Na święta, Dzień Ojca, urodziny albo rocznicę ślubu – twoja niepłodna głowa już stworzyła scenariusz, w którym właśnie z takiej okazji dajesz partnerowi w prezencie pozytywny test ciążowy. Czy wyznaczanie sobie tego typu deadline’ów ma sens? Co nam to daje, a co zabiera? Posłuchaj, jak to wyglądało u nas.
Plan odcinka
Podcast: Odtwórz w nowym oknie | Pobierz
Zosia: Woda niedolana. Poproszę.
Ania: Dużo wypiłam od tego.
Z.: To daj, dolejemy.
A.: Zagotowałam się.
Z.: Ale zobacz, jak się nawadniamy.
A.: Bardzo.
Z.: Zobacz, ta woda była dopiero otwarta, a już się kończy, więc duma.
A.: Duma, duma.
Z.: Powiedziałyśmy to w tym samym czasie?
A.: Tak.
Z.: Wyzerowana „Muszyniana”, lekkie lokowanie produktu. Brawo, Aniusia! Tak należy żyć i tak się nawadniać. Tak należy żyć. Musi ci ta szklaneczka starczyć do końca podcastu, bo nie ma więcej.
A.: Dobrze.
Cześć, tu Ania i Zosia. Wspólnie tworzymy Akademię Płodności, w której towarzyszymy parom
starającym się o dziecko.
Z.: Dzień dobry, dzień dobry!
A.: Dzień dobry, dzień dobry! Witamy w kolejnym podcaście.
Z.: Śpiewającym głosem. Będziemy omawiać śpiewające rzeczy dzisiaj? Niekoniecznie. Bo te akademiowe tematy są często gęsto ciężkawe. I dzisiaj będziemy mówić o jednym z nich. Mamy wrażenie, że jest on często takim wspólnym mianownikiem w okresie starań o dziecko.
A.: Czyli deadline’y. To temat naszego podcastu, który roboczo nazwałyśmy „Pozytywny test ciążowy na urodziny męża”. I o tym będziemy rozprawiać.
Z.: I to nie muszą być urodziny, bo zaraz sobie będziemy o tym mówić. To są po prostu jakieś deadline’y. Mogą to być święta. To może być jakiś wspaniały czas, w którym idealnie by było i nasza głowa dorabia sobie do tego ideologię. To chyba stwarza jeszcze większą presję, żeby wyszło w tym okresie. Prawda?
A.: Zdecydowanie!
Z.: Bo wyobrażamy sobie, że… Dobrze wiemy, ile mogą przeżyć plemniki, ile czasu przed owulacją, ile czasu po niej, kiedy test może wyjść najwcześniej, jak to może wyglądać. Bardzo łatwo jest więc obliczyć i wyspekulować, w jakim okresie ten pozytywny test ciążowy mógłby być wykonany. Więc jak zbliżają się jakieś uroczystości, niekoniecznie dostępne dla wszystkich, typu święta, ale np. takie nasze, jak rocznica związku…
A.: Rocznica ślubu.
Z.: Dokładnie tak. Albo właśnie te urodziny męża.
A.: Święta różne ogólnodostępne.
Z.: Tak, chociaż chyba bardziej te bożonarodzeniowe, bo wtedy się daje prezenty częściej niż na Wielkanoc. Wielkanocny zajączek nie wszystkim przynosi prezenty. A w Wigilię się jednak je robi. Wszyscy wszystkim.
A.: Tak. Jest jeszcze Dzień Ojca. Dziewczyny też to poruszają w swoich historiach, że właśnie czekały na tego typu święta, żeby wręczyć ten pozytywny test ciążowy. I często to nie następowało. Bo życie jest takie, że ciężko sobie zaplanować (pomimo że bardzo tego chcemy podczas starań) to, że wyjdzie nam na pewno pozytywny test ciążowy. A tu by było fajnie, gdyby wyszedł. Wtedy miałabym prezent gotowy dla mojego męża na urodziny, które będą za dwa tygodnie.
A.: Właściwie pomysł na ten podcast zrodził się po jednej z historii, do której dostałyśmy komentarz właśnie odnośnie do tych deadline’ów. Poddajemy pod rozwagę, czy nakręcanie się deadline’ami nie sprawi, że trudniej będzie nam przeżyć tę jedną kreskę, która może się pojawić.
Z.: Plus to, czy presja na dwie kreski w konkretnym momencie nie przynosi więcej szkody niż pożytku. Bo jeśli nie wyjdzie teraz, to będzie większy zawód, niż jak nie wyjdzie za miesiąc. Bo za miesiąc już nie zrobię prezentu w tym roku na Dzień Ojca. Więc czy takie „presjowanie się” i stawianie sobie kolejnych deadline’ów – czy to ma sens długofalowo?
