×
W górę
×
Akademia Płodności / Blog / Podcasty / #077 – Starania o dziecko – co jako dzisiejsza ja powiedziałabym dawnej sobie?
czym jest Akademia Płodności
25.10.2022
#077 – Starania o dziecko – co jako dzisiejsza ja powiedziałabym dawnej sobie?

Co powiedziałybyśmy sobie samym kilka lat temu, gdy rozpoczynałyśmy starania o dziecko? Jak próbowałybyśmy dotrzeć do dawnej Ani i dawnej Zosi, aby uchronić je przed błędami? Jaką wiedzą byśmy się z nimi podzieliły? Posłuchaj, co chciałybyśmy im przekazać, i daj znać, czy dostrzegasz w tym wszystkim siebie.

Plan odcinka

  1. Promyk vs czarna dziura
  2. Powrót do przeszłości
  3. To jest okej, Aniu
  4. Zacznijcie ze sobą rozmawiać
  5. Zatrzymaj się i zadbaj o podstawy

Zapraszamy Was również do obejrzenia podcastu z video. <3

KLIK, TUTAJ! 🙂

Transkrypcja podcastu Akademii Płodności

Ania: Cześć, tu Ania i Zosia…

Zosia: Jeszcze raz. I muszę klasnąć! 

A.: A, dobra. Okej. 

[Zosia klaszcze]

A.: Ale masz fuchę.

Z.: Następnym razem ty.

A.: Startujemy. 

Cześć, tu Ania i Zosia. Wspólnie tworzymy Akademię Płodności, w której towarzyszymy parom starającym się o dziecko. 

Z.: Muzyczka. Muzyczka.

A.: Weź sobie stąd włos.

Z.: Będzie widać?

A.: No chyba. Już.

Z.: Człowiek naprawdę musi jeszcze wyglądać do tych podcastów. Kiedyś czasy były takie, że się siedziało w dresie.

A.: Teraz nie ma czasów. Dzień dobry.

Z.: Dzień dobry! Mamy wtorek, skoro nas widzicie i słyszycie. To, że jest wtorek i nas słyszycie, to nic egzotycznego, ale że nas widzicie – to jednak wciąż nowość.

A.: Wciąż nowość, którą badamy. 

Z.: Tak, sprawdzamy, co wy na to. Słuchajcie! Update, bo były komentarze, żeby Ania kupiła sobie nowego iPhone’a. Dziękujemy! Potrzebowałyśmy kopa. Jest nowy iPhone.

A.: Mam nadzieję, że jakość obrazu będzie dużo lepsza.

Z.: Firmooowy jest!

A.: Tamta kamera nie bierze. Nowa – nowa jakość nagrania.

Promyk vs czarna dziura

A.: Dobrze, zaczynamy nasz temat niepłodnościowy. Jak widzicie w tle, a właściwie nie widzicie, tylko te osoby, które oglądają… Będziemy musiały się pilnować, co widać, a co nie.

Z.: Wiesz, co zrobimy? Zrobimy zdjęcie i poprosimy Karola, żeby pokazał ten plakat z bliska, aby było wiadomo, co nam się tutaj pojawia.

A.: Okej, super.

Z.: A na przyszłość może opatentujemy to, żeby nam się lampy nie odbijały w szkiełku. Bo zauważyłyśmy, że to widać, a nie bardzo potrafimy to inaczej ustawić. Coś wymyślimy, ale sam obraz wam pokażemy, bo specjalnie go kupiłam, bo ma nawiązywać właśnie do tematów okołoniepłodnościowych. Chodzi o to, żeby w zgliszczach, które powstają po pożarze niepłodności, która pożera wszystko, zachować chociaż jeden promyczek, aby coś się przez to przedzierało w tym przetrudnym czasie. Mamy takie przemyślenia z Anią, że u nas takiego promyczka zabrakło i bardzo chciałybyśmy walczyć o to, aby w waszym życiu coś ocalało z tego trudnego okresu.

