×
W górę
×
Akademia Płodności / Blog / Podcasty / #020 – Staranie się o dziecko – czy mówić o tym innym?
05.01.2021
#020 – Staranie się o dziecko – czy mówić o tym innym?

Na początku o staraniach się nie mówi, bo po co, skoro zaraz się uda. Później, kiedy się nie udaje, staranie się o dziecko jest tematem tabu. Czy o staraniach mówić innym? Komu mówić? Kiedy to zrobić? W tym podcaście szukamy odpowiedzi na te pytania.

Plan odcinka

  1. Jak to u nas było z tym mówieniem o staraniach?
  2. Mówimy bliskim, rodzinie
  3. Każdy ma inny dom
  4. Nie oczekuj, żeby się nie rozczarować
  5. Ludzi nie zmienimy…
  6. Nasze myślenie zmienić możemy
  7. Zmiana to proces
  8. Staranie się o dziecko – czy mówić o tym znajomym, w pracy?
  9. Czasem warto podjąć ryzyko, choć nie wiemy, co czeka po drugiej stronie

Transkrypcja podcastu Akademii Płodności

Zosia: Jeszcze sobie ugryzę kawałek batona, ale takiego zdrowego mam. Chcesz gryza? Bo tak patrzysz. Dobry, chcesz?

Ania: Patrzę z ochotą na Twojego zdrowego batona, ale nie chcę. Bierz łyka kawy i zaczynamy.

Cześć, tu Ania i Zosia. Wspólnie tworzymy Akademię Płodności, w której towarzyszymy Wam podczas starań.

Ania: Ale ładny wstępik.

Zosia: Aniusia odkrywa Ameryczkę. Pewnie to jest już któryś może dziesty podcast, ale cieszę się, że po tych dwudziestu wciąż Ci się podoba.

Ania: Taki ładny. Podoba mi się.

Zosia: Chyba troszkę nad nim myślałyśmy, tak?

Ania: Móżdżyłyśmy długo.

Zosia: Dwa mózgi to wymyśliły, dwa się zgodziły, to musisz go lubić.

Ania: Dwa duże mózgi.

Zosia: Ania dzisiaj wstała prawą nogą ewidentnie. Dwa duże mózgi. Dzień dobry! Dzień dobry! Mózgi Was witają we wtorkowym podcaście Akademii Płodności.

Ania: Zgadza się. To jest właśnie ten podcast.

Zosia: śmiech I mamy wspaniałe humory.

Ania: Wspaniałe humory i kurczaczki wymyśliliśmy bardzo fajny temat, bardzo fajny, bardzo ważny.

Zosia: Aha, to miało nie padać.

Ania: Nie miało padać, że jest ważne?

Zosia: A że trudny nie jest… Przepraszam.

Ania: Trudny też. No dobra, ale jest bardzo ważny, taki staraczkowy, dotyczący nas wszystkich. Porozmawiamy sobie o tym, czy warto mówić innym ludziom, że trwa u nas staranie się o dziecko. Czy odpowiedź jest „tak i nie” lub „nie”? Rozłożymy troszeczkę ten temat na czynniki pierwsze. Przynajmniej postaramy się to zrobić.

Jak to u nas było z tym mówieniem o staraniach?

Zosia: Jest to na pewno sytuacja, w której trzeba wpuścić tego kogoś, o kim rozmawiamy do swojego bardzo intymnego świata. Wyobrażam to sobie tak, że dla niektórych ta intymność może być skrajnie intymna. A może być taka, że jestem bardzo otwarta i właściwie nie mam problemu, żeby o tym mówić. To trzeba byłoby rozgraniczyć.

Ania: To prawda. Myślałyśmy sobie z Zosią, że warto by było się zastanowić… A może w ogóle zacznijmy od samego początku. Najpierw może Zosiu powiemy trochę z naszej perspektywy, jak to wyglądało, okej. Później sobie rozkminimy te historie, które do nas wysyłacie. Co w konsekwencji niesie dobrego i może przynieść tego niekoniecznie dobrego powiedzenie innym, że trwa u nas staranie się o dziecko. Czy Zosinku Ty od razu podzieliłaś się z innymi informacją, że staranie się o dziecko to Wasz cel?

Zosia: Matko, jakie to jest wracanie do przeszłości… Przecież to nie było tak, że wywiesiłam sobie na czole emblemat z napisem: staram się o dziecko. I teraz wszyscy muszą wiedzieć. Nie. Natomiast biorąc ślub, decydowaliśmy się na to, że chcemy mieć te dzieci szybko. Trochę nawet przyspieszaliśmy decyzję o ślubie właśnie ze względu na to, że nas naglił czas. Zewsząd wszędzie padało to, że może się nie udać. Także nie, ale z drugiej strony nigdy tego nie ukrywaliśmy, że chcemy mieć dzieci od razu. To nie tak, że chodziłam i ogłaszałam, że taki jest teraz mój cel życia.

Zmowa milczenia

Ania: Na początku ja myślę, że to tak u wielu z nas wygląda. Rozpoczynamy staranie się o dziecko, nie robimy wokół tego takiej skrywanej tajemnicy, bo później, jak wkradają się problemy, to to się staje i zostaje owiane taką tajemnicę. Przestajemy o tym rozmawiać i mamy taki jakiś może nie dystans, ale chęć ukrywania tego. Okej to nie jest temat, na który chciałabym rozmawiać.

Na samym początku i u mnie było tak, że po prostu rozpoczęliśmy staranie się o dziecko. Nawet chyba nie było okazji do tego, żeby powiedzieć komukolwiek: okej, zaczynamy. Być może w rozmowach gdzieś tam przy jakimś winku ze znajomymi ten temat się przewinął jako jedno zdanie gdzieś tam rzucone: okej, może my będziemy mieli dzidziusia, albo marzymy o tym i tyle. Nie było rozkładane to na czynniki pierwsze.

Problem pojawił się później, bo tak jak wcześniej wspominałam, u mnie to wyglądało w ten sposób, że ja się bardzo wstydziłam mówić o swoich niepowodzeniach, o naszych niepowodzeniach i zamknęłam ten temat. Nie byłam tak otwarta na samym początku, nawet przed znajomymi, żeby ich wprowadzać w ten świat. Czy później u Ciebie…

Zosia: Bo jak zakładasz, że wiesz, to potrwa tylko chwilkę, no to to jest takie just like that. Później jak się z tego robi problem i właśnie urasta taki słoń, o którym się nie mówi, mimo że wszyscy go widzą. Jest taka zmowa milczenia. To głupie, ale to jest coraz bardziej trudne.

Zosia: Jakie było twoje pytanie? Sama nie pamiętasz, o co mnie pytałaś przed chwilą.

Ania: Nie. Pamiętam, ale mi przerwałaś.

Zosia: Nie, zebrałam się do odpowiedzi.

