×
W górę
×
Akademia Płodności / Blog / Podcasty / #022 – Akademia od kulis
19.01.2021
#022 – Akademia od kulis

Ten odcinek jest inny niż wszystkie. Wyjątkowo odchodzimy od tematów okołostaraniowych i na luzie opowiadamy Wam o naszych sekretach. Dowiecie się m.in. jak nam się razem pracuje, o czym marzymy i co mieści się w naszym folderze porażek. Poznacie wiele faktów, które zdradzamy po raz pierwszy. Szykujcie się na sporą dawkę śmiechu. Dziś Akademia od kulis!

Plan odcinka

  1. Sakiewki jabłkowe i przygoda w cukierni
  2. Kalendarz i karteczki
  3. Robi się poważnie
  4. Kto wpadł na to pierwszy?
  5. Ania śmiga furą
  6. Pracowita Zosia
  7. Pikantne fakty
  8. Folder porażek

Transkrypcja podcastu Akademii Płodności

Zosia: Cześć, tu Ania i Zosia.

Ania: Wspólnie towarzyszy… Pff! Nie mogłam się rozczytać. Dobra, ostatni raz i się uda.

Z: Wspólnie tworzymy, stara. Wiesz, co tu robisz? Jesteś w tej firmie pionkiem czy człowiekiem słupem? (śmiech)

A: Dawaj!

Z: Anka czyta z kartki, nie wierzę. (śmiech)

A: No bo już jest za późno, żebym to zapamiętała.

Cześć, tu Ania i Zosia. Wspólnie tworzymy Akademię Płodności, w której towarzyszymy parom starającym się o dziecko.

A: Pięknie!

Z: Nie wiem, czy Karol Wam puści przebitki z tego, jak trudno było to nagrać. Stwierdziłyśmy, że zamienimy się dzisiaj rolami. Dziś jest odcinek „Akademia od kulis” i będziemy mówić o sobie nawzajem. Ania nie jest tu człowiekiem słupem – ona wie, co się dzieje w tej korpo, tylko nie wie, jaką ma czołówkę. (śmiech)

A: Wiem, tylko moje neurony nie są w stanie już tego pozmieniać. Lepiej brzmi: „Cześć, tu Ania i Zosia”.

Z: Dzień dobry.

A: A powiedziałaś: „Cześć, tu Zosia i Ania”?

Z: Nie – Ania i Zosia. Ale wiesz, ja jestem trochę Tobą, a Ty trochę mną, więc to w ogóle nie ma znaczenia.

A: Dobra, whatever i tak nas mylą. Dzisiaj rozmawiamy na luzaku.

Z: Dziś jest odcinek pt. „Akademia od kulis”. Dowiecie się o nas kilku faktów, ale nie będziemy same o sobie opowiadać. Ja będę mówiła o Ani, a ona będzie mówić o mnie.

A: A i jeszcze, jeszcze, jeszcze – my tych faktów o sobie nawzajem nie znamy. Wypisałyśmy je na kartkach i dopiero teraz się dowiemy, co tam jest, i będziemy musiały się z tym zmierzyć.

Z: Zaczynaj.

Sakiewki jabłkowe

A: Pierwszym faktem rozpoczynającym ten wspaniały podcast jest to, że Zosia jest naszym akademiowym łasuchem…

Z: O Boże…

A: Uwielbia sakiewki z jabłkami.

Z: O Boże! (śmiech) Dlaczego zaczynamy od tego? Po pierwsze się nie wyprę – to prawda. Po drugie to jest takie trochę, wiesz… No siedzę i wpierdzielam sakiewki z jabłkami. Uwielbiam je!

A: Nie tylko sakiewki. Oczywiście lubisz też dużo zdrowych rzeczy, ale te sakiewki kuszą. Chciałabyś jeszcze dodać, co uwielbiasz?

Z: Nie, bo ślina już zalała mi buzię i chcę sakiewek.

A: W ogóle myślę, że to super, że mówimy, że Zosinek lubi coś takiego zjeść. Zresztą ja też lubię nielegalne rzeczy. To sprawia, że jesteśmy takie… Kurczę, bo ja mam zawsze takie rozkminy, jak stoję w Lidlu i na tej taśmie…

Z: Człowieku, wiesz co ja tu o Tobie zaraz mam?

A: …Stary poprosił o browar, coś na wieczór, a to może jutro ktoś wpadnie… To nie były zakupy do domu, czyli np. papryka – tam były same nielegalne rzeczy. I tak sobie patrzę na to i myślę: „Ja pierdzielę, jak mi wstyd. Jakby mnie ktoś tutaj zobaczył…”

Z: Ale nikt Cię nie widział i nikt nie skomentował. A jak mnie kiedyś przyłapała kobitka w tym… Pamiętasz?

A: Opowiedz o tym.

To wszystko przez starego!

Z: Boże, a to też stary chciał – nagorzej.

A: Bo to starzy!

Z: To wtedy najbardziej boli. Jeszcze jakbym kupowała to dla siebie, to musiałabym to wziąć na klatę.

Jestem w Radzyniu, w cukierni i kupuję staremu pizzę. (śmiech) Sera nawalone na górę! (śmiech) Nie możemy się śmiać, bo to będzie niezrozumiałe. Stoję w kolejce, kupuję tę pizzę i w trakcie płacenia pani do mnie mówi: „O, a ja panią właśnie oglądam na YouTubie” (akurat dodałyśmy wtedy jakiś nowy film). I w tym momencie nie wiem, co zrobić. Czy mam się zapaść pod ziemię, czy może coś innego. Biorę tę pizzę pod pachę, zgniatam ją na pół… Boże! Nie wiem, jaki nacisk przeżyły te pieczarki.

A: Dostarczyłaś podgrzaną.

Z: (śmiech) Powiedziałam tej pani, że bardzo mi miło, ale muszę już iść. Wyszłam z tą zgniecioną pizzą i wkurzona, zaniosłam ją staremu. A to jest bez sensu.

