×
W górę
×
Akademia Płodności / Blog / Bez kategorii / 7 lat starań – historia Gabrysi
30.06.2022
7 lat starań – historia Gabrysi

Poznaj historię Gabrysi, która ma za sobą doświadczenie 7 lat starań o dziecko.

Znowu wraca dziwne uczucie w brzuchu i serce przyspiesza bicie.

To nad wyraz niepojęte dla mnie i ciągle tak bardzo niezrozumiałe. Tyle razy wyobrażałam sobie tą chwilę, w myślach układałam piękny tekst o tym jak to będzie gdy się „pochwalę”. Co napiszę, jakich słów użyję by kogoś z drugiej strony, czytającego moją historię, wesprzeć i podnieść na duchu bez zranienia błędnie dobranymi słowami. Jak bardzo magicznie to opisać. A może bez magii.

Magia? 7 lat starań i w końcu cud!

Jednak, magia się wydarzyła i trzeba nazwać rzeczy po imieniu, stał się CUD na którego zaistnienie czekaliśmy tak długo. I poczekałabym jeszcze dłużej wiedząc, że czekasz na szczycie góry Córeczko.

Nasza droga do Ciebie była długa i bardzo kręta, momentami tak kręta, że na zakrętach oddalaliśmy się od siebie każdy w swoją stronę po to, by jakiś pozaziemski magnes znowu nas do siebie przyciągał. Było ciężko. Setki wylanych łez, przepłakanych pierwszych dni miesiączek,  rozmów kończących się kłótniami, niemocy, poczucia niesprawiedliwości, chowania głowę w poduszkę po wiadomościach o kolejnych ciążach wśród znajomych i rodziny; wakacji na których zawsze moja głowa była połączona z niepłodnością, płaczu na spacerze kiedy mijałam matki z dziećmi w wózkach, wychodzenia z kościoła z płaczem gdy targały mną emocje z którymi wtedy kompletnie sobie nie radziłam. Później nauczyłam się „radzić”, gorzej lub lepiej.

7 lat starań

Trwało to bardzo długo. Pamiętam jak na jednych z wakacji siedzieliśmy na plaży wieczorem i powiedziałam do Męża: ” Pomyśl sobie, może nasze Dziecko właśnie się rodzi?”, bo w planach mieliśmy zacząć procedurę adopcyjną.

W międzyczasie ciągłe krwawienia, plamienia nie tylko przed miesiączkami ale w ciągu cykli…Wszechogarniająca mnie od środka niemoc. Usłyszałam od jednego z lekarzy: taka Pani uroda. Ogromna ilość badań, lekarzy, leków, szukania tego właściwego lekarza, pukania od drzwi do drzwi…W końcu trafiłam na naprotechnologa wspaniałego dr Adama, to On był jednym z Aniołów na drodze. Dzięki naprotechnologi wyprowadzałam swój organizm na prostą. Po drodze 2 kolejne laparoskopie, zabiegi, ból, nadzieja która gasła z każdym zakończonym miesiączką cyklem. Słowa jednego z profesorów po jednym z pobytów diagnostycznych w szpitalu: „Pani już dawno powinna być po in vitro. Oczywiście jeśli wierzy Pani w cuda, ja tego nie kwestionuję, ale naturalnie w ciążę Pani nie zajdzie”.

Generalnie robiłam wszystko co mogłoby pomóc, jednak niepłodność i problemy ginekologiczne zawsze waliły mi mocno z liścia w twarz. Do dziś czuję rozgrzany policzek. Skąd miałam siły by walczyć? Dlaczego nie zrezygnowałam? Do dziś nie wiem (…).