Mówimy bliskim, rodzinie

Ania: Chciałam zapytać, co działo się później. Twoi bliscy, bo o tych osobach mówimy, mogli podejrzewać i na pewno wiedzieli, że prawdopodobnie jesteście na etapie starania się o dziecko. Co w momencie, w którym pojawiły się problemy, nie udawało się. Czy to było czymś naturalnym, że zaczynacie mówić, że idziemy do lekarza, że coś tam się dzieje, czy może jednak ukrywaliście ten fakt.

Zosia: Ja bym jasno postawiła, co to znaczy bliscy. Wiesz, o co chodzi. Bo zdaję sobie sprawę, że nie każdy ma taką relację, jaką ja mam ze swoimi bliskimi, ale w tej takiej najbliższej rodzinie. Mam na myśli, mamę, tatę, brata. My jesteśmy tak blisko ze sobą, że wiecie… My mamy meldunki SMS-y i telefony o wszystkim po prostu (kto, jaką kawę dzisiaj wypił). Jak jest dzień bez nie wiem 10 SMS-ów, to coś jest nie tak. Teraz w dobie tych wszystkich wideorozmów byli po prostu tak na maksa na bieżąco ze wszystkim, że to było tak naturalne, jak właśnie to, że się pytamy, jaką kto miał dzisiaj noc na przykład, kto dobrze spał, a kto nie, kto ma trudny dzień w pracy, czy kto ma katar. To były takie na tej grupie naszej rodzinnej, ale również w prywatnych wiadomościach i w prywatnych rozmowach.

Gdy bliscy wiedzą…

Zosia: Ta grupa, o której mówię, czyli mój brat jedyny i moi rodzice to były osoby, które o tym wiedziała. To jest tak naturalne, że aż mi jest głupio o tym mówić. To, że my jedziemy do lekarza. Mama nawet w ogóle próbowała mi znaleźć tego lekarza przez jakieś tam koneksje swoje, do kogo, wypytać kto najlepszy. Tata oferował pomoc finansową, gdybyśmy chcieli. To było takie, że to gdzieś się tam rozmywało totalnie. Oni mieli updaty o wszystkim. Natomiast jak coś tam było nie okej i ja na przykład potrzebowałam sobie popłakać, to oni też mi dawali, na przykład mama też mi proponowała, żebyśmy gdzieś sobie pojechały we dwie, żeby złapać oddech.

Pamiętam, tata zawsze pocieszał mnie najlepiej, bo wiedział, że lubię dobre jedzonko, więc pamiętam, że tak wróciłam kiedyś z taką wielką torbielą i po prostu ryczeć mi się chciało, bo to nie wiadomo było czy na zabieg, czy nie na zabieg. I już wiadomo, że kolejne miesiące pod znakiem zapytania i jeszcze nie wiadomo co dalej. A na pewno wiadomo, że się nie udało. On właśnie pamiętam, zabrał mnie wtedy na taką piękną, wykwintną kolację i siedzieliśmy obydwoje nad tym zdjęciem z USG z tą taką wielką czarną plamą w miejscu tej torbieli. I ja sobie wyłam, a on mnie tylko kiział po włosach. Łezki kapały na to piękne jedzenie, ale po prostu każdy się starał jak mógł.

Wsparcie

Zosia: Odpowiadając na to pytanie, bo już tu odpływam w meandry moich wspomnień, moi bliscy są na tyle bliscy, że naturalnym jest dla mnie to, że wiedzą, co się dzieje w moim życiu, wiedzą o moich marzeniach, wiedzą o tym, że bardzo chcieliśmy mieć dziecko. Zresztą to oni pomagali nam to wszystko szybko zorganizować z tym ślubem i z tym, że nie ma na co czekać, że oni jakby dają zielone światło i są tutaj po to, żeby wspierać. To było dla mnie total naturalne, że na przykład mówię, że zmieniamy lekarza, czy że mam takie czy takie leki. Zresztą przypisywali mi sami recepty, więc no stara, no nie dało się po prostu. Nie. Bardzo nie.

Zresztą sama taka świadomość tego, że oni są i że jakby są na bieżąco była dla mnie bardzo wspierająca. Czasami potrzebowałam wsparcia od taty, czasami od mamy i sobie tylko decydowałam, od kogo teraz mogę poczerpać. Natomiast wiedziałam, że oni tam są. Wiedziałam, że bardzo przeżywają i też wiedziałam, że mam support z tyłu, więc ja akurat miałam tutaj o tyle łatwiej. Jeszcze bym tutaj chyba wkleiła w to babcię. Dziadek też, ale dziadek jest w takim raczej chłodnym typem. Babcia też bardzo chciała być na bieżąco i wiedzieć wszystko, zwłaszcza, że też ma historię niepłodnościową rozbudowaną i była w tym całym sercem.

Teściowie

Ania: Wiesz, ja tak słucham tego i myślę sobie, jeju idylla. Takie naprawdę wymarzone wsparcie od tych najbliższych dostałaś. A powiedz mi, jak wyglądało z drugiej strony, bo wiesz, istnieją jeszcze teściowe i dziewczyny bardzo często pytają, że tutaj są najgorsze… jeju, bo to przed tymi teściowymi muszą się tłumaczyć, bo to oni chcą wnuków. Z rodzicami jesteśmy prawdopodobnie bliżej, oczywiście nie każdy, bo ja mam totalnie inne relacje z moimi rodzicami. Nie rozmawiamy codziennie. Tak po prostu jest. Pomimo tego, że się spotykamy, bardzo lubimy, jesteśmy razem, aczkolwiek to takie właśnie trudne tematy gdzieś są powiedziałabym spychane. Po prostu o niektórych rzeczach się nie mówi i ja też biorę ich takimi jacy są.

Zazdroszczę ci Zosiu takiej relacji, jaką ty masz z rodziną, jaką obserwuje. Czasami myślę, kurczę, jakie to jest piękne uczucie. Ja takiego nie doświadczyłam. Aczkolwiek po tych wielu latach cieszę się z takiej, jaka jest obecnie. Wracając do tych teściowych, bo tutaj myślę, że dziewczyny teraz i panowie zresztą, którzy nas słuchają, mogą czuć takie szpile wbijane. Powiedziałaś swoim teściom, że trwa u Was staranie się o dziecko czy w ogóle spotkałaś coś takiego, że wbijacie do teściów, jecie sobie obiad i oni wypalają: a kiedy zostanę babcią/dziadkiem.

Każdy ma inny dom

Zosia: Matko, całe szczęście nie, ale w ogóle odniosę się od tyłu, bo czuję, że powinnam. Jak określiłaś to mianem idylla, to wiesz, ja myślałam, że tak mają wszyscy. Dla mnie to było totalnie naturalne, że tak jest po prostu. Potem jak już tak zaczęłam czaić, że może nie wszędzie. Nie wiem, na jakim etapie mojego życia to było, ale okazało się, że na przykład moi rówieśnicy nie rozmawiają o wszystkim ze swoimi rodzicami. Albo na przykład, że nie mają czegoś takiego jak wspólne posiłki, gdzie zawsze gadają. Że nie mają takich, nie wiem podsumowań, co u ciebie teraz w życiu i każdy ma coś powiedzieć. Albo w ogóle pamiętam, jak mówili Jacka znajomi na przykład, że to jest takie dziwne, że Wy w ogóle, że trochę Wam zazdroszczę dokładnie tej relacji, że Wy tak ze sobą gadacie.

