Stres a starania o dziecko – te dwa tematy są niemal nierozłączne. O tym, jak sobie radzić ze stresem, opowiada nasz dzisiejszy gość, którego już dobrze znacie. Tym razem psycholog Jakub Łobiński pomoże nam zrozumieć naturę stresu i zdradzi, jak się z nim rozprawić. Będzie o ciężarówkach, zbuntowanej Zosi i prostych sposobach dających dużo korzyści. Możliwe, że w połowie odcinka stwierdzisz, że proponowane rozwiązania nie są dla ciebie. Tym bardziej posłuchaj wtedy, co mamy do powiedzenia.
Podcast: Odtwórz w nowym oknie | Pobierz
Ania: Witam was bardzo serdecznie w naszym podcaście.
Zosia: Witaj. Masz bardzo fajny dres. Ania ma nowy dres, który uszyła jej sąsiadka, i jest naprawdę wspaniały.
Kuba: Stylówa na poziomie.
Z.: Słyszysz? Masz stylówę na poziomie.
A.: Tak zwane wożonko na dzielni.
Z.: Radzyńskie wożonko.
K.: A to uszyła sąsiadka, tak?
A.: Uszyła „ręcami” swoimi. Wyobrażasz sobie?
Cześć, tu Ania i Zosia. Wspólnie tworzymy Akademię Płodności, w której towarzyszymy parom starającym się o dziecko.
A.: Witamy was bardzo serdecznie. Jest z nami gość – Kuba Łobiński. Jest to drugi podcast z jego udziałem, ponieważ pierwszy bardzo przypadł wam do gustu. Ogromnym zaszczytem jest to, że Kuba zgodził się przyjąć zaproszenie i kolejny raz usiąść za mikrofonem. Dzień dobry, Kubo.
K.: Dzień dobry, cześć. Cieszę się, że tu jestem.
Z.: Nie wiem, czy to wybrzmiało, bo jeśli trafiacie na ten podcast jako pierwszy i poznajecie Kubę dzisiaj, to musicie wiedzieć, że jest on psychologiem. Będzie nam się starał pomóc poukładać te porozrzucane w głowie puzzle psychologiczne. Dzisiaj będziemy mówić o temacie, który właściwie dotyczy każdego z nas, natomiast podczas starań jest on… Bardziej dotkliwy? Można tak powiedzieć?
K.: No zdecydowanie może przeszkadzać.
Z.: Będziemy mówić o wpływie stresu na nasze organizmy i o tym, jak go w ogóle próbować oswoić. Kuba będzie nam rozkładał stres na czynniki pierwsze.
K.: Tak, postaram się.
Z.: I może po tym podcaście będziemy się stresować mniej.
K.: Mhm.
Z.: Tak, Kubo, możemy na to liczyć?
K.: Myślę, że tak.
Z.: Super.
Z.: Co to jest stres?
K.: Przede wszystkim trzeba zrozumieć jego fizjologię. W naszym organizmie są dwa układy: współczulny i przywspółczulny. Ten pierwszy włącza się w sytuacji, kiedy jest jakieś wyzwanie, coś się dzieje. Nazywamy to sytuacją stresową. To układ, który aktywuje w naszym organizmie wydzielanie się adrenaliny, noradrenaliny i kortyzolu. Jest cała grupa tzw. glikokortykoidów, a to są te główne, ale nie będę wchodził w szczegóły. Więcej informacji można znaleźć w książce Roberta Sapolsky’ego „Dlaczego zebry nie mają wrzodów?”. Tam jest świetnie opisana cała psychofizjologia stresu, pojawiają się konkretne badania – polecam.
Układ współczulny ma za zadanie pobudzić nasz organizm po to, abyśmy poradzili sobie z wyzwaniem, które nadchodzi. W ułamku sekundy, gdy wydzielą się adrenalina i noradrenalina, organizm dostaje strzał energii. Krew odpływa (oczywiście nie w całości) z narządów wewnętrznych do mięśni, aby je zasilać. Można powiedzieć, że ten cukier jest od razu brany po to, żeby działać tu i teraz, w danym momencie. Jeżeli np. jedzie na nas ciężarówka, a my wychodzimy zza rogu, to natychmiast musimy uciekać. Pojawia się reakcja „walcz” albo „uciekaj”. Jest jeszcze trzecia, która nazywa się „zamrożeniem”, ale chciałem głównie powiedzieć o tych dwóch.
Jeśli wyjeżdża ten samochód, to nasz organizm chce zachować życie, więc musimy uciekać. Procesy, które w nas zachodzą, mają trochę nadwyżkę, więc jeżeli uciekniemy przed tą ciężarówką, adrenalina zadziała, wykorzystamy ją, to jeszcze zacznie wydzielać się kortyzol – hormon, który towarzyszy stresowi po to, aby utrzymać nas w czujności. Dzieje się tak z założeniem, że może jeszcze nadjechać druga ciężarówka, czyli jesteśmy na to gotowi.
