×
W górę
×
Akademia Płodności / Blog / Podcasty / #023 – Nasze pierwsze objawy ciąży
26.01.2021
#023 – Nasze pierwsze objawy ciąży

Jakie będą pierwsze objawy ciąży? Czy rozpoznam, że coś jest inaczej? Czy uda mi się dostrzec jakiś znak, jeszcze zanim test pokaże dwie kreski? Takie myśli bardzo często pojawiają się podczas starań. Nam też one długo towarzyszyły. W tym odcinku opowiadamy o swoich pierwszych objawach ciąży. Przy okazji zdradzamy, dlaczego Ania nie najlepiej wspomina wakacje w Hiszpanii i dlaczego Zosia wygoniła męża z łóżka. Posłuchaj podcastu o tym, jak wygląda oczekiwanie na pozytywny wynik i co się dzieje później. Ale pamiętaj, że to tylko dwie historie – Twoja może być zupełnie inna.

Plan odcinka

  1. Historia Ani
  2. Historia Zosi
  3. Nasze pierwsze objawy ciąży
  4. Testy ciążowe – robić czy nie? Dwa różne podejścia

Transkrypcja podcastu Akademii Płodności

Cześć, tu Ania i Zosia. Wspólnie tworzymy Akademię Płodności, w której towarzyszymy parom starającym się o dziecko.

Ania: [nuci melodię z czołówki]

Zosia: Teraz się to nałoży.

A: Karol to wytnie.

Z: Czuję, że to puści.

A: A może zostawi. Może to właśnie moja chwila.

Z: Dzień dobry.

A: Dzień dobry.

Z: Czy Twój brzuszek też chciałby się przywitać?

A: Mój brzuszek również mówi: „Dzień dobry”!

Z: Nie wiem, czy to było słychać, ale ja słyszałam.

A: Jeżeli tak, to właśnie czuję, że pojawił mi się rumieniec na twarzy.

Z: Muszę Cię najpierw nakarmić, zanim zaczniemy nagrywać ten podcast. Chciałabyś coś zjeść?

A: Chętnie zjadłabym jeszcze raz Twoje bolognese. Zosinek zrobił nam dzisiaj pyszny obiadek. Powiem, co w nim było, to popisowe danie – makaronik z boczniakowym bolognese. Jakie to dobre!

Z: Anusi smakuje, a mój stary już nie może na to patrzeć. Ale to jest przepyszne. A tak w ogóle było to w akademiowej diecie.

A: Tak, było.

Z: Jestem wyznawcą tego makaronu. Ale dzisiaj nie będzie podcastu dietetycznego. Zrobiłyśmy taki wstęp, a to zmyłka.

A: Tak, ale może ktoś pomyślał: „O! Zrobię spaghetti bolognese”.

Z: Boczniakowe.

A: Boczniakowe.

Zaczynamy!

Z: Tak, róbcie to ludzie, bo to jest przepyszne. A wracając do naszego tematu – będziemy dzisiaj mówić o… Jak to powiedzieć – „topie wyszukiwania” podczas starań? Nasza wyszukiwarka się grzała w czasie poowulacyjnym, przedokresowym, bo trzeba było się dowiedzieć, jakie są najwcześniejsze, pierwsze objawy ciąży. Dzisiaj opowiemy Wam trochę o naszych pierwszych objawach. Zanim zaczniemy opowiadać nasze historie i Was wtajemniczać w ten świat, to przypomnijmy, że to są tylko dwa case’y – Ani i Zosi – i ile ludzi, tyle przypadków.

A: Jasne, warto to podkreślić, Zosinku.

Z: Może być raz tak, raz inaczej. Możecie mieć wszystkie objawy, a możecie nie mieć żadnego. I to nie jest żadna…

A: …wyrocznia.

Z: Zasada. Natomiast tak często o to pytacie, że mamy nadzieję, że ten odcinek Was ucieszy.

A: Zosia później powie, jak to było u niej, czy się doszukiwała objawów ciąży. A jeżeli pytasz, co było u mnie… (śmiech)

Z: Czytasz w moich myślach. (śmiech)

Historia Ani

A: Jedna z najczęstszych fraz, jaką wpisywałam w Google, brzmiała „pierwsze objawy ciąży”. Bardzo chciałam wiedzieć, jakie symptomy miały inne dziewczyny, czy ja też będę je mieć, czy nie, czy jestem w stanie przewidzieć ciążę, zanim test ciążowy pokaże dwie kreski. Doszukiwałam się tych objawów i powiem Wam szczerze, że można przez to wpaść nie tyle w paranoję, co można się nieźle zafiksować. U mnie to było wręcz obsesyjnie.

