×
W górę
×
Akademia Płodności / Blog / Podcasty / #069 – Jak poprawić płodność latem?
czym jest Akademia Płodności
28.06.2022
#069 – Jak poprawić płodność latem?

Lody kokosowe, chłodnik arbuzowy, przepyszny sernik – to tylko niektóre z propozycji, które znajdziesz w naszych letnich dietach. W tym odcinku zdradzamy, dlaczego lato to świetny czas na wsparcie swojej płodności, i dzielimy się niezwykłą historią, która daje nadzieję. Posłuchaj, jak poprawić płodność latem!

Plan odcinka

  1. Diety letnie – co w nich znajdziesz?
  2. Jak przekonać się do picia wody?
  3. Czas na ruch
  4. Cud po siedmiu latach starań – historia Gabrysi

Transkrypcja podcastu Akademii Płodności

Zosia: Dzień dobry państwu! Zaraz nagramy wstęp, ale chcę tylko powiedzieć, że spotykamy się tutaj wszyscy… (śmiech) Patrzę na Ankę, która patrzy na mnie z takim wyrzutem: „Co ty robisz, Zosin?! Chyba wstęp najpierw, tak?”. Chciałam powiedzieć: dzień dobry państwu, spotykamy się tu wszyscy, żeby odsłuchać letniego vibe’u podcastowego.

Ania: Czyli będzie fresh. Tak, tak, kto wie, ten wie.

Z.: Kocury, bambury – zapraszamy was.

A.: Zapraszamy.

Z.: Teraz, proszę, nagrajmy ten wstęp, który nagrywamy za każdym razem.

Cześć, tu Ania i Zosia. Wspólnie tworzymy Akademię Płodności, w której towarzyszymy parom starającym się o dziecko.

Diety letnie – co w nich znajdziesz?

A.: Bardzo ładnie.

Z.: Kocury, bambury, fryzurka fresh, tak?

A.: Wszystko jasne. Na miejscu.

Z.: Dzień dobry, dzień dobry! Ciekawa jestem, gdzie was spotykamy z tym podcastem w uchu. Czy sobie gdzieś chadzacie, czy nas słuchacie w pracy, czy w samochodzie w drodze do lub z pracy?

A.: Czy może jest sobota i właśnie sprzątacie swoje mieszkania? Bo tak też dziewczyny pisały.

Z.: To prawda, że towarzyszymy przy szorowaniu kibelków. Ja tak sama robię, więc wszystko rozumiem.

A.: Ja też, więc luzik.

Z.: Fajnie jest wam towarzyszyć gdziekolwiek.

A.: Witamy was bardzo serdecznie w tym letnim podcaście. Letni vibe wjechał i wjechały też nasze letnie diety, które są już dostępne. Znajdziecie w nich letni powiew świeżości.

Z.: Jest orzeźwiająco, jest chrupiąco, jest trochę gaszenia pragnienia po upałach, jest dużo takich fresh rzeczy… (śmiech)

A.: To jest bardzo dobre określenie na nasze diety. Są fresh.

Z.: Są np. chłodniki, które kochacie. Jest chłodnik arbuzowy i klasyczny.

A.: Spełniłyśmy dużo waszych zachciewajek z naszego okienka instagramowego. Jest tam to, co najczęściej się powtarzało.

Jak poprawić płodność latem?

Z.: Zaraz wam będziemy wymieniać nasze topy, ale musicie też wiedzieć, że nie będziemy podawać, w której diecie się one znajdują, żeby nam to zbyt długo nie zajęło, ale na Facebooku jest taki post (gdy wypuszczamy nowe diety, to zawsze go piszemy, i będziemy się tego trzymać). Będziemy wam wypisywać topowe dania z każdej z diet, żebyście mogli się namyślić. Co prawda z tego, co widzimy po komentarzach, niewiele wam to ułatwia, bo wszystko wam się podoba i jeszcze trudniej jest podjąć decyzję, ale dzięki temu macie podgląd na to, co tam jest.