Więc jest mi też głupio i trudno się odnieść do tego, jak jest inaczej, bo nie znam innego świata. Wiem tylko na przykład z relacji mojego taty, który nie miał ciepłego chowu, wręcz zimny i z limitowaniem uczuć, że da się robić bardzo wiele, żeby to nadrobić później. Czyli to ile ja dostawałam od swojego ojca ciepła, ile razy powiedział mi, że mnie kocha, ile razy mi to napisał. Wiem, że on tego nie miał, że on się musiał tego nauczyć dopiero w stosunku do swoich dzieci. Mimo to miałam to totalnie. Dla mnie to jest tak naturalne jak oddychanie tym powietrzem, które teraz tutaj jest. Wiem, że ten człowiek, od którego właśnie tyle tego ciepła dostałam, on go nie miał jakby od świata. A był w stanie mimo wszystko to gdzieś u siebie na dnie serca odnaleźć i obdarować tym swoje dzieci. To się po prostu da.

Drugi dom

Zosia: Więc jeśli ktoś mnie słucha tam po drugiej stronie, kto też się wychował w takim domu, takim być może jak mój tata, czyli, że mówił, że brakowało tych kolan mamy i że się na nich nie nasiedział i przytulanek i wszystkiego, to da się to zrobić, jeśli się tylko chce. Właśnie mając odskocznię, gdzieś w drugą stronę i mówiąc sobie, że swoim dzieciom się da inaczej na przykład, czy swoim bliskim, czy komuś po prostu. Nawet ci nienauczeni tej miłości.

Ania: Czuję całym sercem, że jestem w teamie twojego taty i zimnego chowu. Dobra, ale odbijamy do…

Zosia: Czy zostałam kiedyś spanczowana u teściów… Z kolei teściowej to jest inny dom. Zupełnie inny dom niż ten, w którym ja się wychowałam. Może nie taki zimny, natomiast na pewno taki, w którym nie rozmawia się o uczuciach. Na pewno nie tak wprost, a już na pewno trudno się mówi o uczuciach trudnych, czyli raczej się udaje, że ich nie ma. Do pewnego momentu nawet można to zbagatelizować, na zasadzie, że nie wiem, czym to było kwitowane. Chciałbym w ogóle podkreślić, że mimo że to jest zupełnie inny dom to mam super teściów i bardzo ich kocham i moja teściowa tutaj nie zostanie obsmarowana, bo nie jest taką teściową, jak wiesz te teściowe z naszych wiadomości. Rozumiesz? Jest zupełnie innym typem człowieka niż moja mama czy mój tata.

Natomiast oni dawali wsparcie w zupełnie inny sposób i nigdy mnie nie zapytali dokładnie tak, kiedy będą dziadkami, co też było wspaniałe. Ale na przykład jak coś zaczęliśmy przebąkiwać, że właśnie jeździmy, że się leczymy, że Zosia być może będzie miała zabieg, to tak na zasadzie, że już dalej nie był ciągnięty ten temat, tylko na przykład zapewnienia o wsparciu modlitewnym albo o tym, że myślą i jakby koniec.

Bez oczekiwań

Zosia: Nie przypominam sobie takiej sytuacji, żebym została zapytana przez teściów o to sama, że na przykład siada teściowa czy teść i pytają, jak tam na przykład się mają te sprawy, jak moje zdrowie, jak staranie się o dziecko, czy jak w ogóle się w tym wszystkim ma moje serce.

Absolutnie nie chcę być w żaden sposób oceniająca, bo to jednak dużo zależy od tego w jakim domu… Nie mogę wymagać od wszystkich ludzi, wiesz, mój ojciec zrobił zarąbisty progres, natomiast pracował nad tym latami, pracowała na tym moja matka. To była po prostu ciężka praca. Po prostu krew pot i łzy, żeby to tak było, żeby odblokować te…

Ania: Zapadki

Zosia: Dokładnie tak, te takie niewypielęgnowane rzeczy w serduszku i duszy. Oni wykonali tę pracę, dzięki czemu ja mogłam spijać z takiej rodziny, jaką miałam, więc to się da i tylko dlatego to chciałam podkreślić. Natomiast nie wymagam tego, żeby ludzie, którzy też byli chowani w raczej zimnym chowie, nie mieli rodzice dla nich tyle czasu, czy po prostu było więcej obowiązków i milion rzeczy, nie będę tego teraz rozkładać na czynniki pierwsze.

Nie mogę od nich oczekiwać czegoś takiego, co ja bym sobie teraz wymarzyła. Rozumiesz, bo Zosinek sobie wyżył w takiej idylli dokładnie i teraz oczekuje od każdego człowieka spotkanego na tej ziemi, że będziesz mnie wspierał tak, jak ja sobie to wymarzyłam. Zaraz tu ze mną usiądziesz i mnie będziesz pytał, jak tam się ma moje serduszko, a ja ci będę płakać, a ty mi jeszcze powiesz coś tak mądrego, że mnie to uniesie na skrzydłach. I będę sobie myśleć o Boże, jaki wspaniały człowiek i tyle wsparcia mi dał.

Inny dom

Ania: To bardzo piękne, co powiedziałaś. To jest w ogóle super podsumowanie tej części rozmowy. Każdy ma inny dom. Każdy człowiek jest totalnie inny, a szczególnie te starsze osoby, bo tak możemy nazwać naszych rodziców.

Zosia: Pokolenie wyżej.

Ania: Dokładnie. Niektórzy są mega empatyczni i ja mam styczność z takim domem. Powiedziałam im, że trwa u nas staranie się o dziecko w późniejszym czasie. To taki dom, od którego nie spodziewałam się, że będziemy na ten temat rozmawiać, więc ten temat został przemilczany przeze mnie. Nie miałam do nich o to pretensji, że właśnie nie będą siedzieć ze mną i mnie głaskać. Jeżeli nie głaskali mnie całe życie, nie będą i teraz głaskać.

Nie oczekiwałam tego i to sprawiło, że w ogóle nie pojawiła się w mojej głowie nawet iskra żalu o to. Rzeczywiście byłoby cudownie, gdyby nagle na tej głowie znalazła się ich ręka i powiedzieli: nie martw się, jesteśmy z tobą, bo jest mega pokrzepiające. Jesteśmy z tobą, super, mam bliskiej osoby. Oni pewnie byli ze mną, tylko nie w taki sposób, jaki ja tego chciałam, żeby byli. Pewne bariery były po prostu nie to przełamania. Ja nawet z tymi barierami nie walczyłam.

Zosia: To też super, że jakby ty z kolei w domu teściów się spotkałaś z większą dozą okazywania miłości czy uczuć, w ogóle pokazywania tego.