Iskra

A.: A ja powtórzę to już któryś raz: u wielu z was, które pokonały drogę niepłodności, która różnorako się kończyła (czasami były to starania o dziecko zakończone ciążą, czasami nie), jeżeli ten promyk się pojawiał, to zawsze byłyście za niego bardzo wdzięczne. On często się przewijał w wiadomościach i nazywany był różnorako w naszej Akademii, najczęściej jako „projekt żyćko”. I nigdy nie napisałyście nam: „Wiecie co, dziewczyny? W sumie żałuję, że ten promień się pojawił”. Wręcz przeciwnie – jeżeli on się ukaże i jeśli dzięki temu podcastowi powstanie jakaś iskra, to byłoby to coś pięknego.

Z.: I jeśli macie w sobie chęć do tego, żeby się przeciwstawić tej nierównej przeciwniczce (bo niepłodność jest tak zachłanna i zaborcza, że zabiera bardzo dużo), to później się okazuje, że nie zostają po niej zgliszcza. A co więcej – te osoby, które nie spróbowały jej wytoczyć działa i wyrwać się z jej szponów, wspominają czas starań trochę tak jak my – jak czarną dziurę. Tam oprócz starania o dziecko niewiele było. Dlatego przychodzimy. W naszym życiu nie udało nam się jej wyrwać, natomiast bardzo chcemy to zrobić w waszym. I o tym będzie dzisiejszy podcast.

Chciałybyśmy się trochę cofnąć z tą wiedzą, którą posiadamy aktualnie, do początków, żeby te dziewczyny doświadczone kilkoma latami starania o dziecko, a potem wygraną, czyli taka Ania i Zosia, powiedziały coś takim żółtodziobom. W sensie Zosin żółtodziób, Ania żółtodziób i może wy coś z tego wyciągniecie dla siebie, bo może jesteście na początku tej drogi i zauważycie, że to też jest trochę o was.

Powrót do przeszłości

Z.: Czyli co powiedziałabym sobie. Co aktualna Zosia powiedziałaby tej Zosi z początków starań, gdybym miała taką możliwość. Tak? Bo patrzysz takim wzrokiem na mnie, jakby…

A.: Tak. Tak, tak, tak.

Z.: Czy ja dobrze gadam?

A.: Gadasz dobrze.

Z.: I już się zastanawiasz, co byś sobie powiedziała?

A.: Zastanawiam się.

Z.: I?

A.: Zastanawiam się, czy chciałabym o tym słuchać. Mam teraz chaos w głowie, chciałabym powiedzieć wszystko naraz. Na samym początku myślałam, że starania o dziecko zajmą tylko pierwszy miesiąc – tak podchodziłam do życia i tak mi się wydawało, że ono wygląda. Zastanawiam się, czy chciałabym jakichkolwiek rad. Nie łaknęłam ich, wręcz przeciwnie – zaczęłam starania o dziecko jako wszystkowiedząca Ania. Przyszedł taki czas, kiedy bardzo pragnęłam, żeby ktoś mnie poprowadził. I pamiętam moment, w którym taką osobę znalazłam.

Możemy nawet uznać, że to była taka rozmowa kogoś, kto przeszedł przez starania o dziecko i kto opowiadał o tym, co się działo w moim życiu, jakby ocenił to wszystko i mi zobrazował. I to mi nieco otworzyło oczy. To był moment przełomowy w naszych staraniach. Wtedy te rady bardzo mi pomogły. I gdybym miała coś sobie przekazać, to w pierwszym punkcie powiedziałabym, żebym była otwarta na to, co mogą mi dać inni, i żebym nie myślała o sobie jako o tej wszystkowiedzącej Ani. Ale nie wiem, czy przyjęłabym tę radę od siebie. Tam może byłoby dużo złości. Znam siebie z tamtych lat.

Rady dla opornych

Z.: Stara, na pewno by było. Od tego chyba musimy zacząć. Zamierzając nagrać ten odcinek podcastu założyłyśmy, że coś by dotarło do tych głów. Może warto to nakreślić, bo od razu sobie pomyślałam, że może po drugiej stronie są osoby, które nie bardzo chcą tego słuchać. Nawet jeśli to, co chcemy teraz powiedzieć, trafi na bardzo oporny grunt, gdzie nie będzie miało w ogóle jak wzrosnąć, to może zostanie wam takie małe ziarenko, które w dowolnym momencie sobie podlejecie i wtedy pozwolicie mu wykiełkować. My tylko dajemy wam taką zajawkę. Bo może tak być.

