×
W górę
×
Akademia Płodności / Blog / Podcasty / #018 – Niepłodność a święta
22.12.2020
#018 – Niepłodność a święta

Powiedzmy sobie szczerze – święta dla osób starających się o dziecko mogą być bardzo trudne. Czasami jedyne, na co mamy wtedy ochotę, to uciec. Zwłaszcza wtedy, gdy dochodzi do momentu składania sobie życzeń i dobrze wiemy, co za chwilę usłyszymy. Jak przetrwać ten czas? Co można dla siebie zrobić? Jak my wspominamy tamten okres? Niepłodność a święta to temat dzisiejszego odcinka. Podsuniemy Ci w nim kilka tipów, dzięki którym odrobinę łatwiej można przez to wszystko przejść.

Plan odcinka

  1. Jak wyglądały nasze święta podczas starań?
  2. Wyrwane momenty
  3. Dzieci przy świątecznym stole
  4. Antyżyczenia
  5. Sojusznik przy stole
  6. Nasze życzenia

Transkrypcja podcastu Akademii Płodności

Zosia: Wypiłyśmy kawę, dostałyśmy nawet kawałek nielegalnego ciastka.

Ania: Ale jest w nim chyba tyle alkoholu…

Z: No, jest 9.00 rano.

A: A ja już po cieście!

Z: Wspaniale się zaczyna ten dzień w Akademii.

Cześć, tu Ania i Zosia. Wspólnie tworzymy Akademię Płodności, w której towarzyszymy parom starającym się o dziecko.

Z: Nie wiem, o co tu chodzi, bo pięknie zaczęłyśmy, po czym Anna bierze do ręki telefon i nie wiem, czy chce nagrywać Instastories, czy…

A: Nie, próbowałam go odblokować, bo mamy tutaj plan odcinka.

Z: Czasami w ogóle lecimy bez planu. Natomiast dzisiaj poruszymy temat, w którym bardzo nie chciałybyśmy pominąć żadnego z naszych myślniczków. Plan jest spisany na potrzeby tego czasu, który już nas otacza, a jak ten podcast wyjdzie, to już zewsząd będą nas atakować święta. Trochę podejdziemy do tego negatywnie, ale to dlatego, że święta dla osób starających się o dziecko mogą być bardzo trudne. I często takie są! To jest to oblicze świąt, o którym się nie mówi, bo zazwyczaj są one pluszowe, wyczekane, rodzinne, szczęśliwe, pełne odpoczynku, śmiechu i w ogóle pełne samych megapozytywnych rzeczy. A czy ten świat staraczkowy zawsze tak wygląda w te dni?

A: Raczej nie.

Z: No dokładnie. I trochę sobie dzisiaj o tym porozmawiamy, bo ten czas jest szczególny, to jest okres swego rodzaju podsumowań i – jak to Ania okresliła – deadline’ów.

Jak wyglądały nasze święta podczas starań?

A: Zaczniemy krótkim wstępem o tym, jak wyglądały nasze święta. Na rozbieg bierzemy Ciebie czy mnie?

Z: Ciebie.

A: Mnie, okej, Ania idzie na pierwszy rzut.

Niepłodność a święta – historia Ani

A: Jeżeli miałabym wspominać moje święta podczas starań, to były one różne. Były takie, którymi nie chciałam się otaczać i miałam ochotę zamknąć się przed całym światem. Nie chciałam żadnego mikołaja, żadnej choinki, żadnych ozdób – w ogóle nie sprawiało mi to radości, bo od początku starań wyobrażałam sobie małe buciki pod choinką, które wręczam mojemu mężowi. To było wizualizacja, która bardzo często pojawiała się w mojej głowie. Albo ten pozytywny test ciążowy, który wręczam w Wigilię – to jest moje supermarzenie staraczkowe. Marzyłam o tym, wyobrażałam to sobie, czekałam na to i naprawdę wierzyłam, że ten cykl świąteczny będzie magiczny i święta też takie będą. I to się nie udało.

Najgorsze święta

A: Pamiętam jedne święta, które były tymi najgorszymi. To było po ciąży biochemicznej, kiedy nie miałam ochoty widzieć się z ludźmi i nie miałam w sobie siły, żeby stanąć twarzą w twarz przy opłatku i słuchać tego wszystkiego, czego będą nam życzyć jako małżeństwu. Czułam, że to nie jest czas, kiedy mam siłę wstać z łóżka, więc wizyty były wtedy ograniczone na tyle, na ile to było możliwe. Nie byłam w stanie o tym rozmawiać i nie miałam ochoty informować świat o tym, co się dzieje w moim sercu. Nie byłam na to totalnie gotowa.