A.: Dokładnie tak, więc odsyłamy do tego po analizę tych pyszności. Znajdziecie tam letnie smaczki, m.in. wspomniane już przez nas wcześniej chłodniki różnego rodzaju. Jest też jedno z moich ulubionych dań – jaja z emulsją przeciwzapalną. Bardzo dbamy o to, aby w tych dietach upakować składniki przeciwzapalne, które mają ochronić komórkę jajową i plemnika przed wolnymi rodnikami, o czym wspominałyśmy już w wielu podcastach, więc nie będziemy się tutaj powtarzać. Zawsze dbamy o to, aby te diety nie dość, że były smaczne, to przede wszystkim, żeby wspierały płodność, bo to jest dla nas najważniejsze.

Z.: Przełykając ślinę, czekam, aby móc powiedzieć, co tam dla was mam. Naprawdę muszę to robić, bo to na świeżo dopieszczało moje zmysły. Przygotowałam dzisiaj serniczek, który testowaliśmy całą ekipą biurową i mam nadzieję, że on wam przypadnie do gustu, tak jak ludziom, których dziś częstowałam. Aniusia wystawiła znak jakości, mąż Anusi też, mój mąż też, więc bardzo się cieszę. Wiecie, co było moją inspiracją? Sernik wiedeński, który robiła moja babcia. Czyli mamy kakaowy, twardy spód, na nim rozpływający się twarożek i na górze jeszcze truskawki, bo przecież sezon truskawkowy w pełni. Chciałabym, aby on jeszcze na nas czekał.

Komu serniczek?

A.: Ten sernik to jest jakaś miazga totalna. Powtarzałam to dzisiaj Zosi milion razy. Musiałam się dopytać, czy na pewno słodziła go ksylitolem. Wyszedł rewelacyjny.

Z.: Śmiesznie było, bo nagrywałyśmy z Anią filmy i trzeba było poczekać jeszcze na następne Stories i kolejną rolkę, a my dalej jadłyśmy sernik.

A.: Przepyszny.

Z.: „Czekaj, stara, czekaj, bo nam nic nie zostanie!”. To jest hicik. Bardzo, bardzo polecamy.

A.: Przepyszny. To jest w ogóle jakiś kosmos. Ten serniczek wymiata. Wymiatają również inne rzeczy. Raz, że wymiatają wolne rodniki…

Z.: Uuu! Gra słów! Doceńmy to!

A.: No wiecie…

Z.: Jest fresh.

A.: Jest fresh. Jestem naładowana tym serniczkiem, więc mogę wam sypać takie rzeczy jak z rękawa.

Z.: Co tam jeszcze jest dobrego? Słucham, słucham.

A.: Są małosolne, koperkowy chłodnik, lody kokosowe.

Z.: Babeczki z truskawkami.

A.: Są przepyszne sałatki. Jest miks.

Z.: Miks rzeczy, żeby przytulić każdą z osób, które mocno się tam udzielały, co bardzo lubimy. Wydaje nam się, że mamy już te diety prawie gotowe, a potem wjeżdżają wasze inspiracje i stwierdzamy, że je odpicujemy, żebyście mieli te swoje naleśniczki, lody i resztę rzeczy, o które prosicie, więc to jest dla was.

Szczyt sezonu – wykorzystaj ten czas!

A.: Mamy nadzieję, że uraczą wasze podniebienia w sezonie letnim i naprawdę przekonacie się do tej diety, bo jest na to dobry czas. Przy dietach letnich można pofantazjować kulinarnie. Mamy dostęp do świeżych produktów, do świeżych owoców, wszystko jest w bardzo dobrej cenie, więc te diety są na każdą kieszeń. Słuchajcie: diety letnie – tam jest zawsze szaleństwo. W każdym sezonie Akademii Płodności diety letnie były najsmaczniejszymi dietami.