Ja też miałam tak, że nie obchodziły mnie rady. Wciąż mi się wydawało, że wiem lepiej, bo nikt nie potrafiłby wejść w moje buty. Ten tytuł jest trochę przewrotny. Ta sama Zosia ma coś powiedzieć tej samej Zosi, chociaż one są zupełnie różne, ale to nadal są moje buty – rozumiesz? Wydaje mi się, że odbiorcom będzie łatwiej słuchać tego podcastu, bo te rady nie są celowane, np. „Anno Nowak, mówię do ciebie i ty masz postąpić tak ze swoim życiem”. Możecie posłuchać sobie z boku, co Zosia starsza powiedziałabym tej młodszej. Chociaż to są dwie zupełnie inne laski. To samo ciało, to samo DNA, a dwie różne osoby. Ale spróbujmy. To jest trudne. Spróbujmy się zmierzyć z tym tematem, licząc na to, że akurat będziecie w takim momencie, w którym zechcecie coś z tego dla siebie wziąć, aby żyło wam się lepiej.

To jest okej, Aniu

Z.: Co przyszło ci pierwsze do głowy? Dorywasz taką Aniusię z początków starań, załóżmy, że ona troszeczkę chce cię posłuchać albo najpierw sobie pomyśli, że gadasz głupoty, a potem jednak się zastanowi i zechce sobie z tego wziąć coś do siebie. Co jej mówisz?

Co czujesz?

A.: Chciałabym ją zapytać, co czuje. Od tego bym zaczęła. Jak wyobrażam sobie, że podchodzę do tamtej Ani, która siedzi i płacze, to chciałabym się zapytać, co ona czuje. I chciałabym, żeby otworzyła się na tyle, żeby mi to powiedzieć, żeby nie wstydziła się swoich myśli. Chciałabym, żeby poczuła, że może mi o wszystkim opowiedzieć, może nazwać dokładnie emocje, przed którymi się broniła, i to, co kłębiło się w jej głowie, ale zaraz mówiła: „Nie, nie, nie, nie. Ty nie jesteś zła, ty dobrze życzysz, ty w ogóle jesteś dobrym człowiekiem, więc dlaczego towarzyszy ci zazdrość, dlaczego nie możesz stawić czoła spotkaniom rodzinnym? W ogóle co się z tobą, człowieku, dzieje?”.

Wydaje mi się, że motałam się z tym na początku, nie czekałam rok, zanim mnie ta niepłodność zasztyletowała. Nie, nie, nie. Od razu wpadłam w to w całości. Te emocje się zmieniały z każdym kolejnym miesiącem, ale czułam się bardzo źle już na starcie. I również z tym walczyłam. W ogóle sobie nie pozwalałam na to, co czułam. I to bym sobie wytłumaczyła – że mam prawo tak czuć, że to są tylko moje emocje i nikt nie ma prawa ich oceniać, czy ja płaczę po roku, po dwóch latach czy po trzech. To są moje emocje, to jest to, co czuję. Sama chciałam to sobie zabrać.

Motałam się w tym. Po prostu widzę, jak się wiłam w tych pajęczynach i samej siebie nie rozumiałam. Nawet wstyd mi było powiedzieć o tym na głos. Nie wiedziałam, że mam prawo do tego, aby mówić, że coś mnie boli. No bo jak to? Przecież inni mają gorzej. No ale to moje życie, a nie innych.

Nazwij te emocje

Z.: Czyli pierwsze, co byś jej powiedziała, to to, żeby sobie pozwoliła czuć to, co czuje, i to nazywać, żeby to z niej uszło.