Nasza skrywana historia sprawiła, że zamknęliśmy się na te święta. Nie chciałam nigdzie jeździć. Zrobiłam to dla mojego męża, który nie rozumiał, jak możemy siedzieć w domu, kiedy do rodziców mamy dosłownie kilkadziesiąt kilometrów, i jak mogę nie chcieć podzielić się opłatkiem z rodziną. Ale ja nie czerpałam z tego żadnej przyjemności. Tam nie było niczego, nawet krzty szczęścia, pomimo że w moim domu rodzinnym nie spotkałam się z żadnymi nieprzyjemnymi komentarzami, jeżeli chodzi o starania. Mimo to nie potrafiłam tej magii świąt zrozumieć. Po prostu nie chciało mi się tam być.

A z kolei w drugiej rodzinie były osoby, które zapewne znacie – wujkowie i ciotki, których niekoniecznie chcecie wtajemniczać w wasze życie, z którymi nie macie specjalnego kontaktu, spotykacie się na imieninach, urodzinach, ale nie wypada, żeby ich nie było na święta. Po prostu nie chciałam tam być. Ale pamiętam też takie święta, kiedy ta magia może nie tyle, co się nam udzieliła, ale się pojawiła. To nie było tak, że nagle święta były w każdym zakątku naszego domu, byliśmy szczęśliwi i skakaliśmy pod sufit, ale staraliśmy się zrobić coś dla siebie. Tak było u mnie.

Z: Taka była historia Twoich starań.

A: Dość skrócona, ale tak to wyglądało.

Niepłodność a święta – historia Zosi

Z: Twoja jest skrócona, a ja właśnie chciałam powiedzieć, że moja nie będzie taka długa. (śmiech) Znamienne jest to, co powiedziałaś, że święta się kojarzą z takim deadline’em. Wydaje nam się, że ta cała magia i aura sprzyja temu, żeby to podsumować takim boom! Ten jeden test jest w stanie zmienić wszystko – wszystko by mnie cieszyło, każdy płatek śniegu sprawiałby, że byłabym przeszczęśliwa.

Nie wiem, jak Tobie i Wam podsumować moje święta podczas starań, bo one były różne, ale chyba każde z nich mogłabym określić jako trudne, tylko na różny sposób. My akurat Wigilii i świąt nie spędzamy u dalekiej rodziny. Nie odwiedzamy się tak bardzo, abym widziała jakieś ciotki, pociotki, popopociotki – u nas raczej wesela generują takie spotkania. Zazwyczaj jesteśmy w gronie najbliższej rodziny, powiedzmy – do rodzeństwa ciotecznego moich rodziców. I tyle, na tym się kończy. Tam nie byłam przypierana do muru pytaniami, które by mnie bolały, zadanymi przez ciotkę, która niewiele wnosi do mojego życia.

Trudny czas

Z: Natomiast wyróżniłabym takie dwa momenty, które sprawiały mi trudność podczas świąt. Pierwszy to dzielenie się opłatkiem. To było megatrudne, bo wiedziałam, że trzeba będzie przeżyć to razy dziesięć. Po Waszych wiadomościach i komentarzach zauważamy, że to jest kulminacyjny moment. Niektórzy potrafią złożyć życzenia tak, jak babcia Krysia mi: patrzyłyśmy sobie w oczy i obie zaczynałyśmy ryczeć. Wystarczyło, że ona miała mokry nos, ja – mokre oczy i już wiedziałam, co ona próbuje wydusić i że to kolejne święta, kiedy to powtarza. To były emocjonalnie trudne momenty, mimo że od babci Krysi czułam ogromne wsparcie. Ona sama przeszła tę drogę, więc doskonale to rozumiała, ale to nie dodawało lekkości tej chwili. To dodawało wartości, natomiast nie lekkości.

A drugą trudnością było wyobrażenie o tym, że skoro to są kolejne święta, kiedy nie widzę tej drugiej kreski, to może ktoś inny ją zobaczy i się tym podzieli. Może zaraz będzie następne dziecko przy stole, ale nie nasze. To był mój kolejny, wielki straszak w głowie. To była dla mnie przerażająca myśl, że skoro to z roku na rok jest coraz trudniejsze, to kiedy przy tym stole będą się pojawiały dzieci, a ja będę ciągle w tej korbie starań, to będzie jeszcze gorzej. Ja pierdzielę! Straszny czas!

