×
W górę
×
Akademia Płodności / Blog / Podcasty / #094 – Dieta na 100 czy na 80%?
czym jest Akademia Płodności
29.01.2025
#094 – Dieta na 100 czy na 80%?

W dzisiejszym podcaście odpowiadamy na poniższe pytania:

1. Nowy rok – nowa ja?

2. Czy to ma szansę zadziałać? I jeśli tak to w jakich warunkach?

3. Czy to nie jest tak, że aby wystartować potrzebujemy „białej kartki”?

4. Co nas motywuje, a co wytwarza tylko dodatkową presję?

5. Robię coś bo czuję, że naprawdę tego chcę czy podążam za tłumem i robię trochę bezmyślnie tylko dlatego, że inni to robią?

6. Czy deadline działa na Ciebie motywująco czy presja sprawia, że gdy „musisz” to przestajesz działać efektywnie?

7. Co zrobić, żeby zminimalizować ryzyko porażki? Jak przygotować się na sytuacje kryzysu, niemocy, braku czasu, chorobę etc?

8. Jakim jesteś człowiekiem? Czy jeśli pozwolisz sobie na małe odstępstwo to serio na nim poprzestaniesz? Czy wyciągnięcie jednego małego kamyczka spowoduje całą lawinę kamyczków pełnych odstępstw?

9. Jaką drogę masz do przejścia? Czy metoda małych kroczków jest dobra zawsze dla każdego?

 Zosia: Jaką nam opowiesz ciekawostkę Ania na początek? Po takiej przerwie nagrywamy podcast, że naprawdę możesz nam powiedzieć różne fajne rzeczy.

Ania: Przede wszystkim chciałabym powiedzieć, że bardzo się cieszę, że wróciłyśmy. 

Z.: Oby to było stałe. Teraz ja też tak się boję, żeby to nie było, że się zerwiemy- nagramy jeden podcast i znowu osiądziemy.

A.: Jakoś tak wczoraj „odkulisowo”, wygląda to tak, że myślimy nad tematami, a wczoraj TEN temat urodził się dość szybko. Więc myślę, że poczułyśmy to flow.

Z.: Jest nam trochę smutno >powiem Wam<, że dawno nie nagrywałyśmy tych podcastów, a one wciąż w wiadomościach od Was się przewijają. Codziennie piszecie, że słuchacie nas w podcastach i że to bardzo lubicie. Jak piszecie do nas takie wiadomości, że się udało, to tam też bardzo często przejawia się >info<, że słuchaliście tych podcastów. Smutno mi bardzo, że zniknęłyśmy na tym polu.

A.: Nowy rok postanowienia…

Z.: Oho, bo o tym dzisiaj będzie podcast. Słuchajcie, bo to są też nasze postanowienia – przeróżne. 

To zróbmy teraz wejścióweczkę i nawijamy…

Cześć, tu Ania i Zosia. Wspólnie tworzymy Akademię Płodności, miejsce w którym towarzyszymy Wam podczas starań.

A.: Witamy w kolejnym podcaście… po przerwie.

Z.: Dłuuuugiej. Siemka. Nagrywamy dla Was te same MY, chociaż trochę nowe, trochę z nowego studia, bo w innym miejscu. Mamy nadzieję, że jakość dźwięku będzie spoko, bo nagrywamy trochę inaczej… więc się okaże. 

Będziemy dzisiaj mówić, o NOWYCH NAS – jest taki slogan (znany pewnie większości z Was pt. NOWY ROK- NOWA JA, i troszkę około tego tematu będziemy się dzisiaj poruszać. Zobaczycie, czy troszkę jednak próbując go obalić, obśmiać, czy jednak wysunąć na piedestały i próbować Was przekonać, że warto według niego żyć.

A.: Nowy rok-nowa ja, ale też NOWE DIETY W AKADEMII.

Z.: Tak, To prawda.

A.: Nowe diety sezonowe pojawiły się i w momencie w którym mamy premierę podcastu – możecie zerknąć, co tam ciekawego czeka na Was.