A: Bez sensu, bo jesteśmy ludźmi. My Was rozumiemy, wiemy, o co chodzi. Jak dieta ma nam pomóc, to wbijamy w nią całym sercem – jesteśmy w niej na 100% albo 99,9%. No tak było, stara, tak? Ale znamy też żyćko.

Kalendarz i karteczki

Z: Powiem Wam teraz coś o mojej starej. Jak chcecie coś ustalić z Anusią, to musicie wiedzieć, że jak ona tego nie zapisze w kalendarzyku, to to nie istnieje. Rozumiecie? Jak to nie będzie zapisane, to po prostu jakby tego nie było. Przestrzeń przyjęła to w swój eter i zabrała to czarna dziura. Anusia notuje wszystko. Jak chcecie ustalić jakiś wstępny plan i ona nie ma przy sobie swojego kalendarzyka, to napieprza na karteczkach. Musi je mieć wszędzie porozklejane. Oczywiście później ich nie odnajduje i nigdy nie wie, co gdzie miała. Ale to musi być spisane, nawet jeśli ta karteczka wyląduje zaraz w kosmosie. To jest właśnie moja stara.

A: Potwierdzam – uwielbiam karteczki, uwielbiam wszystko zapisywać, uwielbiam kalendarz. Jak jest chaos, to Ania już siedzi i płacze, bo nie wie, co ma robić. A jak nie mamy wypełnionego Excela… (którego nie cierpię, to nie jest tak, że „umiem w Excela”). Lubię, jak jest wszystko zapisane. I bardzo byłam podekscytowana, jak Zosin wpadł na pomysł, żeby pracować w takim programie…

Z: Trello.

A: Ojeju, to było cudowne. Mogłam sobie zapisać każdą myśl. I tylko ja tam siedziałam.

Z: Nieprawda, bo ja też mocno z tego korzystałam. To był ogromny prezent ode mnie dla Ciebie. Bo ja z kolei jestem człowiek: antykalendarz, antykarteczka, antyzapisywanie. Tworzę w głowie i nie notuję, przez co wiele pomysłów mi ucieka. To jest głupie, bo powinnam…

A: Powinnaś, polecam.

Z: …chociaż 5% z Ciebie odziedziczyć. I tak sobie pomyślałam: „Boże, jak ja pokażę mojej starej to Trello, to ona się po prostu posika ze szczęścia”. Zrobiłam to tylko dla Ciebie!

A: Ojej, to jest megakochane. Doceniam to.

Z: Tylko, że u mnie to umarło. (śmiech)

A: I siedziałam tam później sama!

Z: Musimy to odkopać.

„Okej, robimy to!”

A: To był fajny pomysł, bardzo mi się to podobało.

Z: A wiecie, te karteczki można było pogrupować – do zrobienia, w trakcie, zrobione…

A: Uwielbiałam to. Ale w końcu tyle tam było zapisane, że się gubiłyśmy.

Z: Bo nawaliłaś tych karteczek, że nie dało się tam żyć!

A: Dokładnie tak, tam panował chaos. Jak sobie wszystko zanotuję, widzę plan dnia, rozpiszę czasami, co mam zrobić od tej do tej godziny, to ja to robię – w takim trybie pracuję. Z kolei Zosinek jest zupełnie inny, ale też zatryndala, nie potrzeba jej karteczki.

Mam kolejny fakt o Zosinku. Bardzo uwielbiam to, że ja zawsze muszę sobie wszystko przemyśleć, a ona od razu działa. Jest jakiś pomysł, jest coś do rozkminienia, a ona mówi: okej, to ja piszę maile. I to jest koniec. Ja tak nie mam, a Zosia działa na już – później będziemy myślały, czy ładujemy się w to, czy nie. I dzięki temu wychodzimy na dobre.

Z: O Chryste, powiedziałabym, że nie zawsze!

A: Ale zazwyczaj tak jest, że wpadasz na jakiś pomysł, ja muszę pomyśleć, popatrzeć, poczytać, a Ty stwierdzasz: „Okej, robimy to!”. Ja sobie zostawiam to na jutro, zapisuję na karteczce i to będzie oczywiście zrobione…

Z: Jeśli karteczka nie zginie.

A: …A Zosin jest taki: „Dobra, to ja piszę mail. Okej, napisany. Dzięki, do widzenia, zapominamy”. To już się dzieje!

Z: Tak trochę jest, zgadzam się. Chociaż nie jestem dla siebie aż tak pobłażliwa i jednak to nie zawsze nam wychodzi na dobre. Ale jestem człowiekiem zapalnikiem – to fakt tzw. autentyczny. Bardzo mnie bawi określenie „fakt autentyczny”.

A: I „akwen wodny”.

Z: Jak?

A: „Akwen wodny”.

Z: (śmiech) „Cofnąć się do tyłu”!

A: I jeszcze możemy „spadać w dół”. No to jedziemy dalej.

Robi się poważnie

Z: Teraz czas na Anusię. Jeśli zaprosicie ją do swojego domu, gdzieś z nią pojedziecie, będziecie z nią w restauracji albo gdziekolwiek, gdzie trzeba będzie zamówić kawę – to wiedzcie, że regulacja mocy kawy będzie ustawiona na maksa. Jak jest na 90 stopni, to Ania zrobi z tego 110 stopni, aż ta kolba tam skiśnie. Dla mojej starej nie istnieje inna kawa niż siekiera i to taka, że leci wręcz smoła. Jak trzeba, to będą i trzy takie. Kawa ją napędza. Oczywiście chętnie dzieli się nią z całą okolicą, bo tu się wyleje, tam biureczko spragnione, tam ścianka spragniona, tu monitorek też chciał się napić. Nie jest chytra, dzieli się. Ale siekierą.

A: Rozlewam kawę – to prawda. Chyba nawet lubię ją bardziej jako rytuał niż za jej moc, bo nie mam aż takich zjazdów. Mam? No dobra, może czasami. Ale uwielbiam kawę – to fakt.

