×
W górę
×
Akademia Płodności / Blog / Podcasty / #084 – Oni wszyscy wiedzą lepiej
czym jest Akademia Płodności
09.11.2023
#084 – Oni wszyscy wiedzą lepiej

„Przestańcie myśleć”, „za bardzo chcecie”, „wyjedźcie na wakacje”, „musicie wyluzować” – wszyscy wiedzą lepiej, co wam pomoże podczas starań. Czasami przybiera to postać z pozoru niewinnych żartów, innym razem poważnych rad, ale w każdym przypadku dokarmia to demony w niepłodnej głowie. Co z tym zrobić? Posłuchaj, jak to wyglądało u nas.

Plan odcinka

  1. Starania – wszyscy wiedzą lepiej niż wy
  2. Wchodzenie z butami w czyjeś życie
  3. Okres starań weryfikuje przyjaźnie 
  4. Głupie żarty 
  5. Komentowanie czyjegoś życia
  6. Wpędzanie w poczucie winy
  7. Obgadywanie
  8. Teksty, które nie wspierają
  9. Wszyscy wiedzą lepiej? Odbij piłeczkę

Transkrypcja podcastu Akademii Płodności

Zosia: Śmiejemy się. Już pewnie słychać śmiech w głosach. Bawi mnie Aniusia, bo siedzi z telefonem i nagrywa, żeby wam updatować zaraz, szybciutko, że tutaj nowy podcast się tworzy. Ale bardzo dobrze, bo to są potrzebne update’y. Mnie nawet to nie mignęło. Już się skupiłam na tym, żeby gadać, a powinnam wam dać cyna, że będę gadać.

Ania: Jaki influencer.

Z.: Od czego mam Aniusię?

Cześć, tu Ania i Zosia. Wspólnie tworzymy Akademię Płodności, w której towarzyszymy parom

starającym się o dziecko.

A.: Dzień dobry, witam naszych słuchaczy. Witamy w kolejnym podcaście. Temat dzisiejszego podcastu brzmi „Oni wszyscy wiedzą lepiej”.

Z.: Oooo tak!

A.: Zaciekawiłam cię?

Z.: Tak. I już mi nawet podniosłaś ciśnienie troszeczkę. Już sobie wyobrażam tych wszystkich, którzy w moim przypadku wiedzieli lepiej.

A.: To właśnie o tych, co wiedzieli lepiej podczas starań, będziemy dzisiaj rozmawiać. A tacy, którzy wszyscy wiedzą lepiej od was samych bądź którym wydaje się, że wiedzą lepiej (bo nie wierzę, żeby tak było), są… albo mogą być wokół was.

Z.: I to będą rzeczy od takich bardziej niewinnych, delikatnych prztyczków w nos po takie totalnie nieakceptowalne, które życzyłabym sobie, żeby były natychmiast kontrowane. Będą to ludzie, którzy jakby celowo chcą sprawić ci przykrość, bo sobie stwierdzą, że zrobią świetny żart twoim kosztem, bo mogą, bo np. rzadko odbijasz tę piłeczkę i sobie pozwalasz. To mogą być też takie szczerze zatroskane osoby, które chcą udzielić ci radę, o którą wcale nie prosiłaś(-łeś). Robią to z dobrej woli. Tutaj trochę wrzucamy do jednego worka tych turbonajgorszych i takich, którzy w sumie nie mieli wcale złych intencji, ale wyszło, jak wyszło. Bo tak może być. Idea, jaka przyświecała daniu tej wspaniałej rady, była dobra, ale jakby, kurde, nikt o nią nie prosił i to głupie bardzo? Rozumiecie?

Starania – wszyscy wiedzą lepiej niż wy

Z.: Robię tylko ten wstęp, żebyśmy sobie zdawali sprawę, że po drugiej stronie nie zawsze stoi ktoś, kto jest turbozłym człowiekiem, chcącym zrobić tylko krzywdę.

A.: Dobrze, że to dodałaś, bo tak może być. Są ludzie, którzy nie wiedzą, co powiedzieć, i z troską chcą wspierać nas podczas starań, ale nie do końca mają pojęcie o tym, jakie słowa w tym czasie przyniosłyby nam ukojenie. Pierwsze, co może im przyjść do głowy, to… Pamiętam taką sytuację, w której jedna z bliskich mi osób na pytanie, czy staramy się o dziecko, przytoczyła historię swojej znajomej, która po wielu latach zaszła w ciążę, luzując sobie ze względów zdrowotnych. Ta kobieta akurat miała wiele złamań po wypadku i podczas tej rekonwalescencji udało jej się zajść w ciążę. Dość taki zapadający w pamięć przykład, ale to miało mi wtedy pomóc uwierzyć, że ja kiedyś też będę w tym miejscu. Aczkolwiek nie wiem, czy to tak do końca dodało mi skrzydeł.