A.: Tak. I stwierdziłyśmy, że warto o tym wspomnieć, żeby każdy z naszych słuchaczy zastanowił się, czy wyznacza sobie takie deadline’y, przez co może się okazać, że trudniej jest przetrwać ten negatywny test.
A.: Czy ty, Zosiu, miałaś deadline’y w swoich staraniach? Czekałaś na momenty, w których będą urodziny męża i wtedy dasz mu pozytywny test ciążowy?
Z.: Jasne. Tylko że to bardziej było w mojej głowie. Wyobrażałam sobie, że… Kojarzysz np. dziewczynę z Akademii, która już wiedziała, że jest w ciąży, bo zrobiła sama po cichu test i nie powiedziała mężowi? Czekała, aż przyjdzie jej strój dla dzieciaczka, body z jakimś logo jego ulubionego klubu piłkarskiego…
A.: Tak!
Z.: Nieważne jakiego.
A.: Pamiętam.
Z.: I tam był numerek, nazwisko. I ona mu zrobiła całą paczkę z tym. To było takie celebrowanie chwili, gdzie ona musiała się do tego przygotować. Ja miałam planów, zanim zaszłam w ciążę, z 15? Z 15 pomysłów na to, w jaki sposób poinformuję o tym Dudka. Stara! Miałam pomysł, że zrobię jakiś quiz i on będzie musiał rozwiązać zagadkę. Albo że będę zostawiać jakieś wskazówki i on będzie musiał coś znaleźć i się domyślić. To było od takich najprostszych pomysłów typu pudełeczko z małymi skarpetkami po różne inne. Miałam bardzo dużo pomysłów. I jeszcze, że może to nakręcę albo zrobię zdjęcia z ukrycia, żeby pokazać potem naszemu dziecku, że tatuś w ten sposób się dowiedział. Rozumiesz?
Potem za każdym razem, kiedy się okazywało, że jestem w ciąży, to emocje tak brały w łeb, że po prostu wybiegałam z łazienki ze łzami i on się dowiadywał w sekundzie. Bez żadnej…
A.: Otoczki.
Z.: Tak. Po prostu zwyciężało to w tym momencie. I tyle.
Z.: Wyobrażałam sobie, że przyjdą święta, ten wyjątkowy czas. I będę mogła tak cudownie to celebrować. Nikt nie przebije mojego prezentu nigdy w życiu. Zawsze jak się zbliżały takie okazje, to moja głowa wręcz mi podpowiadała, że może… Ale chyba nie wybiegałam tak bardzo w przód, że np. w sierpniu planowałabym sobie, że w grudniu mu dam prezent – pozytywny test ciążowy.
To było dokładnie tak, jak mówisz, że wiedziałam, że mamy czas okołoowulacyjny, więc zerknijmy, co by tu było so close za dwa tygodnie. By the way przecież przy naszym pierwszym udanym cyklu, kiedy udało mi się zajść w ciążę z Krysią, czyli pierwszą naszą córeczką, wydawało mi się, że owulację miałam wcześniej, niż realnie miałam. Byłam więc przekonana, tak to sobie świetnie wyliczyłam, że akurat w okolicy walentynek będę mogła mojego starego poinformować, że jestem w ciąży. A miałam jakieś przeczucie w tym cyklu, że coś tam mogło pyknąć.
Wszystko źle wyliczyłam i to tak grubo źle. To był naprawdę bardzo przedłużony cykl i ta owulacja była bardzo późno. I przecież kupiłam mu czytnik książek z przygotowanym tekstem, żeby czytał teraz dużo, bo niedługo nie będzie miał na to czasu i sił i każdą chwilę będzie pewnie odsypiał, bo właśnie… Wiadomo.
Pamiętam, jak wręczałam mu tego Kindle’a. Boże, pamiętam to. Gdzieś z tyłu głowy taka mi szumiała myśl: „No i co teraz? Właśnie miałaś to gadać i co? Siedzisz i po prostu patrzysz, jak odpakowuje zwykły prezent. A tak naprawdę to miał być czytnik z dodatnim testem ciążowym. Czyli nie sam czytnik”. Myślałam sobie, że to miał być superprezent, który sobie zaplanowałam. W swojej głowie dorobiłam do tego ideologię, że to będzie czytnik, ale tak naprawdę nie czytnik, bo tam pal licho z nim. Tylko zupełnie co innego będzie miało znaczenie. „Teraz wręczasz po prostu zwykły czytnik”.