O naszej relacji

A: Teraz coś o Zosinku. W sumie zostawiłam to sobie na koniec, ale zmiana planu. Bardzo lubię to, że kiedy pojawiają się jakieś problemy, życiowe rozkminy, które są w mojej głowie, to mam wrażenie, że Zosin wie o nich szybciej niż ja. Kiedy mówię jej, o co mi chodzi, ale sama jeszcze do końca tego nie wiem, to zanim do tego dojdzie, Zosin już to wie. I to mnie zawsze zaskakuje i bardzo to sobie cenię.

A najbardziej doceniam to, że zawsze możemy do siebie przyjść i pogadać, nawet jak te rozmowy są megatrudne. Nasza relacja jest bardzo szczera i czysta. Po drugiej stronie znajduję coś takiego, że nie muszę niczego ukrywać. Jak coś mi przeszkadza, to zawsze mogę przyjść i spotka się to ze zrozumieniem, pomimo że nie lubię tych rozmów, bo są trudne. Oczywiście to nie jest tak, że one są codziennie. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego „wspólasa”. Nie ma żadnego zatajenia, wszystko bierzemy na klatę i ciśniemy we dwie, ale to jest cholernie wymagające. Dzięki pielęgnowaniu tej relacji między nami, ona jest taka, jaka jest.

Z: Zaraz się chyba rozpłaczę. Teraz jest mi głupio, bo ja tutaj napisałam takie…

A: Że lubię kawę!

Z: Dokładnie, napisałam jakieś śmieszne rzeczy i teraz jest mi głupio, chciałabym wyjść. Nie, mam jedną rzecz, która nie jest zabawna.

A: Ale tylko dodam jeszcze, bo jest to dla mnie bardzo ważne: mogłam sobie jedynie wymarzyć taką relację. O! To chciałbym powiedzieć. Wymaga to od nas pielęgnacji, staram się dbać o to i o swoje myśli. I tyle. Jestem z nas dumna. A Ty co, kawa?

Z: No kawa, przecież już jej nie cofnę. Zwłaszcza że to prawda.

Sytuacje podbramkowe

Z: To jest niesamowite, że udało nam się zbudować taką relację i że każda z nas jest ważna i potrafimy w tym całym zgiełku znaleźć zawsze czas dla siebie. Priorytetowo myślimy jednak o człowieku, a nie o jakichś planach – to jest super. Bardzo, bardzo, bardzo! Tak jest wręcz rodzinnie. Bawi mnie to. Na przykład często się śmieję z tego, że mój „wspólas” tańczy ze mną na weselu mojego brata. Po prostu Anusia jest jak rodzina.

A: To było piękne wesele.

Z: Mam też przemyślenie à propos mojego kolejnego faktu o Tobie, że takich trudnych, podbramkowych, życiowych sytuacji było nam dane już wiele razem doświadczyć. Kilka tego typu testów ten związek przeszedł.

A: Tak.

Z: Kilka razy byłyśmy wystawiane na konkretną próbę i to był mocny sprawdzian.

A: Tak.

Z: Mogłyśmy zbadać swoje reakcje i swoje wsparcie oraz to, jak to rozumiemy. Mogłyśmy pomóc sobie w takich sytuacjach. Nie można traktować tego za pewnik i uśpić swojej czujności i ciągłego patrzenia w stronę drugiego człowieka, ale już wiele razy życie mi pokazało, że to był dobry pomysł, aby postawić na Ciebie i wpaść na te szparagi.

A: Dobrze, że Ty „przyjechała” wtedy. Dobrze, że miałaś Instagram.

Z: To prawda.

A: Dobrze, że się poznałyśmy. W ogóle możemy kiedyś o tym opowiedzieć.

Z: A to już wszyscy wiedzą.

A: Tak myślisz?

Z: Nie no, opowiemy kiedyś. Żeby nie umniejszać tematowi dbania o tę relację, to trzeba kiedyś nakręcić o tym odcinek. Można by o tym opowiedzieć, ile to wymaga pracy i z jakiej strony staramy się o to troszczyć.

A: To nie jest picie kawy. My się tutaj chichramy i zawsze pokazujemy na Instastories, jak u nas wesoło, a tak naprawdę to jest dobry zapierdziel.

Z: Nad tylko relacją.

A: Tak, nad relacją.

Obecność i wsparcie

Z: Nie tylko zapierdziel w Akademii, lecz również nad relacją, aby był jakiś motor do ciągnięcia tego wszystkiego. A tym jest właśnie ta relacja. Chciałabym jeszcze coś powiedzieć w nawiązaniu do tego, że ostatnio było dużo trudnych momentów. Wydaje mi się, że śmierć mojego taty był jednym z trudniejszych, z którymi w ogóle przyszło mi się zmierzyć. Tak to odbieram teraz, po kilku miesiącach i ciągle sprzątam po tym wybuchu wszystkie zgliszcza. I Ania jest jedną z tych osób, która jest. Przykro mi to mówić, bo mam takie relacje, na które jeszcze niedawno postawiłabym bańkę i powiedziałabym, że osoby, o których teraz myślę, będą robić tak i tak. To oczywiście były moje oczekiwania, więc nie mogę rozliczać nikogo z tego, co wyobraziła sobie moja głowa. Ale myślałam, że te osoby będą bliżej, będą bardziej dla mnie.

Sama mam sobie dużo do zarzucenia, żeby to też wybrzmiało, ale miałam takie topy, na które jeszcze niedawno bym postawiła. Tych ludzi nie ma na tyle, na ile bym sobie wyobrażała. A Ty masz w sobie coś takiego, że zadasz mi pytanie o to, jak się mam, co w moim życiu, jak się miewa teraz moje serce i moja dusza, jak w ogóle sobie z tym wszystkim radzę, mimo że wiesz, że odpowiedź nie musi być pluszowa, że mogę się rozryczeć albo Ci powiedzieć o jakichś strasznie trudnych rzeczach, które muszę przerabiać, i że ta tama może pęknąć i wszystko może się na Ciebie wylać. Wiesz, że zadając mi takie pytanie, wcale nie muszę odpowiedzieć w stylu „Dzięki, radzę sobie”, tylko jesteś gotowa to wszystko przyjąć. Jako jedyna z uporem maniaka raz na jakiś czas to powtarzasz i to jest niesamowite.