Z: Czy jak się trafiły cykle szczęśliwe i udane, to byłaś w stanie zaobserwować coś, co rzeczywiście mogło być objawem? Bo trochę się doszukujemy takich rzeczy, które mogły, a wcale nie musiały nim być. To jest nasze subiektywne odczucie – to też trzeba podkreślić. To po prostu żaden pewnik.

Trzy udane cykle i dwie udane ciąże

A: Jasne, myślałyśmy o tym wcześniej, zanim włączyłyśmy nagrywanie. Miałam trzy udane cykle i dwie udane ciąże. Były trzy pozytywne testy i dwie historie zakończyły się urodzeniem dzieci. Przy tej pierwszej ciąży, która zakończyła się poronieniem, czułam niepokój. Nie byłam w stanie uwierzyć, że się udało, że ten test faktycznie pokazuje dwie kreski i teraz już wszystko będzie super. Tak jak powiedziała Zosia – to tylko nasze subiektywne odczucia. Nie czułam wtedy spokoju w sercu. Miałam dość mocne bóle w podbrzuszu i myślałam: „Okej, coś się chyba dzieje nie tak”. Aczkolwiek to nie musi wcale oznaczać nic złego, nie chcę nikogo straszyć. To były te pierwsze objawy ciąży.

Natomiast w ciążach, które zakończyły się urodzeniem moich córeczek, powiem Wam szczerze, że nawet trudno mi było wskazać coś, co jednoznacznie powiedziałoby o moim stanie. Pamiętam, że na początku pierwszej ciąży nie doszukiwałam się objawów. Miałam już po prostu dość i nie zwracałam na to uwagi, bo wymęczyło mnie to psychicznie. Ile można się doszukiwać? Ile można patrzeć, czy te piersi bolą bardziej, czy mniej? Czy to ukłucie w podbrzuszu to implantacja, a może coś innego? Ile można patrzeć na wkładkę, czy coś tam się pojawia, czy nie? Miałam dość bycia niewolnikiem drugiej fazy cyklu. Takim, który na każdym kroku doszukuje się symptomów, więc tego nie robiłam. Trudno mi powiedzieć, czy miałam stricte objawy. Może i one były, tylko już ich po prostu nie sprawdzałam. A jak było u Ciebie Zosiu?

Historia Zosi

Z: Nie wiem, jak to chronologicznie ustawić w czasie. Ja należę do tego drugiego typu. Ania jest typem, który obsesyjnie robił testy ciążowe. Uwielbiałaś to, robiłaś to namiętnie.

A: Tak.

Z: Może na początku tak miałam, chociaż nie robiłam tego co chwilę i nie kupowałam kilku testów na cykl. U mnie tak to nie wyglądało. Pół mojego serca wiedziało, że się nie uda, bo są tak nikłe szanse. Za każdym razem jak test pokazywał jedną kreskę, czułam się zażenowana sobą. Miałam do siebie megapretensje, że jestem naiwnym frajerem, naiwną idiotką. Było mi głupio i wstyd. Obiecywałam sobie, że już nigdy więcej nie dam się tak nabrać i zrobić sobie nadziei. Chyba bałam się robić te testy dlatego, żeby nie spotkać później tego uczucia. Nie potrafiłam podejść do testu na zasadzie just like that. Zrobię, zobaczę. Przecież i tak pewnie wyjdzie jedna kreska i tyle. Ale jak już ona wychodziła, to bardzo to przeżywałam. Nie potrafiłam przejść z tym do porządku dziennego, więc bałam się tych testów i nie robiłam ich często.