Z.: One prawdopodobnie, (jeśli słuchacie nas w tych dniach początkowych i trafiliście na premierę podcastu, a nie po jakimś czasie), prawdopodobnie są jeszcze do ustrzelenia taniej. Radzimy czym prędzej >zajrzeć< do sklepu, żeby sprawdzić, czy jeszcze ta promka śmiga, aby zacząć ten nowy rok z NOWĄ „JĄ”. Zaraz będziemy sobie o tym nawijać, czy to mądre jest, bo wiecie jak to z tymi postanowieniami  noworocznymi (wiecie, albo nie wiecie). Trochę tak jest, że zakładamy dużo nierealnych celów, które są bardzo fajne  w naszej głowie, bo życie wyobrażeniami o „nowej mnie” (z tego czasu, który wyobrażam sobie musi minąć, żeby osiągnąć jakiś tam cel) jest bardzo fajne i takie, że chce się biec do tego celu. Tylko, że przez to, że one są takie nierealne, że zakładamy je bez żadnych konkretnych założeń, które mają nas do nich doprowadzić, to większość z nich jest po prostu nie osiągalna (np.) te obśmiewane  karnety na siłownię, które wykupujemy w styczniu na potęgę- kończą się w styczniu. Te pierwsze dwa tygodnie-trzy tygodnie stycznia siłownia jest pełna, a potem odpadają zawodnicy – ci właśnie, którzy mieli być w teamie „nowy rok-nowa ja”. 

Jak to jest i dlaczego tak jest, i co zrobić żeby tak nie było- mamy na to kilka pomysłów.

A.: Ja mam jeszcze takie pytanie (takie rozmyślenia): czy to nie jest tak, że my potrzebujemy po prostu białej kartki (tej przysłowiowej) w swojej głowie i jedną właśnie (z tych wielu kartek), którą napotykamy w takim cyklu kalendarzowym, jest nowy rok. Też jest taka porządna biała kartka, bo wymazane jest wiele rzeczy, a taką białą kartką, która może być motywująca w pewien sposób, jest też ta „zmiana od poniedziałku”. Czyli może TO jest motywujące, taka biała kartka.

Z.: Stara… Jasne:). W ogóle dużo rzeczy jest motywujące. Dobieganie do deadlinów i rozpoczynanie ich, to w życiu staraczy mam wrażenie kręcimy się wokół nich. Chociażby każdy nowy cykl – to nowa biała kartka. Dużo jest takich nowych momentów od których fajnie jest zaczynać, bo on otwiera nowy rozdział, który może odwrócić wszystko. Tak samo ten „nowy rok”, jest właśnie fajnym rozpoczęciem, że mogę >jeszcze raz<, a tamto zostawiam za sobą i zaczynam. Czy to jest poniedziałek, czy to jest nowy cykl, czy nowy rok, mogą to być urodziny – DEADLINE`y SĄ WPISANE W ŻYCIE STARACZY. Okupione są dużą dozą nadziei i powiewu świeżości, że tam za rogiem jest zupełnie inne życie i (chyba) będzie łatwiej odgrodzić je kreską od poniedziałku, a nie od soboty… i dlaczego tak jest?

A.: To jest dobre pytanie i wiesz, że dla wielu osób jest motywujące, że takie deadlin`y (może nie nowy rok-nowa ja), bo też przychodzi luty i kolejny >miesiąc< i dla wielu z Was może to być motywujące.

A propos motywacji na mnie działa coś odwrotnego i nie narzucanie sobie takich deadlinów jest bardziej motywujące i jestem osobą, która woli myśleć o tym, że dzisiaj mam przygotować zdrowy posiłek, lub tę siłkę dzisiaj mogę – i myślę tylko o dzisiejszym dniu- czy 15 min. poćwiczę, takie miałam kiedyś założenie, to mi bardzo pomogło, utrzymywać w ryzach ćwiczenia, których potrzebowałam. Nie narzucanie sobie tego, że muszę to robić – tylko robię to (tylko i wyłącznie dzisiaj, a nie myślę o tym >w kółko<). Taka zmiana myślenia, to naprawdę > u mnie< działa.