Oni wszyscy wiedzą lepiej: „za dużo myślicie, wyluzujcie!”

A.: W zasadzie te historie, którymi ktoś się dzielił – okej, były w porządku, ale to też nie było tak, że dodawało mi to energii. Aczkolwiek było to tak jak, Zosiu, wspominałaś – wypowiedziane przez osobę, która chciała dla nas bardzo dobrze. Myślę, że to było na zasadzie: okej, nie biorę tego pod uwagę. Zapamiętałam tę historię, ale ona nie dodała mi skrzydeł. Aczkolwiek z ust innych osób, które nie są tak blisko nas, podejrzewam, że byłoby to odebrane w dość urażający mnie sposób. No jakie to ma znaczenie… No nie udaje mi się. Po prostu.

Z.: Te wszystkie odpowiedzi możemy wrzucić do jednego wora z tymi ludźmi, którzy radzą nam: „przestańcie myśleć”, „za dużo myślicie”, „za bardzo chcecie”, „wyjedźcie na wakacje”, „musicie wyluzować”.

Z perspektywy miejsca, w którym się obecnie znajduję, mam w sobie wiele pokory, ale dokładnie pamiętam, jak słyszałam takie rzeczy. Wiesz, co chciałam wtedy odpowiedzieć? Wsadźcie se w dupę to. Wsadź se w dupę to „wyluzujcie”. Jakby to była najtrudniejsza rzecz do zrobienia ever. Bardzo bym chciała wyluzować i nie myśleć, ale każ mi nie myśleć o różowym słoniu i będę robić tylko to! Więc przestań mi pieprzyć, że mam przestać myśleć o różowym słoniu. Co to są za rady z dupy? Jak o czymś najbardziej na świecie marzysz, to jak masz przestać o tym myśleć? W ogóle co to za tekst? „Przestańcie myśleć” albo „wyjedźcie na wakacje”. Gdzie zaraz będą to kontrować z drugiej strony. Bo jak na te wakacje jeździsz, a nie masz dzieci, to też potrafią ci wypomnieć, że tylko to masz w głowie.

A.: Tak. Nawet widziałam gdzieś taki screen wiadomości: „Jeździcie tylko na te wakacje, a może byście sobie dziecko zrobili?”.

Z.: No właśnie!

A.: Dżizas!

Z.: Tylko podróże wam w głowie. No? No?

A.: Tylko podróże wam w głowie.

Wchodzenie z butami w czyjeś życie

A.: Tak sobie myślę: co trzeba mieć w głowie? Staram się zrozumieć te osoby, ale naprawdę czy aż tak wchodzimy z buciorami w czyjeś życie? Oceniając je? Przecież to życie tego człowieka. Tak łatwo przychodzi nam ocenianie tego? Dlaczego oni to robią? Mają ochotę, więc sobie jeżdżą. Who cares? Co nas to obchodzi?

Powiem wam szczerze, że ja tego nie rozumiem. Spotykając się z tyloma wiadomościami od dziewczyn, które podczas starań dostawały różne nieprzychylne wiadomości od bliskich bądź dalszych osób, nadal nie jestem w stanie wytłumaczyć racjonalnie kogoś, kto ocenia i wchodzi tak łatwo z buciorami. Po jednym zdjęciu na Facebooku? I to jest np. znajoma, z którą się spotykacie, jak np. na święta zjeżdżacie w rodzinne strony, i która rzuca takim tekstem – no nie rozumiem. Nie potrafię tego pojąć. Zawsze sobie tak to tłumaczę, że może ktoś nie rozumie, nie widział, że coś tam… Nie ogarniam tego swoją głową, jak tak można. A wierzę, że takie osoby są w waszym otoczeniu.

Oni są wszędzie!