Ania: To był zupełnie inny dom. Po prostu inny dom, gdzie ludzie byli nauczeni totalnie innego okazywania emocji, Ja wyszłam z domu, w którym te emocje, te takie najtrudniejsze były skrywane, pomimo tego, że walczyłam i generalnie nie tak wyobrażałam sobie mój dom własny. Z kolei mój mąż… Tam buchnęło ciepłem od samego wejścia, na samej klatce mi prosto w twarz i totalnie inne relacje, które też są niesamowite, bo przyniosły co innego na etapie starania się o dziecko.

Czego możemy się spodziewać?

Ania: Zadając pytanie, komu mówić, warto by było się właśnie zastanowić w tych takich najbliższych domach, co możemy od tych ludzi oczekiwać. Czasami po prostu życie jest takie, że ludzie nie będą spełniać naszych oczekiwań i nie dostaniemy tego. Ale może Wam przyniesie ulgę, jeżeli widzicie, że macie tam po drugiej stronie kogoś, kto okej. Nie siądzie z Wami przy stole, nie powie, kurczę, dobra jakoś damy radę, a po prostu przyjmie to i nawet nie skomentuje. To może okazać się przykre, ale wiecie, jacy są ci ludzie. Jesteście teoretycznie w jakimś tam stopniu w stanie przewidzieć, co może Was spotkać.

Jeżeli ta druga osoba jest mega złośliwa i tak traktuje inne kryzysowej sytuacja w Waszych rodzinach, to może i tę sytuację, ten wasz problem zbagatelizuje. Bo tak się już działo, bo macie na to już przykłady. Może po prostu weźmie do siebie i jakby nie skomentuje tego, bo tak się robiło w tym domu. A może okaże się, że wstanie i Was przytuli bardzo mocno, bo tak się w tym domu robiło i tak się załatwia sprawy i kiedy jest ciężko, to się przytulamy.

Nie oczekuj, żeby się nie rozczarować

Zosia: No to może taką receptą nie złotą, bo tu nie będzie złotych recept w tym odcinku, ale byłoby nieoczekiwanie niczego, w sensie nie zakładanie, bo wiesz, nasze rozczarowania mogą wynikać z tego, że my mamy jakieś dokładnie tak jak powiedziałaś oczekiwania wobec. Ja sobie wyobrażam, że jak tobie o czymś powiem, to ty zareagujesz tak albo tak, albo tak, bo ja potrzebuję takiego wsparcia. Ten drugi człowiek o tym nie wie. On się tego nie domyśli, nie wejdzie w Twoją głowę i tnie nie wyświetli mu się napis: przytul ją.

Ania: Dokładnie.

Zosia: I on to robi teraz, bo czuje, że Ci to pomoże. Nie. Ty mu to mówisz i on to będzie strasznie przeżywała, ale na przykład w cichości swojego serca, a na jego twarzy zobaczysz tylko kamień i nic. A on na przykład nie będzie spał po nocach, bo będzie myślał o tym, jak Ty się masz. Tylko Ci nie pokaże tego.

Ania: Albo wyrazem troski będzie zapytanie się, czy byłaś u lekarza.

Zosia: Albo modlimy się, jesteśmy z Wami.

Ania: I to będzie jedna rzecz, którą Ty usłyszysz i sobie to jakoś przekalkulujesz. Serio, naprawdę, nie zapytasz się, czy mi jest smutno, czy mi jest wesoło? Pytasz się, czy byłam u lekarza.

Zosia: I ja w tym momencie się zderzam z Twoimi oczekiwaniami.

Ania: Dokładnie.

Zosia: Więc może ich nie robić.

Ania: Dokładnie. Dla tamtego człowieka to będzie przekroczenie po prostu tego, co może dać.

Zosia: I tak mu będzie bardzo ciężko to zrobić.

Ania: Ja do tego dojrzewałam długo, żeby to zrozumieć i w momencie, w którym to ogarnęłam moim mózgiem, że niektórzy ludzie właśnie tak mają, sprawiło, że lepiej się po prostu rozumiemy.

Jak zareaguje druga strona?

Zosia: Ja bym nie oczekiwała. To jest bardzo trudne. W momencie, w którym dochodzisz do takiego momentu, że jesteś w stanie komuś powiedzieć, tak jak Ania mówi, że wiesz mniej więcej jaki jest ten człowiek, to mniej więcej może oszacować jego reakcję. To nigdy nie będzie takie sto na sto, ale możesz mniej więcej się spodziewać tego, co Cię spotka po drugiej stronie. Jeśli decydujesz się na to, żeby powiedzieć, to bardziej w takim kontekście, żeby Tobie było lepiej niż żeby oczekiwać od tego człowieka, żeby zmienił się o 180 i zaskoczył Cię zupełnie innym obliczem. Takim, którego nie miałaś okazję obserwować nigdy wcześniej. Sorry, takie rzeczy to tylko w bajkach. To się nie stanie.

Natomiast też trzeba wiedzieć, że nie na taki sposób, jak ty sobie to wyobrażasz, Ci ludzie mogą Cię wspierać. Powiedzenie o tym może być oczyszczające. Ciągle mi w głowie rezonuje jakiś taki obraz. Staram się sobie to wyobrazić. Po drugiej stronie różne osoby nas mogą w tym momencie słuchać. To są różne osobowości, różne bagaże doświadczeń, różne relacje, różne zranienia z przeszłości albo plasterki na tych ranach. W tych sercach Waszych słuchacze, się dzieje miks wszelaki.

I tak staram się sobie wyobrazić Zosinka, który właśnie z tą swoją ekspresją i z wyrażaniem uczuć i z tym, że rozmawia się o wszystkim, wchodzę do takiego domu mojego męża i siadam przy stole i atakuje tych ludzi, bo teraz stwierdzam, że będę mówić o tym, że na przykład kolejna inseminacja się nie udała i wybucham płaczem. Wyobrażasz sobie to?

Różne domy, różne podejścia…

Zosia: Wokół są ludzie, którzy nie bardzo wiedzą, jak się zachować w takich sytuacjach. Ja jestem też bardzo niewygodna dla nich. Każdy by chciał pomóc. Albo wyjmuję trupa z szafy, który tam sobie leżał zakopany od 20 lat. Było wszystko okej, wszyscy obok niego chodzili i nigdy o nim nie rozmawiało. Ale każdy był z tym okej, bo taki to był dom. Ja przyszłam z takiego domu, w którym trupy z szafy się wyjmuje przy każdym obiedzie. Z jednej strony wyobrażam sobie, że Zosinek, który trafia do domu z chłodnym wychowem, jest również bardzo niewygodny dla takiego chowu, mimo że to trochę mobilizuje do rozmów. Z drugiej strony sobie wyobraża taką Anusię, która trafia raczej z chłodnego chowu do miejsca, w którym bucha ciepłem od samego wejścia i też jest… rozumiesz?

Ania: Tak, ale myślę, że dobrze, że pokazałyśmy dwie oddzielne sytuacje. Na pewno są też w Waszych życiach takie domy. Może te historie przedstawione przez nas, dadzą Wam takie, kurczę, nie spojrzałam na to w ten sposób.