Z.: Aaa ja nie. Zupełnie inaczej >robię< jak sobie tak pomyślę o tym- ja nie zrobię rzeczy dopóki nie mam deadlajnu, że mi sapie na plecach.

A.: No tak, dokładnie. Więc NOWY ROK-NOWA JA, może być całkiem niezłym kopniaczkiem, nie stwarzając takiej presji, która może się pojawić. Natomiast ja jestem taką osobą, która jednak woli np. trenowałam i potrzebowałam trenerki do tego, żeby nie zrobić sobie krzywdy na siłowni ze względu na mój kręgosłup. Ja na tę siłownię uczęszczałam ochoczo, albo i nie, bo nie zawsze mi się chciało, to ona > trenerka< była takim moim deadlinem, bo umówiłam się z kimś więc głupio mi  było nie przyjść na te zajęcia, a jak mi się nie chciało, wręcz >prosto< w twarz jej to mówiłam, że nie chce mi się ćwiczyć, ale skoro już się umówiłyśmy, więc >tak sobie mówię< jestem odpowiedzialną Anią, jestem dorosła, będę tu. Więc umówienie się z nią działało, (bo przekładałam tylko w kryzysowych sytuacjach) i uczęszczałam na te zajęcia. Gdy zmieniły się trochę warunki współpracy naszej i powiedziała, że MUSZĘ ten pakiet ćwiczeń wykorzystać w określonych miesiącach, czyli MUSZĄ być ćwiczenia dwa razy w tygodniu do końca grudnia, to ja się nie zjawiłam na żadnych zajęciach. Moment w którym >pojawiło się < MUSZĘ to zrobić, odrzucił mnie, pomimo, że wcześniej tak naprawdę cisnęłam dwa lata. 

Także myślę, że dla słuchaczy deadline mogą być dobre, ale mogą też przeciwny mieć efekt.

Z.: Ja to trochę czaję, bo jak za bardzo mnie przypałujesz, to ja już zamykam się w sobie i w swojej skorupce i myślę „a to pierdzielę, w ogóle odejdź”. Z drugiej strony, to o czym Ty mówisz, że umówiłaś się z kobietą i nawet jak Ci się nie chciało to poszłaś, to już jest pewnego rodzaju deadline.  Samo to >umówienie< już mnie motywowało, bo gdybym miała iść na tę siłownię i miałabym ćwiczyć sama, a miałabym cały poniedziałek od godziny 8 do 22 i to ja miałabym zdecydować o której godzinie idę, bo tylko ja sama organizuję sobie tam ćwiczenia, a nie, że jest za mnie odpowiedzialna jakaś Basia, która zarezerwowała sobie mój czas, ustawiła sobie pode mnie kalendarz, to jest mniejsze prawdopodobieństwo, że Zosin znajdzie się na tej siłowni >sama<, niż jak jest umówiona z Basią.

A.: Tak, bo motywacją było to, że angażuję w to inną osobę i jestem dorosła, i …

Z.: Głupio po prostu jest…

A.: Tak, i nie chcę jej zawracać głowy, stawiać w niezręcznej sytuacji, bo właśnie: ustawiła sobie grafik pode mnie i to mnie właśnie bardzo motywowało. To było coś, co mi pozwoliło tam uczęszczać dwa lata… może nie całe dwa lata, w każdym razie długo wytrzymałam na tej siłowni i sprawiało mi to radość, a po pewnym czasie wkręciłam się w to. Ale już ten wytrych został (może, jak słuchacie tego podcastu, to wróciłam >na siłownię<, bo ja cały czas mam zamiar wracać).

Z.: Od stycznia, bo nagrywamy przed styczniem, więc może.

A.: Może to będzie >mój< NOWY ROK- NOWA JA, natomiast na mnie ten „nowy rok-nowa ja” nie działa.