Z.: Oj, Boże. Oni są wszędzie, Aniusia. Jakby świat był z Aniuś stworzony, to nie byłoby takich tekstów pewnie. Ale to też nie jest tak, że tylko w moim życiu był taki wujo Zbysio i opowiem jakąś anegdotkę, a wy wszyscy zrobicie: „O matko! Jak fajnie, że w moim nie ma…”. Jak ktoś tego słucha, to pewnie od razu ma flashbacki ze swojego życia i widzi kogoś, kto mu pierdzielnął takim tekstem. Albo koleżanka, która w ogóle nie starała się o dziecko, nie ma zielonego pojęcia, z czym to się wiąże, potrafi na wspólnym wyjściu na jakiegoś drinka (do którego się zmuszasz, bo przecież trzeba żyć) walnąć ci tekstem: „Weeeź tam, Kaśka, za dużo myślisz! Dlatego nie wychodzi. My z Tomim to… No tak wyszło. Wiesz, nawet nie wiedziałam. Musicie wyluzować. Nam się udało na wakacjach, a też np. dwa cykle nie wychodziło”. I wtedy siedzisz i tak sobie myślisz: Boże…

A.: Uciekam.

Z.: Że to w ogóle nie jest partner do rozmowy. Że w tym momencie mogłabyś usiąść, zacząć tłumaczyć, pokazać z twojej perspektywy, z czym to się wiąże, ile to trwa, jakie to są koszty emocjonalno-finansowo-związkowo-wszelakie. Ale przecież to nie jest odbiorca tych wiadomości. Już wiesz, że u tego człowieka nie znajdziesz zrozumienia. To jest ten moment, kiedy warto to chyba przemilczeć. Tak mi się wydaje. Ja przynajmniej w takich sytuacjach, gdy wiedziałam, że tam nie ma neuronów na odbiór tego, co we mnie rezonuje… To okej, wręcz można przytaknąć. Rzeczywiście chyba, kurwa, podróży nam brak w tym wszystkim, serio. Jak mogliśmy tak ważny element pominąć? Element wyjazdu na wakacje i wyluzowania. Aaaa! To właśnie przez to.

A.: Magiczny kluczyk. Wyluzujcie.

Z.: No widzisz? Następne mojito na mój koszt za tę wspaniałą radę.

Okres starań weryfikuje przyjaźnie 

A.: Problemy weryfikują też osoby, które są w naszym otoczeniu. Jeżeli przyjaciel, przyjaciółka nie ma miejsca na to, żeby wysłuchać moich problemów, to może on/ona w ogóle nas nie słucha. W sensie, że to są osoby, które…

Z.: Trywializują, tak?

A.: Tak! Nie ma tam po prostu miejsca na wszystkie twoje problemy. Jest to smutne, kiedy człowiek dochodzi do tego, że myślałam, że się przyjaźnimy, a zawiodłam się na tobie.

Z.: Okres starań mocno weryfikuje grono znajomych.

A.: Tak, to chciałam powiedzieć. Ten trudny dla nas czas poddaje próbie przyjaźnie i to, jakich masz ludzi wkoło. Jeżeli masz takich, którzy chcą cię wysłuchać i szanują to, co czujesz, nie poddając tego ocenie…

Z.: Mimo że ich perspektywa jest np. turboinna. Ale pozwalają ci czuć to, co czujesz.

A.: To jest w ogóle niesamowite szczęście, że takie osoby są. Ale wierzę, że możemy się zderzyć z tym, że niestety takich ludzi nie będzie. To jest bardzo przykre. Życzę wam jak najwięcej takich osób, które was zrozumieją i które nie będą rzucały takimi głupimi tekstami. A nawet może jak nimi rzucą, to przyjdzie jakaś refleksja. To jest tak, że też dojrzewamy, zmieniamy się, spotykamy się z tymi przyjaciółmi na różnych etapach życia. Moi przyjaciele nie rozumieli totalnie, o co mi chodzi, bo byli zajęci imprezowaniem. To było fancy. „Jakie starania o dziecko? O czym ty w ogóle mówisz? Dlaczego się nie bawisz? Serio? Jesteś młoda, daj sobie spokój”.

Z.: No dobrze, ale dalej są przyjaciółmi, bo poszli jednak po jakąś autorefleksję i stwierdzili, że – kurczę – mogliśmy wtedy tej Ani nie rozumieć.

A.: Tak. Czasami ta refleksja przychodzi. Chcę powiedzieć, że różni ludzie nas otaczają.