„Aniusia nie pęka”

Z: Jak pytałam Was na swoim prywatnym Instagramie, czy macie wokół siebie takich ludzi albo czy sami potraficie się do nich odezwać, gdy wiecie, że jest im w życiu trudno, to miałam na myśli też Ciebie. Ty to potrafisz i się tego nie boisz. Okazuje się, że takich ludzi jest bardzo mało. A Anusia nie pęka, bierze to na klatę i jak wie, że Wam może być trudno, to Was o to zapyta i jeszcze coś zrobi, żeby Wam było lepiej. Jak trzeba pojechać na sushi, to pojedzie z Tobą na sushi. Jak Ci trzeba będzie wyciągać chusteczki z pudełka, to będzie Ci je wyciągać. A jak trzeba będzie zakopać trupa, to też to z Tobą zrobi.

A: I co ja mam teraz przejść do tych moich pięciu śmiesznych faktów?

Z: Przed chwilą byłam w takiej samej sytuacji – zmierz się z tym.

Kto wpadł na to pierwszy?

A: Totalnie zmieniamy temat. To jeden z faktów, który kiedyś mnie trochę denerwował, ale teraz już mnie bawi. Wyobraźcie sobie, że Zosia myśli bardzo podobnie jak ja, ubiera się tak samo…

Z: O Boże, mam to na swojej kartce! Nie wierzę w to!

A: Czasami przychodzę do biura, patrzę, a Zosin jest idealnie ubrany, jakbyśmy miały robić sesję zdjęciową w plenerze. Takie same kolory, materiały, wszystko kolorystycznie dobrane…

Z: To jest chore. Ja to mam w swoim punkcie.

Chore sytuacje

A: Widzisz, to trzeba będzie wymyślić jeszcze jeden, bo pierwsza to powiedziałam. Kiedyś mnie to denerwowało, bo już sama nie wiedziałam, czy to ja coś wymyśliłam, czy Zosin. Która z nas wpadła na to pierwsza? To wciąż trwa i już zaakceptowałam, że np. w jednym czasie decydujemy się zafarbować włosy. I to jest taka rewolucja, że każda z nas się do tego zbierała – ja całe życie. A tu Zosin wpadł na pomysł, aby się odmienić i stwierdza: „Stara, farbuję włosy”. I mówi mi o tym w poniedziałek, kiedy ja w niedzielę rozmawiałam z teściową, czy jej fryzjer może mnie przyjąć, bo jak najszybciej chcę pofarbować włosy na blond, a nigdy tego nie robiłam.

Wiele jest takich sytuacji. Czasami wchodzę na Twój profil na Instagramie i myślę: „Aha, no tak, oczywiście napisała o tym, o czym ja sobie gdzieś pomyślałam albo zapisałam coś sobie w pamiętniku”. Teraz mam taki notatnik i muszę Ci to pokazać…

Z: Nie chcę tego widzieć.

A: Bo wiesz, że tam są Twoje pomysły, czaisz? Już to wszystko akceptuję, ale wcześniej było mi głupio. Zawsze sobie myślałam: „Kurde, co jest?!”, a teraz wydaje mi się, że to normalne. Mnóstwo jest takich sytuacji, że w tym samym czasie dzieje się u nas to samo. Kiedyś do siebie dzwoniłyśmy, rozmawiamy, pytam, co robisz. „Jem z gara spaghetti”. Ja też! Albo kupujemy te same bluzki, czy w tym samym czasie wpadamy na pomysł wywoływania zdjęć. Tłumaczę to sobie w ten sposób, że być może to, co się dzieje wokół nas, pcha nas do tych samych rzeczy i do tych samych przemyśleń. To jest creepy.

Z: To jest chore. Chcę powiedzieć to jeszcze milion razy – to jest chore. Jestem tak wściekła, mój punkt brzmi: „Wspólne ubieranie się, blond w tym samym czasie”.

Bratnie dusze

A: A pamiętasz, jak w którąś sobotę rano wysłałam Ci filmik z pijawkami? Zgłębiałam wtedy ten temat. Nigdy wcześniej go nie poruszałyśmy. Wysyłam Zosi: „Ty, stara, zobacz, jak to działa”. A Zosia mówi: „Nie wierzę w to. Wczoraj oglądałam pijawki”.

Z: To jest chore do tego stopnia, że teraz szukamy różnych podkładów, np. robimy screeny z datą, żeby było wiadomo, która była pierwsza!

A: Tak! Teraz zapisuję myśli, nawet je nagrywam, żeby później nie wyszło, że Zosinek zrobił coś pierwszy. Tymczasem Anusia już o tym myślała i zanotowała to sobie dzień wcześniej.

Z: Nie no, to jest chore. Czy wszyscy już usłyszeli, że to jest chore? Pamiętam, jak zamówiłyśmy sobie naklejki na swój prywatny profil. Robiłyśmy to osobno, a zamówiłyśmy takie same. Boże, chore! Tylko chciałabym wyjaśnić, że to trzeba akceptować. To jest piękne, nie ma się co złościć. To nie jest tak, że dwie laski trafiają na wesele w tej samej sukience i już jest między nimi nienawiść, już się wódki razem nie napiją. My się z Anusią napijemy wódeczki nieraz i jeszcze będziemy się z tego śmiać.

A: Tak, to po prostu trzeba zaakceptować.

Z: Może jeszcze przyjść taki etap, że to jest sweet. Może to jakaś nieodcięta pępowina albo może nasi przodkowie są…

A: Albo takie mózgowe połączenie.

Z: Może. Albo jakieś dwie bratnie dusze się odnalazły i teraz są dwie mentalne siostry syjamskie. I teraz odbieram na tych samych falach co Ty.