Z.: Musisz się spiąć, Stara;), bo jak naprawdę zechcesz wrócić z takim miesiącem, gdzie dużo ludzi zaczyna, tę NOWĄ BIAŁĄ KARTĘ, to może być gęsto tam na tej siłowni naprawdę na początku. Więc zepnij się, jak możesz teraz chwilę przed.

A.: Właśnie w kontekście ćwiczeń siłowych i w ogóle wychodzenia gdzieś, może właśnie umówienie się z kimś na wspólne wyjście, będzie dla wielu z Was będzie rozwiązaniem, na to żeby coś zdziałać, jeżeli wiecie, że ta aktywność fizyczna w waszym przypadku (przypuszczam, że w większości Was, a nawet i w całości, bo ta aktywność jest bardzo ważna może dać korzyści), to umówienie się z koleżanką na tę siłownie>zadziała<, jeżeli jesteście takimi „Aniusiami”.

Z.: Ja się umówiłam z moim mężem i aktualnie wygląda to tak, że mój mąż chodzi a ja teraz mam deadline z kolei od naszego trenera, że jeszcze dwa treningi na których się nie pojawię, to on łączy mojego Dudka z kimś innym, a dla mnie drzwi są zamknięte.

A.: Wypadasz z kółeczka.

Z.: Więc teraz ten deadline, którym mnie pałuje i już szukam miejsca w kalendarzu, żeby znowu wpaść w kółeczko i  jednak tam wrócić. Smutno mi jest, że mnie chcą wyrzucić ze stada, a ja jestem takim najsłabszym ogniwem, ale w stadzie, halo jestem fit Zosinem.

Wiesz co sobie myślę, że fajną drogę do innego tematu, który chcemy dzisiaj omówić, w sensie tego samego tematu, ale inne odnogi, które chcemy omówić rozpoczęłyśmy tym właśnie popuszczaniem i sprawdzaniem pasa. Zastanawiałyśmy się, jak omówić Wam temat, czy my jesteśmy zwolenniczkami stosowania diety przez Was na 100%, czy lubimy to podejście?  Stwierdziłyśmy, że właśnie to jest trudne pytanie, dlatego, że nie wiemy kto nas po drugiej stronie słucha. Rozumiecie? Są ludzie, którym jeśli pozwolimy wyciągnąć kamyczek z tej uzbieranej kupki, to tam nic się nie stanie, bo wyciągną kamyczek i git. Natomiast są też tacy, że po wyciągnięciu kamyczka ruszy cała inna lawina kamyczków uzbierana. Pozwolimy Wam na odstępstwa od diety, bo właściwie jedno małe odstępstwo naprawdę nie zrobi nam jakiejś wielkiej różnicy w kontekście zdrowotnym, a może Wam zrobić bardzo dużą różnicę w głowie i w komforcie funkcjonowania na diecie. Może mieć naprawdę dużo plusów, tylko pytanie jest: czy to „pozwoleństwo” z naszej strony nie trafi na grunt, w którym jeden kawałeczek czekoladki rozumiany jako centymetr na centymetr, nie zostanie odebrany, jako jeden kawałeczek czekoladki wciąż lity-cały,  a to będzie cała duża Milka. Czaicie bazkę?;) Mamy różne osobowości i popuszczanie pasa przez różne osoby jest interpretowane inaczej, a to jest kolejny moment, w którym możemy powiedzieć, że to zależy (jak bardzo wiele rzeczy), czy tę dietę trzeba trzymać na 100%. Czy lepiej od razu na 100%, czy lepiej od razu założyć, że 80/20. 

Jak Anna, będziesz rygorystycznym dietetykiem, czy jednak takim trochę mniej?

A.: Ja będę dietetykiem, który chciałby dostosować to do danej osoby. To zależy od wielu rzeczy: co my chcemy osiągnąć tą dietą, od psychicznego podejścia, czy ta osoba dana jest gotowa na tę dietę, czy będzie ją bardzo obciążać, czy ona wolałaby małymi krokami, ponadto czy jest gotowa, czy jest wsparta. I te małe kroki zrobią nam większą robotę niż plan dietetyczny na 100%, który ona wrzuci w kąt w dwa dni, albo, że będzie się jeszcze bardziej się biczowała podczas starań, bo zawaliła dietę. A nie o to w tym chodzi. 