Autorefleksja

Z.: Tak. Ale szukajcie sobie takich, którzy są dla was wspierający, a nawet jeśli bywają niewspierający, to potrafią po przemyśleniu przyznać się do błędu. Wszyscy popełniamy błędy. Wy też potraficie ludziom sprawić przykrość, ale potem przychodzi jakieś takie: „Kurde, ale dowaliłam, wtedy to jednak nie było mądre. Muszę jej powiedzieć, że w sumie w ogóle tego nie przemyślałam. Myślę, że mogło ją to zranić, więc warto, żeby to usłyszała”. I super.

A.: A uwierzcie, że zdarzało nam się dostawać wiadomości od dziewczyn z tej drugiej strony. Czuły się zażenowane swoim zachowaniem…

Z.: Nie wiedziały, jak teraz wybrnąć.

A.: I pytały: „Jezu, co ja mogę zrobić? Dziewczyny, co się robi w takich sytuacjach? Kurde, nie chciałam jej zranić, ale dowaliłam, no nie przyszło mi to przez myśl. Widziałam, że coś jest nie tak, bo ta moja przyjaciółka zamilkła”. Jeżeli przychodzi taka refleksja, to super.

Głupie żarty

Z.: Kto jeszcze wie lepiej? Oni wszyscy wiedzą lepiej – kogo jeszcze możemy wrzucić do tego worka?

A.: Znajomi, którzy wiedzą lepiej, jak to się robi, i rzucają tekstami, które dotyczą seksu. Jest on tak bardzo narażony podczas starań na atak niepłodności, że tak naprawdę co z niego zostaje? W ogóle nie nagrałyśmy takiego podcastu, to jest też dobry pomysł – seks podczas starań. Ale też nie byłam gotowa na to, aby nagrywać go wcześniej. Musiało minąć sporo czasu, żebym otworzyła się w tym temacie. To była tak bardzo dla mnie przerażająca intymność z moim mężem. I jak usłyszałam ten tekst – jejku, to było okropne! Tekst sąsiada, który „pożyczy nam warsztacik”. Ja tam stałam po prostu… I wiecie co? Nic nie powiedziałam. Mój mąż też nic nie powiedział.

Z.: Ale to też tak jest, że najlepsze riposty…

A.: Zatkało nas.

Z.: …przychodzą po czasie. I myślisz sobie: Boże, przecież mogłaś powiedzieć tyle. Ale to cię tak…

A.: …zatkało. Mnie to zatkało.

Z.: Tak, to cię tak uderza, że… To jest też normalne. Nie wyrzucajcie sobie, że nie mieliście jakiejś przygotowanej riposty, bo najczęściej pojawi się ten żal, że się tego jakoś nie skontrowało. Tych odpowiedzi później też przychodzi pewnie z 10. A w tym momencie, kiedy dostajecie jak obuchem w łeb, to po prostu stoicie i ten świat gdzieś się toczy obok.

Nikt nie ma pojęcia, a wszyscy wiedzą lepiej…

Z.: No żarty są meganiefajne.

A.: „Czyli stary strzela ślepakami”.

Z.: To bym właśnie powiedziała też w kontekście sytuacji, w których znajdujemy się nie jako główni bohaterowie. Bo wiesz, ten sąsiad życzy tobie i mężowi, że on ci pożyczy warsztaciku. He, he.

A.: He, he. Zabawne.

Z.: I to dotyczy was. Ale może się zdarzyć też tak, że np. znajdujecie się na imprezie i jest mowa o jakiejś parze, która właśnie się mierzy z niepłodnością, i to jest trywializowane i są żarty z tego partnera, że on np. strzela ślepakami. Siedzicie tam i wiecie dokładnie, że macie ten problem, nie możecie mieć dzieci, dotyczy was niepłodność i ktoś sobie obok postanawia z tego zażartować właśnie w taki sposób. Czyli teoretycznie nie dotyczy to was, ale to właśnie w was uderza. To też są takie sytuacje, które wybijają na bardzo długo z życia. Oni wszyscy wiedzą lepiej, no. Ktoś strzela ślepakami, ty pożyczysz warsztaciku, nie wiedzą, jak się to robi, ja bym szybko ten temat załatwił.

A.: Masakra. Ma-sa-kra.