Z.: Mogłam świetnie celebrować tę chwilę z moim mężem. To były walentynki, mieliśmy razem wolny wieczór. Mieliśmy wtedy taki tour po knajpach. Miałam dla niego ekstraprezent, którego używa do dzisiaj. Rozumiesz? I zamiast cieszyć się tym, że mam tego swojego człowieka kochanego u boku, mam dla niego naprawdę miły prezent i spędzę z nim teraz superczas, to siedziałam i moja głowa podpowiadała mi: „Ale słabo. Po prostu zwykły czytnik. Ale lipa, nie? A on miał tu teraz siedzieć wzruszony”.
Potem oczywiście nie wiem, ile dni później zrobiłam ten pierwszy pozytywny test ciążowy. Jednak wyszedł i okazało się, że jestem w ciąży. To przeczucie więc w tamtym cyklu mnie nie myliło. Ale w ilu poprzednich cyklach mnie myliło, co też mi się zdawało, że one są inne?
Przez to, że narzuciłam sobie takie deadline’y i jakieś scenariusze w mojej głowie, które miały zaistnieć, a jednak nie udało się ich odegrać w realnym życiu, bo one gdzieś się rozgrywały tylko w reżyserce mojej głowy, odebrało mi to radość z tych realnych chwil, które naprawdę miały miejsce. I może gdybym sobie nie tworzyła w głowie takich wymysłów na zasadzie: w te walentynki to zrobię tak i powiem wtedy TAKĄ sentencję, a on będzie miał TAKĄ minę i jeszcze się na pewno popłacze. A ja to wszystko nagram i potem będę to oglądać, jak będę miała 60 lat. I pokażę naszym dzieciom.
To mi odebrało radość z takich realnych chwil, które miały miejsce i które też były bardzo miłe. Co prawda ten kaliber szczęścia był inny, ale zupełnie go zatraciłam przez to, że skupiłam się na rzeczach, które chciałam, aby zaistniały, a one akurat chciały zaistnieć w innym czasie.
A.: Bardzo ładnie powiedziałaś: reżyserka twojej głowy. Przypominam sobie historie w Akademii, które dziewczyny wysyłały nam 24 grudnia, kiedy robiły te testy. I one są wzruszające, kiedy udaje się właśnie w takim czasie tu i teraz – dzisiaj mamy urodziny męża i akurat się udało, wcale na to nie czekałam. Bo właśnie to czekanie – tak jak mówisz – może pozbawić nas celebracji tych np. urodzin męża czy innych swoich wewnętrznych świąt. Warto się nad tym zastanowić, czy stawiamy sobie takie deadline’y. Może nie do końca warto, żeby one się pojawiały, bo to tylko potęguje w was – tak jak Zosia wspominała – stratę tych pięknych chwil.
Z.: Jeśli to wygląda tak, jak wyglądało u mnie.
A.: Tak, dokładnie tak.
Z.: Bo jeśli się pushujecie tym i ta presja tylko rośnie, to to jest głupi pomysł. Z drugiej strony – Aniusia, jak tego nie robić? Ty nie wyobrażałaś sobie?
A.: Wyobrażałam, oczywiście, że tak.
A.: Wyobrażałam sobie to w okresie świąt. W ogóle czekałam na nie. Nawet miałam skarpetki, w które miałam włożyć pozytywny test ciążowy. Tak sobie najbardziej to przypominam, że w okresie świąt. Tam znajdzie się to ukojenie nasze. Koniec tych starań. Piękny dzień, piękne podsumowanie, prezent pod choinką.
I tak się nie wydarzyło ani razu. Były to po prostu bardzo bolesne święta, kiedy zderzałam się z tym, że tego prezentu nie było. I teraz sobie właśnie myślę, że może gdybym usłyszała taki podcast… Może się wydarzyć tak, że ten cykl akurat będzie szczęśliwy, ale nie czkałabym, że ten grudniowy będzie tym cyklem wyjątkowym, bo wtedy właśnie się uda. I tak święta to była i tak sytuacja dość trudna ze względu na spotkania rodzinne, a jeszcze sobie dokręcałam do tej głowy, że przecież miał tu być test ciążowy i jeszcze większego kopa sobie na koniec dawałam, że miało się udać i się nie udało. Są święta, są spotkania rodzinne, strach przed konfrontacją z innymi i jeszcze taki kop solidny na koniec. A jeszcze sobie myślałaś, że się uda. To jeszcze tak na zakończenie.
Z.: To jest dobra klamra. Dobre spięcie.