Naprawdę źle wspominam święta. Bardzo źle wspominam pierwsze święta po megaogromnym kryzysie w naszym małżeństwie, kiedy my sami siebie sklejaliśmy do kupy. To był trudny czas – tak pamiętam święta podczas naszych starań. Bardzo trudny. I do tego ta aura, która tak kontrastuje – dookoła wszyscy się cieszą i jest świąteczna atmosfera, a u mnie w głowie, sercu i duszy absolutnie nie gra ta sama melodia i czułam się od czapy, czułam, że odstaję.

Wyrwane momenty

A: Święta podczas starań są megatrudne, jakie by nie były, pomimo że próbujemy się ratować małymi promykami. Ostatnio dostałyśmy zdjęcie od jednej z Was i musimy powiedzieć, że to jest wow, coś bardzo fajnego, bo z perspektywy czasu zawsze wychodzi, że dobrze, że tak postąpiłyście. To był kalendarz adwentowy zrobiony dla męża. Pomimo że dla starających się o dziecko to nie jest pluszowy czas, to super jest próbować zrobić coś tylko dla siebie. Wiemy, że to nie jest tak, że dzięki temu akumulatory ładują się na 100% i to przyniesie radość i szczęście, ale warto spróbować zrobić coś takiego. Czy Ty, Zosiu, robiłaś coś dla siebie podczas świąt?

Z: Różnie, bo miałam też takie święta, gdy miałam głęboko w nosie – albo w innej dziurze otchłani mojego ciała – jakieś drzewka, bombki, choinki, lampki, świeczki, muzyczki…

A: Wywalone.

Z: Tak, to była moja dziura, w której chciałam się zakopać i w której miało nie być tego świątecznego klimatu. Ale były też takie święta, gdzie pamiętam dokładnie, że stwierdziłam, że zarąbiście będzie to zrobić dla mnie i dla Dudka. Nie odwaliliśmy wtedy american dream w naszej chacie, ale pojechaliśmy wybrać drzewko, ubieraliśmy choinkę, sami robiliśmy na nią ozdoby i pamiętam, że wtedy tym żyłam. „Wow, jak będzie fajnie! Zobacz, super, tu będziemy sobie pić grzane winko” – byłam tam całą sobą, napędzałam to i jak pachniało tą choinką w pokoju, to jednak dobrze było się przy niej przytulić. Tak jakoś…

A: Lepiej.

Z: Tak. Znam też ten stan: „Won mi z tym drzewkiem, nic tu nie będzie, żadnej bombki, won!”.

A: Ja też taki znam! Ten gniew manifestowałam w taki sposób, że jestem osobą z nastawieniem antyświątecznym. Jak w „Grinch: świąt nie będzie” i po co w ogóle się spotykamy.

Z: A św. Mikołaj nie istnieje.

A: Tak, dokładnie.

Przy świątecznym stole…

A: Ale był też moment, że dowaliliśmy taką choinę w naszym domu, że była jedną z większych.

Z: Jak jakieś kompulsywne, skrajne zachowanie, dwubiegunowość.

A: Tak, i się cieszyliśmy. Pamiętam, że piekliśmy pierniki. Oczywiście to nie było tak, że nagle nasze życie było super. Nie, tylko że pojawił się właśnie ten dodatkowy element, dzięki któremu zaczęliśmy się cieszyć tą… Nie wiem, czy to była magia świąt, bo było jej bardzo niewiele, ale tak odrobinę pojawiła się w naszym życiu.

Pamiętam, że robiliśmy pierniki na prezenty i zorganizowaliśmy wigilię dla znajomych ze studiów. Każdy z nas przyniósł sałatkę, ładnie przystroiłam stół. Taki był klimat, pomimo że to też były trudne święta. Wtedy już powiedzieliśmy naszym ludziom od strony męża jaki mamy problem. Bardzo się bałam tego świątecznego stołu, tej konfrontacji. Zresztą nie tylko świątecznej, bo przy tym stole spotykaliśmy się też w imieniny, urodziny i z innych okazji. Miałam wrażenie, że zebranie się przy nim jest takim podsumowaniem tego, czy nam się udało, czy nie. Właśnie przy tym stole czułam, jak bardzo jesteśmy wybrakowani.

To było bardzo trudne, broniłam się rękami i nogami, żeby tam nie siadać. Bardzo się bałam konfrontacji z dzieciaczkiem, który pojawił się przy naszym świątecznym stole. My tam siedzimy samotni we dwoje, bez dziecka, a tu takie już się pojawiło. Ono było megakochane, ale musiało minąć sporo czasu, żebym się przełamała. To nie było tak, że usiadłam i spoko, luz, zaakceptujmy to. Musiałam swoje wypłakać, żeby dojść do momentu, w którym uznałam, że ile można uciekać. Czy naprawdę będziemy takimi ludźmi, którzy będą spierdzielać od tego stołu?