Zosia: I w każdym z tych domów są staracze. Po każdej ze stron jest drugi człowiek, który to przeżywa. Która ścieżka się, z którą teraz połączy i ile procent jest w Tobie bardziej teraz takiej, który dom teraz na Ciebie bardziej wpływa. Czy teraz będzie się bardziej odzywać Twoje dzieciństwo, czy jednak to, czego się nauczyłaś tutaj, czy sposób ekspresji, który chcesz sobie wypracować. To jest prostu wypadkowa, nie wiem ilu czynników, bo ciężko znaleźć podsumowanie na to.

Spotkanie ze ścianą

Ania: Bo na to nie ma podsumowania. Tak mi się wydaje, że każdy sobie teraz zastanawia się, jadąc może samochodem albo słuchając nas podczas sprzątania, że ja mam nadzieję taką, że spojrzycie na te oczekiwania wsparcia z innej strony. Zostawiamy domy. Właściwie to bym się chciała jeszcze do teściowych przyczepić, ale czy mamy czas? Damy radę?

Często wysyłacie nam również takie wiadomości, że w momencie, w którym otwieracie się na tę drugą osobę, kiedy mówicie im o wszystkim, spotykacie się z bagatelizowaniem totalnym Waszego problemu. Nie znikają uszczypliwości, nie znikają docinki, kiedy będę babcią, jakby ten temat grochem o ścianę. Otworzyłam się przed Tobą, powiedziałam Ci, co mi leży. Miałam nadzieję, że to sprawi, że zatrybi Ci tam w głowie. Tak się nie stało. Spotykam się nadal z tymi szpilami. Tak się zastanawiam, bo tych wiadomości naprawdę jest sporo. Co jakiś czas jest właśnie wiadomość w stylu, bliska osoba (wstawcie sobie dowolną bliską osobę, to może być przyjaciółka, która totalnie nie zatrybiła).

Czy mamy na to jakąś radę dla dziewczyn? Nie tylko dla dziewczyn, bo to też są mężczyźni. To jest bardzo ciężkie, kiedy dajesz swoje serce na dłoni, a to serce zostaje wzięte w drugą dłoń i tak rzucone na podłogę, jeszcze przyklepane nogą. Bardzo to jest przykre. To jest coś co na pewno, jeżeli się spotkaliście z czymś takim, spowodowało u Was ogromny smutek i rozpacz. Takie sytuacje pozostają na długo w naszej pamięci.

Wbijanie szpil

Zosia: Kurczę, ja to nie wiem, czy jestem odpowiednim człowiekiem, żeby dawać takie rady, bo to jest dla mnie taka sytuacja, którą mogę sobie wyobrazić właśnie po przeczytaniu Waszych wiadomości albo jakiegoś fragmentu książki. Ja całe szczęście nie musiałam się nigdy z czymś takim mierzyć i wiedziałam, że jak się zdecyduje powiedzieć o tym komuś z moich bliskich, to raczej po drugiej stronie spotkam chociaż chęć zrozumienia, a nie coś takiego.

Ale rzeczywiście myślę sobie teraz szczególnie o takiej jednej dziewczynie, która pisze nam często, że właśnie nie tyle jakby dalsi znajomi, czy w ogóle znajomi są dla niej problemem, o ile najbliższa rodzina męża, która potrafi być bardzo przykra w obyciu. Wręcz kpiąco-żartująca. Ta dziewczyna twierdzi, że oni wiedzą o ich staraniach, bo oni o tym powiedzieli i jakby nie ustają w tym wbijaniu szpil ciągle.

Ania: Wiesz, co mi przychodzi do głowy? Bo to jest okropne. To jest okropne.

Zosia: Nie wiem, mi coś brzydkiego, ale mam nadzieję, że Tobie nie.

Ludzi nie zmienimy…

Ania: To jest w ogóle okropne i okropni są tacy ludzie i bardzo Wam współczujemy. Tak się zastanawiam. Ludzi nie zmienimy czy nie zmienić po prostu naszej głowy na to, co oni mówią, że to jest totalnie mało ważne. Nie umniejszając temu. To jest bardzo przykre, ale jeżeli otrzymujemy to od osób, które mają nas gdzieś, to czy naprawdę jest to warte tego, żebyśmy brały to do serca?

Osoby, które nie mają naszego dobra na celu, które z premedytacją starają się dowalić nam, czy w ogóle takie osoby… Są sytuacje, kiedy takich osób nie wykreślimy z naszego życia, bo są te spotkania przy stole, imieniny, urodziny i w ogóle. Dobrze by było, żebyśmy się spotykali, ale spotkajmy się przy tym stole. Nastawmy się, z takim wiesz takim nastawieniem: ci ludzie nie są dla mnie może ważni, ci ludzie po prostu są i tacy ludzie będą. Tam nie będzie większej jakby zażyłości. To jest takie, wiecie… Trzeba mieć jaja, żeby też się odciąć od takich ludzi.

Nasze myślenie możemy zmienić

Zosia: No właśnie, wiesz, o co mi chodzi. Bo to brzmi ekstra, że jak ja sobie tam słyszę i mam takich toksycznych ludzi to bardzo chcę tak zrobić. Żeby nawet przebywając w ich otoczeniu spływało to bez względu na to, czym oni mnie uraczą. A jeśli raczą mnie od lat czymś, co mnie rani, to nie spodziewam się, że coś się nagle zmieni.

To o czym mówisz, budzi we mnie tylko taką iskrę. I sobie myślę: tak zrobię to, ale to nie jest takie just like that. Uważam, że to jest proces i temat na terapię, żeby przepracować właśnie hierarchię ludzi, ważności swoich uczuć i w ogóle przytulić siebie. To jest ekstra tip i próba tego rozwiązania. Terapia. Po raz kolejny to będzie tak orbitująca sprawa w naszych podcastach i w ogóle w przesłaniu Akademii. Nie uciekniemy od tego.

Ania: W ogóle jeszcze wtrącę tylko odnośnie do terapii. Dostałam ostatnio informację, na pewno jest z nami jedna słuchaczka nasza, która powiedziała, że tak Zosin mówił o tej terapii, mówił, mówił o tej terapii… Ja myślę sobie, co to ta terapia jest. No i co mam pójść i odmieni się coś? Bez przesady. Powiedziała, że się przełamała i poszła i że to była najlepsza decyzja w jej życiu i to, co mogła podarować sobie. Przerabiając tam nie tylko staranie się o dziecko, ale wiele właśnie rzeczy, które w konsekwencji pozwolą lepiej żyć. Nawet podczas starania się to gdzieś jest jakby dalej. To tak tytułem wstępu, a właściwie końcem wstępu.

Zosia: Ja nie trąbię o tej terapii po to, że nie wiem mam podpisaną umowę z jakąś terapeutką i teraz będę promotorem terapii. To jest naprawdę metoda, która pomaga żyć.

Ania: Otworzyć się.