Miał być prezent…

Z: Miałam też taką sytuację, której nie potrafię umiejscowić w czasie, ale to było najwyżej kilka cykli przed tym udanym – dawałam test pod światło i oglądałam go z każdej możliwej strony. Test pokazał taki bardzo cieniutki włosek – kojarzysz to? Z wściekłością go wyrzuciłam, już sobie wyobrażałam, że pozwę producenta do sądu za to, że mi robi nadzieję. Następnie wyciągnęłam test z kosza, aby zobaczyć, jak wygląda fejkowy test, który daje nadzieję. Później były walentynki. Kupiłam Dudkowi Kindle’a i miałam już wtedy przygotowaną przemowę, bo czułam, że coś jest inaczej. Przy czym często miałam takie przeczucie, ono się nie pojawiło tylko w tamtym cyklu.

Jeśli mam być szczera z Wami i ze sobą, to już kilka razy czułam, że to może ten wyjątkowy czas. W każdym razie kupiłam Dudkowi prezent i miałam gotową przemowę na wieczór. Chciałam mu to wręczyć z tym dodatkowym, większym prezentem, jakim miał być dodatni test ciążowy. Miałam mu powiedzieć, że to są ostatnie chwile, kiedy może czytać w spokoju, bo niedługo już nie będzie miał na to czasu. Tego dnia poszłam na badania krwi. To był chyba trzydziesty piąty dzień cyklu. Zrobiłam sobie progesteron i betę i czekałam na wyniki, bo zawsze były około trzynastej–czternastej. Już na wieczór miałam wszystko wiedzieć, a wtedy to już tylko wystarczy, że nasikam na test i będzie dla niego prezent. No i wyszło takie wielkie „G”, bo beta była nieoznaczalna – tam nie było po prostu nic. Oprócz tego, że wyszedł mocno wysoki progesteron. Pamiętasz?

A: Bardzo ładny wyszedł.

Walentynkowe tango

Z: Anusia pamięta, bo towarzyszyła na każdym etapie, więc czasami wiedziała wcześniej niż mój stary. Ale tak było. Progesteron wyszedł bardzo wysoko, więc miałam poczucie, że cykl był owulacyjny. Ale co z tego, skoro beta była zerowa. Oczywiście walentynki nie były tak wesołe, jak miały być. Dudek dostał Kindle’a, ale bez przemowy i – muszę też to powiedzieć – tego wieczoru piłam alkohol.

A: Czyli poszłaś w tango.

Z: Poszłam w tango walentynkowe trochę na smutno, bo skoro wszystko było czarno na białym i było wiadomo, że nie jestem w ciąży, to przecież mogłam. Piliśmy wtedy z Dudkiem różne pyszne piwa. Przez kolejnych kilka dni nic się nie działo oprócz tego, że czułam, że będę miała okres, bo bardzo bolał mnie brzuch. Minęło osiem dni i zbliżała się wizyta u moich przyjaciółek w Warszawie, która również miała być zakrapiana alkoholem. A okres znowu nie przychodził. Byłam już taka skonsternowana, wkurzona, zła, zastanawiałam się, o co chodzi, czy znowu coś się rozregulowało.

To w ogóle był ten cykl, kiedy razem z Anusią byłyśmy we Florencji, w tym samym miesiącu polecieliśmy jeszcze z Dudkiem do Londynu na kilka dni, byłyśmy tuż po warsztatach. Byłam wtedy tak zmęczona i tak dużo się działo w naszym życiu, że tym sobie tłumaczyłam, że znowu coś mi się poprzestawiało. A owulacja pewnie była, skoro progesteron był tak wysoki. I pamiętam, że zrobiłam test. Byłam wkurzona, że coś się dzieje z moim organizmem, zastanawiałam się, co teraz doszło, czy jakieś kolejne schorzenie. Test pokazał takie nie wiadomo co. Wysłałam Ci to, pamiętasz?

A: No stara! Co to się działo!

Oczekiwanie na wynik

Z: Już mi się chciało wtedy płakać. „Jak to jest możliwe? Dlaczego mnie to spotyka? Mam dwa fejkowe testy, pozwę ich i na pewno zginą w tych odszkodowaniach za moją zszarganą psychikę”. I Anusia wtedy powiedziała, że… Co powiedziałaś? Pamiętasz?

A: Nie.