Top secret

A: Jest coś takiego. A gdy wybierałyśmy projekty domów i Zosia zapytała, jaki mam, to odpowiedziałam: „Taki sam jak Twój, nie pytaj”. I nie pokazywałyśmy ich sobie, zrobiłyśmy to dopiero jak wszystko było klepnięte, bo miałyśmy podejrzenie, że wybierzemy te same. Ale różnią się, choć są w podobnym klimacie.

Z: Tak, tylko u jednej przemówił rozsądek. Na szczęście jeszcze nasi starzy mieli coś do powiedzenia.

A: Stary tak gadał, że trzeba było pozmieniać.

Z: Więc nie będziemy mieszkać w tych samych chatach, ale będziemy je w tym samym czasie budować. Nie wiedziałam, czy mogę o tym mówić, bo to jest jeszcze top secret.

A: Jeszcze nie ogłaszałam, ale tak sobie myślę, że…

Z: …jak ten podcast wyjdzie, to już ogłosisz?

A: No może, zobaczymy.

Z: To się właśnie dowiecie z tego podcastu.

A: Pojadę tam na pole, zobaczymy, co tam się dzieje.

Z: To trzeba zrobić z pompą. A Ty tak: „Pojadę na to pole”. So excited.

A: Zobaczę, co tam się dzieje. Dobra, lecimy dalej. Teraz Ty.

Ania śmiga furą

Z: Teraz powiem o czymś, co wymagało od Ciebie dużo poświęceń i przełamania jakichś swoich barier. Uwaga – moja stara śmiga furą. I powiedziałabym, że robi to coraz lepiej, już teraz jakby ścina mniej pachołków. Nie wiem, czy dalej jedziesz za panem ciężarówką, jeśli się pojawia na początku trasy. Ale to jest super.

A: Słuchajcie, jest awans, bo nie jeżdżę już renówą, którą dostałam na początku.

Z: Na obijki.

A: Dokładnie. Nie mogłabym jeździć jakimś samochodem full wypas, bo nie dość, że stresowałabym, że go zaraz rozwalę, to jeszcze trasą. Miałam taką furę, że mąż powiedział, że jak się coś stanie, to mam ją zostawić w rowie, tylko mam odkręcić rejestrację. I tyle, bez płaczu, więc proszę sobie to wyobrazić. Ale teraz jest awans. Szkoda by mi było, gdybym znowu trzepnęła w coś z tyłu, więc dbam o te zderzaki.

Ale pamiętam, Zosiu, jak przyjeżdżałaś do mnie na początku, jak kminiłyśmy Akademię, i jak sobie myślałam: „Ta laska tak jeździ tym samochodem!”. To była dla mnie taka niezależność, naprawdę byłam pełna podziwu. To nie było dla mnie takie oczywiste, że każdy sobie wsiada w furę i jeździ. A ja byłam megazależna od starego: „Weź mnie zawieź”, „Weź mnie na zakupy” itd. Albo wsiądź w MPK.

Z: Dobrze, że jest MPK.

A: Dobrze, że jest. Albo chodziłam wszędzie pieszo. I taki Zosinek podjeżdża i pamiętam swoje myśli: „Kurczę, przecież ona jest młodsza ode mnie!”.

Z: Zdradziłaś! To kolejny fakt.

A: Ale nie wiadomo, ile ja mam. Jak ktoś się dokopie, to się dokopie. Ale pamiętam, jak sobie mówiłam, że Ty jesteś taka ogarnięta. I do Lublina potrafisz pojechać. Wiecie, dla niektórych to może być śmieszne i dla mnie teraz też jest, ale naprawdę tak myślałam. I wszędzie jeździłam z Tobą.

Jak z matką

Z: Ale jakbyśmy teraz gdzieś jechały, to pewnie też ze mną.

A: No jasne, że tak.

Z: Bo Ty byś na pewno robiła coś w trakcie na komputerze.

A: Na konferencję to Ty prowadziłaś.

Z: Ja jeżdżę tak, że nawet o tym nie myślę, to jest dla mnie naturalne. A Ty byś musiała się stresować, musiałybyśmy wyjechać wcześniej. To jak jazda z moją matką, gdzie nawet radio nie mogło grać i musieliśmy z bratem siedzieć z tyłu. Dawała nam jakieś gry, to był Tetris. Musieliśmy siedzieć cicho, bo rozpraszało ją każde nasze pytanie. Nie mogliśmy gadać, bić się, być niegrzeczni – nic.

A: Oczywiście, że tak. To byłby koniec, miałabyś kanapki na drogę i herbatę w termosie, bo nie zajeżdżałybyśmy na żadną stację. Zatankowałabym w Siedlcach.

Z: To jest też fakt, muszę Wam to powiedzieć, bo to był pierwszy i chyba jedyny raz, kiedy w dzieciństwie usłyszałam słowo „fiut”. Moja matka powiedziała tak na jakiegoś kierowcę, a ja nie wiedziałam, co to znaczy. Jazda samochodem wprowadzała ją w jakiś inny stan świadomości. Siedzieliśmy z tyłu, graliśmy w Tetris i nie mogliśmy się odzywać, więc myślę, że to dlatego w naszym związku to ja będę prowadzić.

A: Tak się cieszę.

Z: Tym bardziej, że kocham to robić. To jest akurat super, że to jest kolejna rzecz, w której się wymieniamy. Jako ciekawostkę powiem Wam, że w liceum startowałam z chłopakami w rajdach –ścigaliśmy się i musieliśmy ładnie zaparkować. Potrafiłam nawet wygrać. Jak mi nie wyjdzie w Akademii, to idę do Formuły 1.

Dobrze, to był fakt o mojej Anusi. Teraz słucham dalej.

Pracowita Zosia

A: To też jest związane bardziej z pracą. Zosinku, cenię sobie to, że jak jest coś do zrobienia, to się to po prostu robi. Jesteś megapracowita i to jest nie do podważenia. To Twoja ogromna zaleta. Bardzo to szanuję, bo co ma być wykonane, to jest. Dzięki temu ja mogę zrobić coś ważnego, co nie jest związane z pracą, np. iść do lekarza, a Ty w tym czasie przejmujesz moje obowiązki.