K.: To jest podstawowa reakcja stresowa i tak naprawdę jedynym sposobem na jej wykorzystanie jest ruch fizyczny, czyli ucieknięcie przed samochodem, a potem relaks – druga strona medalu. Z jednej strony jest stres, czyli to natychmiastowe, mocne pobudzenie organizmu, a z drugiej relaks, czyli układ przywspółczulny. On ma za zadanie trochę wyhamować tamten układ i doprowadzić nas do stanu homeostazy, co w przypadku stresu nazywa się to allostazą.
Sam stres nie jest szkodliwy, dopóki go tak nie interpretujemy. A wiadomo, że jeżeli nagle zaczynamy się trząść, coś się dzieje, to czujemy niepokój i jest tak nie ze względu na samą sytuację, tylko na to, że tak reagujemy. I to jest błędne koło. Stres jest po to, żeby nam pomagać. Jest to reakcja mobilizująca organizm, aby on sam sobie poradził z wyzwaniem czy zagrożeniem.
Najlepszą metodą jest skorzystanie z tego. Czyli w chwili, kiedy się stresujemy, robimy pożytek z tej dawki adrenaliny, ma nam ona pomóc fizycznie. Problem polega na tym, że jako ludzie mamy korę mózgową, która pozwala nam planować. Dzięki temu jesteśmy w stanie wybiegać nieco w przyszłość, co ma ogromne skutki. Zamiast czekać, aż ta ciężarówka wyjedzie, to trochę ją sobie wymyślamy. Przeraża nas rozmowa (np. z mężem, w sądzie czy podczas wezwania na policję), która może być dla nas trudna i którą sobie tak wyobrażamy. Jeszcze nie ma tej ciężarówki, kiedyś ona nadjedzie, ale nasze ciało zawsze żyje tu i teraz i już reaguje stresem. Nie jesteśmy w stanie oddzielić tego, że tylko o tym myślimy. To nie działa tak, że najpierw będzie ta rozmowa, a później się będziemy tym stresować. Nasze ciało jest zawsze tu i teraz i trzeba o tym pamiętać.
K.: Nie możemy walczyć z reakcją stresową, bo jest to coś tak naturalnego, jak oddychanie. To jest tzw. atawizm, mamy to od przodków. Oni kiedyś uciekali przed lwem, my już nie musimy, bo dzikie zwierzęta nie biegają po ulicach, ale jeżdżą tam samochody. Już przy tak zwyczajnej sytuacji, jak np. stłuczenie szklanki, od razu czujemy nadwyżkę energii, bo stało się coś niespodziewanie. Ale co robimy? Zbieramy to szkło. A jeżeli ta ciężarówka nadjeżdża tylko w naszej głowie, to nie mamy przed czym uciekać. Nie możemy zużyć tej adrenaliny, która już się wydzieliła. Kortyzol zaczyna buzować, mięśnie są bardziej napięte, zaczynamy się pocić i nic z tym nie robimy.
Stresujemy się codziennie, więc każdego dnia musimy korzystać z tej energii. Jeżeli tego nie robimy, to bardzo szkodliwie może się to odbić na naszym organizmie. Najczęściej pojawiają się problemy gastryczne, ale mogą być to również napięcia mięśni prowadzące do różnych zwyrodnień, częste bóle głowy, chociaż to zależy od człowieka. Przewlekły stres może powodować bardzo wiele skutków. To jest bardzo ważne, że te negatywne rezultaty są wtedy, kiedy stres jest ciągły.
Jeżeli raz na tydzień wyjedzie na nas ciężarówka, to nic się nie dzieje. Z badań wynika, że jeśli co jakiś czas lekko się stresujemy i faktycznie wykorzystujemy tę reakcję, uciekamy przed tym samochodem, a później odpoczywamy, to działa to lepiej na nasz organizm. Pobudza go to, a następnie wszystko się uspokaja i dochodzi do równowagi. Ale jeśli w naszej głowie ta ciężarówka jedzie non stop, a my przed nią nie uciekamy, to już może się z tego zrobić przewlekły stres.
K.: Trzeba zrozumieć, że ta reakcja stresowa to tryb naszego organizmu – „zwiększone czuwanie”. Coś się może wydarzyć, nic się jeszcze nie dzieje tu i teraz, ale już jesteśmy gotowi. Takie ciągłe napięcie może mieć ogromny wpływ na zdrowie, np. u mężczyzn może się pojawić przedwczesne łysienie, mogą wystąpić problemy z potencją, spadek libido. U kobiet może się to przejawiać rozregulowaniem hormonów i cyklu miesięcznego. Może mieć to wpływ także na wzrost, bo zasada jest taka, że organizm ma dwa prawa: do zachowania życia i do zachowania gatunku. To pierwsze działa tu i teraz. Jeżeli nasz organizm wyczuwa zagrożenie, to przechodzi w ten tryb. Musi być nastawiony na to, że w tym momencie ma zachować życie i wyjść z tej sytuacji. Wtedy te drugie czynności, takie jak trawienie, wzrost, procesy związane z potencją czy libido, schodzą na drugi plan.
