×
W górę
×
Akademia Płodności / Cudeńka /
Zapraszamy na historię jednej z Was. 💖
➡niepłodność idopatyczna
„Aniu i Zosiu,
Od dłuższego czasu zabieram się za tego maila, ale w codzienności czasu brak, jednak obecna pora przypomina mi o tym, jak sporą rolę odegrałyście w ciągu ostatnich miesięcy mojego życia. Moje podziękowania nie będą typowe, bo też pewnie moja z Wami droga nie jest do końca standardowa.
Z moim mężem staraliśmy się o dziecko od kilku lat, bezowocnie. Nie wiedzieliśmy, co nam dolega. Już wtedy słuchałam Waszych podcastów, lecz raczej okazjonalnie. Byłam w obsesji zajścia w ciążę, nie byłam już w stanie normalnie funkcjonować, odcinałam się od znajomych, którzy mieli dzieci i chwalili się nimi w SM.
Większość uczuć, o których mówicie w podcastach – been there, done that.
Finalnie zdecydowaliśmy się udać do kliniki, w której okazało się, że powód jest raczej „idiopatyczny”, czyli nie wiadomo jaki, aczkolwiek w badaniach wyszły mi 2 mutacje genów – mthfr i pal. Jako pierwszy krok dostałam dodatkowe hormony na czas około owulacyjny. I tu pierwszy szok – ciąża w pierwszym podejściu! Radość niesamowita, swoje szczęście dosłownie wykrzykiwałam na głos, dzieliłam się nim z bliższymi i dalszymi. W tym czasie był nasz skromny ślub, podczas którego ogłosiliśmy ciążę (mimo że była tak wczesna, bardzo chcieliśmy się podzielić nowiną). Za chwilę widzieliśmy prawidłowo zagnieżdżony zarodek, słyszeliśmy bicie serca…
Jak można się spodziewać, ta historia nie kończy się szczęśliwie. Dokładnie miesiąc po ślubie dowiedzieliśmy się, że nasze szczęście odeszło i to chwilę po usłyszanym biciu serca, właściwie chyba tego samego dnia… Rozpacz, żałoba, strach, czy kiedykolwiek zostanę mamą. Trudna wizyta w szpitalu, te rozdzierające serce procedury ronienia…
Do tego widmo nadchodzących Świąt, które miały być za kilka tygodni, a miały być wreszcie „tymi”, z małą duszyczką w moim brzuchu. Plus moja potrzeba kontroli, która kazała mi zrobić badania genetyczne mojej „fasolki” i informacja zwrotna – doszło do kontaminacji DNA matki, wynik nic nie powie, nie poznam nigdy przyczyny utraty mojego pierwszego Cudu. A przecież już czułam, że to chłopiec… To był naprawdę straszny czas, nawet teraz, gdy usłyszę piosenki z tego czasu w radiu, mam automatycznie świeczki w oczach.
I wtedy przed Bożym Narodzeniem zobaczyłam Wasz post o nadchodzących Świętach i o tym, co wtedy czują kobiety po stracie. Poczułam, że ktoś tak bardzo mnie rozumie; że nie powie, że cieszyłam się za wcześnie, że za bardzo wybiegałam w przyszłość, że nie powinnam była nic mówić… Tak jakby miało to zmniejszyć to cierpienie… Nie ukrywam, że w tym czasie powoli motywowałam się do ponownej walki o dziecko, choć minął raptem miesiąc z kawałkiem, miałam dopiero pierwszy okres. Wykupiłam Waszą dietę dla siebie i męża i obładowana wydrukami wyjechałam z nim i naszym psiakiem na tydzień okołosylwestrowy nad morze. Codziennie po kilka godzin słuchałam Waszych podcastów, stosowałam się do zaleceń diety (czarnuszka team – kupiłam jej kilogram 😉). Zaraz potem dodałam też koktajle i słodyczobook. Ale naprawdę najważniejsze było to poczucie zrozumienia, które w Was znalazłam, po prostu czułam, że ktoś trzyma mnie za rękę i mówi, że wszystko będzie dobrze, ale też mówi „rozumiemy, że teraz możesz czuć się najgorzej na świecie”.