Z.: Szczyt sezonu nas rozpieszcza. Wyciskamy z niego, co się da. A jeśli nas jeszcze nie obserwujecie na Instagramie, to jest to świetny moment, aby to zrobić. Oprócz tego, że jesteśmy tam z wami na bieżąco i pokazujemy wam i kulisy pracy, i historie naszych pacjentów, to dodatkowo pokazujemy wam te rzeczy, o których opowiadamy. Więc tutaj wam możemy robić smaka, przez co zapracuje wasza wyobraźnia, a jak chcecie to zobaczyć, to nagrywamy tam dla was filmiki, jak te deserki i dania wyglądają. Jeżeli nie jesteście jeszcze przekonani, to zapraszamy tam.

A.: Będzie tam również przypięta relacja „Diety lato” i tam znajdziecie…

Z.: To, co znajdziecie.

A.: Dużo dobrych rzeczy.

Z.: To, co znajdziecie w dietach.

A.: Tak, dokładnie tak.

Jak przekonać się do picia wody?

Z.: Zaprosiłam na Insta. Gdzieś jeszcze chciałabyś zaprosić ludzi? Na grilla?

A.: Bardzo, pewnie.

Z.: Mamy w ogóle eksplozję pomysłów, do których będziemy was zapraszać. Za chwilę będziemy nagrywać kolejny podcast, żeby wam trochę więcej o tym opowiedzieć, więc już was na niego zapraszam.

A.: Zosin was dzisiaj pozaprasza wszędzie. To jest podcast zapraszający.

Z.: Wpadajcie! A jeszcze was zaproszę do robienia latem wody smakowej. W ogóle was zaproszę do picia wody. I ciebie, Aniusiu, zaproszę i samą siebie też i to zaproszenie wysyłam ogólnie we wszechświat. Wydaje nam się to banalne, kiedy o tym mówimy, a wyrobienie sobie tego nawyku jest jedną z trudniejszych rzeczy. A latem możemy przekuć szczyt sezonu w to, aby robić wody smakowe. Mam nadzieję, że nie wyobraziliście sobie teraz takich wód smakowych ze sklepu, w plastikowej butelce, z toną cukru.

A.: Z jabłkowym aromatem.

Domowa woda smakowa

Z.: Chciałbym, abyście skojarzyli to sobie z tym, że przygotowujecie dzbanuszek wody i w zależności od tego, jaki macie humor danego dnia, dodajecie raz miętę, raz rozmaryn, raz cytrynkę, raz limonkę, a raz wkrajacie do tego truskawki, wrzucacie kawałek arbuza albo świeżego ogórka. Jak sobie zrobicie taką wodę, to wstawiacie ją na noc do lodówki. I uwaga – ją się naprawdę łatwiej pije. Mój dziadek Zenek tak mówił: „Ładnie się pije”, jak było coś zimnego. Szybko się kończy woda w szklaneczce. To jest smaczne, nie musisz się zmuszać, bo dzwoni aplikacja, więc trzeba wziąć łyk, tylko chce ci się, bo ona jest po prostu pyszna.

A.: Tak, i najlepiej, jakby stała w zasięgu ręki. To jest bardzo ważne. Nie wiemy, jaki rodzaj pracy wykonujecie. Jeżeli są tu osoby, które siedzą przy biurkach, to pamiętajcie, aby butelka z wodą nie była skitrana w torbie. Najlepiej jest ją wyjąć, położyć po swojej prawej albo lewej stronie, przygotować od razu szklankę, nalać do niej wody i robić to sukcesywnie w ciągu dnia. Da wam to podgląd na to, ile tej wody pijecie. Czasami może nam się wydawać, że pijemy jej dużo. Gdzieś tam sobie podchodziłam, wzięłam łyk wody z kranu, butelki czy z jakiegoś baniaka… Dystrybutor – to się chyba tak nazywa?

Z.: Może być i z baniaka, stara! (śmiech)

A.: Dystrybutor! Są takie rzeczy.

Z.: Możesz walić i z dystrybutora, i z baniaka. A z czego my pijemy wodę, misiu? Z baniaka? Pijcie, z czego chcecie, tylko to kontrolujcie.