A.: Tak, zapytałabym się, jak się czuje. Druga sprawa była taka, o czym już wspominałam, że nie potrafiłam nazywać swoich emocji. Nie potrafiłam nazwać tego, co się ze mną dzieje. Wiedziałam, że jest mi źle, bo przecież płakałam. Ale co ja właściwie czułam? Jakich słów użyć, aby oddać to, co się działo w mojej głowie? Nie bardzo potrafiłam to wyartykułować. Wiedziałam, że płaczę, bo przecież widziałam, jak kapią mi łzy. Ale co tak naprawdę sprawiało, że płaczę, co czułam w tamtym momencie?

Zapytałabym ją o to i zachęciłabym do tego, żeby się nad tym zastanowiła. Żeby nawet powiedziała to na głos przed lustrem. Żeby stanęła oko w oko z samą sobą i to nazwała, nawet żeby nikt tego nie słyszał, nawet mąż. Wtedy jeszcze z nim nie rozmawiałam, nie chciałam powiedzieć, co tak naprawdę czuję. I uświadomić sobie, że to jest okej. Że to jest okej, Aniu. To jest okej.

Z.: Długa droga. W sensie superrada, ale wiesz, o co mi chodzi. Z takiej Ani, która boi się nawet w swojej głowie to nazwać, do Ani, która staje przed lustrem i to mówi, plus Ani, która ma jeszcze zaakceptować, że to jest okej. Żeby to nie zabrzmiało dla nich tak, że to jest takie just like that, rozumiesz? To jest proces. Żeby dali sobie na to czas. To może trwać. To jest superrada! Super, turbo. Lepiej się dzięki temu żyje, ale wydaje mi się, że to czasami mogą być nawet lata terapii.

A.: Mogą. Jeszcze tak sobie myślę, że potrzebowałam przewodnika. Potrzebowałam pozwolenia na to. Potrzebowałam osoby, która by mi powiedziała, że to jest okej. Sama nie wiem, kto by mógł być tym przewodnikiem.

Przewodnik

Z.: Od razu sobie pomyślałam, że skoro blokowałaś w głowie te myśli, to jak wpuściłabyś kogoś tak blisko.

A.: Nie wiem.

Z.: Skoro sama sobie na to nie pozwalałaś.

A.: To jest dobre pytanie.

Z.: Kto miał tam wejść? Aż tak głęboko.

A.: Może to by była właśnie terapia, tak jak mówisz. Może to byłby ktoś bliski. A może to bym była ja sama. Po prostu w pierwszym punkcie chciałabym wiedzieć, że jest taka możliwość. Chciałabym przeczytać to u kogoś, rozumiesz? U psychologa, w jakiejś książce. W późniejszym czasie szukałam informacji na temat tego, co się ze mną dzieje. Jeszcze nie było w internecie takich rzeczy. Nie było książek. Ta literatura była bardzo uboga. W ogóle temat niepłodności siedział wtedy w norze. Internet był dopiero na początkowym etapie. Teraz znajdziemy o wiele więcej materiałów, ale wtedy? Szukałam tego, aby ktoś mi wreszcie nakreślił, co się dzieje. Chciałam usłyszeć, że ktoś tak ma.

Z.: Czaję bazkę.

Zacznijcie ze sobą rozmawiać

A.: A ty, Zosiu, co byś powiedziała tej Zosi takiej…

Z.: Samosi. Muszę to podkreślić, że to była zosia samosia, która dobrze wiedziała, co ma robić w tamtym czasie. I nie wiem, czy to by aż tak bardzo powstrzymało tę kulę śnieżną, która się zaczęła napędzać z każdym nieudanym cyklem i która zaczęła rosnąć w siłę niemocy. Czy to pozwoliłoby mi uniknąć kryzysu małżeńskiego, przy którym prawie się wywaliliśmy na tym ostrym zakręcie? Ale może gdybym zechciała zauważyć, że mój mąż, choć tak bardzo inaczej to przeżywa, to wciąż to przeżywa, to byłoby mi łatwiej. Czyli spróbowałabym w jakiś sposób przemówić sobie do głowy, że nawet jeśli on gra inną taktyką i ja tego nie rozumiem, bo ja biorę to na emocje, a on na działanie i nie na wspólny płacz, tylko na jakieś podjęte próby i nie na rozmowę, której ja potrzebowałam, tylko na kolejny suplement czy dodatkowy trening, to wciąż gra do tej samej bramki.