Bez skrajności w skrajność

Z: To już są przemyślenia dojrzałej staraczki. Do mnie też to doszło, ale naprawdę po długim czasie. To jest bardzo ważne, ale muszę też odnieść się do tego, co powiedziałaś o tej wigilii dla znajomych. Mówiłaś o tym, że było fajnie, ale nie aż tak, żebyście sobie zaraz czegoś nie pomyśleli – nie popadajmy ze skrajności w skrajność. Na tym polega ta bitwa z niepłodnością, żeby jej wyrywać chociaż te skrawki, a nie, żeby ją totalnie wywalić przez drzwi i ona już więcej nie wróci. Nagle tak się nie stanie, że będziesz teraz jak rusałka bosą stopą muskać najbardziej frywolne nuty Twojej duszy i ani razu nie pomyślisz o tym, że Ci smutno z powodu swojej sytuacji. Nie, niech ta niepłodność nie wpierdziela się w każdą sferę Twojego życia. Trochę jej wyrwij.

A: Tak, chcę tak podsumować. Czas starań to czarna dziura naszego życia z moim mężem. A te wyrwane momenty to są nieliczne chwile, które naprawdę zostały w moim sercu. Jestem dumna z siebie, że znaleźliśmy siłę na to, aby one się pojawiły. Bo wiecie, nie wiadomo, ile to wszystko będzie trwało – rok, dwa lata, trzy, może to już piąty rok, a może i dziesiąty. Życie szybko nam przemija, różnie może się to wszystko potoczyć. Każda chwila takiego wyrwanego szczęścia dla nas na długo została w mojej pamięci.

Malutkie buciki pod choinką – znów ich nie będzie…

Z: Jak taki promyczek, który się przedziera z tej otchłani. To prawda, dlatego to miał być kolejny tip, który mamy nadzieję, że wyciągniecie z tego podcastu. Często to się przewija przez retorykę Akademii Płodności, aby starać się wywalczyć chociaż takie oddechy, promyczki – różnie to nazywamy. Żeby sobie zdawać sprawę z tego, że to nie jest walka, która ma się zakończyć zero-jedynkowo: wygrać i jesteś cała na biało albo przegrać i jesteś cała na czarno. Nie, tu chodzi o te różne odcienie szarości, które trzeba tej niepłodności wyrywać raz lepiej, raz gorzej.

Niesamowite jest to, że święta, które właściwie kończą rok (bo za chwilę mamy sylwester), to jest ten moment, w którym musisz zdać sobie sprawę, że to kolejny rok, w którym się nie udało. Kolejny, w którym nie mam dla Ciebie, mężu, ani brzucha, w którym trzymam nasze dziecko, ani testu. Znów stoimy w tym samym miejscu. Ponownie kończymy święta z tym samym wynikiem, życzymy sobie tego samego, co rok temu, dwa czy trzy lata temu. W pewnym momencie ta wymowność tej cykliczności jest aż wrzeszcząca. Z tym też się trzeba zmierzyć. Najczęściej trzeba to zrobić w cichości serca, bo w oczy męża to wystarczy tylko spojrzeć i już wiesz, co tam znajdujesz dla siebie i dla niego.

Zrobić coś dla siebie

Z: Kolejnym tipem ode mnie i myślę, że też od Ciebie, Aniu, byłoby to, aby znaleźć coś dla siebie. Warto zdać sobie sprawę z tego, że ten człowiek, który jest u Twojego boku, to jest dużo więcej niż wiele osób posiada. Owszem, największym marzeniem jest to, żeby tę miłość pomnożyć i przelać ją jeszcze na kolejne osoby, ale jak sobie uświadomiłam, że warto robić coś dla mnie i dla Dudka, to było to mocno ożywcze. To wtedy właśnie miałam ten zryw na choinkę, pieczenie pomarańczy, robienie własnych ozdób. Bo to jest super, że jesteśmy razem, że jesteś w moim życiu, że Ciebie mam, że mam się do kogo przytulić, mam komu powiedzieć „kocham” i będę pielęgnować tę relację. Na to bym postawiła, czyli na rzeczy dla nas robione z empatią i miłością.

A: To jest bardzo piękne. Tego Wam życzymy. Bardzo trudno jest to w ogóle dostrzec. Tak bardzo mocno skupiamy się na zajściu w ciążę, że zapominamy o tym, kto jest obok nas.