Codziennie spracerowalam po plaży z psem i z Wami „na uszach” i budowałam w sobie poczucie, że zrobię wszystko, by się udało, ale jednocześnie będę realizować swój „projekt żyćko”. Nie ukrywam, że zaszczepiłyście we mnie sporo wiary, wróciłam też do modlitw. Podczas moich spacerów jedna myśl nie dawała mi spokoju – specyficzne bóle brzucha. Ale odganiałam te myśli, bo jak to możliwe, zwłaszcza że „to był tylko raz”, teoretycznie jeszcze w dni niepłodne, a wcześniej staraliśmy się latami.
W drugi dzień po powrocie czekała mnie wizyta kontrolna po poronieniu, mieliśmy z doktorem sprawdzać badania i wyznaczać kolejne działania w staraniach. Gdy poszłam dzień przed wizytą na morfologię, coś mnie tknęło, żeby zrobić też betę… Przeżyłam szok, gdy okazało się, że wynosi 50… Nie powiedziałam nic mężowi, bo byłam jednocześnie przerażona, ale też nie miałam pewności, czy to nie pozostałość po mojej niedawnej ciąży. Wątpliwości rozwiały się kolejnego dnia, gdy na wynik popatrzył mój lekarz i zlecił kolejną betę – a ta znów rosła, jak jednoczesne – radość i przerażenie w moim sercu. „Zaszłam w ciążę w pierwszym cyklu po poronieniu” – to zdanie wyraża i nieopisaną radość, i najgorsze przerażenie.
Czy jestem tak nieodpowiedzialna i zaraz czeka mnie znów smutny koniec? Czy może właśnie spełnia się moje największe marzenie? Te myśli towarzyszyły mi jeszcze długo, lekarze wsparli mnie w procesie dobierając farmakologię (heparyna, duphaston, acard), a jednocześnie próbowali budować pewność siebie wyłączając ją w pewnym momencie (gdy je odstawiałam, znów byłam przerażona, czy właśnie nie popełniam największego błędu w życiu). Oczywiście nadal Was słuchałam, kupiłam dietę dla kobiet w ciąży (choć przyznam, że nie zawsze ją stosowałam w 100 procentach 😉 w ciąży jednak miałam dość „słodki ząbek” na standardowe słodycze, choć słodyczobook też był oczywiście grany).
No i teraz najważniejsze – 9 września jest z nami nasza Basieńka ❤️ jest cudowną, uśmiechniętą dziewczynką, kochamy ją nad życie. Spełniło się nasze Marzenie ❤️
Cała ciąża była spokojna, nic nam nie dolegało, choć każde badanie zasiewało ogromny stres. Nadal nie wiem, co było powodem utraty pierwszej ciąży, ale to nadal boli. Nie wiem, czy fakt, że zaszłam w kolejną ciążę tak szybko, był najlepszą drogą (choć spojrzenie w oczy mojej córki rozwiewa te wątpliwości). Wiem tylko, że jestem bardzo szczęśliwa, a macie w tym swój udział. W pierwszych tygodniach, gdy rodziło się we mnie to życie, byłyście mi wyjątkowo bliskie. Pewnie ciężko mówić tu o skutkach diety, bo stało się to dokładnie w tym czasie, ale jeśli przyczyną moich problemów po trosze była głowa, to na pewno przy Waszym wsparciu w tym najtrudniejszym momencie udało mi się z nią mocno popracować. Jesteście mądre, kochane, dobre i takie „swoje” (dziewczyna z Lubelszczyzny here 😉 dokładnie ze (…), choć już kilkanaście lat w stolicy). Uwielbiam Was i nieustannie śledzę, teraz już jako spełniona „staraczka” w roli mamy. „
Dziękujemy za podzielenie się Waszą wzruszającą historią. ❤️
_____
Akademiowe diety i ebooki ➡ https://sklep.akademiaplodnosci.pl/