Najpierw to bym się starała zrobić, czyli żeby nie robić ze swojego męża takiego złego, bo z każdym niezrozumieniem dorabiałam do tego ideologię, że on mnie nie rozumie, że się nie stara, że tylko mi zależy. Moje myśli szły już w taką histeryczną stronę, że np. to on jest bardziej winny. I chyba spróbowałabym więcej o tym pogadać, może bardziej wyartykułować swoje potrzeby, np. to, jak wyobrażam sobie wsparcie. Co jest dla mnie wpierającym działaniem, a co totalnie nim nie jest. Trochę wytłumaczyłabym to jak krowie na rowie. Konkrety dla faceta. Działanie.

Konkretne wskazówki

Z.: Jesteś zadaniowcem – nie wspiera mnie to, gdy robisz to, a robisz to często, bo rozumiem, że ciebie to wspiera, ale dla mnie to takie nie jest, więc jak wrócisz już z tego biegania albo zanim na nie pójdziesz, to może mnie przytulisz i nie powiesz mi kolejny raz, że będzie dobrze, bo mnie to tylko zaognia i mam ochotę cię za to kopnąć w dupę, a tak naprawdę potrzebuję, żebyś tu, kurna, był i mnie teraz przytulił, abym się wreszcie mogła porządnie rozwyć, np. w twoich ramionach. I nie musisz nic mówić. I nie mów mi, kuźwa, że będzie dobrze. O, konkret, tak? Nie mów mi „Kochanie, będzie dobrze”. Jezu! On mi to potem tłumaczył milion razy, że miał dobre intencje, że nieważne, co będzie, że on będzie ze mną na dobre i na złe, bo mnie kocha. „Będzie dobrze”. Dżizas. Do dzisiaj mam na to alergię.

To bym spróbowała przemówić tej Zosi. Byłoby bardzo ciężko, bo była megacięta na swojego starego. Spróbowałabym przejść przez ten proces, żeby sobie pomyśleć, że on w tym wszystkim jest moim kumplem. To by mogło na początku się spotkać z moim wielkim oporem. Tak jak w przypadku mojej pierwszej terapii, kiedy sobie pomyślałam, że ta baba jest głupia i w ogóle mnie nie rozumie. „Po co ja tu przyszłam, jeszcze będę jej płacić za to grube pieniądze”. A potem jednak uświadomiłam sobie, że ona była mądrzejsza niż ta dwudziestokilkuletnia Zosiunia. Jak to się ułożyło w mojej głowie, to dopiero byłam w stanie to zrozumieć. No ale podjęłabym próbę. To by była jedna z rzeczy, którą chciałabym sobie wsadzić w tamten łeb sprzed lat.

A.: Podpisuję się pod tym.

Niedomówienia

A.: Tamtej Ani powiedziałabym: „Zacznijcie ze sobą rozmawiać. Czemu tego nie robicie? Czemu interpretujecie swoje zachowania na swój sposób, nawet nie konfrontując tego ze sobą?”. To jest to, o czym, Zosiu, powiedziałaś. I zachęciłabym… Nie mam pojęcia, czy zachęta posunęłaby mnie wtedy do tego, aby zacząć rozmawiać z moim mężem. Ale gdybym mogła spojrzeć na to z boku, aby zobaczyć, co się dzieje podczas starań z parą… Tak z lotu ptaka, np. na inny związek, co może dać taka rozmowa. My nie rozmawialiśmy. Niby staraliśmy się o dziecko, niby były owulacje, dni płodne, wizyty u lekarza, rozmowy, co mamy robić, a jednocześnie miałam takie stuprocentowe wrażenie, że działamy oddzielnie. Trudno jest mi to nawet wytłumaczyć. Robiliśmy wspólnie wszystko, aby zajść w ciążę, ale jednocześnie każdy siedział ze swoimi myślami w swojej głowie.