Zobaczcie, do czego to wszystko prowadzi. Jeżeli się przejmujemy np. tym, że nie możemy zajść w ciążę, to samym stresowaniem się tym jeszcze bardziej oddalamy się od naszego celu. Nasz organizm jest w trybie aktywacji i procesy, które są przeznaczone na pozytywną przyszłość, czyli trawienie, wzrost, przedłużanie gatunku, są na drugim miejscu. Na pierwszym jest to, że musimy teraz pokonać to wyzwanie, tyle że ono jest w naszej głowie. To błędne koło, w które często możemy wpadać, dopóki nie zaczniemy czegoś zmieniać w swoim życiu.
K.: Najlepszym, książkowym sposobem na nadwyżki stresu jest wprowadzenie regularnych ćwiczeń, aby wykorzystać tę dodatkową energię. Nie chodzi tutaj o pracę nad sylwetką, tylko głównie o zrozumienie, że musimy coś systematycznie robić z tą nadwyżką, bo codziennie się stresujemy. To nie musi być siłownia, bieganie. Można poskakać na trampolinie. Jeżeli tego nie lubimy, możemy pojeździć na rowerze albo zrobić jakieś ćwiczenia przed komputerem. Niektórzy mają pracę fizyczną, w której dużo się ruszają – mogą z tego skorzystać i potraktować to jako trening. Zależy to od nastawienia, bo jeżeli uważają, że ta praca jest superciężka, to to nie zadziała. Chodzi o to, aby czerpać z czegoś przyjemność, wtedy są dodatkowe plusy.
Drugi sposób to relaks. Dużo osób kojarzy go z tym, że po pracy siadają albo leżą przed telewizorem. Okej, to jest ważne i przydatne, ale wtedy nie do końca się relaksujemy. Nasze ciało leży, ale nasz mózg przyjmuje coraz to nowe bodźce. Jeżeli oglądamy jakiś serial i mówimy, że się relaksujemy, to niezupełnie tak jest, bo telenowele mają za zadanie wprowadzać nas w jakieś emocje. Dlatego jest tam tyle wątków, zdrad. Albo zaraz ktoś kogoś zdradzi, jednak tego nie zrobi, a my już myślimy: „Co on zrobił?”, „Jak on mógł?”. Relaks jest wtedy, kiedy nasz organizm odpoczywa, a nasz oddech jest spokojny. Jest takie bardzo fajne ćwiczenie dotyczące oddychania przeponowego. Nie wiem, czy kiedyś o tym słyszałyście.
A.: Tak, ale jak to się robi – nie mam pojęcia.
Z.: Nie praktykujemy.
K.: Najprostsza zasada jest taka, że trzeba usiąść w miarę wygodnie, położyć rękę na pępku i oddychać trochę głębiej niż zwykle (tylko też nie za głęboko, żeby nam się nie kręciło w głowie) po to, żeby jak najbardziej wypinać brzuch do przodu. U kobiet jest to nieco trudniejsze, bo są tak zbudowane, że oddychają bardziej piersiowo, ale można się tego nauczyć.
K.: Najwięcej napięć jest w żołądku. Jeżeli zaczniemy to rozluźniać, to całe ciało zacznie tak reagować. Będziemy czuć ten relaks. Można zamknąć oczy. Jeśli będziemy leżeć, to łatwo jest zasnąć, więc lepiej usiąść.
Są różne metody relaksacyjne, jak np. progresywna relaksacja Jacobsona, która polega na skanowaniu ciała od góry, napinaniu i rozluźnianiu mięśni. Chodzi o to, aby się skupić na tym, co jest tu i teraz, bo jeżeli myślimy o przyszłości, to automatycznie nie jesteśmy w teraźniejszości. Warto nauczyć się być tu i teraz, bo tu nie ma tego lęku, strachu, tej nadjeżdżającej ciężarówki.
W tym momencie nie ma innej chwili niż ta, w której siedzimy we trójkę. Dla słuchaczy nie ma innej chwili niż ta, że jadą samochodem i słuchają podcastu – gdzieś zmierzają, ale teraz akurat jadą, nie są jeszcze na miejscu. Ktoś sobie siedzi w fotelu, słucha tego odcinka przez słuchawki – nie ma innej chwili niż ta. Jeżeli myślisz, że jest, to tak naprawdę wybiegasz w przyszłość albo wracasz do przeszłości – trzeba tylko pamiętać, że jej się nie da zmienić, możemy z niej tylko wyciągać wnioski i zmieniać interpretację pewnych wydarzeń. To jest coś bardzo ważnego, o czym dobrze jest pamiętać na co dzień. Jeżeli zaczynamy czuć jakąś reakcję stresową, to okej – ona jest w większości w naszej głowie, jeszcze tego nie ma. No to co teraz? Trzeba zacząć oddychać.
Wprowadziłem to u siebie mniej więcej dwa lata temu. Dużo jeżdżę samochodem i właśnie wtedy trochę luzuję pas i zaczynam oddychać. Nie trzeba kłaść ręki na brzuchu, aby wiedzieć, że się oddycha przeponowo. Dobrze jest sobie wyrobić coś takiego, bo wtedy automatycznie nasz organizm włącza układ przywspółczulny i dochodzi do równowagi. Wydaje mi się, że jest to jedna z ważniejszych rzeczy.