Z.: Mówimy o tym, bo wiemy, że deadline’y to jest coś, co podpowiada nam niepłodna głowa, czym uwielbiamy się pushować. Czasami robimy to nieświadomie, bo to po prostu samo się robi. Coś się zbliża i ten mózg podpowiada: „Oooo, zobacz, jak tu będzie fajnie. Może za dwa tygodnie? Może to zrobisz tak, a może inaczej?”. Bardzo fajnie jest mieć plany i pomysł na to, jak to przekazać, jakiś taki wasz sposób, jak np. ten klub piłkarski. Biorąc też pod uwagę, że jak wezmą górę emocje, to pal licho z tymi bodziaczkami, na które trzeba czekać, aż chłop z Allegro je wyśle. Bo po prostu eksplodujecie i ze łzami w oczach przylecicie, żeby wiedzieć to jak najszybciej z tą swoją drugą połówką. Ale w ogóle snucie takich planów jest dobre, bo to jest taka pozytywna wizualizacja.
A.: Właśnie to chciałam powiedzieć też wcześniej.
Z.: Tylko fajnie by było ją sztywno ograniczyć granicami, nie dokładając sobie do głowy presji, że nie wyszło i wszystko stracone, już nic nie ma sensu. Potem mogą was najść takie przemyślenia jak mnie, że straciłam naprawdę superwieczór z moim starym. Przykro mi jest teraz z pespektywy czasu. Nie umiałam inaczej wtedy na to spojrzeć. Ale teraz chciałabym zwrócić waszą uwagę na to, że – i to kolejny raz padnie w tych podcastach – niepłodność jest bardzo zachłanna. Jak jej się nie postawi wyraźnych granic, to ona sobie po prostu włazi i zabiera. I wlazła mi wtedy w tamto życie z buciorskami, a ja nie miałam w ogóle przestrzeni w sobie ani narzędzi, żeby jej powiedzieć: zapraszam wypierdzielać. I sobie zabierała. Więc niech ten podcast wam otworzy oczy, bo te deadline’y to sobie tak stawiamy.
A.: Tak. I zobaczcie, jak wyglądają te deadline’y u was. Czy one są wspierające, takie, że myślicie, że akurat tego dnia fajnie by było, czy jednak spotykacie się później z rozczarowaniem? Może dobrze jest sobie rozważyć, że nie warto ustalać deadline’ów? Pozostawiam to wam do rozkminy.
Z.: Oraz czy np. brak ich ustalania, bo samo się to będzie robić, że zbliża się okres owulacyjny, więc od razu sobie obliczamy, że to się może nie pokrywać z jakąś okazją, która wystąpi w okolicach – czy nie jest to temat, który warto przepracować z jakimś specjalistą, jeśli np. sami sobie z tym nie radzimy. Jeżeli to będzie nas pushować i odbierać nam radość z obecnych chwil.
Zostawiamy to do przemyślenia, wiedząc, że to może zabierać dużą część waszego życia. I z perspektywy takich wyjadaczek, które… no nie chcę powiedzieć, że zęby na tym zjadały, ale że byłyśmy w tym momencie i teraz widzimy, że mogło nam to zabrać nieco mniej, niż realnie zabrało. Wystarczyło tylko w pewnej chwili zauważyć, że ktoś ci się władował z buciorami w tamto miejsce i mogłaś powiedzieć: proszę wyjść, a jednak stałaś i patrzyłaś tylko, jak ci te ubłocone buciory robią ślady w korytarzu.
Ja miałam dużo sprzątania po takich nieproszonych gościach, którzy nie zdejmowali butów. A chciałabym wam powiedzieć, że jak wam się zdarzy ktoś taki, kto się tam wpierdzieli w tych butach, to możecie go łatwo stamtąd eskortować. I że w ogóle macie prawo to zrobić. I musicie mieć taką świadomość, wtedy narzędzia może przyjdą same. Albo będziecie wiedzieć, że możecie szukać pomocy.
Z.: Zostawiamy więc wam do przemyślenia te wszystkie deadline’y. I tak jak Ania powiedziała – czy one są bardziej wspierające, czy jednak bardziej pushujące i wywierające presję, czy robią wam w głowie jeszcze większe ciśnienie. Ono i tak się tam kumuluje i nie ma ujścia, a wy jeszcze tam dopompowujecie i jest znacznie gorzej. Więc zostańcie trochę z tym tematem, przemyślcie sobie to. Może dojdziecie do jakichś mądrych wniosków i coś np. zauważycie i sobie stwierdzicie, że…
A.: Czas tu posprzątać i zmienić.
Z.: O kurczę! Może tam jednak troszkę, może za bardzo… Może jednak myślmy o tym pozytywnie, ale bez presji czasu. Chociaż to może być trudne, ale pomyśleć sobie możecie zawsze.
A.: Dziękujemy za wysłuchanie podcastu. Do usłyszenia.
Z.: Soon. Pa, pa!
A.: Pa, pa!