Z: Dlatego właśnie powiedziałam wcześniej, że zdanie sobie z tego sprawy to jest już tak dojrzała niepłodna głowa i tak przeczołgana tymi miesiącami starań, że ja byłam w stanie przyjąć to, o czym mówiłaś, ale po bardzo długim czasie. Być może są to wnioski, które są teraz dla Was za dalekie. Możliwe, że Wy tego nie przyjmiecie tak ochoczo na zasadzie: „Przemyślę, może one rzeczywiście mają rację”, tylko może się w Was pojawiać bunt. Co nie zmienia faktu, że my to poruszymy, bo byłyśmy w tych obydwu miejscach i teraz musimy się tym podzielić. A z perspektywy czasu, tak jak mówi Ania, pamiętamy te momenty, w których postanowiliśmy zawalczyć i zagryźć zęby. To jakoś się przebija z tych wspomnień niepłodnościowych.

Dzieci przy świątecznym stole

Z: Czy w ogóle istnieje magia świąt bez dzieci? Jest taki utarty obraz, który do nas krzyczy zewsząd – czy to jest reklama telewizyjna, jakieś zdjęcie, cokolwiek – że moc tych świąt podbijają dzieciaczki, które są wokół stołu, śpiewają kolędy, rozdają prezenty.

A: Jest mikołaj, a jak mikołaj, to tylko dla dzieci.

Z: Przez to wszystko istnieje takie przekonanie, że święta bez dzieci są mniej magiczne. To też jest bardzo krzywdzące dla osób, które nie mają dzieciaczków i wciąż na nie czekają. Jeszcze muszę tutaj dodać kolejną myśl – to, o czym Ty powiedziałaś – kiedy pojawia się dzieciątko przy stole i ono nie jest Wasze. To jest najgorsza z wizji, której się bardzo bałam. Mam wrażenie, jakby ten świąteczny stół, przy którym siadamy z tą samą grupą ludzi, boli bardziej, kiedy jest przy nim dziecko, niż kiedy mielibyśmy się spotkać np. z okazji imienin cioci. W święta emocje są tak wystrzelone w kosmos, że to boli dziesięć razy bardziej.

A: Już kiedyś poruszałyśmy to w podcaście o samoocenie, że czułyśmy się wtedy niewartościowe. Siedzisz przy stole, przy którym jest ten maluch, i oczy wszystkich zwrócone są na niego, zwłaszcza jeśli jest on pierwszy. A Ty jesteś w tej niepłodności, w takim poczuciu bycia niewartościowym człowiekiem, niewartościową kobietą. Miałam momenty, gdy czułam się przegrywem, totalnym zerem, chociaż nie chciałabym, żebyście się tak czuły. Ja tak miałam. To były takie święta, kiedy nawet się nie odezwałam słowem, bo mi nic nie przeszło przez gardło. Poszłam do łazienki, wytarłam łzy, włożyłam sobie chusteczkę do oka, żeby nie było widać, że mam zaszklone oczy, wyszłam, usiadłam do stołu, złapałam męża za rękaw: „Błagam Cię, pojedźmy stąd!”. To były bardzo trudne momenty. Nie przychodzi mi do głowy, co mogłoby pomóc tamtej Ani.

Jest nas wiele

A: Teraz znamy milion historii i mamy za sobą mnóstwo rozmów na ten temat, ale trudno mi znaleźć coś, co mogłabym powiedzieć w przypadku takiego największego dołu. Później już te promyki się pojawiały, było coraz lepiej. Jakby zaakceptowałam to ich szczęście i nie odnosiłam go do swojego. Oni mają swoje, ja swojego nie mam, ale walczę. Dla mnie w tamtej chwili ucieczka była ukojeniem.

Z: Dzieci przy świątecznym stole są bardzo trudne. U mnie w rodzinie jest tak, że jak pojawi się mały bąbelek, to tematy przejmuje tylko on. „Czy on ma gila? Czy zrobił kupę? Zobacz, jaki ma pierwszy ząbek! Taką ma zabaweczkę, tu powiedział mama, a tu się uśmiechnął! A może by poszedł spać? Teraz ten potrzyma” – jest po prostu jeden mały człowiek, który absorbuje 90% uwagi, rozmów, wszystkiego, co się dzieje przy stole. W mojej głowie to wszystko urastało do 380%. To jest bardzo trudne.

A jeszcze jak to jest pierwsze dziecko, to jest koniec świata. I to jeszcze nie Twoje, na które tak czekasz. To jest przepis na najgorszą tragedię ever. Ty chciałabyś dać jakąś radę i to jest szlachetne i kochane, ale nie na wszystko są rady. Wydaje mi się, że samo to, że Ty to rozumiesz i Ty też tam byłaś, że wiesz, co czują inne osoby, które muszą się z tym zmierzyć – to może być jedynym ukojeniem.

