Kolejny podcast nagrany przez naszych mężów. Tym razem panowie poruszają temat trudny, ale bardzo bliski parom starającym się o dziecko. Co robić, gdy dopada nas myślenie, że to nasza wina, że nie możemy mieć dzieci? Czy mąż, który ma gorsze wyniki, nie jest stuprocentowym mężczyzną? Czy kobieta, która nie może zajść w ciążę, jest gorsza? Jakie słowa powinny wybrzmieć głośno? O swoich emocjach podczas starań i wnioskach z tego okresu opowiadają Michał i Bartek.
Podcast: Odtwórz w nowym oknie | Pobierz
Bartek: Dzień dobry. Witamy państwa serdecznie po raz kolejny jako męski skład…
Michał: Dzień dobry.
B.: Za daleko popłynąłem… męski skład. Raczej supporcik delikatny.
M.: Dzień dobry, witamy wszystkie słuchaczki i wszystkich słuchaczy. Spotykamy się dzisiaj ponownie.
B.: Bardzo nam miło. Cieszymy się z bardzo pozytywnego odzewu. Może tylko taki nam dziewczyny pokazują, ale nie bądźmy też tacy…
M.: Skromni.
B.: Nasze podcasty są świetne. Dziewczyny nas trochę blokują i rzadko pozwalają nam wypowiadać się w takiej formie, bo po prostu się boją, że je zdominujemy i wszyscy będą nas woleli.
M.: Że będziemy za dobrzy. Dzisiaj postaramy się porozmawiać na temat dosyć trudny. Na pewno wszystkie pary, które walczą z niepłodnością, przerabiały go na którymś etapie, może dalej to robią albo dopiero będą go przerabiać. Chodzi o szeroko rozumiany problem akceptacji partnera i siebie podczas starań czy o pytania, które się wstydzimy zadać partnerowi albo tak naprawdę się tego boimy.
B.: Chciałbym tylko dodać do wprowadzenia to, co ty zawsze, Michał, mówisz – to są nasze indywidualne spostrzeżenia. To jest to, co my mieliśmy w głowach, co nas dotykało, otaczało. Nie jest to typowa porada, jak powinno być. Chcemy wam powiedzieć, jak to wyglądało u nas i czego nauczyło nas to doświadczenie, jakie wnioski jesteśmy w stanie z niego wyciągnąć.
M.: I dlatego właśnie dzisiaj poruszymy temat, czy to, że nie możemy mieć dzieci, czyni nas gorszymi. Czy partnerka, która ma problem z zajściem w ciążę, jest gorsza? Czy mąż, który ma gorsze wyniki, nie jest już stuprocentowym mężczyzną? Właśnie na tego typu delikatne kwestie chcemy dzisiaj porozmawiać.
M.: Może ja zacznę. Podzielę się swoimi spostrzeżeniami z czasu, kiedy się staraliśmy. Na pewno na pierwszym etapie starań ta myśl, że się nie uda i nie wszystko pójdzie zgodnie z planem, nie jest tak mocna. Nie myślimy tak od razu. Wiadomo – dużo par, znajomych się stara, udaje się, więc na początku chciałem to wszystko racjonalizować i uważałem, że wszystko będzie OK, że jest to kwestia miesiąca, dwóch, trzech, czterech miesięcy. Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy.
Ale w miarę upływu czasu pojawiało się myślenie negatywne. Czy nam się uda? Czy to w ogóle ma sens i co będzie w momencie, kiedy nie będziemy mogli mieć dzieci? Jak będzie wyglądało nasze życie? Zastanawiałem się nad tym, jak będzie wyglądało nasze małżeństwo, jakie będą relacje między nami, czy będziemy potrafili przejść z tym do porządku dziennego, ile będzie trwał ten smutek, czy będziemy cały czas się starać. Bardzo, bardzo dużo pytań było w głowie. Jednak u mnie dominowało myślenie, że damy radę i kiedyś się uda. Na szczęście po wielu miesiącach starań tak było. I wyszło fajnie, aczkolwiek czarne myśli również były.
B.: U mnie podczas starań dominowało pozytywne nastawienie. Z perspektywy czasu trudno jest mi powiedzieć, z czego ono wynikało. Być może z mojego charakteru. Przypominam sobie momenty, kiedy bardzo intensywnie myślałem o tym, co będzie, jeśli nie uda nam się zajść w ciążę, jeśli nie będziemy mieć dzieci. Na szczęście ta myśl nie była w stanie przejąć nade mną kontroli, co w jakiś sposób pomagało mi trwać w tych staraniach. Pewnie takie myślenie nastawia człowieka negatywnie. Chociaż o tym też trzeba myśleć i nie można się zamykać tylko na to, że na pewno będzie super.