A.: O to chodzi! Czasami w ferworze dnia nawet nie wiemy, ile tej wody pijemy, i okazuje się, że to jest może szklanka, bo nie czujemy, że chce nam się pić.

Jak pić więcej wody? Tip od Zosi

Z.: Jak czujemy, że chce nam się pić – halo! – to już znaczy, że jesteśmy odwodnieni. Nie powinniśmy do tego dopuszczać, że mamy sucho w ustach i mamy wrażenie, że zaraz padniemy, więc musimy się napić.

Zdradzę wam patent, który na mnie działa. Nie wiem, jak to się dzieje, i nawet mówiłam o tym innym i oni też to zauważają (pozdrawiamy cię, Kasiu, jeśli nas słuchasz). Są różne fancy buteleczki, z których można pić, ale jak jest w nich słomka, to naprawdę wypijam więcej. Jeszcze mam taką fancy buteleczkę, która jest szklana. Tam się mieści chyba 900 ml albo 800 ml. Nigdzie jej ze sobą nie biorę, bo jest turbociężka, ale jak stoi na biurku, to ciągle ją chwytam i mam wrażenie, że jest w niej jeszcze sporo wody. Łykam przez tę słomkę, piję, piję i okazuje się, że to już jest koniec, bo ta waga jest z powodu szkła. To oszukuje mój mózg.

Uważam, że ta słomka robi robotę. Naprawdę dzięki temu wypija się więcej. Spróbujcie. Jestem bardzo ciekawa, czy was też to oszuka. Wiecie, nie wiem, kiedy mi się to kończy. Więcej się ciągnie z tej słomki? Czy to jest po prostu przyjemniejsze? Łatwiej jest się schylić do tej słomki niż chwytać szklankę? Bardzo chciałabym przeprowadzić jakieś randomizowane badania z podwójnie ślepą próbą, ale nie wiem, czy mi się to uda.

A.: W każdym razie jest to jedna z opcji picia wody.

Co nam to da, że będziemy pić więcej wody?

Z.: Proszę spróbować. To jest zadanie ode mnie. I proszę mi powiedzieć, czy to tylko ja i Kasia tak mamy, czy jest nas więcej. A jak wam się uda, to bardzo proszę podziękować. Napisać: „Zosin, to działa! Naprawdę picie przez słomkę działa”. Spróbujcie. Aniusia, spróbujesz?

A.: Właśnie się wtapiam w tło, bo ja sobie stawiam słoik z wodą. Nie mam jeszcze fancy buteleczki, ale kto wie, może spróbuję.

Z.: Słoik z wodą – zarąbiście. Jest on szklany, ciężki.

A.: Tak. I czasami mam takie dni, kiedy widzę, że stoi pełny, niestety. Przygotowuję też sobie wodę w dzbanku w zależności od tego, jakie mam możliwości. Spróbujcie wody smakowej. Przypuszczam, że niektóre osoby, które nas tutaj słuchają, nie są w stanie przełknąć zwykłej wody, bo im ona nie smakuje, a czasami jest im po niej wręcz niedobrze. Odpicujcie sobie wodę tym, o czym wspominała Zosia: ziołami, cytryną, ogórkiem. Możecie robić różne kombinacje. W transkrypcji do tego odcinka będzie to wszystko wypisane.

Z.: Czyli kilka tipów na picie wody. Zobaczycie, jak się wam poprawi samopoczucie, śluz płodny, wygląd cery – wszystko! Głowa was nie będzie tak często bolała, jeśli boli was z odwodnienia.

A.: Wodę pić warto, szczególnie teraz.

Czas na ruch

A.: Jaka piękna kolejna kropeczka w naszej agendzie. Czas letni to również doskonały czas… Nie śmiej się, Zosin.

Z.: Uśmiecham się, bo mam chęć wielkiej zmiany w sobie, więc to jest uśmiech na zachętę.

A.: To będzie w następnym podcaście.

Z.: Też zapraszasz.

A.: W następnym odcinku będą wióry leciały.

Z.: Boję się tylko, że zobowiążę się tam do zbyt wielu rzeczy. Ale już – piękna kropeczka, omawiaj, Aniuś.