Dużo było niedomówień. Nie było miejsca na to, aby zrozumieć drugą osobę i to na początku w ogóle nie był czas na drugiego człowieka. Mój mąż mnie nie obchodził. Jak już się w to wkręciłam, a szybko weszłam w to całą sobą, to miałam gdzieś, co on myśli, czuje. Nawet mi to przez myśl nie przeszło. Mamy owulację, trzeba działać, masz się spiąć. Nie obchodzi mnie to, że tobie się nie chce, że jesteś zmęczony, że nie możesz na zawołanie. Co mnie to obchodzi, człowieku? Nie po to się staram miesiąc, wyczekuję tego i w końcu coś się zaczęło dziać, chodzę po lekarzach, czytam wszystko, żeby… Wiecie, to bardzo negatywnie wpływało na relację, bo staraliśmy się, ale byliśmy oddzielnie.

Dbanie o relację

A.: I chyba powiedziałabym sobie, żeby zapytać nie tylko siebie, co czuję, ale też co czuje ta druga osoba. Co, człowieku, czujesz? Jak ci z tym? Nie przyszło mi to do głowy. Totalnie nie było na to miejsca. A w pewnym momencie warto było o to zapytać, bo to był moment przełomowy. Pytaj, co u tej drugiej połówki, bo jesteście razem.

Z.: Tylko pytaj nie na zasadzie: „Dobra, odbębnię to”, tylko pytaj, aby naprawdę się dowiedzieć, bo to może być kluczem do wielu rozwiązań.

A.: Albo może być początkiem czegoś, co da nam o wiele więcej, niż zabierze. Wiesz, ja myślałam, że tylko moje emocje się liczą. Ja się liczę. Ja, moje starania o dziecko, jakby ja to tak przeżywam, a ty nie. To ja mam prawo mówić, a ty tego najlepiej wysłuchaj i w sumie co ty możesz wiedzieć, co ja przeżywam? Znalezienie miejsca na mnie i na tego człowieka. Na moje myśli i jego. Jego myśli są jego, więc ja je przyjmuję, ale szanuję je. Nie tłamszę ich: „Dlaczego ty tak myślisz?”. To jest jego, to jest moje, gdzieś znajdźmy ten środek. Trudne. Bardzo trudne. Nie wiem, co by było, gdybym usłyszała na początku: „Zapytaj, jak twój mąż się czuje w tych staraniach. Jak on się czuje, gdy go traktujesz jak dawcę nasienia”. Miałam jeden cel i mąż był totalnie za mgłą. Poza celem nie widziałam nic więcej. Nawet jego nie widziałam.

Zatrzymaj się i zadbaj o podstawy

Z.: Tak sobie myślę, że tych rad mogłoby być naprawdę bardzo dużo. Możemy iść np. w lifestyle. Bo żeby sobie poukładać w głowie – to ten podcast mógłby się nie kończyć. Więc dam sobie jeszcze jedną radę, bo wiem, że ich zbyt wielka liczba na pewno by mnie przytłoczyła i wręcz uzyskałoby to odwrotny efekt.

Skoro już uderzyłam w psyche, to teraz powiem sobie lifestylowo, bo byłam takim freakiem… Jak to nazwać, by oddało to mnie z tamtych czasów? Byłam człowiekiem zapalnikiem, który przeszukiwał internet w poszukiwaniu promyków nadziei. I jak tylko zobaczyłam gdzieś, że komuś coś tam pomogło, to oczywiście za chwilę było to u mnie w domu i tego próbowałam. A że miałam tych schorzeń bardzo dużo, to wiadomo – coś tam pomoże. Jak nie na PCOS, to na insulinooporność, na hiperprolaktynemię, może na endometriozę. Jak wyczytałam, że pomoże… Wymyślam teraz, bo nie chcę podać niczego konkretnego, np. sproszkowana kora jakiegoś tam superdrzewa, dzięki czemu ktoś twierdził, że miał turboowulację i zaszedł w ciążę, to już wierzyłam, że tylko tego mi brakuje.