A: Nie jesteście sami w tych chwilach, jeżeli za kilka dni się spotkacie i będziecie w takiej sytuacji. Jest nas wiele.

Antyżyczenia

A: Zosinku, chciałabym jeszcze wrócić do świątecznych życzeń. Wspominałaś o swojej babci Krysi, która z płaczem Ci je składała. Ale czy spotkałaś się z takimi, które możemy nazwać antyżyczeniami? Takimi, które nigdy nie powinny się pojawić, które są jak szpila wbijana prosto w serce?

Z: Zanim miałam kontakt z taką liczbą staraczek, powiedziałabym, że oczywiście, ale po tym, jak poznałam antyżyczenia od innych dziewczyn, stwierdzam, że moje jednak nie miały takiego kalibru. Mimo że było mi po nich bardzo źle, to po tym, co przeczytałam od innych, jednak nie plasowałam się na szczycie tego peletonu. Wiem, że może być gorzej, że ludzie potrafią być naprawdę bardzo bezczelni. Zazwyczaj są to osoby, które nie są z Tobą blisko. Bo Ci, którym na Tobie zależy, nie wbiją Ci takiej szpili, bo prawdopodobnie wiedzą, co u Ciebie słychać. Nawet jeśli nie masz siły im tego powiedzieć wprost, to oni mniej więcej czają te klimaty i nikt nie zada Ci takiego pytania. To może zrobić wścibska ciotka, którą widzisz raz na rok.

A: I ona musi powiedzieć, że życzy nam w końcu dziecka albo żebyśmy się wzięli do roboty.

Z: Tak! Albo powie Ci z takim wyrzutem, że tylko kariera się liczy i że Kasia to już ma trzecie, a Ty to co? Ci młodzi teraz…

„Na co czekacie?”

A: Albo: „Na co czekacie?”. Gadają te ciotki głupoty, które bardzo bolą. Rozmawiałyśmy już z Zosią o tym, że jeżeli są to życzenia od takich ciotek, które widzicie raz na rok, to czy naprawdę trzeba od nich wymagać? W idealnym świecie super byłoby, gdybyśmy wszyscy byli empatyczni. Ale tak nie jest. Ten świat nie jest idealny. Tak samo jak ludzie, którzy nas otaczają. Te ciotki nic nie wnoszą do naszego życia, nic nie kumają. One po prostu muszą coś powiedzieć i dowalają takim sztampowym tekstem, który być może same słyszały jak były młode. Kiedyś to było normalne, że młode małżeństwo po miesiącu spodziewało się dziecka, więc może tej ciotce trudno jest zrozumieć, że jest coś takiego jak niepłodność i że to jest częsty problem. Może ona nigdy się z tym nie spotkała, więc nie rozumie, jak bardzo jej słowa potrafią ranić.

Z: Błagam! Anusia jest u nas taką damą ważącą słowa. Ja bym Wam powiedziała bardziej dosadnie: co te ciotki, widziane raz na weselu czy na święta, o Tobie wiedzą? Co je to w ogóle obchodzi? Ten człowiek zupełnie nie ma na uwadze Twojego samopoczucia i szczęścia. Błagam, wbijajmy w takie ciotki szpile – to jest moje przesłanie. Jak Wam ktoś, kto nic nie znaczy w Waszym życiu, mówi coś takiego i Ty poświęcisz teraz na to tyle emocji, wypłaczesz tyle łez – błagam, nie dajcie się takim osobom. To jest bardzo zgubne. Podbijanie negatywnych emocji u staraczek jest tym, co kochamy robić. Jak tylko ciotka coś powie, to będziemy się w tym rozniecać, że jak ona mogła, jaka jest bezczelna i jak mnie zraniła – łatwo jest w to popaść. Osoba prawdziwie Wam bliska nie zada Wam takiego pytania.

Riposta na pytania o dziecko

Z: Nawet pokusiłabym się o to, w zależności od tego, jaką macie osobowość – czy jesteście takim eleganckim Anusiem, czy bezpośrednim Zosinkiem – żeby sobie przygotować jakąś ripostę. O tym też można nagrać odcinek: riposty-gotowce dla eleganckiej Anny i dosadnej Zofii. Bardzo chciałbym to zrobić. (śmiech) Ja mam już kilka, które jednym słowem mogą zakończyć rozmowę. Wtedy taka ciocia to już się nie odezwie do kolejnych świąt. (śmiech) Przepraszam, trochę trzeba obśmiać ten temat, bo bardzo dużo smutku dookoła, a trzeba to trochę odczarować, zwłaszcza że to jest tak nieznaczące.

