„Po bolesnym poronieniu trafiłam do Akademii Płodności…”

13 lat razem, 7 lat małżeństwa

Zdrowy styl życia, brak wyraźnych problemów zdrowotnych

Stracone ciąże – 2 biochemiczne, poronienie w 7tc, brak zarodka

Przeprowadzka za granicę, intensywna diagnostyka

Decyzja o płodnej diecie i zmianie stylu życia

4. podejście do IUI = WYMARZONE DWIE KRESKI!

Strach, ostrożność, czekanie… aż do 22 tc, kiedy poznali płeć!

Córeczka przyjdzie na świat miesiąc przed 35. urodzinami

CAŁA HISTORIA

Moja przydługa historia to nie jest szereg schorzeń, nieprawidłowości i stawianie kolejnych diagnoz, ale myślę, że takich dziewczyn jak ja, też znajdzie się kilka. Trafiłam do Was po prawie 2 latach starań i pierwszym bolesnym poronieniu. Mówię bolesnym, bo pierwsze dwie ciąże były biochemiczne, trzecia zdążyła się już nieco rozwinąć i dać iskierkę nadziei na spełnienie szczęścia. Ale od początku.
Jesteśmy parą od 13 lat, małżeństwem 7 lat, więc pod koniec 2019 roku zapadła decyzja, że czas na dziecko. Oboje jesteśmy zdrowi, regularnie się badamy, tryb życia raczej ten zdrowszy – nieco ruchu, wartościowe jedzenie (wiadomo, że z grzeszkami…), ogólnie aktywni i szczęśliwi trzydziestolatkowie. Jednak ponad rok starań o dziecko i tylko dwa pozytywne testy, które po kilku dniach kończyły się krwawieniem, dały mi do myślenia. Wybrałam się na dodatkową wizytę do ginekologa, tam wywiady i badania. Jeśli do końca roku nie zajdę w ciążę, skieruje mnie do poradni. Pykło. Dwie kreski, ja zupełne inne samopoczucie, czułam, że idzie dobrze. Niestety po kilku kolejnych tygodniach (+/-7tc) pożegnaliśmy naszą kolejną nadzieję.
Wtedy coś we mnie pękło, ból był namacalny, miałam poczucie, że coś jest ze mną nie tak. Zaczęłam szukać wsparcia. Tak trafiłam do Akademii Płodności i na Wasze podcasty. Słuchałam Waszych zwierzeń, tego, jak radziłyście sobie z bólem, przeżywaniem… Płakałam, ale czułam się mniej samotna. Zaczęłam zgłębiać temat, co może być przyczyną, większość schorzeń miałam już wykluczone, ale dowiedziałam się o bezpłodności idiopatycznej. W międzyczasie, według sugestii lekarki z SOR, wybrałam się do immunolożki, która stwierdziła podwyższony poziom komórek NK i wdrożyła tabletki hormonalne.
W grudniu 2021 wyprowadziliśmy się za granicę. Zmiana domu, otoczenia, pracy – nie było łatwo. Od razu zgłosiłam się do ginekologa i powiedziałam, z czym się borykamy. Skierował nas do poradni poczęcia (bo tak to się tutaj nazywa) i tam zaczęliśmy szereg badań. Lekarka odradziła hormony, które przyjmowałam, wyniki moje i męża wychodziły dobre, uzyskałam wsparcie psychologa. Znowu dała nam czas do końca roku, potem zaczniemy przygotowania do IUI, ostateczny krok In vitro.
Jeszcze w grudniu 2022 kolejny pozytywny test. Byłam pod opieką poradni, więc od razu umówiono mi USG. Czułam się „bardzo w ciąży”, wiedziałam, że mój organizm zaskoczył. Pierwsze badanie w 7 tc i szok – nie widać zarodka. Kolejna wizyta za dwa tygodnie, być może źle liczę, coś się przesunęło. Niestety kolejna wizyta w 9 tc ponownie pokazała czarną plamę. Możemy czekać, aż ciało samo zdecyduje albo przerwać „ciążę”. Decyduję się na tabletki poronne, ponieważ czuje się fatalnie: mam okropne mdłości i huśtawki nastroju, jestem wyczerpana, ogólnie całym swoim ciałem jestem w ciąży, tylko nie rośnie we mnie życie. Psychicznie – koszmar.
Lekarze od razu zaproponowali kolejny krok i rozpoczęcie IUI na cyklu stymulowanym. Byliśmy pełni nadziei. Słuchałam Waszych podcastów na ten temat, czytałam Wasze porady i historie Staraczek, wdrażałam porady z live’ów. Czułam, że jesteście ze mną, prowadzicie mnie przez tematy, które jeszcze parę miesięcy temu były dla mnie czarną magią. Nie było łatwo. Końskie dawki hormonów, częste wizyty w szpitalu, spadki energii i huśtawki nastroju dawały mi w kość. Byłyście dla mnie prawdziwym wsparciem. Po drugim nieudanym IUI, kupiłam płodną dietę dla zabieganych. Postanowiłam zaangażować się na maxa i zrobić wszystko, żeby wspomóc ten proces. Było mi trudno z aktywnością fizyczną ze względu na złe samopoczucie, ale dawałyście mi energię do działania. Jeszcze lepsze jedzenie i poczucie, że coś robię, podnosiły mnie na duchu. Wyznaczyłam dwa deadline’y: zajść w ciąże przed 35 rokiem życia (potem odpuszczam) i po kolejnym nieudanym IUI wracam do psychologa.
Czwarte podejście do IUI i są wymarzone dwie kreski. Najpierw nieśmiałe, z każdym dniem mocniejsze. Pierwsze USG i wyczekane bicie serduszka – dźwięk, którego nigdy nie zapomnę

Potem już tylko kolejne wizyty kontrolne, każda okupiona niepokojem przed badaniem i łzami szczęścia w trakcie. Długo jeszcze nie rozmawialiśmy z mężem o tym, że jestem w ciąży. To znaczy… było to wiadome, moje ciało nie zawiodło i długo męczyło mnie mdłościami, hormonami i zmęczeniem. Ale nie rozmawialiśmy o dziecku. Nie kupowaliśmy ubranek, nie oglądaliśmy łóżeczek i wózków, nie myśleliśmy o płci, ani tym bardziej o imieniu. Milcząco czekaliśmy od wizyty do wizyty… Radość oczekiwania zaczęliśmy po 22 tc, kiedy dowiedzieliśmy się, że z początkiem kwietnia 2024 będzie już z nami nasza córeczka – miesiąc przed moimi 35 urodzinami.
Teraz odliczam ostatnie dni, ciągle czując jak niecierpliwie wierci się w brzuchu. Czasem jest mi ciężko, ale cieszy mnie każde wbite w brzuch kolanko, każda czkawka i „pilatesik” przed snem.
Chciałabym mieć cierpliwość i wysłać Wam tę historię dopiero ze zdjęciem naszej malutkiej córeczki, ale chcę Wam podziękować już teraz. Pomogłyście przetrwać mi bardzo trudny czas, podnosiłyście na duchu i dawałyście poczucie działania. Róbcie dalej swoje – robicie to dobrze! Dziękuję

„
Dziękujemy za Waszą piękną historię

_____
Akademiowe diety i ebooki wspierające płodność