Z.: Anna tylko kiwa głową po tym monologu Kuby, który samotnie pocisnął podcast. Cześć, my też tu jesteśmy, obiecujemy, ale wiemy, że nas nie słychać. Mamy teraz okazję zadać ci pytanie. Aniu, masz jakieś, czy jesteś porażona tym wszystkim i oddychasz przeponowo?
A.: Jestem porażona, bo na każde pytanie, które rodziło mi się na poszczególnych etapach tego, co mówił Kuba, została udzielona odpowiedź. Co najważniejsze – sama dla siebie wyciągnę sobie wnioski. Chciałabym, aby osoby nas słuchające też wywnioskowały, że można coś z tym zrobić i że próba walki z przewlekłym stresem może poprawić naszą płodność. Możemy mieć na to ogromny wpływ. Dziewczyny bardzo często o to pytają i bardzo się cieszę, że zostało to tak dosłownie wyjaśnione. Każdy wie, że spacery są takie fajne i my też mówimy, że warto na nie chodzić, a tutaj mamy czarno na białym wytłumaczone, jaki to ma wpływ na układ współczulny i przywspółczulny.
Z.: Jeśli mogę zacząć od żartu, to powiem, że cały wszechświat jest przeciwko mnie. Już teraz wiem, że ze względu na stres powinnam wdrożyć aktywność fizyczną. A jako sceptyk, bo trochę muszę nim tutaj być, żeby nieco to wszystko stonować: jak tak słucham tego, co mówi Kuba, to po raz kolejny mam wrażenie, że to brzmi jak just like that – jest stres, trzeba go oswoić, on z potwora ma się przemienić w pluszowego misia i właściwie mam z niego tylko korzystać i przekuwać tę energię na dobre rzeczy. A w okresie starań jest sporo tych realnych ciężarówek.
Przypominam sobie momenty, które zaistniały, np. leżę na fotelu u lekarza i dowiaduję się o kolejnej torbieli. Wiem, że czeka mnie operacja, realnie pocą mi się ręce, bije mi serce. Albo jak robię test ciążowy i ta druga kreska nie wychodzi. Podczas tych pięciu minut czekania słyszę głównie stukot mojego serca. I jeszcze te wyimaginowane ciężarówki, które tworzę w mojej głowie, a robię to ciągle w trakcie starań.
Brakuje tego życia tu i teraz i skupienia się np. na tym, że właśnie piję pyszną kawę, o której marzyłam już od dawna, ale już w trakcie połykania myślę o tym, co będzie albo co było itd. Wyobrażam sobie, że liczba tych ciężarówek – realnych i wyimaginowanych – jest tak duża, że nadwyżka energii jest ogromna. Jak słucham, że mam to oswoić i wyjść na spacer… Na pewno warto zacząć od jakiegoś pierwszego kroku, ale skala tego stresu podczas przedłużających się starań, słuchanie kolejnych diagnoz, przełamywanie wstydu w czasie wizyt – tego jest tak wiele, że wydaje mi się to turbotrudne.
K.: Tak, to jest trudne, szczególnie w zderzeniu z rzeczywistością, bo nie jesteśmy w stanie wszystkiego przewidzieć. Jeżeli do tego dochodzą jeszcze inne rzeczy, które ciągle mamy na głowie, to jest jeszcze gorzej.
K.: Tego stresu jest wtedy tyle, że staje się przewlekły. Można wprowadzić metody tzw. higieny życia, gdzie podstawą jest właśnie ruch fizyczny. Tylko po co on jest? Właśnie po to, aby się tej energii pozbyć. Czyli usłyszę diagnozę, jest ciężko, ale idę specjalnie coś zrobić, faktycznie się zmęczyć. Robię to po to, aby się nie wyładować na mężu, sąsiadach czy na pani na kasie, a często widać, że ludzie tak robią. Nie korzystają z tej reakcji stresowej, żeby poprawić sobie samopoczucie czy sprawność fizyczną – to się dzieje przy okazji.
Z.: No bo wiesz – szukam ulgi. Muszę w tym momencie wbić szpilę, bo teraz jest mi źle. Skoro jest kobieta na kasie i widzę ją, a jestem teraz wściekła, to pierwsza lepsza…
K.: Tak. Dlatego tutaj rozwiązaniem jest rutyna. Warto wprowadzić w nią codziennie element, dzięki któremu nasz organizm będzie wiedział, że teraz jestem zdenerwowany, ale idę do domu, zrobię sto pompek i poczuję się lepiej. Wiem, że zaraz to się wydarzy. Robimy to już trochę zawczasu, żeby organizm się trochę przygotował, bo nie jesteśmy gotowi na żadną reakcję stresową. To na nas spada. Ta ciężarówka dlatego nas stresuje, bo wyjeżdża znienacka.