Chcemy zmienić ten styl życia, ale przez przejść przez  >tę zmianę< w miarę komfortowo dla Was. Wierzę, że dla wielu ten komfort będzie większy, dla innych mniejszy. Wszystko to chciałabym dostosować pod daną osobę. Chyba najlepiej będzie tutaj na przykładach opowiedzieć historie Staraczek, których już na 80% – zmian diety- te małe kroki wprowadziły, aktywność fizyczną, ale nie taką, że siłownia, czy coś, tylko >nawet< spacery, spowodowały, że w przypadku tej danej PCOSki której mówię, pojawiła się owulacja. Myślę sobie z drugiej strony o PCOSce – Staraczce, która miała PCOS, borykała się z insulino opornością którą miała, nadprogramowe kilogramy i tutaj było więcej pracy, którą Ona musiała wykonać,  żeby ta owulacja przyszła do niej. Schudła 20 kg, więc te małe kroczki prawdopodobnie nie zaprowadziłyby ją do tego miejsca gdzie większa zmiana tego stylu życia – też nie chcę oceniać, że procentowo było to 95%, ale musiała włożyć o wiele więcej niż ta Staraczka przytoczona w pierwszej historii. 

Teraz pytanie: 100%, czy 80%? – jest naprawdę dobrym pytaniem, a ja nawet nie potrafię odpowiedzieć, bo każdy z Was musi sobie odpowiedzieć na to pytanie, jak się czuję najlepiej i co chce osiągnąć, jaki jest cel, czy jest osobowością, która się dobrze odnajduje, bo są osoby, które odnajdują się w dietach na 100% i taką osobą np. jest mój mąż. On jest osobą, która robi dietę na 100%, bo walczy też ze swoimi nadprogramowymi kilogramami, a to jest jak sinusoida w naszym życiu. Na jego przykładzie, a myślę, że On reprezentuje jakąś grupę osób, odnajduje się na 100%. Dla niego słodycze mogłyby nie istnieć, w momencie, w którym On jest na diecie i On świetnie w tym funkcjonuje, natomiast już efekt diety, jeżeli On porzuca tę zmianę, którą wprowadził, to, to jest jedno okienko. Jedno okienko czekolada – potrafi uruchomić lawinę. I to jest koniec. I On zdaje sobie sprawę, że tak to funkcjonuje – wtedy już nie chce >się ograniczać<, pozwala sobie na to odstępstwo i ja już wiem, że to już jest koniec tego zdrowszego etapu w jego życiu i zaczyna się już „hulaj dusza”, bo u niego nie ma półśrodków. Albo na „grubo albo wcale”. Tak On funkcjonuje. Ja zawsze wspieram go w tej zmianie stylu życia, choć teraz wiem, jak to funkcjonuje, to na początku próbowałam mu mówić: Ty możesz jeść te niezdrowe rzeczy, jak chcesz zrobić jakieś odstępstwa, jak lubisz coś, możesz zjeść sobie czekoladę, tylko niech to będzie to w jakichś rozsądnych ilościach. Niech balans będzie zachowany i jesteś w stanie to zrobić, ale On powiedział, że nie chce, bo wie, że to nie jest droga dla niego.

Z.: Bo może ma w głowie, że popłynie…

A.: Tak i On nie chce, żadnych zdrowych deserów (mogłam mu zrobić). Udało nam się tutaj w Akademii z Zosią naprawdę odwracać, to zdrowie ludzie na lepsze i wprowadzać na zdrowe tory i zrobię dokładnie tak jak chcesz – ale dla niego, żadne zdrowe desery nie wchodzą w grę. Po prostu.