Z: Anusia powiedziała: „Zosinku, wiesz co? To Ty idź jednak lepiej na betę. Zbadajmy to”. Pomyślałam sobie: „Skoro ona tak mówi i jeszcze widzi tam tę drugą kreskę, to idź na badania, w ogóle się nie zastanawiaj, będziemy wiedzieć”. Więc Zosin w trymiga poszła na betę. Jeszcze pani Bożenka mi obiecała, że napisze jakąś adnotację, żeby wyniki były szybko. Pamiętam, że bardzo się wtedy stresowałyśmy i wisiałyśmy na słuchawce.

A: Nic wtedy nie robiłyśmy. Nie pracowałyśmy, bo żadna z nas nie mogła się skupić. Pamiętam, że Ty już nie odświeżałaś strony, tylko ja to robiłam.

Z: Zgwałciłyśmy stronę laboratorium. Nie dało się jej częściej odświeżać.

A: Ale to było stresujące.

Pregnant!

Z: Anka nic wtedy nie zrobiła, siedziałyśmy w chacie i tylko to sprawdzałyśmy. I w końcu kto to odkrył pierwszy? Ja chyba dostałam SMS, że moje wyniki są gotowe do odbioru. Przyszła wiadomość od pani Bożenki, aby sprawdzić wyniki i uśmieszek. O Boże! Oczywiście nie byłam w stanie tego zrobić. Pamiętam, że Anka to sprawdziła. Miałam jeszcze taki test za kupę kasy, który pokazuje tydzień ciąży. Nie można na niego sikać bez potwierdzenia, kupiłam go, aby zrobić, jak już będę miała naprawdę duże podejrzenie. W międzyczasie jeszcze konsultowałam z Anią, czy mogę z niego skorzystać, bo to przecież nie był mocz poranny, mógł być rozcieńczony i przez to test mógłby nie wyjść.

Ale stwierdziłam, że trudno. Nigdy nie byłam w tak podbramkowej sytuacji, więc stwierdziłam, że jestem w stanie zaryzykować te trzy dychy, które dałam za ten test. Pamiętam, że na niego nasikałam i wyszło, że to jest drugi–trzeci czy trzeci–czwarty tydzień, nie pamiętam. Ale pokazało się pregnant! Już wtedy odliczałam godziny, aż Dudek wróci z pracy. Nie wiedziałam, co mam zrobić, jak mu to powiedzieć.

A: A co powiedziałaś?

Z: To już jest temat na następny odcinek.

A: Dobra, nie spoileruję.

Z: Ania już się wciągnęła w historię. Jestem Ci bardzo wdzięczna, że wtedy ze mną byłaś, bo chyba bym zwariowała. Serio. Te kilka godzin oczekiwania na wynik wydawało mi się tygodniem. Pamiętam też, że przed oczami stawał mi wieczór sprzed ośmiu dni, kiedy piłam z Dudkiem piwa.

A: I beta była negatywna.

Z: No tak, ale wiesz, miałam takie poczucie, że bardzo zawaliłam. Ale rzeczywiście, beta wyszła nieoznaczalna, zerowa i piłam wtedy ze smutku. Później się zastanawiałam, jak bardzo źle zrobiłam, czy może zaszkodziłam.

A: Myślę, że wiele naszych słuchaczek też tak miało. Życie tak może wyglądać, że czasami trafiają się różne zakrapiane imprezy…

Niespodzianka

Z: To prawda, zwłaszcza w momencie, kiedy odbierasz betę i ona pokazuje, że znowu się nie udało. To jest taki stan, że robisz wszystko do konkretnego momentu, a później już przestajesz, bo wiesz, że to jest kolejny stracony cykl. To jest historia, którą brałam pod uwagę, że może się wydarzyć u mnie. A potem, jak się stało, że najpierw wynik nie wyszedł, a później jednak tak, to o tym nie pomyślałam. Rozumiesz?

A: Jejku, ja się zawsze tak oszukiwałam.

Z: Póki nie ma okresu, to jest jeszcze nadzieja.

A: Zawsze się łudziłam. Po każdym negatywnym teście chciałam być częścią tej historii, o której gdzieś słyszałam, że nie widać żadnej kreski, jest tylko ta jedna, a okazuje się, że test kłamał. Tak bardzo chciałam tam być, ale nie jestem tym przykładem. U Ciebie Zosinku przesunęła się owulacja.

Z: I to tak grubo.

A: No właśnie, ale super, że się w ogóle pojawiła. Warto to zaznaczyć, bo to była pierwsza, naturalna owulacja od dawien dawna. Zosinek mocno cisnął wtedy dietę i aktywność fizyczną.