A: A co, jeśli przy stole są nie tylko ciotki, które widzisz od święta i nic dla Ciebie nie znaczą? Co w momencie, gdy pojawiają się osoby, z którymi nie chcesz się dzielić tym, że staracie się o dziecko i macie problemy? A jest to na przykład siostra cioteczna albo krewni, którzy teoretycznie są z Tobą bliżej i którzy są młodzi. To jest trudny moment. Co masz im odpowiadać, jak Ci składają życzenia na zasadzie: „Weź, potrzymaj tego bąbelka, to się zarazisz”. Prawdopodobnie takie sytuacje też mogą pojawić się u osób, które nas słuchają.

Z: Wiem, że się pojawią, bo za często o tym czytamy w wiadomościach, żeby można to było zlekceważyć. Teraz czekasz, aż dam na to odpowiedź? Chciałabym zaoferować siebie na wypożyczenie – będę wbijać na takie Wigilie z karabinem maszynowym argumentów i ripost.

A: Bo czy jest na to jakaś mądra odpowiedź?

Z: Uzależniłabym odpowiedź od stopnia zażyłości relacji. Mam siostrę cioteczną, której jestem w stanie powiedzieć wszystko i ona nigdy czegoś takiego nie powie, bo dokładnie wie, co się dzieje w moim życiu. Ale wyobrażam sobie inną siostrę cioteczną, która jest zupełnie z boku, może jest w moim wieku i teoretycznie wie więcej, ale jak wali takie teksty to… Nie wiem. Odpowiedź uzależniłabym od stopnia zażyłości relacji.

Sojusznik przy stole

A: Siedzimy jeszcze przy tym stole, ale już powoli będziemy przechodzić do kolejnych punktów. Chciałabym dodać, że moment, w którym podzieliliśmy się z tym jednym ze stołów, przy którym źle się czułam, informacją, że staramy się o dziecko, sprawił, że było mi przy nim lepiej. Nie wszyscy wiedzieli, że się staramy i nie miałam potrzeby mówienia o tym każdemu. Podczas pierwszych wspólnych świąt życzenia od tych osób bardzo bolały. Mocno to przeżyłam, nawet się obraziłam, zamknęłam się w domu i wypiłam butelkę wina.

Ale przy drugim razie w ogóle nie wzięłam tych życzeń pod uwagę. Wtedy siedziałam przy tym stole już po rozmowie z moją wspaniałą teściową, która okazała się ogromnym wsparciem. Po tej szczerej rozmowie czułam się przez nią zaakceptowana. To był moment kulminacyjny, który dużo zmienił. To nie było tak, że przy stole było superekstrafantastycznie, ale dzięki temu, że wiedziałam, że mam tam swojego człowieka, było mi po prostu lżej. Najeżona czekałam na atak i wiedziałam, że z jej strony go nie otrzymam.

Z: A może nawet Cię obroni. Trzeba też dodać, że Twoja teściowa jest człowiekiem do rany przyłóż. I właśnie takich teściowych życzymy całemu światu. Ale nie każda jest taka wspaniała i to też trzeba powiedzieć. W Twoim przypadku nie dość, że ona Cię nie zaatakuje, to jeszcze Cię obroni. Ale nie taki ten świat piękny.

A: No niestety. Wiemy, że są też inne teściowe. Dostajemy od Was wiadomości, że się podzieliłyście tak intymną sprawą i się nie spotkałyście ze zrozumieniem.

Z: A to wtedy boli trzykrotnie bardziej. Decyduję się podzielić z Tobą tym najbardziej bolesnym i intymnym skrawkiem życia i nie dość, że nie znajduję zrozumienia, to jeszcze spotykam się z naganą albo kpiną czy umniejszaniem problemu. Niestety świat nie jest tak piękny, a akurat nam przyszło mieć fajne teściowe. Wiemy, że jest różnie.

Jeśli czujesz się na siłach…

A: Tak, jasne, ale słuchają nas też różne osoby i jeżeli macie podejrzenie, że teściowa jest spoko… Bo ja na przykład zwlekałam, bardzo się wstydziłam przed nią przyznać, że jej syn wybrał sobie taką żonę, która nie wiem, czy da tego pierwszego wnuka. A on jest najstarszy, więc pasowałoby, żeby miał dziecko jako pierwszy. Tak się oczywiście nie stało.

Z: Ale zobacz, jak my się sami wbijamy w takie ramy oczekiwań, założeń. Najstarszy syn, więc on pierwszy będzie miał dziecko, bo co? Nie miał i co się stało?