A.: Tak, omawiamy. Lato jest dobrym czasem na to, aby wprowadzić aktywność fizyczną. Dużo o tym trąbimy. Wiemy, że jesteśmy z tym nudne, ale dla płodności – zarówno męskiej, jak i kobieciej – aktywność fizyczna jest niezwykle ważna. I nie musicie od razu wykupywać karnetu na siłownię na cały rok z góry.

Z.: Nie muszę? A ja tak robię. (śmiech)

A.: Nie trzeba, nie trzeba. Ale można małymi krokami wprowadzić aktywność fizyczną, korzystając z tego, że na dworze dłużej jest widno.

Z.: To prawda! Jestem przekonana.

Idź na spacer!

A.: Bieganie czy ruszanie się przy 30-stopniowych upałach – komu by się chciało? Ale wieczorem wyskoczyć sobie na spacer? Krótki spacer, 20 minut i tyle. Zrobić sobie przechadzkę po dzielni i wracać. Małymi krokami. Jeżeli siedzicie w domach, pracujecie przy biurku, to warto, aby ta aktywność była. Nie taka, żeby ćwiczyć, chociaż byłoby super, ale wiem, że trudno jest się ruszyć z kanapy. Jeżeli potrzebujecie jakiegokolwiek limitu, to na początek polecamy wykonywać 10 tysięcy kroków. Każdy telefon powinien mieć aplikację, która liczy kroki. Możecie sprawdzić, jak wasza aktywność wygląda czarno na białym, i zderzyć się z tym, jeżeli się nie ruszacie. Dieta jest ważna, ale dieta i aktywność fizyczna to złoty środek do wspierania płodności.

Z.: Te 10 tysięcy kroków może wam zająć trochę więcej niż 20 minut. Możecie zacząć od 20 minut i dążyć do 10 tysięcy kroków.

A.: Dokładnie tak.

Z.: Bo jednak mi zajmuje to więcej czasu. To jest taki 40-minutowy spacer szybkim marszem. Ale owszem, jak jest dłużej jasno, to nie mam argumentów do obalenia. No coś w tym jest, Aniusia.

A.: Ale czy nie miło jest wyjść, jak już jest takie słońce…

Z.: Nie no, jest, nawet się chce. Występuję tu jako główny hejter, którego muszę zabić w sobie, bo jestem kanapowcem. Czy jest tu jeszcze ktoś, kto o tym nie wie? Ale ja się zobowiązuję – będę z wami chadzać, ale nie mogę tutaj za dużo mówić, bo musi to zostać na następny podcast. Więc ustaliliśmy już to, moi drodzy. Mam nadzieję, że ten aneks do umowy jest już podpisany, że się ruszamy.

A.: Tak, ruszamy się i korzystamy z tego, co daje nam obecna pora.

Cud po siedmiu latach starań – historia Gabrysi

A.: Na koniec chciałybyśmy podzielić się z wami historią, którą przesłała do nas Gabrysia. Wiadomość dostałyśmy 5 maja. Długo na nią czekałyśmy, bo bardzo mocno kibicowałyśmy Gabrysi i znałyśmy ją od jakiegoś czasu. To staraczka, która o swoje szczęście walczyła siedem lat. Opisała nam całą historię, którą chciałybyśmy się podzielić również z wami.

Historia Gabrysi

„Znowu wraca dziwne uczucie w brzuchu i serce przyspiesza bicie. To nad wyraz niepojęte dla mnie i ciągle tak bardzo niezrozumiałe. Tyle razy wyobrażałam sobie tę chwilę, układałam w myślach piękny tekst o tym, jak to będzie, gdy się pochwalę, co napiszę, jakich słów użyję, by kogoś z drugiej strony czytającego moją historię wesprzeć i podnieść na duchu bez zranienia błędnie dobranymi słowami. Jak bardzo magicznie to opisać? A może bez magii? Jednak magia się wydarzyła i trzeba nazwać rzeczy po imieniu: stał się cud, na którego zaistnienie czekaliśmy tak długo. I poczekałabym jeszcze dłużej, wierząc, że czekasz na szczycie góry, córeczko.