Z: Podkreślmy, że byłam wtedy na diecie i to był cykl niestymulowany. To było takie szalone, bo wtedy megadużo działo się w życiu. Rzeczywiście trzymałam dietę, ale nie robiłam nic więcej. Brałam swoje suplementy, ale nie przyjmowałam leków na stymulację ani nie jeździłam na monitoringi – nic takiego nie robiłam. A przecież było tyle cykli, w których wiedziałam, że owulacja i endometrium są idealne i że to jest właśnie ten odpowiedni dzień na inseminację. Byłam tam. A tu robisz betę w trzydziestym piątym dniu, nic nie wychodzi, więc co się masz później łudzić? Chyba w czterdziestym drugim dniu cyklu dowiedziałam się, że jestem w ciąży, a trzydziestego piątego dnia tego samego cyklu wiedziałam, że w niej nie jestem i mogę pić piwo. Tak to u mnie wyglądało.

Nasze pierwsze objawy ciąży

Z: Pamiętam, że bardzo bolał mnie brzuch. Zapytałam lekarza, który mnie wtedy prowadził, czy tak może być i powiedział, że w sumie jest to częste. Ale dostałam dodatkową dawkę luteiny. I to tyle z moich objawów. Później, jak już wiedziałam, że jestem w ciąży, to nie skupiałam się na tym, co może być inaczej. W ogóle nie miałam takiego imple… Powiedz to za mnie.

A: Im-plan-ta-cyj-nego?

Z: Tak myślałam, że teraz żadna z nas tego nie powie. Implantacja – od tego trzeba zrobić to słowo.

A: Implan… Którą mamy godzinę? (śmiech)

Z: Implantacja zarodka, rozumiecie. Czasami pojawia się wtedy lekkie krwawienie – o to mi chodzi, ale odmienianie tego słowa jest kosmicznie trudne, a szczególnie o tej godzinie. W każdym razie nie miałam tego, a bardzo na to czekałam, bo oczywiście czytałam, że tak może być.

A: Ja też nigdy nie miałam, a bardzo się tego doszukiwałam.

Z: Tak samo chciałam kiedyś bardzo zobaczyć plamienie owulacyjne, ale nigdy nie widziałam.

A: Przy każdym ukłuciu tak bardzo się wsłuchiwałam w swój organizm, że już nie wiedziałam, co jest naturalne, a co nie. Zupełnie nie potrafiłam tego odróżnić, bo zatraciłam swoją zwyczajną obserwację na poczet wielomiesięcznego skupiania się na swoim ciele. Właściwie nie wiedziałam, czego mam się doszukiwać, bo już zapomniałam, jak to jest naturalnie mieć uczucie owulacji. Wraz z pojawieniem się starań zanikło mi normalne odbieranie tego, co się dzieje w organizmie.

Pierwsze objawy ciąży u Ani

Z: Wiem, rozumiem, bo dokładnie tak miałam. Ale czy przy tych dwóch udanych cyklach, które były szczęśliwe do samego końca, było coś takiego, co mogłoby wskazywać na te pierwsze objawy ciąży? Ty dość szybko zaczęłaś wymiotować, ale wtedy już wiedziałaś, że w niej jesteś, no nie?

A: Było trochę inaczej. W tym udanym cyklu podeszliśmy do ostatniej inseminacji, na którą mieliśmy ochotę. Wtedy już mieliśmy tego dość, to był też kolejny cykl na diecie. Kiedy test pokazał dwie kreski, poszłam na badanie, ale tak bardzo się bałam, że powtórzy się sytuacja sprzed kilku miesięcy, że nie miałam siły się cieszyć. Zablokowałam się i myślałam, że jak się znowu nie uda, to po prostu będzie mniej boleć. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że jestem w ciąży i że wszystko będzie dobrze. Nie chciałam przeżywać tego, co wcześniej. Jeszcze się do końca nie pozbierałam po tamtej ciąży biochemicznej.

