwiązuje.
2022
Styczeń: czwarty pozytywny test. Obstawiona lekami (od testu – klasyczny cień cienia!), z lekarką, której ufam, wizytami co tydzień, z terapeutką (raz w tygodniu) i fizjoterapeutą (na telefon), z ukochanym, który uczy się rozmawiać i z psem, który się dużo tuli… udało się przeżyć dziewięć miesięcy w dwupaku. I przez te dziewięć miesięcy myślę cały czas o tym, co napiszę w mailu do Akademii 🙂
Więc tylko taka myśl: najgorsze w staraniach było dla mnie poczucie, że na nic nie mam wpływu. I nie wiem, jaki wpływ miała dieta na moje ciało, ale wiem, że codzienne mielenie siemienia, hodowanie kiełków, sprawdzanie produktów, było dla mnie po prostu dobre. Może to nic, a może czasem to nic to jednak jest… wszystko.
Dziękuję!
Ania”
Dziękujemy za nadesłaną historię i za to,
że mogłyśmy towarzyszyć Wam podczas starań. ❤️
____
Akademiowe diety i ebooki