Nasza droga do ciebie była długa i bardzo kręta. Momentami tak kręta, że na zakrętach oddalaliśmy się od siebie, każdy w swoją stronę po to, by jakiś pozaziemski magnes znowu nas do siebie przyciągał. Było ciężko. Setki wylanych łez, przepłakanych pierwszych dni miesiączek, rozmów kończących się kłótniami, niemocy, poczucia niesprawiedliwości, chowania głowy w poduszkę po wiadomościach o kolejnych ciążach wśród znajomych i rodziny, wakacji, na których zawsze moja głowa była połączona z niepłodnością, płaczu na spacerze, kiedy mijałam matki z dziećmi w wózkach, wychodzenia z kościoła z płaczem, gdy targały mną emocje, z którymi kompletnie sobie wtedy nie radziłam. Później nauczyłam się sobie radzić – gorzej lub lepiej. Trwało to bardzo długo”.

Wszechogarniająca niemoc

„Pamiętam, jak na jednych z wakacji siedzieliśmy na plaży wieczorem i powiedziałam do męża: »Pomyśl sobie – może nasze dziecko właśnie się rodzi«, bo w planach mieliśmy zacząć procedurę adopcyjną. W międzyczasie ciągłe krwawienia, plamienia, nie tylko przed miesiączkami, ale w ciągu cykli. Wszechogarniająca mnie od środka niemoc. Usłyszałam od jednego z lekarzy: »Taka pani uroda«. Ogromna liczba badań, lekarzy, leków, szukania tego właściwego lekarza, pukania od drzwi do drzwi. W końcu trafiłam na naprotechnologa – wspaniałego doktora Adama. To on był jednym z aniołów na drodze. Dzięki naprotechnologii wyprowadziłam swój organizm na prostą. Po drodze – dwie kolejne laparoskopie, zabiegi, ból, nadzieja, która gasła z każdym zakończonym miesiączką cyklem. Słowa jednego z profesorów po jednym z pobytów diagnostycznych w szpitalu: »Pani już dawno powinna być po in vitro. Oczywiście, jeśli pani wierzy w cuda, ja tego nie kwestionuję, ale naturalnie w ciążę pani nie zajdzie«.

Generalnie robiłam wszystko, co mogłoby pomóc. Jednak niepłodność i problemy ginekologiczne zawsze waliły mnie mocno z liścia w twarz. Do dziś czuję rozgrzany policzek. Skąd miałam siły, by walczyć? Dlaczego nie zrezygnowałam? Do dziś nie wiem”.

Dalsza część historii

Z.: „Niesamowite jest to, że na naszej drodze stają właśnie osoby pokroju Ani i Zosi. To dzięki nim wykupywałam e-booki i diety, słuchałam, co mówią, czytałam historie. Staraliśmy się zawsze zdrowo odżywiać. Byliśmy aktywni fizycznie. Ale nie był to ten typ odżywiania. Po wykupieniu tych wszystkich magicznych przepisów od dziewczyn zawsze było gorzej z zastosowaniem. Wzloty i upadki. Ale w końcu, gdy dobrnęliśmy do ściany, postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę i przygotowując się do inseminacji, która miała i tak nie zadziałać w naszym przypadku, powiedziałam mężowi, że działamy kompleksowo i nie ma wymówek. A nuż widelec pomoże.

Gotowałam z przepisów, oczywiście nie trzymając się w 100% zaleceń, ale powiedzmy, że 80% było spełnione. Czarnuszka wychodziła nam już bokiem i gdzie można było, dodawałam kurkumę. Mąż pił sok pomidorowy, a ja codziennie ćwiczyłam. Suplementację stosowaliśmy od dawna, teraz bardziej świadomie. Codziennie modliłam się do św. Rity, bo mimo że nowennę miałam już pół roku przy łóżku, zostawiałam ją na zasadzie: i tak nie zadziała, skoro zmówiłam już trzy nowenny pompejańskie. Pierwsza inseminacja – nieudana. Właściwie dlaczego miałaby się udać? Namówiłam męża na kolejną dla świętego spokoju. Dwie i koniec. In vitro to za dużo dla nas – już wcześniej to postanowiliśmy. Zamkniemy temat i ruszymy z procedurą adopcyjną.