K.: Tak samo jest w przypadku tzw. syndromu białego fartucha, kiedy idziemy do lekarza. Ludzie często decydują się zrobić jakieś badanie, ale są tak zestresowani przed wejściem do gabinetu, że zawsze wychodzi im za wysokie ciśnienie. I co się dzieje? Nie można wdrożyć leczenia, bo badania są w pewien sposób oszukane. Akurat znam osobę, która miała coś takiego. Powiedziałem jej o tej relaksacji i w kolejce do lekarza zaczęła się na tym skupiać. Nie zastanawiała się, co będzie na wizycie, koncentrowała się na tym, co jest tu i teraz. Za pierwszym razem wyszło dobrze. To się wydaje trochę niebywałe, że samo oddychanie jest w stanie tak mocno wpłynąć na nasz organizm. To nie sam oddech, tylko nasze skupienie się na nim.
Nasz mózg nie jest w stanie przetwarzać wielu rzeczy naraz. Nie ma czegoś takiego jak podzielność uwagi – jest tylko jej przerzutność. Możemy szybko przerzucać się między różnymi sprawami. Dobrze jest wykorzystać tę wiedzę. Możemy oczywiście robić to automatycznie, np. jadę na rowerze i rozmawiam z osobą, która jedzie obok, ale jeżeli wjadę w dziurę, to w sekundę jestem tu i teraz. Już ta rozmowa nie ma znaczenia – to jest przerzucanie uwagi. Dobrze jest się tego uczyć, aby z tego, co się dzieje w głowie (wybieganie w przyszłość albo wracanie do przeszłości) skupić się na tym, co jest w tej chwili. A oddech i położenie ręki na brzuchu to już jest skoncentrowanie się na danym momencie. A nasz organizm – jak już mówiłem – zawsze reaguje tu i teraz.
K.: W przypadku osób starających się o dziecko procesy metaboliczne nastawione na pozytywną przyszłość są na drugim miejscu. A co, jeśli powiem ci, że aby zajść w ciążę, musisz utrzymywać tę równowagę ciała związaną ze stresem, bo w przypadku jego nadwyżki jest ona zaburzona? Jak same pewnie wiecie, organizm kobiety musi być gotowy na ciążę. Jeżeli jest coś, co mu na nią nie pozwala, to on zakłada, że jej nie utrzyma, więc wszystko napina się jeszcze bardziej. Nie poprawi się tego z dnia na dzień. Krok po kroku trzeba wprowadzać właśnie to oddychanie.
Mówię, że praktykuję to od dwóch lat, tyle że na początku robiłem to raz w tygodniu. Ale im częściej sobie o tym przypomniałem, tym częściej oddychałem. Teraz robię to automatycznie, niemal za każdym razem, gdy jadę samochodem. Czy się stresuję, czy nie – i tak to robię, bo to relaks. Dobrze, aby był to nasz wyjściowy poziom do funkcjonowania zamiast ciągłego pobudzenia.
Z.: Kuba, ja to wiem. Teraz wypowiadam się jako przeciętna staraczka: wiem o tym, bo cały świat mi o tym trąbi. Wiem, że nie należy się stresować, wiem, bo ludzie żartują: „Wyjedź na wakacje, a zajdziesz w ciążę”. Słyszę teksty: „Musisz wyluzować, odpuścić”. Zdaję sobie sprawę z tego stresu, który mi towarzyszy, ale nie umiem sobie z nim poradzić, a wiem, że przez to oddalam się od możliwości bycia mamą, co dodatkowo mnie destabilizuje. Z każdej strony się o tym dowiaduję – i z głupich żartów, i z dowodów naukowych, które mówią, że najpierw jest przetrwanie, a potem rozmnażanie. Od razu sobie przypominam Zosię i Anię sprzed lat, które twierdzą, że spróbują wyluzować, ale to tylko piękne aktorstwo.
A.: Ooo! I to jakie aktorstwo.
Z.: „Teraz odpuszczę, nie staram się, podróżujemy”. A tak naprawdę dokładnie wiem, który jest dzień cyklu. Budzisz się w nocy i wiesz, że jeszcze kilka godzin do zrobienia testu. To jest ułuda, dopóki nie zdasz sobie sprawy, jak z tym walczyć.
Z.: Opowiem historię. Nie przypomnę sobie, jaki to był dokładnie okres starań. Pamiętam imprezę rodzinną, na której była ciocia, która jest psychiatrą. Ona tak nienachalnie obserwowała nas jako staraczy i subtelnie z nami rozmawiała, wszystko wyłapując. W pewnym momencie, po latach starań pojawiły się u mnie bóle brzucha. Często miałam torbiele, więc od razu nasuwało mi się, że to kolejne i coś trzeba z tym zrobić. Tylko że jak trafiałam do lekarzy, to okazywało się, że niczego tam nie ma. Szukano różnych przyczyn – brzuch nieswoiście bolesny, nie wiadomo, o co chodzi. Rozkurczowe leki w kroplówkach przez trzy dni i do domu. Kończy się to i potem pojawia się znowu.