Kupowałam to i czasami w jednym cyklu brałam tyle suplementów, że teraz jestem tym przerażona (z tą wiedzą, którą mam obecnie, a pewnie z tą, którą będę miała za 10 lat, to już w ogóle będę chciała to wymazać z pamięci, aby nie wiedzieć, co robiłam sobie i swojemu organizmowi).

Stop!

Z.: Pokładałam w tym ogromną nadzieję, równocześnie zaniedbując podstawy! Bo ciągle byłam leniwą bułą i nie poszłam na ten basen czy trening. Rozumiesz? Ciągle byłam leniwa na tyle, żeby nie zadbać odpowiednio o dietę, tylko wciąż szukałam wymówek… Praca odciążała mi wtedy głowę, więc pracowałam bardzo długo i nie miałam dla siebie czasu. Byłam zmęczona, nie miałam kiedy o tym myśleć. Im miałam więcej pacjentów, tym miałam mniej czasu na myślenie i tym bardziej siedziałam w badaniach, więc byłam bardziej wyedukowana.

Fajnie było nie mieć chwili dla siebie, bo to po prostu mniej bolało. Ale to było też związane z tym, że nie miałam kiedy pójść na trening, basen, spacer, na cokolwiek. Plus to, że jak jechałam z jednego miasta do drugiego, aby przyjmować pacjentów, to zajeżdżałam do maczka, żeby coś zjeść, bo przecież raz na jakiś czas można.

To bym sobie przemówiła: „Laska! Weź się zatrzymaj, zobacz, co ty robisz ze swoim życiem. Przeczytałaś coś o suplemencie, o którym niczego nie znalazłaś w badaniach, ale ktoś napisał, że mu to pomogło, więc to, kuźwa, kupujesz i bierzesz, a wiesz, że masz PCOS i powinnaś trzymać dietkę, a tego nie robisz”, żeby się przyłożyć, plus: „Szamiesz na maku”, plus: „Kiedy byłaś ostatni raz na basenie?”. To bym sobie powiedziała. „Weź, Zosin, się zatrzymaj chwilę. Popatrz na swoje życie. Zobacz, jak ono wygląda. Rozumiem, że musisz zapieprzać, bo to cię mniej boli, bo masz mniej czasu na momenty, które cię totalnie rozwalają i że czemuś się poświęcasz. Okej, ale w tym wszystkim take care of yourself. Pamiętaj o tym”.

Czyli „Nie łap się wszystkiego, co przeczytasz, bo to naprawdę nie jest tak, że ten jeden suplement załatwi wszystko, bo zaniedbałaś podstawy”. To bym sobie powiedziała.

Zacznij od podstaw!

Z.: Bardzo chciałabym to wtedy zrozumieć. Boże! Wtedy, stara, czekałam, aż kurier przyjdzie z tym czymś, bo naprawdę wierzyłam, że tylko tego mi brakuje. Że w poprzednich cyklach, które nie wyszły, jeszcze o tym nie wiedziałam, a teraz już to mam i się uda. Za każdym razem tak było.

Widziałam takie minipromyczki, które mogą pomoc, ale nie dostrzegałam wielkiego słońca, które trzeba ogarnąć, czyli podstaw, takich jak mój tryb życia, higiena mojego życia, co pozostawiało wiele do życzenia. To było ciągle na zasadzie „A, jeszcze mam czas, aby to zrobić. No nie mam kiedy – tyle diet do ułożenia, tylu pacjentów! Tu już muszę jechać do Radomia, tu wracam do Radzynia, jeszcze Lublin – kiedy ja mam to zrobić? Jestem głodna, to nie zajadę na maczka? Wiem, że tam są tłuszcze trans i wiem, jak one działają, ale… Ja to wiem, mnie to ominie”. Słabe to było. To jest druga rada, jaką bym sobie dała: zadbaj o podstawy i się tak nie rozpraszaj tymi małymi rzeczami, bo to nie w tym jest pies pogrzebany. Ona nie chciałaby mnie wtedy słuchać, bo chciała jeździć do maka.