Zmiana to proces

Zosia: Totalnie żyć i to jest tak, że jejku ludzie zobaczcie, terapii potrzebują zarówno Zosinki, które teoretycznie, dlaczego miałyby jej potrzebować, gdzie tu jakieś zranienia i inne siupy (z tego, co odpowiadam, ale to takie jest mocno frywolne). Ale musicie wiedzieć, że Zosinki, które dużo ciepła dostały, dostały też dużo ran przeróżnych. Właśnie o tym chciałam powiedzieć, że terapia to nie jest takie celowanie w ten jeden problem, z którym mi się wydaje, że mam problem. Jak idę na terapię, to okazuje się, że ruszamy tyle tematów pobocznych, w których w ogóle nie widzę nawet pół niteczki, która mogłaby je ze sobą związywać. Aż dopiero jak poukładam to wszystko dookoła, to jestem w stanie rozwiązać ten jeden problem, z którym wydaje mi się, że mam problem. Dlatego to jest tak niesamowite i wspaniałe.

Jeśli miałabym wybierać jakąś inwestycję najfajniejszą w samą siebie, to byłaby to terapia na pewno. Teraz jak w ogóle spijam likier, który mi się udało wypracować po latach od terapii, to nie wyobrażam sobie nic innego, co daje tę wartość. Nie szukałabym wymówek na zasadzie, ja nie do terapii, bo coś tam. Bo nie było tego w domu albo u mnie w domu to było ciepło, a u mnie to było chłodno, a u mnie to nie był alkoholizmu, a u mnie to był… Wiesz? Po prostu do terapii właściwie można powiedzieć, że jest każdy. Uważam, że jak ktoś do tego podejdzie z otwartym sercem i głową, to każdy wypracuje coś dla siebie.

Zmiana myślenia

Zosia: To o czym mówi Ania jest piękne tylko, że to nie jest proste. To nie jest proste, żeby potrafić olewać taką teściową czy taką bratową, które wciskają te szpile. To jest ogromna praca, pewnie wielomiesięczna. Natomiast czy nie warto tego zrobić, żeby sobie zwiększyć komfort życia i poprawić stan swojej duszy i swojego serduszka?

Ania: Ale jest możliwa.

Zosia: Nie wiem, co kurczę bardziej warto. Jak sobie pójdziecie na taką terapię ze swoim mężem, to już w ogóle będzie tak ożywcze i wspaniałe. Tylko kurczę no otwarte głowy i chęć, nie że tam jedno drugie ciągnie zębami za krawat i tam siedzi, bo stara kazała.

Ania: Najgorsze jest to, że niestety ta terapia to się wciąż kojarzy z „serio masz problem, jesteś cieniasem, idziesz do terapeuty”. Obalajmy to. Naprawdę to jest coś, co niesie i może wnieść na lata coś pięknego. A co piękniejszego jest w tym, że Wy przestawiacie swoje myślenie. Jak siedzicie przy tym stole jest okej, ktoś tam wrzuca do Was jakiś tekst, który jeszcze kilka miesięcy albo kilka lat wcześniej spowodowałoby, że niestety zamkniecie się w sobie na kilka dni i zostanie na długo w Waszej głowie.

A może być też tak, że wychodzicie i jest takie… Ale z niego flet, słyszałeś, co mi powiedział? Słyszałem. Idziecie sobie dalej. Wiem, że to jest ciężkie i z perspektywy, teraz kiedy chcemy wszystkiego na już, to jest bardzo ciężkie i to jest długi proces i nie wszystkim to się uda. To warto podkreślić, ale jeżeli jesteś tutaj i za jakiś czas Ci się uda to miód na nasze serce.

To nie jest proste, ale warto

Zosia: Kurczę, jak chociaż jedna osoba się zapisze na terapię z otwartą głową i sercem, to już będzie wspaniały sukces. Chociaż od razu uczciwie uprzedzamy, że to nie jest proste i bardzo często trzeba sobie też… Chociaż jest to tak wielka rana, ta staraniowa, ta od wbijanych szpilek, że ja bym się nie porywała z motyką na słońce, żeby spróbować to ogarnąć samemu, będąc na podbuzowaniu tylko dobrym flow Akademii Płodności i czuję, że dam radę. To jednak czasami trzeba te rany tak mocno mocną terapią tam zadziałać na nie i to trwa i też pootwierać kilka innych, które już teoretycznie są zabliźnione, ale brzydką blizną. Trzeba to jeszcze porozdzierać i ponaprawiać, ale komfort życia później super.

Zamykając temat terapii w ogóle, nie spodziewałam się, że nam to zajmie tak dużo, ale to też widać jak u nas to dużo zmieniło i dziewczynki po prostu teraz będą pokazywać.

Staranie się o dziecko – czy mówić o tym znajomym, w pracy?

Zosia: Wracając do tematu naszego odcinka, czyli czy mówić o staraniu się o dziecko, czy nie, to bym się jeszcze zastanowiła nad tym, czy mówić dalszemu środowisku. Mam na myśli na przykład taką koleżankę z pracy, czy koleżankę z uczelni. Bardzo się skupiłyśmy na tym zamkniętym gronie rodziny, która jest jakby ludźmi, których masz, ale nie do końca z wyboru. Na przykład wybierasz sobie swojego męża i całą otoczkę dostajesz po prostu w prezencie, ale nie masz na to wpływu, kto tam jest w tym gronie.

Ania: Pakiecie.

Zosia: Dokładnie.

Ania: Stary z pakietem.

Zosia: Stary z pakietem zawsze… To ja bym jeszcze chciała pomówić o tych ludziach, po pierwsze z wyboru, czyli teoretycznie przyjaciele, którzy Cię otaczają i to jest właśnie Twój wybór. Tak to sobie wyobrażam, skoro mianujesz ich określeniem swoich przyjaciół i ludzi dalszych, którzy też są pakietem, czyli na przykład praca (nie do końca masz wpływ na to, kto siedzi obok). Ale też ludzi, z którymi spędzasz mnóstwo czasu i w pewien sposób Twoje staranie się o dziecko bądź nie, będzie wpływać na Twój nastrój, na to, że musisz wyjść do lekarza czy cokolwiek. Mówić czy nie? Oto jest pytanie.

Ania: To zawsze zależy. Ja bym sobie tak pomyślała, co chcę od tych ludzi. Czy mam dość ukrywania tego, że biorę zwolnienia na pójście do lekarza i chcę, żeby się to skończyło, bo to mnie stresuje. To zależy, jaka jest osoba po drugiej stronie. Rozmawiałyśmy z Zosią, jeżeli na przykład nie chcę, żeby w mojej pracy ludzie wiedzieli, a mam koleżankę z pokoju i chcę jej powiedzieć, bo mam wrażenie, że będzie lepiej się nam pracowało… Ale jeśli wiem, że ta koleżanka lubi sobie poplotkować, to nie spodziewajmy się tego, że ona zachowa to w tajemnicy dla siebie.

Mówić czy nie?

Ania: Wiecie, kto jest po drugiej stronie, czy to jest koleżanka, czy przyjaciółka, czy współpracownik. Zastanówmy się, czego chcemy. Czy rozmowa z przyjaciółką nam nie wystarczy. To jest takie uwalniające mówienie tym ludziom. Skrywam tajemnicę i w pewnym momencie mam już dość jej. Chcę, żeby ludzie wiedzieli. Chcę, żeby chociaż może odrobinę zastanowili się, jak coś walną, gdy będziemy rozmawiać o czymś co mnie rani.