W końcu ciocia odważyła się stwierdzić: „Ty somatyzujesz”. Pamiętam mój poziom stresu w tamtym momencie życia. Wtedy zapadła też decyzja o tym, aby w końcu pójść na terapię. I rzeczywiście te bóle brzucha ustąpiły. Pamiętam, że gdy ciocia to powiedziała, to uznałam to za bullshit. Myślałam, że na pewno coś dzieje, są jakieś zrosty, przecież endometrioza daje różne objawy. Na terapii walczyliśmy o to, żeby oswoić się z wizją życia bez dzieci, która na początku była dla mnie nie do przyjęcia. A faktycznie po pogodzeniu się z tym te dziwne bóle brzucha już się nigdy więcej nie pojawiły.
K.: Powiedziałaś o tym, że musiałaś pogodzić się z tą wizją. W jaki sposób to zrobiłaś?
Z.: Tak jak ci mówiłam, moją pierwszą reakcją był bunt. W ogóle tego nie chciałam, nie po to tam przyszłam. „Ty mnie nie rozumiesz, kobieto”.
K.: Tak samo jest, kiedy ktoś słyszy o tym, aby wprowadzić aktywność fizyczną.
Z.: Dokładnie tak! Może zacznij oddychać albo wprowadź ćwiczenia…
K.: Co się stało dalej? Na początku był bunt, a później?
Z.: Może jestem dobrym przykładem osoby, która na początku wszystko neguje i umniejsza.
K.: Nie jesteś sama.
Z.: Na szczęście. Może właśnie dzięki temu, że musiałam to już przerobić, ktoś wyciągnie dla siebie jakieś wnioski. Rzeczywiście najpierw byłam nastroszona: „Wyjdźmy stąd!”. Jako zosia samosia wymyśliłam sobie, że terapia pomoże mi inaczej sobie z tym radzić. Jednak postanowiłam zaufać procesowi. Stwierdziłam, że nie mam nic do stracenia, więc zróbmy to. Okazało się, że było to mądrzejsze, niż sądziłam.
K.: No widzisz, powiedziałaś: „Postanowiłam zaufać”. No właśnie – ty postanowiłaś. Nikt za ciebie nie może tego zrobić. Możesz czerpać wiedzę z każdej książki, od mędrców z całego świata, ale dopóki ty nie postanowisz, nic się nie zmieni. Dokładnie tak samo jest tu – dopóki ty nie postanowisz skorzystać z tych informacji. Na ćwiczenie koncentracji nie ma innego sposobu niż koncentrowanie się. Tak samo jest tutaj. Nie mamy wpływu na swoje myśli, ale mamy wpływ na ich kierunek, na to, w którą stronę nastawimy swój umysł – najlepiej na teraźniejszość, bo ona jest tu i teraz. Tu nie ma problemu. Dopiero jak wybiegamy w przyszłość: „Co jeśli…?”, „Ale co będzie…?”, wtedy już w niej jesteśmy. I znowu powrót.
Aktywność fizyczna jest o tyle fajna, że dobrze nas sprowadza do teraźniejszości. W tym momencie możemy ćwiczyć i faktycznie skupiać się na tym, że jest ciężko, choć w głowie słyszymy: „Zostaw to”, „Odpuść”, „Już wystarczy”. Ale znowu – to nasze nastawienie. Kiedyś na pytanie o to, ile zrobi pompek, Muhammad Ali, światowej sławy bokser, odpowiedział, że liczą się tylko te, które bolą. Do czego to prowadzi? Dopiero wtedy, kiedy zaczynamy się poddawać, tak naprawdę zaczyna się walka.
K.: Codziennie dzieje się coś takiego, każdego dnia jesteśmy bombardowani różnymi myślami. Dobrze jest planować dzień, wtedy możemy się skupić na teraźniejszości. Łatwo mówić, ale dopóki nie zdasz sobie sprawy, że możesz coś faktycznie zmienić – a niekiedy wystarczy tylko to – to tego nie zmienisz. Bo nie korzystasz z tej wiedzy, która jest podawana na tacy. Z każdej strony mówią o aktywności fizycznej, a stwierdzasz, że cały wszechświat jest przeciwko tobie. To zakłada, że jesteś w jego centrum. Ty dla siebie jesteś, tak jak każdy z nas. Każdy ma swoje ego wyrobione na bazie doświadczeń, wychowania, środowiska, genów itd. To wszystko ma na nas wpływ. Tylko my jesteśmy w stanie zacząć na to wpływać.
Jeżeli będziemy chcieli poznawać siebie, swoje reakcje, to zaczniemy mieć nad nimi większą kontrolę. Tylko tak jak mówię – nie ma lepszego sposobu na poprawę koncentracji niż koncentrowanie się. Jeżeli czytamy książkę i często odbiegamy myślami, to co trzeba zrobić? Wrócić do danego fragmentu, przeczytać, wyobrazić sobie, co się tam dzieje, jeśli jest to książka fabularna. Nie ma na to innej metody.