Dieta płodności i inne działania

Niesamowite jest to, że na naszej drodze stają właśnie osoby pokroju Ani i Zosi. To dzięki Nim wykupywałam e-booki, słuchałam co mówią, czytałam, wykupiłam diety, czytałam historie… Staraliśmy się zawsze odżywiać zdrowo, byliśmy aktywni fizycznie. Ale nie był to „ten typ” odżywiania. Po wykupieniu tych magicznych przepisów zawsze było gorzej z zastosowaniem, wzloty i upadki, ale w końcu gdy dobrnęliśmy do ściany postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę i przygotowując się do inseminacji, która miała i tak nie zadziałać w naszym przypadku, powiedziałam Mężowi, że działamy kompleksowo i nie ma wymówek. A nóż widelec pomoże.

Gotowałam z przepisów, oczywiście nie trzymając się w 100% zaleceń ale powiedzmy że 80% było spełnione. Czarnuszka wychodziła nam już bokiem i gdzie było można dodawałam kurkumy; Mąż pił sok pomidorowy, a ja codziennie ćwiczyłam. Suplementacje stosowaliśmy od dawna jednak teraz bardziej świadomie. Codziennie modliłam się do św Rity bo mimo, że nowennę miałam już pół roku przy łóżku zostawiłam ją na zasadzie :”i tak nie zadziała skoro zmówiłam już 3 nowenny pompejańskie”.

Pierwsza inseminacja nieudana, właściwie dlaczego miałaby się udać? Namówiłam Męża na kolejną. Dla świętego spokoju. 2 i koniec. In vitro to za dużo dla nas, już wcześniej to postanowiliśmy. Zamkniemy „temat” i ruszymy powoli z procedurą adopcyjną. W piątek kupiliśmy samochód, wymarzony, bo przecież i tak się nie uda.., a w sobotę czekałam na wynik beta hcg z krwi, bo plamienie przed miesiączką jak zwykle było, do tego mocna infekcja pęcherza.

Przez myśl mi przeszło, że gdyby jakimś cudem się powiodło to Furaginy brać raczej nie powinnam. Tylko dlatego zrobiłam test z krwi.
Wcześniej oczywiście też dziesiątki razy sprawdzałam: testy płytkowe i później już tylko te z krwi, by nie drżeć z płaczu po kolejnym widoku smutnej jednej kreski dosadnie przypominającej mi o tym, że ja i niepłodność to jedność.

Tyle lat starań i upragnione dwie kreski

Wynik wieczorem, z trzęsącym głosem i płaczem siedziałam przy komputerze nie dowierzając wartościom które widziałam. Mówiłam Mu:” przeczytaj te wartości bo ja mam chyba omamy”. Radość tłumiona przez Męża (z resztą słusznie): „spokojnie zobaczymy, to jeszcze nic pewnego, zobaczymy co powie lekarz”. Ponowiłam badanie po 2 dniach, duże dawki progesteronu wróciły, antybiotyk. Mąż tak bardzo nie dowierzał, że pytał czy to Żuravit nie zaburzył wyników betahcg. Tak bardzo było to dla nas niewyobrażalne 🙂 Później prawie wyskoczyło mi serce czekając przed wizytą sprawdzającą czy serduszko Córeczki bije. Biło, pięknie biło w rytm melodii rozpalonej przez tą mikro-iskierkę nadziei, która we mnie została i bije do dziś, a pisząc ten tekst, trzymam Ją na kolanach.

– 7 lat
– niedoczynność tarczycy z Hashimoto
– endometrioza II/III stopień
– stan po 3 laparoskopiach
– niemal ciągłe plamienia, krwawienia
– silna niedomoga lutealna
– zespół policystycznych jajników
– częste torbiele
– skłonność do anemii
– wrogi śluz
– początki insulinooporności i hiperprolaktynemia
– czasowo obniżone parametry nasienia

Kochane/i. Wszyscy którym udało się dobrnąć do końca naszej historii. Trzymamy za Was wszystkich mocno kciuki i pamiętajcie, że CUDA się rzeczywiście zdarzają, należy Im tylko dopomóc. Nigdy nie dajcie sobie zgasić nadziei. Czasami wystarczy mikro-iskierka.

Ściskamy z Mężem i Córeczką wszystkie Pary które muszą przechodzić podobne ścieżki :*