Komentowanie czyjegoś życia

Z.: Komentowanie życia innych ludzi – już trochę do tego nawiązałyśmy, ale mam wrażenie, że mamy do tego tendencję bez względu na wiek. Są niektóre teksty, które bardziej padają ze strony starszych cioć czy babć, a są takie, które padają właśnie od znajomych, którzy nie do końca są okej. Natomiast komentowanie życia można przypisać każdemu peselowi. I to w przeróżny sposób, na zasadzie: to podróżowanie, o którym wspominałyśmy, albo „to kolejnego pieska sobie kupcie”, albo że kupili kolejnego pieska, a na dzieci to nie ma czasu. Albo: „jeszcze więcej pracy”.

A.: Karierowicze.

Wszyscy wiedzą lepiej, jakie macie priorytety

Z.: Dokładnie tak. „Tylko awanse i awanse, a potem, jak już te awanse porobisz, to nie będzie miejsca na dziecko”.

A.: I to jest tak bolesne. Bo wiesz, że to nie jest prawda. Te teksty są tak bolesne, bo są nieprawdziwe. Dla mnie one były jak sztylety. Tak nieprawdziwe komentowanie mojego życia – sztylet w serce. To jest nieprawda, człowieku, co mówisz. To jest nieprawda! Ja bym oddała wszystko! Ale jeżdżę na te wakacje, bo jeżdżę. Naprawdę muszę się z tego tłumaczyć? Kurde! Skończmy się tłumaczyć ze swojego życia, no!

Z.: I skończmy już opisywać swoje postrzeganie pewnej sytuacji, tylko swoją wizję. Bo to, że robię karierę, wcale może nie wynikać z tego, że to dla mnie najistotniejszy w tym momencie element mojego życia, tylko że wygodniej mi w to uciec. Albo po prostu jestem w stanie to pogodzić i to ogarniam. Ale to nie jest też tak, że w tym samym czasie rezygnuję z bycia mamą, tylko np. od trzech lat robię wszystko, żeby nią być, a przy okazji jestem superpracownikiem. I to mi nie przeszkadza w zaniedbywaniu tego pola.

Co mam siedzieć i… Boże, no to jest straszne! Wchodzenie z buciorami w czyjeś życie jest straszne i stawianie się w pozycji tego oka, które wie najlepiej. I oni na pewno podróżują albo kupują kolejnego pieska, bo takie mają widzimisię i nie chcą mieć tego dziecka. I takie to fiu-bździu w tej głowie. Chciałabym, żeby te umysły np. przez sekundę przeszła taka refleksja na zasadzie: właśnie poroniłam trzeci raz. Jadę na wakacje, żeby się pozbierać, żeby w ogóle złapać oddech…

A.: Uciec.

Z.: …żeby jeszcze żyć dalej, mieć siłę, żeby żyć. I żeby uciec. Przestań pieprzyć.

Wpędzanie w poczucie winy

Z.: Komentowanie życia innych – to zdecydowanie teksty tej grupy osób, którą możemy nazwać, że oni wszyscy wiedzą lepiej. A co powiesz, Aniusiu, à propos komentowania życia z takiego założenia (to już raczej starsze pokolenie, ale też bardzo często to się zdarza), że ja wiem, dlaczego tak jest, bo ty żyjesz tak, a nie inaczej. Typu: nie dziw się, że nie masz dzieci, skoro żyjesz bez ślubu. Albo: nie poszedłeś na pielgrzymkę, to coś tam…

A.: Wpędzanie w poczucie winy.

Z.: Albo masz tatuaż. I to na pewno dlatego. Rozumiesz: jak żyjesz tak, jak żyjesz, to co się dziwisz.

A.: Ja sama się wpędzałam w poczucie winy. Pokutę robiłam.

Z.: Ja też! Jest o tym podcast, tak!

A.: Ale w czym to ma pomóc? Myślę, że nasi słuchacze mogą się spotykać z takimi tekstami, że ktoś mówi: może byś żyła inaczej? Może zrobiłaś coś takiego… Wyrzuty sumienia masz po tym, ale nie wiem, co by to mogło być, każdy musi to ustalić według własnego sumienia. I za to właśnie masz teraz karę. Teraz będziesz cierpieć. Są takie sytuacje w naszych głowach i my sobie wyolbrzymiamy to wszystko, tłumacząc, że to na pewno dlatego.

Niepłodność jako kara

Z.: Jest taki podcast. On się nazywa „Niepłodność jako kara za…”. Tam opowiadamy wam o naszej perspektywie i o rzeczach, które wydawało nam się, że kiedyś zrobiłyśmy w naszych życiach, i właśnie dlatego teraz nie możemy mieć dzieci, bo…

A.: Pokutujemy.