A: Nic się nie stało.

Z: No widzisz, a Ty w swojej głowie – o matko, gdzie Ty byłaś!

A: No tak, wyobrażenia podczas starań to jest coś bardzo niebezpiecznego. Bardzo dużo sobie tworzymy takich projekcji, które niekoniecznie się ziszczą.

Z: Niech to będzie przesłaniem, bo to jest w sumie mądre. Wiem, co chciałaś powiedzieć na początku. Obie nas pod tym podpiszę: jeśli czujecie się na siłach, aby o tym powiedzieć, to warto. Niekoniecznie trzeba od razu powiedzieć o swoim problemie wszystkim przy stole, ale może właśnie takiej teściowej, teściom, bratowej da się przemycić ten temat. Nam obydwóm – bo ja też się mogę pod tym podpisać – dało to ukojenie. I kiedy ja o tym powiedziałam, czułam się z tym lepiej. Tylko nie możecie się gwałcić. Jeśli to nie jest ten moment, że to jest okej, to tego nie róbcie, tylko dlatego że Zosia i Ania powiedziały, że im to pomogło. Ja naprawdę czułam, że teraz jestem na to gotowa. To nie pojawiło się od razu, ale po tym przyszło ukojenie.

A: I wiecie, co jest najlepsze? Nic się przy tym stole nie zmieniło, a bardzo dużo zmieniło się w mojej głowie.

Nasze życzenia

Z: Okej, to tym chyba zamknęłybyśmy temat świątecznego stołu i tego, aby zdać sobie sprawę, kto przy nim siedzi, czy jest dla mnie ważny i kto naprawdę liczy się ze mną, z moim sercem i z moimi uczuciami. Jak już sobie to przewartościujecie, to być może te wbijane szpile nie będą Was boleć albo dołączycie do teamu Zosinka i będziecie mieć gotową ripostę. Natomiast nie zmieni to faktu, że te święta będą trudne.

Trzeba też sobie pozwolić na dopuszczenie takiej wizji, że to nie jest ten pluszowy świat, w którym tak pięknie się odnajduję jak Ci uśmiechnięci ludzie z reklam. Jeśli nie czuję się tak jak oni i ta magia świąt nie oblepia mnie na każdym centymetrze mojego ciała, to jest to okej i jestem w porządku. I my jako Akademia Płodności dajemy Wam święte prawo do tego, abyście spędzili te święta tak, jak Wam będzie z tym najlepiej i najbardziej komfortowo. Przy założeniu również, że przyjdą momenty trudne i trzeba sobie na nie pozwolić, ale nie rozgrzebywać za bardzo tych demonów w swojej głowie.

Miłość do siebie

Z: Z tego miejsca obydwie z Anną, która tutaj siedzi i uśmiecha się do mnie tak, jakby Was widziała przed oczami pełnymi miłości…

A: …pełnymi miłości od nas do Was. Życzymy Wam wszystkiego, czego pragniecie, oraz tych małych i dużych promyków, braku deadline’ów w Waszym życiu, żeby nie było w nim takiego miejsca na podsumowania – nie dawajcie sobie tego. Dawajcie sobie dużo miłości do siebie. Zobaczcie, kto jest obok Was, którzy ludzie są Wam bliscy, cieszcie się z tych malutkich rzeczy. A może to są właśnie te duże rzeczy?

Z: Z tych małych zróbcie te duże. I te najbliższe dni spędźcie w zgodzie z Waszymi serduszkami. Życzymy Wam też dużo siły na te momenty, kiedy będzie trudniej. A jeśli tak będzie, to my zawsze jesteśmy – pamiętajcie o tym. I miejcie też świadomość, że ta społeczność ludzi, którzy będą czuć te trudne i negatywne emocje w tym czasie, jest większa. Wiemy, że daje Wam to ukojenie i że się w tym odnajdujecie.

Nie wiem, kiedy będziecie słuchać tego podcastu, najprawdopodobniej we wtorek przed świętami, ale zapraszamy Was również na nasz Instagram, gdzie poruszamy temat antyżyczeń, żebyście zobaczyli, jak to wygląda w przeciętnym polskim domu. Wspólnymi siłami może nam się uda znaleźć jakieś rozwiązania, odpowiedzi, riposty. Tymczasem najmocniejszy przytulas świąteczny leci teraz do każdego słuchającego nas ucha. Niech się spełnią Wasze marzenia – życzymy Wam tego najszczerzej, naj, naj…

A: Naj…

Diety i ebooki: https://sklep.akademiaplodnosci.pl/