Są też różne wizualizacje, które pomagają, np. moim pacjentom. Mają one kierować myśli na jakąś konkretną, przyjemną rzecz. Skupiamy się na tym, że np. wchodzimy do wody, wyobrażamy sobie plażę albo chodzenie po górach. Nawet nie trzeba mieć zamkniętych oczu, aby to widzieć – nasz umysł już się na tym skupia. Ale zaraz znowu się łapiemy na tym: „A co, jeśli coś się stanie?” – to automatyczna myśl, która przychodzi nam do głowy. A im bardziej nasze życie jest stresujące, tym więcej tego typu myśli się pojawia. I jeszcze mamy tendencję do sprawdzania, czy już na pewno tego nie analizujemy. A skoro to robimy, to o tym rozmyślamy. To jest kolejne błędne koło.
Z.: Aniu, czy chciałabyś to podsumować? Zanim zaczęliśmy nagrywać, postanowiliśmy nie przeładowywać informacjami tego podcastu. Ostatnio jak dopuściłyśmy Kubę do głosu, to było tak dużo wiadomości, że w końcu już nie wiedziałam, co mam robić. I znowu mam takie wrażenie.
K.: Przepraszam, nie chciałem.
Z.: Nie, super. Myślę, że zaraz spróbujemy z tego wyciągnąć esencję.
K.: Nie ma tu zegarka.
Z.: I tak każdy, kto chciał usłyszeć o czymś, co akurat uderzyło w najczulsze struny, to i tak to usłyszał i wyciągnie to dla siebie. Ktoś jest bardziej Anią, ktoś jest bardziej Zosią, ktoś jest bardziej Kubą, a jeszcze jest mnóstwo innych osób, które tego słuchają, więc każdy znajdzie coś dla siebie. Ale jakieś podsumowanie, np. dla takiej Ani?
A.: Dla Ani starającej się czy dla Ani siedzącej tutaj za mikrofonem?
Z.: Jeśli możemy to rozbić dla dwóch, to proszę.
A.: Po wysłuchaniu tego podcastu bardzo żałuję, że nie miałam wcześniej dostępu do takiej wiedzy na temat stresu i zrozumienia siebie samej. Myślę, że na początku starań wysłuchałabym tego podcastu i nie wzięłabym go do siebie. W późniejszym czasie wydaje mi się, że byłam już tak przesycona tymi staraniami i tym, że nie żyłam tu i teraz, tylko cały czas wybiegałam myślami, że nie wiedziałam, gdzie mi minęły poprzednie lata życia. Nie potrafiłam sobie przypomnieć, co się wtedy działo, przez to siedzenie cały czas w przyszłości. Po pewnym czasie samoistnie przyszła potrzeba rozpoczęcia tu i teraz pewnych aktywności, które – kto wie – może były kolejnym puzzlem do tego, żeby wspomóc swoją płodność.
K.: Mhm. Powiedziałaś jeszcze, Zosiu, coś ważnego, że Zosia jest Zosią, Ania jest Anią, Kuba jest Kubą. To jest fajne i z tego możemy wnioskować, że tylko Zosia może zmienić Zosię, tylko Ania może zmienić Anię. Kuba też jest innym Kubą niż był kiedyś, dlatego że dał sobie pozwolenie na bycie nowym, lepszym.
Były pewne rzeczy, które chciałem zmienić w swoim życiu, i zacząłem to robić. Chciałem poznać tę wiedzę, więc zacząłem też z niej korzystać. To były wzloty i upadki. Udawało mi się, łapałem się na tym, że już jest super, żyję tu i teraz, a następnego dnia zupełnie od tego odchodziłem, pełen różnych emocji: agresji, poczucia winy, wstydu, żalu. To podstawowe niskie wibracje, które przejmowały kontrolę, i to one zaczęły mną rządzić, a nie ja nimi. Dobrze jest dać sobie szansę na spróbowanie tego. Jest jakaś wiedza poparta tym, że ludzie mówią, że to działa, a my z góry zakładamy, że na nas to nie zadziała. Jeżeli mamy w głowie coś takiego, to nic nie pomoże.
To jest znowu kwestia nastawienia. Dopóki nie damy sobie szansy na spróbowanie czegoś innego, wprowadzenie jakiejś niewielkiej odmiany, chociażby tego codziennego spaceru, to nic się nie zmieni. Jeżeli nie zaczniemy nic powoli usprawniać, to dlaczego w ogóle ma się coś zmienić? Czytamy setną książkę o tym samym i co z tego, skoro nie dajemy sobie szansy, aby zastosować tę wiedzę. To bardzo ważne, że tak naprawdę każdy z nas ma wpływ tylko na siebie. Możemy starać się kimś manipulować, ale i tak to ta osoba ostatecznie decyduje, jaki ruch wykona.
K.: Często jest tak, że ktoś nam mówi, jak coś trzeba zrobić, a my i tak robimy po swojemu. Potem wiemy, że zrobiliśmy źle, ale i tak wyszło na nasze, wygraliśmy, chociaż wewnętrznie płaczemy, że się nie udało. Ale zachowaliśmy honor, jakkolwiek to nazwiemy – Kuba został Kubą, Zosia została Zosią, Ania została Anią i wszystko jest w porządku. Tylko że tak nie jest, bo są jakieś elementy naszego życia, które chcielibyśmy zmienić.