Może się okazać, że nagle koleżanka nie będzie mówiła o swoich dzieciach, o których ja nie będę chciała słuchać. Albo o tym, że jest ciąży, ale to jest wpadka i będzie o tym mówiła cały czas i będzie rozpaczała. A Ty będziesz rozpaczała, bo rano ten test pokazał znowu jedną kreskę. I patrzysz na nią, a ona płacze dlatego, że jest w ciąży. Nie ma jednej rady na to. Ja bym pomyślała sobie, czego chcę od ludzi. Jacy są ci ludzie, co mogę od nich dostać, o tych oczekiwaniach pomyślała. Tu jest dużo rozkmin takich.

Zosia: No i to jakim jesteś jakby typem otwartości człowieka. Bo to nie ma co gwałcić kogoś, kto jest totalnie cichym, skrytym, takim introwertykiem, że teraz ja będę pałowała go, żeby on mówił, bo tak trzeba, bo tak będzie lepiej, bo jestem ekstrawertyczna i mi to pomogło. Powiedziałam. Zapomniałam. Koniec. Ktoś, kto będzie totalnie zamknięty i usłyszy od takiej ekstrawertycznej Zosi, że powiedz, bo mi pomogło, to może być po prostu… Żeby to ziarenko nie padło na zły grunt, bo ono może wiele namieszać.

Toxic korpo

Zosia: To zawsze musi być taka decyzja, która jest w zgodzie z Twoim sercem. Jeśli czujesz, że to jest okej, to wiedz, że to może być uwalniające, powiedzenie o tym. Tak bym powiedziała. Teraz jeszcze mam taki flashback do wspomnień, jak powiedziałam o staraniu się o dziecko w pracy mojej poprzedniej. To właśnie był ten moment, kiedy Zosinek, który zewsząd dostawał wsparcie, dostał plaskacza w twarz.

Jakbyście chcieli taki poradnik jak nie rozmawiać z szefem, to uważam, że napiszę najlepszy na świecie. Ja w prężnie rozwijającym się korpo, dostałam pytanie od przełożonego swojego głównego, jak sobie siebie wyobrażam za pięć lat… Musicie sobie wyobrazić Zosinka, który jest świeżo po ślubie, bierze się za staranie się o dziecko i jakby korpo traktuje tak, że to jest kilka stopni do przodu w jego wielkiej karierze, ale wiadomo, że tutaj stołka nie zagrzeje i zaraz będzie otwierał biznes. To już Wam mówię, że nie mówcie tego przełożonemu, bo to jest trochę strzał w kolano.

Jak dostałam takie pytanie, to odpowiedziałam, że będę miała swoją firmę chyba za 5 lat. I wtedy się zaczęła równia pochyła w korpo, która kończy się takim znamiennym, bo wtedy dla mnie w sercu zapadła decyzja, że koniec poświęcania nawet minuty na tych ludzi, jak byłam po prostu zapieprzana, bo jeszcze bym chciała użyć gorszego określenia, ale byłam zapieprzana ilością obowiązków, które zakrawały o każdy wolny weekend mojego życia. Jeździłam samochodem, więc musiałam brać każdą konferencję. Siedziałam w pracy od rana do nocy i zawsze było mało. Nie było w ogóle żadnej polityki chwalenia. No po prostu toxic korpo.

Pstryczek w nos

Zosia: Pamiętam, że kiedyś przy rozmowie jak już nie wytrzymałam i powiedziałam, że ja nie mam za bardzo nawet możliwości oddechu, ludzie ja staram się o dziecko. Bywa tak, że mam gorszy dzień, bo właśnie okazało się na przykład, że jest kolejny raz, kiedy się nie udało. Pamiętam takie sytuacje, jak zaczynałam brać nowe leki, strasznie po nich wymiotowałam. Widzę, jak biegnę do łazienki w tym korpo i nie wiem, czy zdążę, to w ogóle jakby nikogo nie obchodziło. Pamiętam, że wtedy to było dla mnie takie wiesz, że po prostu wycisnąć Ciebie jak z cytryny i mam w dupie to, co Ty czujesz i nikt nawet nie starał się wokół tego robić dobrej miny do złej gry.

Jak powiedziałam o tym właśnie, że się staram, to wiesz stara, co ja dostałam po drugiej stronie. Przełożony mi powiedział, że no wiesz właściwie Dudku bardzo mi przykro, ale tak szczerze jako Twój przełożony, to mam to w dupie, nie obchodzi mnie to, bo masz być dobrym pracownikiem. Właśnie wtedy klamka zapadła, że to jest koniec mojego rozdzierania się dla tych ludzi. Skończmy ten temat.

Ale to też był właśnie taki moment, kiedy Zosinek dostał trochę. Ja się otwieram, daje im bardzo dużo z siebie, mówię im o tym, bo to też nie było takie just like that, że ja to powiedziałam. Powiedziałam to po wielu miesiącach takiego szarpania się i próby ratowania związku, moich starań i jeszcze bycia super pracownikiem i rozwijania korpo. Musiałam im powiedzieć, że słuchajcie dam z siebie więcej, jak dacie mi złapać oddech. Oni powiedzieli mi wtedy, że mają w dupie mój oddech i w ogóle mnie jako człowieka.

To tak sobie wyobrażam może właśnie tę sytuację, kiedy dostaję pstryczka w nos ktoś od kogoś od kogo się spodziewał.

I co dalej?

Zosia: Może błędnie założyłam, że oni mi dadzą to wsparcie czy chociażby urlop dwudniowy, a go nie dostałam. Może to jest takie odbicie lustrzane tej teściowej, która wie i mimo wszystko kolejny raz wbija szpile. Lub na przykład moje oczekiwania względem kogoś, kto powie coś innego.

Ania: Czyli każdy z nas ma teściową pod kryptonimem teściowa, niekoniecznie to jest teściowa.

Zosia: No właśnie, bo teraz mamy taki zły PR tym teściowym. A ja bym zrobiła jakieś toxic ceo of the korpo, bo mnie zabolało wtedy od tych ludzi bardzo.

Ania: Słuchaj, na pewno są też z nami ludzie, którzy krwią w takich relacjach pracowych, toksycznych. Fajnie nam się o tym gada, ale to też nie jest takie proste, że wiesz, Ty sobie mówisz: tak dostałam plaskacza w ryj…

Zosia: …to sobie idę, zakładam swoją firmę.

Ania: Idę i zakładam, gdzie kurczę, wiesz, ile ZUS kosztuje i myślisz sobie, ja pierdzielę, naprawdę trzeba na to zarobić, ale jak na początku przecież to jest takie mega ciężkie? To nie jest łatwe.