Z.: …postąpiłyśmy kiedyś tak, a nie inaczej. To jest po prostu kara za… Warto sobie na to zerknąć. Mamy dużą tendencję, żeby tak myśleć, iść tym torem. Natomiast, kiedy robią to inni, narzucając nam swój styl życia, swoje wartości, swoją religię i zasady, które nią rządzą, gdzie każdy odpowiada za swoje życie, to jest to totalnie nieokej. A to też takie jest, że ciocia to rzuci, a ty sobie najpierw pomyślisz: „Boże, co ona pieprzy?”. I jednak wrócisz do domu i za trzy dni sobie pomyślisz…

A.: No tak!

Z.: „Jezu, ale poczekaj, może ona ma rację?”. Ten demon w głowie jest podgrzewany! On tam rośnie, rośnie, rośnie. Ty go karmisz, a on jest tłusty coraz bardziej. Już tam wyżarł ci tę głowę i tylko o tym myślisz i się na tym fiksujesz. To mogą być z pozoru niewinne rzeczy, które od razu twój mózg zaneguje i sobie pomyślisz: „Dobra, matko, jaki bullshit”. A potem jednak, kurde, mija kolejny dzień, ty o tym nie zapominasz, wręcz to jest coraz większe… Niebezpieczne to jest.

A.: Niepłodność lubi karmić takie demony. Ona tam podlewa te ziarenka, które jeszcze bardziej będą tłamsić to nasze życie, tę głowę.

Karmienie demonów

A.: Ja nie usłyszałam takich tekstów typu bez ślubu. Nie przypominam sobie przynajmniej, żebym słyszała teksty odnośnie do naszych wyborów życiowych. Ale wierzę, że są takie dziewczyny, które mogą mieć te demony gdzieś już rozbuchane w tym momencie. Bo ktoś zasiał takie ziarenka: „Kurde, może to przez to właśnie”.

Z.: Ja to ziarenko skrzętnie podlewałam. Dlatego warto sobie robić taki wgląd w to wszystko, w czym funkcjonujemy i co jest dla nas najbardziej okej, otwierając się oczywiście na inne strefy. Bo ktoś może chcieć podpowiedzieć coś dobrego. Jeśli jesteście z tym okej, to podążajcie tą drogą, ale w tym momencie tutaj, jak na takim maślanym poślizgu, powinna wjechać terapia. Po to, żeby odsiewać takie informacje i żeby znaleźć sobie człowieka, który będzie kontenerował w sobie te wszystkie złe rzeczy, które się kłębią w naszych głowach. Warto naprawdę pójść na terapię i spróbować to wszystko uporządkować i nie dać się temu zjadać. Bo podczas niepłodności tendencja do tego, żeby te tłuste stwory w naszych głowach robiły się jeszcze bardziej opasłe i otyłe, jest przeogromna. Po prostu nie karmmy ich i odcinajmy im to pożywienie, którego one tak się domagają od nas. Będzie nam się lepiej żyło.

A.: A grunt to żyzny jest.

Z.: No bardzo. W trakcie niepłodności to tam niewiele trzeba.

A.: Bardzo żyzny.

Obgadywanie

A.: Wydaje mi się, że dobrnęłyśmy do końca.

Z.: Tak. Chciałabym dodać jeszcze jedną rzecz, która ostatnio mnie uderzyła na pogrzebie mojego dziadka. Nie będę w ogóle podawać kto to, bo myślę, że ta osoba może nas słuchać. W każdym razie chodzi mi o takie… Hmm… Ocenianie życia innych niebezpośrednio do adresatów. Czyli chciałabym się wypowiedzieć na temat twojego życia, Aniu, ale trochę nie mam jaj albo śmiałości, żeby powiedzieć ci to prosto w twarz, więc obgadam cię przy kimś.

A.: Okej.

Z.: I to może być w kontekście takim, że po prostu chcę obgadać i tyle. Kupmy sobie cappuccino, usiądźmy i obróbmy komuś tyłek, komentując czyjeś wybory i życie. A to może być też ubrane w takie… niewynikające z troski żalenie się. Czyli koleżanka A mówi koleżance B, że „No widzisz, te dzieci moje to tak żyją, podróżują, już właśnie trzeciego pieska mają. No fajna praca, ale widzisz, nie jestem ciągle babcią”. Jakby oni ze swojej złej woli nie chcą jej uczynić tą babcią. Rozumiesz? Bez względu na to, z czego to wynika.