Nie doszukiwałam się tak objawów, jak w każdym cyklu. Robiłam to we wcześniejszych, sprawdzałam, czy piersi bolą mniej lub bardziej, czy cokolwiek się zmieniło, czy humor mam lepszy, czy gorszy. Szukałam każdej zmiany, która mogłaby zwiastować, że jest inaczej. Nie zauważyłam tego w tym cyklu, w którym się udało. Poszłam do lekarza, który powiedział, że pęcherzyk jest za mały w stosunku do wieku ciążowego i może nie będzie się rozwijał. Pamiętam, że dwa dni później mieliśmy zaplanowaną wycieczkę do Hiszpanii i się wahaliśmy, czy jechać. Na drugi dzień poszliśmy jeszcze do lekarza, żeby sprawdził ten pęcherzyk, ale powiedział dokładnie to samo.

Wakacje i wymioty

A: Nie mieliśmy już siły na to wszystko i pojechaliśmy na wakacje, bo po prostu nie wierzyliśmy, że będzie dobrze. Zresztą mieliśmy już dosyć naszego życia i tego, że ta niepłodność ukradła nam wiele miesięcy. Chcieliśmy chociaż na chwilę odetchnąć. I tam bardzo szybko pojawił się objaw ciąży, który dojechał mnie doszczętnie. Pierwszego dnia w Hiszpanii byłam zadowolona, ale drugiego zmiotło mnie z powierzchni ziemi, bo tak zaczęłam wymiotować. To było coś okropnego. Nie byłam w stanie podnieść się z hotelowego łóżka.

Mój mąż się świetnie bawił ze znajomymi, a mi wszystko zaczęło śmierdzieć i chciałam jak najszybciej wrócić do domu. Gdzieś na starym dysku mam takie zdjęcia z reklamówką. Byliśmy na tych wakacjach z dwójką znajomych i żeby oni nie tracili wyjazdu, jeździłam z nimi z tyłu w samochodzie z reklamówką. Nie chciałam im psuć wycieczki, więc powiedziałam, aby się nie przejmowali i abyśmy nie stawali co chwilę za każdym krzakiem, żebym mogła zwymiotować. Mój mąż był szczęśliwy, bo według niego to zwiastowało, że wszystko jest dobrze. A ja z duszą na ramieniu wróciłam do Polski na pierwsze USG. Po drodze nie było plamienia, więc teoretycznie mieliśmy nadzieję, ale jakbyśmy to wyparli.

Czekaliśmy na ten moment tyle lat, a jak się przyszło z tym zderzyć, to bardzo się baliśmy, tzn. ja się bałam, że znów się nie uda i że tego nie udźwignę. Zupełnie się zablokowałam. A później okazało się, że wszystko było dobrze. Więc nie wiem, jakie były pierwsze objawy ciąży. Gdybym nie była pod kontrolą monitoringu i gdyby nie to, że wiedziałam dokładnie, który to dzień cyklu, i to, że brałam leki i progesteron, to powiedziałabym, że pierwszym objawem ciąży – i to takim, który pojawił się bardzo szybko – były wymioty.

Z: Z tego, co opowiadałaś, to byłaś dojechana na maksa.

Zapach nie do zniesienia

A: Zmiotło mnie z powierzchni ziemi. Chciałabym zerknąć w mój kalendarz, który wtedy prowadziłam, ale to było w trzydziestym którymś dniu cyklu, przy czym owulacja wystąpiła w czternastym dniu.

Z: Ja też zamieszkałam w łazience. Miałam kocyk i podusię, żeby elegancko leżało mi się na kibelku.

A: No to były takie pierwsze objawy.

Z: Z tym, że u mnie nie pojawiły się one aż tak wcześnie jak u Ciebie. Zdecydowanie później. Jednym z pierwszych objawów, ale on też nie ujawnił się od razu, była opryszczka jakiej w życiu nie miałam. Nazwaliśmy to rakiem wargi, bo pół twarzy miałam w opryszczce. Nigdy wcześniej ani później tak nie miałam. Niektóre zapachy budziły we mnie… Nawet nie wiem, jak mam to określić, bo nienawiść to za mało. Ale jak np. Dudek zjadł cokolwiek z czosnkiem, to przez ten zapach wydychanego, zmetabolizowanego czosnku nie spaliśmy razem w jednym pomieszczeniu.

A: Śmieję się, bo to pamiętam.