Z: Ale stara, to jest fakt o Tobie. Przecież to można odbić lustereczkiem.

A: No tak, ale to ja to sobie wypisałam i o tym gadam!

Z: Ale to jest dokładnie tak samo w drugą stronę.

A: Super, że obie jesteśmy pracowite.

Z: Gdyby tak nie było, to nie byłoby tej Akademii.

A: Jasne, ale to jest super, że nie ma takiej presji, że jest dużo roboty, a Ty sobie gdzieś idziesz, bo musisz kupić staremu prezent na urodziny. Takie pierdoły można przełożyć, ale to są dla nas ważne rzeczy i to nie jest umniejszane. Już nie mówię o lekarzu, bo to jest oczywiste. Mimo że z perspektywy człowieka obok może się to wydawać małe, to Ty mówisz: „Dobra, zorganizujemy to tak, żebyś mogła to zrobić”. I to jest zarąbiste – szacunek ludzi ulicy.

Z: Ten fakt dotyczy na 100% i Zosinki, i Anusi.

A: No tak, ale chciałam powiedzieć, że Zosinek daje to pole.

Priorytety

Z: Właśnie dlatego to się tak super kręci. Ekstra, że obydwie tego pilnujemy. Na przykład robienie pazurów. Jeśli to jest dla nas superprzyjemność i robimy to raz na dwa, trzy tygodnie, to jesteśmy w stanie znaleźć te 40 minut, ale oczywiście nasz kalendarz, tryb pracy i mnóstwo obowiązków nigdy by na to nie pozwoliły. Ale jest ta druga laska, która mówi: „Idziesz teraz na pazury, rozumiesz? Tak jak sobie postanowiłaś”. Trzeba to pielęgnować, bo nigdy nie ma na to czasu.

A: W ogóle nie ma czasu, na nic, wciąż.

Z: Wiem.

A: Mam ten odkurzacz – Zosinek mi poleca dużo rzeczy, później do tego przejdziemy. Albo powiem. Jak kupiłam sobie odkurzacz, który poleciłaś, to myślałam, że teraz będę miała dużo czasu, bo do tej pory cały czas sprzątałam, nawet zdarzało się, że kilka razy dziennie. I się zastanawiałam, co ja zrobię z tym wolnym czasem. A tak naprawdę wciąż go nie ma. Mam wrażenie, że brak czasu jest megawymówką na wszystko.

Z: Dlatego – priorytety. Tak to trzeba właśnie robić, a jak nam się zapomina, to jedna drugą musi nastawić. Stara, kup sobie jeszcze suszarkę bębnową – powiedziałam, pokochasz mnie jeszcze bardziej. I będzie: „Zosinku, dlaczego tyle czekałam?”. To odmieni Twoje życie.

A: Stara, nie mam miejsca.

Z: Ja Ci ją wstawię. Nawet jakbyś miała ją postawić przy łóżku, to będziesz ją kochać.

A: Ostatnio się zastanawiałam z bratową mojego męża, czy na pewno potrzebna nam jest lodówka. Jak ją wywalimy, to będzie miejsce na suszarkę.

Z: Postaw sobie na balkonie. Musisz ją mieć. Jak nie, to na następną Gwiazdkę wjeżdżam Ci z nią na chatę.

Pikantne fakty

Z: Zapisałam sobie o Anusi jeszcze coś takiego, że jak mamy wspólna korbę, to wchodzimy w nią na maksa. Teraz dotyczy np. dbania o włosy. Anusia mówi: „Zosinek, słuchaj, zamów mi tu paczkę z Twojego konta, żeby mój stary nie wiedział”. Ja mogłabym robić tak: „Anusia, zamów mi i przynieś, tylko po cichu wnieś dołem i jak wejdziesz, to od razu idź do pralni i zostaw w bębnie, żeby Dudek nie znalazł i nic mi nie mówił”. Teraz robimy sobie meldunki z tego, co nakładamy na włosy: musztardę, olej, keczup, a może cukier. I to jest wspaniałe! Jak robimy zakupy online w sklepie z rzeczami do włosów, to jest tylko tak: „Ten olej dodaj do koszyka, ten, ten i jeszcze ten. Dobra, to ja sobie też wezmę, zrobimy jedno zamówienie, to mi oddasz”. I tak nasze wspólne korby nas napędzają. Teraz trzeba sobie wymyślić jakąś inną superturbodobrą.

A: Ja wiem jaką.

Z: Tak, jest pewien pomysł, ale nie zdradzaj, broń Boże, nie możesz o tym powiedzieć, bo jak nie wyjdzie to…

A: …będzie przypał.

Z: Tak.

„Browar nas napędza”

A: Ja tu mam tyle, bo zazębiły mi się dwa punkty.

Z: To ja jeszcze powiem o dwóch sprawach, które dotyczą nas obu. Dojdą tu fakty pikantne.

A: O, jednak coś mi się przypomniało.

Z: Jak pikantne fakty, to odbijesz tę piłeczkę.

A: Fakty pikantne i już wiem – zapisuję.

Z: Jakbyście znały Anusię i mnie, to wiedziałybyście, że pod tym hasłem zamykają się ostatnie trzy lata Akademii. Wiesz, co mam napisane? „Browar nas napędza”. (śmiech) To jak po jakimś maratonie, na którym dajecie z siebie 300% normy i wiecie, że na końcu czeka schłodzone piwo.

A: Tak, browar jest dobry. Nie w dietach płodności, ale nie gadamy o nich, pamiętajmy.

Z: Mówimy o sytuacjach, kiedy coś ma być nagrodą.

A: I akurat naszą nagrodą nie jest sen, tylko każda sobie kupuje po browarku. I jest taki moment [robi wydech].