M.: Ja zawsze podczas starań brałem pod uwagę to, że na razie mamy plan A, który obejmował wizyty w poradniach, przychodniach specjalistycznych, to, że wzięliśmy się za siebie i staraliśmy się poprawić nasze wyniki zarówno aktywnością fizyczną, jak i dietami, suplementacją, leczeniem. Ale z tyłu głowy miałem jeszcze to, że jest coś takiego jak in vitro, adopcja, są inne furtki, o których po cichu myślałem. Tak jak mówię – nam się udało po pewnym czasie i nie musieliśmy robić kolejnych kroków, aczkolwiek wiemy, że są pary, które takie decyzje muszą podjąć i na pewno znalezienie kompromisu jest trudne. Temat rzeka.
M.: Przechodzimy tutaj do zagadnienia, że któreś z nas jest gorsze, że to wina kogoś z nas, że mamy problem z zajściem w ciążę. Myślę, że nie należy tego rozpatrywać w tej kategorii, tylko przyjąć taki stan rzeczy i spróbować go poprawić – czy to dietą, czy to zmianą stylu życia, czy leczeniem albo innymi metodami.
B.: Jako osoba wierząca zawsze sobie to wyobrażałem w ten sposób i to mi pomagało: wchodzimy do kościoła na ceremonię ślubną i wychodzimy z niego jako jedność. Zawsze sobie o tym przypominałem, gdy gdzieś z tyłu głowy pojawiała się ta myśl o czyjejś winie. Myślałem o tym, że jesteśmy jednością, wszelkie problemy, radości przeżywamy jako jeden organizm.
M.: To jest bardzo fajne, co powiedziałeś. Nie możemy tego sprawdzić przed wejściem w relację – nie będziemy się badać, diagnozować, tym bardziej że pewne elementy wychodzą dopiero później. Jeżeli dwoje ludzi stara się o dziecko, tworzy jakiś związek (czy to formalny, czy nieformalny), to jedziemy na jednym wózku. Bierzemy to na klatę, robimy, co w naszej mocy, wierzymy, że się uda. Moim zdaniem najważniejsze jest to, żeby zacząć. Na przykład mi się wydawało, że jeszcze jest za wcześnie na pójście do lekarza, że wszystko samo przyjdzie. Tak naprawdę to Ania wyczuła, że coś jest nie tak i że powinniśmy się zdiagnozować. To jest moment zwrotny, kiedy zdajesz sobie sprawę, że coś jest nie tak i że zaczynamy walkę. Na początku człowiek tak naprawdę nie wie, w co wkracza.
B.: I czasami (a właściwie to często) pojawia się pytanie: czy jestem gorsza, bo nie mogę dać ci dziecka? Michał, czy w twojej głowie pojawiały się takie myśli, że Ania może tak czuć?
M.: Gdyby dziewczyny były tutaj z nami, na pewno zupełnie inaczej odpowiedziałyby na to pytanie. Myślę, że tutaj biologia robi swoje. Chęć posiadania dziecka, doświadczenia macierzyństwa – to jest bardzo silne w kobietach. Oczywiście instynkt ojcowski dla mężczyzn też jest bardzo ważny. Ale nawet przez moment nie pomyślałem, że jest gorsza, czy że coś jest z nią nie tak, dlatego że nie może dać mi dziecka. Doskonale wiedziałem, że problem może być i z mojej strony, i z Ani. Ale rozmyślanie o tym wszystkim w ogóle nie miało sensu. Po prostu byliśmy razem, kochaliśmy się, stworzyliśmy rodzinę i staraliśmy się o dziecko. A to, że na naszej drodze pojawiła się niepłodność…
Trzeba przyznać szczerze, że na początku tej walki byłem nieco wycofany. Nie ma co ukrywać – trochę dałem dupy, dlatego że nie rozumiałem tego wszystkiego. To było dla mnie nowe. Wydaje mi się, że nie ogarnąłem tego do końca. Dopiero później nastąpiło przebudzenie, olśnienie. Poszedłem po rozum do głowy i powiedziałem: „OK, Ania, jestem z tobą, wspieram cię w tym wszystkim”. I wszedłem w to na całego. Uczestniczyliśmy w tym razem. Wtedy się postarałem, żeby zadbać o jej komfort psychiczny i fizyczny. Zacząłem więcej rozumieć, więcej czytać, przyłączyłem się do diety, bo na początku nie bardzo mnie to interesowało. Mam wrażenie, że o ile na początku nasz związek trochę cierpiał, bo tych kłótni i płaczu było co niemiara, to w tej drugiej fazie na tym zyskał. Zaczęliśmy walczyć razem i nasze stosunki się poprawiły właśnie dlatego, że chcieliśmy tego bardzo mocno wspólnie.