Z.: Jest to pewien rodzaj osobowości – konkretny zespół cech ludzi, którymi lubisz się otaczać  (Ania, już to stwierdziłyśmy)  tak sobie zbierasz ludzi w chacie prywatnie i w pracy, co mogę powiedzieć – że sklejam z Twoim mężem często pione, bo to jest jeden z tych momentów kiedy, też taką połowiczną pionę z nim zbić, bo bycie ZOSINEM DIETY, jako określenie, które od pewnego czasu zaczęło funkcjonować w Akademii i Waszych wiadomościach (bardzo mi się podoba być Zosinem diety), a powiedziałbym, że ono ma dwa stadia. Zosiny diety są dwa. Czyli ZOSIN DIETY, który wciąż czeka, żeby wystartować, jest to tzw. stadium larwalne, kiedy ZOSIN DIETY się zbiera, i wie, że trzeba i zna wszystkie plusy, jakie mogą z tego wynikać, i wie nawet jak to zrobić – że ona nie musi iść do dietetyka i nie musi kupować specjalnej diety, bo ona ma w swojej głowie wszelkie zasoby, żeby wystartować, ale nie robi tego, bo gromadzi energię do startu, a musi się porządnie rozpędzić, żeby się wybić. To jest bycie ZOSINEM DIETY W STADIUM LARWALNYM, a później, ten ZOSIN startuje i to jest takie życie, jakby jutra miało nie być. Jak sobie przypominam (teraz mam takie przemyślenia), że jak ja byłam na diecie przed wszystkimi moimi dziećmi i miałam takie zrywy dietetyczne, to było takie głupie, w sensie, że było to mądrze skonstruowane, ale przypominam sobie smak niektórych smoothie, które piłam, to one byłe obrzydliwe. Były oczywiście napakowane wszystkim co się dało, na raz było to wszystko wymieszane, bo przecież trzeba było jak najwięcej antyoksydantów przyjąć. W ogóle nie czerpałam przyjemności z takiego drugiego śniadania, a gdybym mogła cofnąć czas i sobie przetłumaczyć, że … kurrrka wodna….

A.: Ten jarmuż mielony z kurkumą i zero słodkiego …

Z.: Tak, że to nie musi być, że przełykasz to smoothie i walczysz z odruchem wymiotnym i wmawiasz sobie, że MUSISZ, że to odżywi Twoje ciało, wygoni wszystkie wolne rodniki, a trudno, bo nawaliłaś tam tyle przypraw, które w ogóle ze sobą nie współgrają i nie ma prawa być to dobre. > Powiedziałabym sobie< że nie musisz się tak męczyć laska, że dalej możesz odwalić na 100%.

A.: Taki smaczny sposób dla siebie.

Z.:  Nie taki, że zbliża się godzina drugiego śniadania, jesteś dalej głodna więc musisz zjeść i sięgasz po to smoothie przygotowane, a zanim je wypijesz i jesteś głodna, to już Ci jest nie dobrze. Po co to tak robić, a to też był ZOSIN DIETY… bo po prostu trzeba było odwalić na 100% i ja potrafiłam w tym cisnąć. Dla mnie to raczej było – nie tak jak u Twojego męża, że to trwa kilka miesięcy-  tylko jak przychodził >ten< okres to mi znowu macki opadały i znowu było stadium larwalne, z którego się podnosiłam, bo wiedział, że to nie przyniosło skutku kolejny cykl. Więc znów przez chwilę kończyło się na winie i słodyczach i śmieciowym żarciu, żeby w miarę zbliżania się do owulacji znowu się podnosić i znowu odwalać wszystko na 100%. Także to było słabo racjonalne podejście. Tu Wam chciałam wyjaśnić, że bycie ZOSINEM DIETY może obejmować dwie rzeczy: zarówno to odwalanie diety na 100%, tylko to nie było odwalanie na 100% na zasadzie- odwalam na 100% i tak naprawdę jestem z tym do końca ok, tylko to było tak – odwalam na 100% w programie do układania jadłospisów spina się mi to najlepiej niż u jakiegokolwiek pacjenta, bo nikomu w życiu nie kazałabym pić takich ohydnych rzeczy, ale sama sobie zrobię, bo wiem, że to jest turbo-działa, tylko to nie spina się w życiu później. Więc stosowanie tego na dłuższą metę było po prostu nieosiągalne (wydaje mi się), że w mojej głowie nie danie sobie takiej przestrzeni na to, żeby ze znajomymi spędzić sobie fajnie czas i zjeść nielegalną pizzę na białej mące, ale tak super przeżyć ten piątek z nimi w takiej fajnej atmosferze… no  nie no.