W przypadku osób starających się o dziecko to jest główna rzecz, która zaczyna przejmować ich myśli. Tu chodzi już nie tylko o starania, lecz także o innego rodzaju plany. Zaczynamy się fiksować tak mocno, że mamy poczucie winy nawet z tego powodu, że się relaksujemy, bo przecież moglibyśmy w tym momencie robić coś innego, co by nas rozwijało. Tylko życie w ciągłym napięciu generuje sporą ilość adrenaliny, kortyzolu i wielu innych hormonów, które zaburzają równowagę organizmu.
Z.: Teraz ja powinnam dodać coś na podsumowanie. Mam tyle myśli galopujących w głowie, bo bardzo wartościowy jest ten podcast. Wyobrażam sobie, że gdybym mogła cofnąć czas i dać to do posłuchania nawet takiej nastroszonej, zbuntowanej Zosi, to stwierdziłaby: „Weź sobie gdzieś ten oddech. Skoro mi o tym mówisz, to znaczy, że w ogóle nie rozumiesz, jaki poziom stresu odczuwam. To nie dla mnie”. Gdybym mogła tej najbardziej najeżonej, roznieconej do czerwoności Zosi puścić ten odcinek, to wiem, że pewnie nie miotałabym się tyle czasu. Mam wrażenie, że u mnie to trwało za długo. Zbyt długo pozwoliłam sobie na negowanie rzeczywistości dookoła i nie dałam sobie cienia szansy: spróbuj, połóż rękę na brzuch. Wyjdź na spacer. Odłóż ten telefon. Nie zrobiłam tego, bo z góry zakładałam, że to jest dla mnie za mało.
K.: Że to nic nie da.
Z.: Tak. Bardzo chciałabym, aby usłyszały to osoby, które są taką negującą Zosią. Żeby usłyszały też dziewczynę, która miotała się latami i dla której starania były jednym z większych stresów w życiu (jeśli nie największym). Oprócz staraczki byłam Zosią z innymi puzzelkami i brakami, które się składały na to miotanie. Ciągle byłam Dorosłym Dzieckiem Alkoholika. Z każdej strony było co układać i może robienie pluszowego misia z tego potwora, którym jest stres, zabrzmi trochę za bardzo frywolnie, ale warto żebyście dali sobie szansę na wykonanie tego pierwszego kroku wcześniej, niż ja sobie na to pozwoliłam. To jest moje podsumowanie dla was, aby spróbować, nie szamotać się tak długo i nie być aż tak bardzo poranionym.
K.: Powiedziałaś, aby zrobić z tego pluszowego misia. Porównałbym to do tego, aby z wroga zrobić sobie przyjaciela, aby zrozumieć, że on nim jest. Chciałbym podsumować, że stres to mobilizująca reakcja organizmu. Ona ma nas zmobilizować do poradzenia sobie z wyzwaniem. Tylko tutaj spada na nas praca, aby je rozpoznać. Jeżeli to wyzwanie jest tylko w naszej głowie, to ta reakcja nie może nam fizycznie pomóc w tym momencie. Wtedy jest jeszcze większa gonitwa myśli, obwinianie siebie i wszystkich dookoła, więc znowu: stop, oddech i próbuję od nowa.
W terapii poznawczo- behawioralnej jest coś takiego jak tzw. mądry umysł (ang. wise mind), który istnieje pomiędzy umysłem logicznym i umysłem emocjonalnym. Jeżeli wszystkie fakty bierzemy logicznie, to jesteśmy w tym zapętleni, a jeśli emocjonalnie, to targają nami emocje. Wise mind ujawnia się po wyciszeniu. W stanie relaksu zaczynamy od nowa. Jeśli coś nas przejmuje, to znowu trzeba zacząć od nowa. I znowu, i znowu. Za każdym razem trzeba wracać do relaksu, bo to jest stan równowagi.
K.: Tylko trzeba pamiętać, że samo oddychanie, uspokajanie się podczas stresu nie cofnie tej adrenaliny, więc ruch fizyczny powinien się pojawić. On jest obligatoryjny. Musimy go wprowadzić do naszego życia, tak samo jak obecny jest w nim stres. Jedno jest połączone z drugim.
A.: Ja bez podsumowania, bo myślę, że padło tutaj wiele wspaniałych słów. Bardzo ci dziękujemy, Kubo, za niezwykły podcast. Mam nadzieję, że otwierający wiele serc i umysłów. Mam też nadzieję, że nasi słuchacze rozpoczną przygodę z oswajaniem stresu, ale także wyciągną pomocną dłoń do tego, aby pokochać siebie. Dziękujemy wam bardzo za wysłuchanie tego odcinka.
K.: Dziękuję również.
Z.: Dziękujemy tobie, Kubo, za to, że przyszedłeś do nas po raz kolejny.
A.: I do usłyszenia w następnym podcaście.
Akademiowe diety i e-booki: https://sklep.akademiaplodnosci.pl/