A ja np. wiem, bo odzywali się do mnie, że nie mogą. Rozumiesz, znam to z drugiej perspektywy. Nie wtajemniczają w to rodziców. By the way może właśnie z takiego powodu, że tam nie znajdują odbiorców. Więc ja też nie czuję się upoważniona do tego, żeby odsłaniać te karty przed nimi. Znam to z dwóch stron. To jest patowa sytuacja totalnie.

Wszyscy wiedzą lepiej: ingerowanie w życie innych

Z.: To nie jest takie na zasadzie: spotykają się nasze mamy i rozmawiają o naszych życiach, wiedząc, że u nas jest słabo, znając te historie i współczując nam, współodczuwając z nami. Chcą po prostu coś zrobić, żeby też sobie dać wsparcie. Bo może również marzą o tym, żeby być babciami. Tylko bardziej nie na zasadzie, żeby wytłumaczyć zachowanie swojej córki, która jeszcze nie ma dzieci, tym, że ja bym bardzo chciała, ale te moje dzieci to inne wybory podejmują w życiu niż ja. I tak nie mają tych dzieci.

Tu bym więc jeszcze wrzuciła tych, którym się wydaje, że oni wszyscy wiedzą lepiej. A tak naprawdę nie mają pojęcia, bo właśnie z jakichś powodów ich własne dzieci nie postanawiają ich w to wtajemniczyć. Nie wiedzą nic.

Ja bym tym przykładem zakończyła. Tak może być, że chcesz ingerować w życie innych ludzi gdzieś zupełnie pobocznie. W tym momencie ktoś może siedzieć i obgadywać kogoś czy nawet rozmawiać na ten temat w sposób niewspierający.

A.: Wierzę, że takie osoby chodzą po tym świecie. I wierzę, że wy, drogie staraczki i drodzy staracze, możecie nawet znać ich imiona. Dużo wytrwałości wam życzymy. I dużo też siły podczas takich sytuacji i po nich. Mamy nadzieję, że jak najmniej ich będziecie mieli w życiu.

Z.: I jeśli się czujecie na siłach, to pamiętajcie, że to jest naprawdę okej, żeby to kontrować. Tylko pod warunkiem, że czujecie się z tym w porządku. Bo jeśli to jest ponad wasze siły, to czasami wykrzesanie z siebie uśmiechu numer trzy będzie kosztowało was o wiele mniej emocji, mimo że przepłacicie to ogromem łez, niż staranie się wchodzić w dyskusję z takim wujkiem Zbyszkiem czy kimś, kto wbija ten sztylet prosto w serce. I tyle. Róbcie to w zgodzie ze sobą.

A.: Comfort zone.

Z.: Tak!

Teksty, które nie wspierają

Z.: A jeśli jesteście np. świadkami takiej sytuacji i wiecie, że może ona dotyczyć kogoś innego, to też warto napomknąć, że to np. nie zawsze jest takie proste. Albo że nie zawsze twoja perspektywa może się pokrywać z rzeczywistością, żeby wywołać taką iskierkę…

A.: Autorefleksji.

Z.: Tak, coś takiego na zasadzie… Wyobrażam sobie grupę na WhatsAppie w moim telefonie, gdzie jest mnóstwo ludzi i jedna z par – to anegdotka na koniec – chwali się, że będą witać w najbliższym czasie na świecie kolejne swoje dzieciątko. No i wśród tych wielu osób jest też para, która od lat dzieci nie ma. Wyobrażam to sobie tak, że inne pary składają gratulacje tym rodzicom, życząc im przeżycia tego czasu w zdrowiu i żeby to maleństwo się urodziło zdrowe i cieszą się tym. A jednak jest tam taki wujaszek na tej grupie, który potrafi napisać: „No widzicie [tu padają imiona] – uczcie się. Albo „Do roboty”. Tam był chyba taki tekst.

A.: Oh my God.