W piątek kupiliśmy samochód – wymarzony, bo przecież i tak się nie uda – a w sobotę czekałam na wynik beta HCG z krwi, bo plamienie przed miesiączką jak zwykle było, do tego miałam mocną infekcję pęcherza. Przez myśl mi przeszło, że gdyby jakimś cudem się powiodło, to Furaginę brać raczej nie powinnam. Tylko dlatego zrobiłam test z krwi. Wcześniej oczywiście dziesiątki razy sprawdzałam – testy płytkowe i później już tylko te z krwi, by nie drżeć z płaczu po kolejnym widoku smutnej jednej kreski dosadnie przypominającej mi o tym, że ja i niepłodność to jedność”.

Cuda się zdarzają

„Wynik wieczorem. Z trzęsącym się głosem i płaczem siedziałam przy komputerze, nie dowierzając wartościom, które widziałam. Mówiłam mu: »Przeczytaj te wartości, bo ja mam chyba omamy«. Radość tłumiona przez męża, zresztą słusznie: »Spokojnie, zobaczymy, to jeszcze nic pewnego. Zobaczymy, co powie lekarz«. Ponowiłam badanie po dwóch dniach. Duże dawki progesteronu wróciły, antybiotyk. Mąż tak bardzo nie dowierzał, że pytał, czy to Żuravit nie zaburzył wyników beta HCG. Tak bardzo było to dla nas niewyobrażalne. Później prawie wyskoczyło mi serce, czekając przed wizytą sprawdzającą, czy serduszko córeczki bije. Biło. Pięknie biło w rytm melodii rozpalonej przez tę mikroiskierkę nadziei, która we mnie została i bije do dziś. A pisząc ten tekst, trzymam ją na kolanach.

Siedem lat starań, niedoczynność tarczycy z Hashimoto, endometrioza, stan po trzech laparoskopiach. Niemal ciągłe plamienia, krwawienia. Silna niedomoga lutealna, zespół policystycznych jajników, częste torbiele, skłonność do anemii, wrogi śluz, początki insulinooporności i hiperprolaktynemia. Czasowo obniżone parametry nasienia.

Kochane, kochani! Za wszystkich, którym udało się dobrnąć do końca naszej historii, trzymamy mocno kciuki. I pamiętajcie, że cuda rzeczywiście się zdarzają. Należy im tylko dopomóc. Nigdy nie dajcie sobie zgasić nadziei. Czasami wystarczy mikroiskierka. Ściskamy z mężem i córeczką wszystkie pary, które muszą przechodzić podobne ścieżki.

Pozdrawiam

Gabrysia”.

Na zakończenie

A.: Wzrusz. Ja się zaraz popłaczę.

Z.: Anka!

A.: Ja czytałam to, więc…

Z.: Wiem, wiem. My już raz ryczałyśmy, a jeszcze do tego jest tak piękne zdjęcie Gabrysi z małą iskierką, cudowne, czarno-białe. Jeszcze to jest człowiek, którego tak znamy i tak śledzimy jego ścieżki. Gabrysia brała też udział w filmiku na Dzień Mamy. To jest naprawdę taki…

A.: Człowiek od początku.

Z.: Nasz akademiowy człowiek, który jest z nami od początku. Ten mały człowiek jest cudowną iskierką i niech ona rozpali w was nadzieję. I chyba tym kończymy, bo oczy zapłakane.

A.: Tak, dziękujemy za wysłuchanie podcastu. I spotykamy się w następnym odcinku. Trzymajcie się, pa!

Z.: Do usłyszenia.

DIETY https://sklep.akademiaplodnosci.pl/
NEWSLETTER https://akademiaplodnosci.pl/newsletter/