Z: Nie byłam w stanie usnąć. Miałam wrażenie, że zwymiotuję od samej myśli, że ten zapach może do mnie dolecieć. On spał w drugim końcu pokoju, a ja to czułam. Dopiero jak wychodził do innego pomieszczenia i jak miałam uchylone okno, to byłam w stanie usnąć. To było tragiczne.

Testy ciążowe – robić czy nie? Dwa różne podejścia

A: À propos doszukiwania się objawów, pamiętam, że w okresie między owulacją a miesiączką byłam zafiksowana na punkcie odczuwania zapachów i wszelkich innych znaków. Nie wiem, czy to było dobre, czy złe. Wiem, że po pewnym czasie męczyło mnie to, że skupiam się nie na życiu, tylko na takiej stagnacji do miesiączki i wyczekiwaniu. Wiedziałam nawet, ile mam kupić testów ciążowych, aby zaspokoić swoją ciekawość. I tak jak Ty, Zosinku, ich nie robiłaś, bo czułaś się jak idiotka, tak ja robiłam je jak najwcześniej. Chociaż podejmowałam takie wyzwanie, że nie będę już ich kupować, bo każda z nas zdaje sobie sprawę, jak potrafi to nadszarpnąć portfel. Doszło już do tego, że wstydziłam się kupować testy w aptece, żeby pani, która je sprzedaje, nie pomyślała, dlaczego tak często po nie przychodzę. Dlatego zmieniałam apteki i zawsze sobie obiecywałam, że ten test będzie ostatnim.

Nie wytrzymywałam i następnego popołudnia po pracy kupowałam jeszcze jeden albo dwa i mówiłam sobie, że trzeciego już nie kupię, a i tak to robiłam. To było nawet ekscytujące, kiedy po wyliczonych dziesięciu dniach po owulacji mogłam rozpocząć robienie testów. A jak test nie wychodził, to wiedziałam, że jest za wcześnie. I robiłam kolejny rano i wieczorem.

Z: To jest totalnie nie mój case. Mnie to kosztowało tyle nerwów, że jak już się do tego zebrałam, to czekanie, aż ten pasek nasiąknie i pokaże wynik, bardzo mnie stresowało. Trudno było mi się zmierzyć z tą jedną krechą. To trwało kilkadziesiąt sekund, a pamiętam, jak biło mi serce i jaka byłam przejęta. Raz wychodzę ze stoperem z łazienki, żeby do niej wrócić, a raz siedzę i wlepiam te gały, mrugam, bo już nie wiem, czy mi się dwoi, czy troi. A później wychodzi jedna kreska i czuję się jak debil.

A: U mnie każdy test tak wyglądał.

Masochizm

Z: No to wiesz, o co chodzi. Fundujesz sobie jakiś masochizm. Gdzie wiesz, że robisz ten test za wcześnie i że może nie wyjść. Po co się łudzisz, nie?

A: No wiem, ale jest to coś, co daje Ci spokój. Zrobisz go i koniec, ciśniemy dalej – przynajmniej ja tak miałam.

Z: Rozumiem, tylko zadaję to pytanie jako Zosin, który nie byłby w stanie tego znieść. A Ty z kolei nie byłaś w stanie znieść niewiedzy. Wolałaś sobie myśleć, że jest jeszcze za wcześnie, ale może jak zrobisz test za chwilę, to wyjdzie.

A: Są dziewczyny, które nam pisały, że w ogóle nie robią testów, jeśli już, to od wielkiego dzwonu, kiedy coś się dobrze opóźni. A są też takie, które robią testy od dziesiątego dnia po owulacji. Wiem dobrze, jak to jest rozbrajać test i patrzeć pod światło, doszukiwać się tej kreski albo patrzeć na to okienko z falą, która zabarwia.

Z: Czy zatrzyma się chociaż trochę.

A: Czasami masz wrażenie, że już się coś pojawia, ale nie, fala idzie dalej.

Z: Dlatego mówię, że mrugasz jak głupek, bo nie wiesz, czy może trzeba spojrzeć pod światło albo poczekać, odstawić, wyjść z łazienki i wejść do niej jeszcze raz. Wspominam to megatraumatycznie. Serio. Mega.