Z.: I to się dzieje na forum osób kilkudziesięciu. Ja nie czułam się upoważniona, żeby zająć stanowisko, mimo że znałam to z drugiej strony, bo wiedziałam, że ci ludzie się starali. I co? Kurwa, i co? Pamiętam, że to skontrowaliśmy jakoś tak z Dudkiem bardzo delikatnie. Na zasadzie, że pamiętajcie, że to nie zawsze jest takie just like that. No ale tamci główni, którzy zostali wezwani do odpowiedzi, się nie odezwali i to w sumie może i dobrze. Może ten wujaszek poszedł po rozum do głowy. To mogła być z pozoru niewinna sytuacja.

„Weźcie się do roboty” nie pomaga

A.: No niewinna, ale jak się starasz, to tekst „do roboty” jest słaby.

Z.: Stara, a nawet jak się nie starasz, ziomeczku. Nawet jak się nie starasz, to czy naprawdę, jak wujcio ci napisze: „Weźcie się do roboty”, to: „O kurde, to lecę! Wujek, tego mi trzeba było przez te wszystkie lata, dlaczego ty mi tego wcześniej nie napisałeś? Ja potrzebowałam tego twojego »do boju, do roboty!«”.

A.: Dobry support, wujas, dziękujemy.

Z.: „Troszkę przypóźno, wujku. No tyle lat bez dziecka – dlaczego nie powiedziałeś wcześniej?”. Pukam się w łeb, nie wiem, czy to słychać. Masakra!

A.: W łeb to się wujas powinien puknąć.

Z.: Oby wujas miał autorefleksję albo ktoś mu potem powiedział: „Wujek, ale dowaliłeś, matko”.

A.: Ale może tak było.

Z.: No mam nadzieję.

A.: Wy dodaliście jakąś myśl, która – mam nadzieję – sprawiła, że za kulisami grupy wujas usłyszał, że lekko przesadził. To miał być tylko głupi żart, ale tak się nie robi, a to pada na żyzny grunt.

Z.: Tak. Albo wujas jeszcze powie np. „Gówniaro, ty teraz tego nie rozumiesz, bo ty jesteś za młoda, żeby to zrozumieć. Podziękujesz mi za 30 lat, bo przez to moje »do roboty«, to oni się teraz wezmą do roboty i kiedyś będą mieli synka albo córeczkę, a jakbym ja tego nie napisał, to by oni kiedyś płakali. Więc ty się zamknij gówniaro, bo ty nie wiesz o życiu nic”. Oby wujek miał autorefleksję, Aniusia. Bo tam w mózgu może być małpa, która talerzami o siebie bije, i tyle.

A.: Ale może będzie też łatwiej dźwignąć to naszym słuchaczom, jeśli będą wiedzieć, że nie będzie tam autorefleksji, bo niektórych ludzi po prostu nie zmienimy. Oni tacy są.

Wszyscy wiedzą lepiej? Odbij piłeczkę

A.: Warto szukać może podczas terapii, jeżeli ci ludzie muszą być w naszym życiu, bo to jest rodzina…

Z.: …z którą spotykamy się na imieninach, Wigilii itp.

A.: I nasi teściowie nie wyobrażają sobie tych spotkań bez nich. Oni będą. I może właśnie taka terapia sprawi, że ty będziesz mogła odbić tę piłeczkę i to ziarenko nie zostanie zasiane. Ty je od razu wyplewisz. Nara. Ty, człowieku – nie mam wpływu na ciebie, ale mam wpływ na to, co się dzieje w mojej głowie.

Z.: To prawda. I właśnie ten podcast miał to zasiać w waszych głowach. Więc dajcie cyna – jestem ciekawa, czy któraś z tych opisanych sytuacji to jest ta, która niestety miała miejsce w waszych życiach. Albo czy jesteście w stanie przygotować się na to, że jeśli kiedyś coś takiego was spotka, to nie dostaniecie obuchem w łeb, tylko się gdzieś tam jakiś zalążek odpowiedzi pojawi? Lub czy to właśnie nie jest moment, w którym pomyśleliście sobie, że warto pójść sprawdzić na terapii, czy jakiś stwór tam nie siedzi i jest już tak dokarmiony, że tylko leży i beka? A można mu odciąć ten pokarm skutecznie i go trochę odchudzić, żeby nie zajmował aż tak dużo miejsca w głowie. I z tym was zostawiamy na ten tydzień do przemyślenia.

A.: Trzymajcie się. Dziękujemy bardzo za wysłuchanie. Do usłyszenia.

Z.: Do usłyszenia następnym razem.

DIETY https://sklep.akademiaplodnosci.pl/
NEWSLETTER https://akademiaplodnosci.pl/newsletter/