Akademia od kulis – po watrsztatach

Z: Chryste, tak. Muszę Wam coś opowiedzieć. Skoro to Akademia od kulis, to nie możemy być cały czas poważne. Wyobraźcie sobie ten stan, kiedy jesteśmy styrane jak dzikie osły po warsztatach Akademii Płodności. Tego dnia przeprowadziłyśmy mnóstwo paneli. Bardzo się stresowałyśmy, musiałyśmy jeszcze dopiąć rzeczy ze sponsorami, fotografem, obiadem, fizjoterapeutką.

A: Heroiczna praca.

Z: I byłyśmy tam tylko we dwie. Pamiętam, że jak wracałam do domu, to nawet nie miałam siły się odezwać do Dutka. Wsiadłam do samochodu i prawie tam umarłam. To było straszne. W każdym razie byłyśmy tak zmęczone, że każdy człowiek to padłby do łóżka w makijażu i ciuchach. A my jeszcze po cichu, tak aby nas nikt nie widział, poszłyśmy do właścicielki tego miejsca, w którym byłyśmy, i prosiłyśmy: „Pani Aniu, błagamy, niech nam pani da jednego browarka na pół”. Piękne to było.

A: Jakbyśmy się chowały przed matką.

Z: Ja się wtedy bardziej bałam dziewczyn akademiowych niż matki.

A: Muszę kiedyś o tym napisać. Mam poczucie takiego obowiązku niepicia alkoholu i superżycia, które wspiera płodność, bo cały czas o tym mówimy. I dlatego tak się kitrałyśmy z tymi browarami.

Z: Jakie to jest rasowe określenie – to nie jest piwo, tylko browar. My nie pijemy piwa, stara. My pijemy browar.

A: Jakiego wtedy piłyśmy?

Z: Perłę.

A: Jejku, jak ona smakowała.

Z: To była najpyszniejsza Perła w życiu.

A: Ten smak po takim zmęczeniu i takich przygotowaniach…

Z: I po takim odetchnięciu, że to wszystko się udało, nawet lepiej niż chciałyśmy.

A: I że dziewczyny są zadowolone i takie wspaniałe. Cudownie było na tych warsztatach. I wjechał ten browar. A później, jak piłyśmy…

Z: Liczyłyśmy na uniesienia, a to po prostu była Perła. Wtedy to nie ona nam w duszy grała.

Folder porażek

Z: Dobrze, bo nam się zrobiło tutaj za bardzo browarowo. Na koniec coś, z czego prawie sikałyśmy w ostatni weekend. Poszłam do laryngologa i okazało się, że mam w nosie coś, co jest zależne od stresu. Jak będę się stresować, spadnie mi ferrytyna albo odporność, to będzie się to odnawiać i będę miała czyraczność jakiejś tam przegrody. Nagrałam Ani wiadomość, bo ona się oczywiście przejmuje, co tam u mnie, jak u lekarza, czy wszystko okej, czy będę żyć. Stara, będę żyła, ale jak będziemy się stresować w Akademii, to na następnych webinarach będą tu siedzieć dwa krogulce. Bo Anusia z kolei ma teraz taką przypadłość – która też jest podobno zależna od stresu – że wypadają jej placki włosów.

A: Łysienie plackowate – tak to się nazywa.

Z: I ja się absolutnie nie śmieję z tego schorzenia, tylko…

A: Wcale się nie śmiejesz. (śmiech)

Z: Stara, śmieję się z tej wizji, że ja będę siedzieć z jakimś kalafiorem na nosie, a Ty z łysym łbem, bo będziemy takie zestresowane.

A: To nie jest śmieszne. (śmiech)

Z: To dlaczego się śmiejesz?

A: Z samych siebie się śmiejemy.

Z: Tak, bardzo, dlatego powiedziałyśmy sobie, że musimy być teraz jak kwiaty lotosu na spokojnej tafli jeziora, bo to się źle skończy. Musimy bardzo o siebie dbać. Koniec strasznych faktów o nas.

A: Nie wyszło tak źle.

Z: Zobaczymy, to lud oceni.

A: Akademia od kulis.

Jesteśmy ludzkie

Z: Mam wrażenie, że pierwszy raz aż tak bardzo się otworzyłyśmy i tyle powiedziałyśmy. Ale wydaje mi się, że mamy teraz taką ludzką twarz.

A: No, my jesteśmy ludzkie. Zresztą tak nam często dziewczyny piszą. Wiadomo, że nie możemy powiedzieć wszystkiego na wizji.

Z: A szkoda, a szkoda!

A: Sami rozumiecie.

Z: Kiedyś powiemy, jak wystąpimy na TEDx.

A: O! Właśnie, bo zapisałam sobie przy tych pikantnych faktach jeszcze ostatni podpunkt. Mamy takie marzenie.

Z: Od zawsze.

A: Dokładnie tak, odkąd zrobiłyśmy tyle fakapów takich…

Z: Srogich.

A: Ta Akademia się rozwijała wraz z nami i naszym poczuciem estetyki.

Z: Boże! Mamy taki folder porażek.

A: Tak, ale bez tych porażek może nie byłybyśmy tutaj, gdzie jesteśmy, i nie rozmawiałybyśmy o podcastach i nie kręciłybyśmy YouTubów. Ludzie nam mówili: kręćcie YouTuby. No to wzięłyśmy kamerę i to zrobiłyśmy. To już jest utajnione, ale Ci, którzy są z nami od początku, dokładnie pamiętają.

Z: Stara, a jak robiłyśmy różne smutne pozy na sesji zdjęciowej albo jak się do siebie przytulamy – to jest straszne!

A: Masakryczne! Mamy takie sesje, które robimy sobie regularnie, aby mieć zdjęcia na każdą porę roku, z różnymi owocami, warzywami – fajnie to wygląda i bardzo nam się podoba. Pamiętam pierwszą taką naszą sesję. Nie wiem, skąd my wytrzasnęłyśmy tego fotografa.

Z: Najdroższego, by the way.

A: Dałyśmy za to 500 zł. Ja pierdzielę! Chłop zrobił, przyjechał, głupio mu było powiedzieć: „Panie, to się do niczego nie nadaje”. Z telefonu byśmy lepiej zrobiły. Nie oszukujemy, naprawdę, z całym szacunkiem do tego człowieka, ale nie mam pojęcia, dlaczego to nie wyszło, co tam się złego zadziało.