Aby napatrzeć się na dwie kreski…

Z: Potem, kiedy już wiedziałam, że jestem w ciąży, robiłam testy, żeby sprawdzić, czy naprawdę są dodatnie. To była jeszcze wczesna ciąża, nie czułam ruchów, więc musiało się bazować trochę na zaufaniu, bo od wizyty do wizyty nie wiesz, co się dzieje. Ani nie słuchasz tętna, ani nie widzisz tego dzieciaczka na obrazie, ani ono Cię nie kopnie i nie wiesz, czy wszystko jest okej. Wydaje mi się to irracjonalne, ale potrafiłam sobie kontrolnie siknąć na test, aby sprawdzić, czy wychodzą dwie kreski. Nie wiem, dlaczego, ale dawało mi to spokój. Rozumiesz, nawet jakby coś nie było w porządku, to test i tak mógłby wyjść pozytywny, bo to nie było żadną podstawą do sprawdzenia, czy wszystko gra. A ja to robiłam. Chyba po tylu latach patrzenia na tę jedną kreskę musiałam się oswoić i napatrzeć na dwie kreski. Dawało mi to jakiś spokój, ukojenie.

A: Ja uwielbiałam robić testy, nawet jak byłam w ciąży.

Z: Ty też to robiłaś? Boże…

A: Już jak się udało w tej ciąży z Anielcią, to robiłam testy. Trudno mi było się odblokować i nastawić, że będzie dobrze i można się powoli zacząć cieszyć tym stanem. Pamiętam moment, kiedy doszło do mnie, że ta noc będzie inna, bo w końcu nie będę myśleć tak jak zawsze o staraniach i o tym, że się nie udało. A starania były dosłownie w każdej mojej myśli. W końcu poczułam spokój. To było megauwalniające.

Z: Ja długo tak nie miałam. Czułam się zupełnie inaczej… Myślę, że to jest świetny temat na inny podcast – ciąża po staraniach. Często te ciąże nie są przepełnione spokojem, luzem, tylko wchodzisz wręcz na jeszcze wyższy poziom stresu i fiksacji. Chyba to sobie zostawimy, bo to, jak było, kiedy się udało, to kolejna wielka otchłań.

Bez recepty

A: Płyniemy do podsumowania. Chciałybyśmy, żebyście o tym wiedzieli – bo może panowie nas słuchają – i zrozumieli swoje partnerki. A właściwie, wiesz co, Zosinku, ja bym to chyba zostawiła bez podsumowania. Z tego, co powiedziałyśmy między naszymi rozmowami, każdy sobie coś wyciągnie – zarówno dziewczyny, które robią testy tak jak Anusia, jak i te, które ich nie robią, co też jest okej.

Z: Chciałabym też, żeby mocno wybrzmiało, że co przypadek, to historia. Fajnie, że w końcu mogłyśmy to powiedzieć, bo dostawałyśmy tyle pytań na ten temat, że w końcu trzeba było na nie odpowiedzieć. Zastanawiałyśmy się, czy zrobić to w filmiku na YouTubie, czy w podcaście i w końcu zdecydowałyśmy się nagrać podcast. Dobrze, że w końcu mogłyśmy to zrobić, ale pamiętajcie, że…

A: Nie chciałybyśmy podawać recepty na to, jak się powinno czuć, kiedy już zajdzie się w ciążę, bo można sobie wkręcić… Nie chciałybyśmy, abyście się nakręcały negatywnie, o!

Z: Zwłaszcza że jesteśmy bardzo małą grupą badawczą, bo to są przypadki tylko trzech ciąż, a i tak każda z tych sytuacji była inna. Gdyby tutaj dodać jeszcze dziesięć, pięćdziesiąt albo sto historii, to też trudno byłoby wyciągnąć z tego wspólny mianownik.

A: Jednak wiemy, że się nad tym zastanawiamy, kiedy się staramy o dziecko. Dziękujemy za odsłuchanie podcastu.

Z: Ściskamy Was bardzo mocno. Jeśli jesteście w tym czasie oczekiwania, to mamy nadzieję, że ten cykl okaże się tym szczęśliwym i że jak najszybciej Wasze wątpliwości się rozwieją. Chyba właśnie teraz najtrudniej jest przestać myśleć, czy to już, czy się udało, czy jest inaczej. Ściskamy Was mocno i przytulamy do serduszek, bo teraz tego bardzo potrzeba.

A: Buziaczki.

_____
Akademiowe diety i ebooki: https://sklep.akademiaplodnosci.pl/