A.: Jestem pewna, Zosin. Pamiętam cię taką.

Z.: Wiem. Pojechałabym tam i jeszcze bym powiedziała: „Zamknij się, jadę zjeść fryteczki”.

A.: Tak byś powiedziała. Dokładnie tak. Znam tamtego Zosinka.

Z.: Ale ten Zosinek jest odważny, spróbowałabym. Może później, po kolejnym nieudanym cyklu, z kolejną jedną kreską dotarłyby do niej te słowa.

A.: Może.

Z.: „Kurde, laska, może rzeczywiście? Może ona ma rację? Weź rusz tyłek, zadbaj o siebie, a nie udawaj, że to robisz, przyjmując kolejne suple”. Tak. Patrzysz na mnie, bo wiesz, jak bardzo to jest nierealne?

Ze skrajności w skrajność

A.: Wtedy? U tamtej Zosi, która była w ogniu tego wszystkiego? Ciężko było do niej dotrzeć. Trudno było się odezwać i przebić przez tę jej pewność… Od ciebie to aż… biła łuna. „Ja wiem, co robić!”.

Z.: To był człowiek zapalnik. Potem, gdy zaczęłam dietę, to było tak, że nie pozwoliłam sobie nawet na małe ciastko do kawy raz na dwa tygodnie. Miałam porobione żarcie co do grama. Taki człowiek korpo. Bez żadnego marginesu błędu. Albo żyję śmieciowo i odwal się, bo biorę suple, albo tak, że moje życie zależy od tego, jak będzie zbilansowany koktajl. It’s me. Żyję ze sobą taką od lat. To jest trudne, ale żyję, ty też.

A.: Ale jest coraz lepiej. Teraz można ci przynajmniej coś powiedzieć.

Z.: I nie zabiję za to.

A.: Tak. No jest lepiej. Wydaje mi się, że zrealizowałyśmy nasze podpunkty, o których miałyśmy powiedzieć. Bardzo jesteśmy ciekawe…

Z.: …czy znajdziecie w tym siebie. Jestem bardzo ciekawa.

A.: A może znajdziecie, ale za jakiś czas, jeśli nie teraz.

Z.: A może właśnie w pierwszym momencie one wzbudzą takie: „Hm”…

A.: „Sorry, ale nie bardzo”.

Z.: To też jest okej. Naprawdę tam byłyśmy. To też jest okej, jeśli tak pomyślicie. A może się okazać, że minie jakiś czas i stwierdzicie, że jednak było tu zagrzebane jakieś ziarnko prawdy i coś jesteście w stanie sobie z tego wziąć. Pozwólcie sobie na luźny odbiór, taki, jak to czujecie. Nawet jeśli ten podcast nie trafi teraz na żyzny grunt, to może stanie się tak całkiem soon, a może dopiero za jakiś czas albo nigdy. To też jest okej.

Na zakończenie

A.: Dziękujemy za wysłuchanie naszego podcastu.

Z.: I co? Widzimy się i słyszymy za dwa tygodnie.

A.: Tak.

Z.: Zobaczymy, czy się widzimy, ale prawdopodobnie to badanie rynku nadal będzie trwało.

A.: Jeszcze chwilkę nam dajcie.

Z.: To badanie rynku wideo. Czy to jest dla was okej.

A.: Będziemy się słyszeć – to na pewno.

Z.: Tak. I nie pozostaje nam nic innego, jak życzyć wam udanego – chciałam powiedzieć weekendu, jak zawsze – tygodnia, bo jeszcze dużo tygodnia przed nami.

A.: W każdym podcaście, jak ktoś słucha kilka odcinków naraz, Zosin życzy wam dobrego weekendu. I jeszcze weekendu!

Z.: Bo udanego weekendu też wam życzę! Ale najpierw tygodnia, bo do weekendu to jeszcze troszkę. Do usłyszenia niebawem!

A.: Do usłyszenia.

AKADEMIOWE DIETY I EBOOKI https://sklep.akademiaplodnosci.pl/
NEWSLETTER https://akademiaplodnosci.pl/newsletter/