B.: Chciałem zapytać, czy podzielasz moje zdanie, że to powinno wybrzmieć, jeśli pojawiają się pytania, czy nie jestem gorsza, bo nie możemy mieć dzieci. Jeśli słuchają nas panowie, to warto, żeby się nad tym zastanowili. Czasami może być tak, że coś myślimy i jesteśmy pewni, że ktoś jest tego świadomy. Mężczyźnie może się wydawać, że kobieta wie o tym, że jest dla niego ważna, że nie jest gorsza, ale istotne jest, aby to wybrzmiało. Może warto, aby panowie powiedzieli swoim kobietom: nie jesteś dla mnie gorsza, dlatego że na razie nie możemy mieć dzieci. Warto poruszyć ten temat, upewnić ją o tym. „Jesteś moją partnerką/żoną, jesteś dla mnie najważniejsza” – wydaje mi się, że po to się wiążemy z kobietą. Nie jest na pierwszym miejscu to, żeby mieć dzieci.
M.: No oczywiście, że tak.
B.: Tylko dlatego, że ją kochamy i chcemy z nią tworzyć związek i…
M.: Budować przyszłość.
B.: Wtedy mogą nas spotkać różne problemy, ale jesteśmy w tym wszystkim razem, będąc dla siebie najważniejszymi.
M.: Oczywiście, zgadzam się z tobą w stu procentach, że to powinno wybrzmieć. To powinno być powiedziane jasno i wyraźnie. Im więcej mówimy wprost, tym lepiej dla naszego związku. Nam się może coś wydawać, jej się może coś wydawać, myślimy, że coś jest dla niej jasne. Może się wydawać, że skoro jesteśmy razem, nic nie mówimy, nie narzekamy, nie stwarzamy problemów, to w naszym przekonaniu nie dajemy jej odczuć, że jest gorsza, że jestem zły na to wszystko, więc jest OK.
Z mojego punktu widzenia to nawet nie powinniśmy tego powiedzieć raz, tylko czasami trzeba to powtarzać raz albo dwa razy dziennie, bo nasza partnerka może tego potrzebować. To może spowodować, że ona psychicznie poczuje się lepiej, co może być kolejnym plusikiem do tego, że łatwiej będzie zajść w ciążę. Wiadomo – głowa odgrywa w tym wszystkim bardzo dużą rolę. Napędzanie się, długotrwały stres i przejmowanie się na pewno nie pomagają, aczkolwiek zdajemy sobie sprawę, że nie da się tego wyeliminować. Denerwujemy się, bo jest to poważna sytuacja i rozumiem ludzi, którzy się bardzo tym stresują.
B.: Osoby mało mówiące (jak ja), mało dyskutujące zachęcam do tego, aby się wysilić i rozmawiać więcej. To, co Michał powiedział, bardzo do mnie trafiło. Przypomniało mi to o tym, że u mnie to był proces. Wymagało to ode mnie bardzo dużo pracy, żeby zrozumieć, że ktoś może nie wiedzieć tego, co dla mnie jest oczywiste. Zawsze lepiej usiąść i obgadać dany temat niż się zastanawiać, odsuwać. Uważam, że lepiej dużo rozmawiać niż milczeć i rozmawiać zbyt mało.
M.: U nas był jeszcze tego typu problem, że Ania jest w naszym związku osobą bardziej spokojną i skrytą. U mnie emocje są na wierzchu. Co w głowie, to na języku. Potrafię się zdenerwować, wybuchnąć, ale mam taki charakter, że się pokłócimy, powiemy, co mamy powiedzieć, i za pięć minut jestem tym człowiekiem sprzed kłótni. Nie rozpamiętuję, nie obrażam się i czasami oczekiwałem tego samego od Ani. W pewnym momencie się zorientowałem, że nie wszyscy tak potrafią. Dla mnie sprzeczki są tu i teraz, a za dziesięć minut zapominam o tym wszystkim.