Czasem warto podjąć ryzyko, choć nie wiemy, co czeka po drugiej stronie

Zosia: Wiem. Ja nie chcę, żeby to tak zabrzmiało frywolnie, że po prostu dostałam i wtedy w mojej głowie się zrodził pomysł i stworzyłam Akademię Płodności. Zróbcie wszyscy to samo. No co Ty. Nie, ja po pierwsze od dawna o tym myślałam, a po drugie to był tylko taki gwóźdź do trumny, że po prostu wiedziałam, że po prostu żaden już procent mnie nie zostanie poświęcony dla tych ludzi i teraz trzeba tylko szybko zrobić tak, żeby się stamtąd wymiksować, chociaż nie wiem, co czeka po drugiej stronie.

Ania: Masz jaja człowiek. Dziewczyny ostatnio nam pisały wiadomości. Nie wiem, czy widzieliście na naszym Insta Stories, że rzuciły pracę, w której długo tkwiły, bo miała być ciąża, miało być dziecko i zawsze wytrzymam, jeszcze wytrzymam kolejny miesiąc. W końcu powiedziałam koniec, co będzie, to będzie. Oczywiście nie zachęcamy Was do takich kroków. Aczkolwiek zachęcamy Was do korków, po których będzie Wam lepiej. Potem dostałyśmy naprawdę wiele wiadomości takich od dziewczyn, które to zrobiły już dawno temu i nie są w ciąży. Jedna taka mi utkwiła w pamięci. Ja już zmieniłam wiele miesięcy temu tę pracę i kurczę strasznie się bałam, co czeka na mnie, ale okazało się, że to była najlepsza decyzja w moim życiu i jestem szczęśliwa. I tak odbiłyśmy znowu od tematu…

Zosia: Klasyk.

Uwolnić się od toksycznych relacji

Ania: Nie wiem, jak nazwiemy ten podcast. Już gadamy godzinę.

Zosia: Absolutnie się nie martw, coś wymyślimy. Nie przejmuj się.

Ania: Musimy zmienić temat.

Zosia: Ale to są bardzo wartościowe rzeczy, więc warto je zostawić. Tylko niech to nie wybrzmi tak frywolnie, na zasadzie źle się czujesz w pracy, okej, idź teraz z wypowiedzeniem, rzuć je na biurko i powiedz nara, bo ja teraz czuję, że jest mi tu źle. Nie, ale to jest dokładnie takie wielomiesięczne. Z tej pracy pamiętam też taką dziewczynę, jestem, bo tutaj będę miała wyższe, jak się uda, to będę miała więcej pieniędzy na zwolnienie i w ogóle teraz nie mogę tego zostawić. Pamiętam, że ona też odeszła i bardzo ją to uwolniło, mimo że też nie jest w ciąży.

Ania: Powiem Wam, że ja znam naprawdę wiele takich przypadków, które tkwią w toxic. Przyzwyczajamy się do tego, może nazwę to tak, złego. Już tak się przyzwyczajamy do tego beznadziejnego, że już dobra to akceptujemy i to zaczyna żyć.

Zosia: Ale to jest złe, ale znane. To jest moje znane. Już to mam oswojone. Ja wiem jak tu jest źle, znam to bagienko. Wiem jak to może boleć. A jak będzie z deszczu pod rynnę? To jest takie wiesz czarno myślenie. Skoro tu jest tak źle a tam jest jeszcze gorzej. A jak jest lepiej? Zawsze warto walczyć o marzenia. Jeśli Waszym marzeniem jest otworzenie swojej własnej szwalni to ja bym teraz małymi kroczkami robiła wszystko to, żeby tę szwalnię otworzyć. Albo nie wiem zostać fotografem czy cokolwiek.

Ania: Jest takie nawet powiedzenie tylko, żebym go nie zepsuła, że stare zło wydaje się nam o wiele lepsze niż nowe dobro.

Co czeka za kotarą?

Zosia: Jasne. Dokładnie tak jest, bo najbardziej się boisz tego, co czeka i co jest za kotarą i nie widzisz tego. Zazwyczaj to się właśnie demonizuje w głowie, zamiast myśleć sobie, że tam czeka lepsze i na pewno lepsze, tylko raczej będzie zimno, chłodno i nie poradzę sobie i w ogóle, co to będzie. Najgorsze scenariusze zakładamy, które czasami się niestety ziszczą, ale całe szczęście nie zawsze, a nawet bym powiedziała nie najczęściej.

Ania: Dobra, żeśmy się rozgadały, żeśmy poleciały przez wszystkie domy, przez wszystkie korpo. Całe szczęście mamy korpo, o jakim śniłyśmy i marzyłyśmy. Możemy Was wspierać i wspieramy też siebie nawzajem. Myślimy o odcinku od kulis. Czy dobrze się czujesz w naszym korpo? Jest cudowne?

Zosia: Zosin, jak Ci źle mrugnij dwa razy… Zosinek założysz niebieską bluzkę na następne stories, co znaczy, że Ania zmusza Cię do odpowiedzi. Daj nam znać.

Nie, no musimy nagrać odcinek od kulis, bo korpo, które aktualnie tworzymy, to jest, jeszcze tak na koniec powiem, wydaje mi się korpo marzeń, które wymagało też wiele pracy od nas. Więc to też nikt nie będzie takie frywolne, że wiesz, znalazły się dwie trzpiotki, 70 km od siebie i po prostu tylko to, że los je połączył, to już sprawiło, że zawsze pyka, a te trzpiotki tylko przyjeżdżają i piję kawę. I po prostu tak się składa, że musisz tylko znaleźć człowieka, który jest drugą połówką Twojego biznesowego jabłka. I już wtedy pyknie. Nie no bardzo dużo inwestujemy w to i bardzo dużo robimy, żeby tak było. I nie zawsze było kolorowo i pewnie nie zawsze będzie. Tylko jesteśmy na to gotowe i odpowiedzialnie to niesiemy.

Na zakończenie

Ania: Mamy kryzysy w związku, które nas tylko umacniają, tak?

Zosia: Czy Ania rzuca talerzami? Czy Zosia rzuca talerzami? Tego dowiecie się w następnym odcinku, ponieważ ten już jest strasznie długi.

Ania: Dziękujemy Wam za wysłuchanie go. Kurczaki trzymamy za wszystkie te zmiany, które pojawiły się w Waszych głowach w tym momencie. Wszystkie te myśli mamy nadzieję, że pokierują Was do tego, żeby żyło Wam się lepiej.

Zosia: O jak ładnie powiedziała moja stara, dlatego właśnie jest moją starą biznesową.

Ania: Ściskamy Was mocno.

Zosia: Ściskamy. Ostatnio Wam życzyłam miłego weekendu, bo nagrywałyśmy to pewnie w okolicach piątku, a ludzie słuchają we wtorki. I potem tak słucham tego podcastu i myślę sobie, no fajnie, że ja Wam życzę miłego weekendu. Teraz też Wam życzę, ale życzę też Wam miłej środy i całego tygodnia. Do usłyszenia w następny wtorek.

Ania: Buziaczki. Pa.

Diety i ebooki dostępne tutaj: https://sklep.akademiaplodnosci.pl/