Jak florystki

Z: Są tam takie zdjęcia, gdzie np. mam szklane oko. A Anka miała białą bluzkę i była na białym tle i te zdjęcia są tak prześwietlone, że wygląda jakby jej łeb wisiał w powietrzu. To jest straszne. Stoję ja i Anki łeb wiszący w przestrzeni. (śmiech)

A: Pamiętam, że jak oglądałyśmy te zdjęcia, to zapytałam Zosię: „Czy my tak naprawdę wyglądamy?”. Tak jak niektórzy wydobywają piękno z kobiet, tak ten człowiek wydobył z nas wszystko to, co najbrzydsze. Nie wiem, jak można coś takiego zrobić.

Z: Pokażemy na TEDx.

A: Mamy taki folder, raz nam się zdarzyło go opublikować.

Z: Nie, no co Ty, nie pokazałyśmy wszystkiego, w życiu!

A: Ale szklane oko poszło.

Z: Na szczęście to było dawno i teraz już czeka tylko na TEDx. Ale tak szczerze mówiąc, to później nie było lepiej. Umówiłyśmy się na sesję do Lublina, naprawdę daleko.

A: Co my wymyśliłyśmy!

Z: Tyle godzin to trwało. Pojechałyśmy na Elizówkę, aby kupić kwiaty, zioła, a te zdjęcia są jeszcze gorsze. To znaczy są piękne artystycznie.

A: Profesjonale, jakościowo są super, nie mamy do fotografa zarzutów.

Z: Ale modelki do dupy.

A: Z modelingu nie wyżyjemy. W ogóle temat: Akademia Płodności, dieta, warzywa – gdybyśmy poszły w ten klimat, byłoby super. A nam odwaliło, żeby zrobić zdjęcia z kwiatami.

Z: Bo Ty lubiłaś słoneczniki, a ja – eustomy, więc je kupiłyśmy i teraz mamy zdjęcia typu Statua Wolności.

A: I żadna z nas nie powiedziała: „Stop, halo, kupmy warzywa, owoce, zróbmy fajne, dietetyczne fotografie”. Nie, kupiłyśmy kwiaty jak florystki. Z dupy są te zdjęcia. Nie użyłyśmy ich, zapłaciłyśmy miliony monet, jakość jest o wiele lepsza, więc krok do przodu, ale…

Z: …jednak dwa w tył.

A: Nie nadaje się to do ludzi.

Hobbit

Z: Jak mi jest źle, to odpalam sobie ten folder i prawie sikam. A jeszcze mam wrażenie, że z każdym rokiem powrót do niego to coraz mocniejsze tąpnięcie na pośladki. Kocham to! To pokazuje…

A: …jak człowiek ewoluuje…

Z: …jak piękną pracę wykonałyśmy.

A: Rozkwitłyśmy.

Z: A moja stopa krogulca, np. na tym zdjęciu…

A: Boże, to jest takie obrzydliwe.

Z: To jest obrzydliwe, naprawdę. (śmiech) Chyba chciałam oprzeć te palce o krzesełko i one są tak wygięte…

A: Tam jest taka foteczka, gdzie Zosin siedzi i trzyma… Byłaś bez skarpetek?

Z: Tak, byłyśmy tam na bosaka.

A: Zosia tak jakby zaczepiła palcami o część stołka.

Z: Zawisłam, rozumiecie? Cały ciężar mojego ciała był na czterech malutkich paliczkach u stopy, więc one tam przeżywały ciężkie chwile.

A: Jak patrzycie na to zdjęcie, to widzicie dwie laski i te stopy na pierwszym planie, które są zakrzywione jak krogulec. Obrzydliwe.

Z: To jest zdjęcie mojego życia.

A: Nadawałoby się do reklamy samych stóp, jakiejś maści.

Z: Mogłabym zagrać hobbita.

Na zakończenie

A: Mamy dużo takich fakapów.

Z: I jeszcze na tym samym zdjęciu Anka trzyma bukiet rozłożony nad moim łbem. Bo to jest Statua Wolności ze słonecznikami, więc tam jest naprawdę bardzo źle. Jakby takie zdjęcie wypłynęło teraz bez żadnego wyjaśnienia, o co tu chodzi i dlaczego popełniłyśmy tyle błędów, to uważam, że to po prostu żenua.

A: Żenua. Wstydu może takiego nie ma.

Z: Bo to nie Twoja stopa, wiadomo. Ale jakby wyszło to zdjęcie, to ja bym sobie tę stopę odrąbała i mówiła, że to nie moja.

A: Mocna żenua.

Z: Kończmy ten festiwal żalu, wystarczy. Żebyśmy kiedyś tego nie żałowały.

A: Ale mamy dużo takich smaczków.

Z: Niestety tak.

A: Mogłybyśmy powiedzieć w następnym podcaście, jeżeli Wam się to podoba – dajcie znać.

Z: Błagam, dajcie znać, bo być może ludzie czekają już tylko na koniec.

A: Oczywiście tak nie będą wyglądały nasze podcasty. Nagrałyśmy na luzaku taką gadaninkę, ale jeżeli Wam się to podoba, to od czasu do czasu możemy opowiedzieć, jak wygląda nasza praca, jak to funkcjonuje, może będziecie z tego czerpać jakieś wskazówki.

Z: Myślę, że tak. Jestem ciekawa, co ludzie będą myśleć o takim luźnym odcinku. Bardzo Was proszę – napiszcie, nawet jak wyszło słabo. A jak było śmiesznie i wesoło, to mamy jeszcze dużo asów w rękawie.

Bardzo długi ten odcinek. Życzymy Wam miłej reszty tygodnia. W kolejnym podcaście wracamy już z tematami typowo okołostaraniowymi.

A: Tak. Pozdrawiamy. Buziaki.

Z: Buziaczki, pa, pa!

Akademiowe diety i ebooki dostępne tutaj: https://sklep.akademiaplodnosci.pl/