Tutaj też trzeba znaleźć złoty środek pomiędzy tym, jak my lubimy coś przeżywać, jak umiemy się komunikować, a jak robi to druga strona, bo to też jest dosyć ważne. Czasami zabrakło mi tej empatii i tego spokoju, żeby usiąść i po prostu słuchać. Być i wysłuchać, a nie cały czas gadać. Myślę, że to jest też dobra rada, żeby czasami dać się wypłakać tej drugiej osobie – czy mężczyźnie, czy kobiecie. Aby dać tę przestrzeń do smutku i wyrażenia swoich emocji, niekoniecznie oceniając. O, właśnie! Bo to jest też zarzut, który padał czasami ze strony Ani – nie oceniaj, po prostu bądź. W pewnym momencie nauczyłem się być, słuchać, ale nie oceniać – to jest też ważne. To tak z mojego doświadczenia.
B.: Wydaje mi się, że warto to wszystko zawrzeć w kilku głównych punktach podsumowujących. Najbardziej zapadło mi w pamięć to, aby powtarzać kobiecie, że nie jest gorsza, bo nie możemy mieć dziecka, i nie myśleć, że ona o tym wie. Nad tym dobrze jest się zastanowić, porozmawiać z nią.
M.: Dlatego że nie mamy prawa tak mówić. Jeżeli oboje walczymy, oboje się staramy, to tak naprawdę obwinianie się: raz, że nie ma sensu, dwa – prowadzi donikąd, trzy – tak naprawdę nic nam nie daje.
B.: Wiem, że miało być podsumowanie, ale wydaje mi się, że poniekąd w naturze ludzi, powiedzmy np. Polaków, jest myślenie w ramkach obwiniania. Często się w to zapędzamy.
M.: Tak.
B.: To się stało tak, dlatego, że ty… Wjechałem samochodem w słup, bo mnie wcześniej zdenerwowałaś. Wiesz, o co chodzi, nie?
M.: Tak, staramy się wybielić. Im dalej w las, tym więcej drzew – tak samo jest ze staraniami. Pojawia się coraz więcej problemów. W pewnym momencie, kiedy presja jest bardzo duża z jednej czy z drugiej strony, pojawia się mechanizm obronny: mam już dosyć tego jeżdżenia po lekarzach, starania się, płaczu itd., bo to nie jest moja wina. To nie jest moja wina, że nie możemy mieć dzieci, robimy, co robimy, staramy się dalej, ale daj mi święty spokój – czy to ma sens? Wątpię.
B.: Kolejny wniosek: jedność. Nie twoja, moja wina. To jest NASZ problem.
M.: Wspieranie się jest tu tematem. I pamiętanie o tym, że jest na to bardzo dużo sposobów. Żyjemy w takich pięknych czasach, kiedy tych metod walki z niepłodnością jest naprawdę sporo. Mamy świetne kliniki, świetnych lekarzy, dziewczyny, które proponują dietę, która naprawdę pomaga. Czasami poprzez zwykłą zmianę nawyków możemy sobie pomóc. Zawsze staramy się też powiedzieć (bo nie wiemy, czy ktoś nas wcześniej słuchał, czy nie), że bardzo fajnym pomysłem – jeżeli nie radzicie sobie podczas starań ze sferą emocjonalną, z obwinianiem się czy z brakiem wspólnej komunikacji – jest pójście do specjalisty. Mam tutaj na myśli psychologa, terapeutów. Nie bójmy się
tego, dlatego że to na pewnym etapie może nam bardzo pomóc. Dzięki temu możemy zaoszczędzić sobie bardzo dużo bólu, smutku, krzyku, płaczu albo nie spowoduje to, że tego nie będzie, ale będziemy inaczej na to patrzeć. Myślę, że to też jest ważne, żeby to tutaj powiedzieć.
B.: Pozwolić być, nie oceniać. Keep calm and love czarnuszka.
M.: Tak. Trzymacie się w tych swoich staraniach. Dużo rozmawiajcie i spędzajcie ze sobą sporo czasu, bo to bardzo ważne. Trzymamy kciuki, żeby każdemu się udało.
B.: Trzymamy kciuki ze wszystkich sił. Ściskamy.
M.: Pozdrawiamy!
B.: Do usłyszenia w kolejnym podcaście.
M.: Cześć!
B.: Hej!
DIETY https://sklep.akademiaplodnosci.pl/
NEWSLETTER https://akademiaplodnosci.pl/newsletter/