A.: Wiesz, ja to myślę, że to chodzi o to, że trzeba zrozumieć, że przez to jedno wykolejenie nie zrujnujesz sobie, tego co wypracowałaś w miesiącu…

Z.: Pod warunkiem, że to będzie jedno wykolejenie. 

A.: No właśnie.

Z.: Czyli jeśli podchodzę do tego jednego wykolejenia, to wiem, że jutro znowu wstanę i moim śniadaniem, będzie śniadanie z jadłospisu, a  nie, że wyciągnęłam kamyczek i leci lawina kamyczków dalej.

A.: Też zależy właśnie, kto ten kamyczek wyciąga. Co w sumie chcemy Wam przekazać? To wszystko będzie zależało, kto jest po tej drugiej stronie, a tu się składa tak wiele rzeczy, to  my nawet w większości nie byłyśmy w stanie omówić. Czy macie endometriozę, czy macie insulinooporność, czy macie PCOS, czy może przygotowujecie się, bo za 3 miesiące podchodzicie do in-vitro, więc może fajnie by było, żeby te 3 miesiące poświęcić na to. Podziałać >spróbujmy<, bo in-vitro wiąże się z dużymi kosztami, więc zróbmy wiele, natomiast gdy zdarzy się potknięcie, >bez paniki< jesteśmy tylko ludźmi. Ale może być tak, że o wiele bardziej w Waszym życiu, w tym momencie, na tym etapie na którym się znajdujecie sprawdzą się właśnie MAŁE KROKI, czyli to będzie np. to jedno smoothie na drugie śniadanie , czy może odpicowany jeden posiłek, albo dwa. To też już sprawi, że już więcej będzie tego dobrego w Waszym organizmie, że ten organizm dostanie o wiele większa dawkę >dobrego< niż by dostał bez tego. To też jest bardzo ważne.

Rozmawiałyśmy wcześniej z Zosią, że przytaczamy Wam bardzo często, takie badanie, że 5% – wprowadzenie białka roślinnego w zamian za 5% białka zwierzęcego, już może zwiększyć Wam szansę na przywrócenie owulacji i zmniejszyć niepłodność owulacyjną.

Z.: >Zwiększyć< o 50%, więc to jest gruba różnica, przy tak małej zmianie.

A.: Takich małych WYTRYCHÓW, które możemy zrobić jest wiele. Oczywiście My w Akademii Płodności dzielimy się multum wiedzy, którą dostajecie i w podcastach i w newsletterze, więc rozumiemy, że to może być tego >tej wiedzy< dużo, natomiast te małe kroczki powoli wprowadzane się i też nasze jadłospisy są takim ciekawym kierunkowskazem do tego, który pozwala Wam >pomóc osiągnąć cel<. Dlatego nie wszystko „na raz”, tylko „małymi krokami” wprowadzać się. Poznajecie produkty, poznajecie nowe rzeczy, które dają efekty i najfajniej to jest, jak pojawiają się takie promyki na początku typu: „poprawiła mi się cera” i Wy widzicie, że to ma sens.

Z.: Płodny śluz się pojawia – a nigdy go nie było.. matko! To motywuje bardzo.

A.:  Albo miesiączka nie boli … i wtedy w ogóle jest takie: serio? To tylko żywienie jest, TAK DUŻO A TAK NIE DUŻO

Z.: To prawda, bo to dalej motywuje, żeby próbować.

A.: Coś się dzieje w tym organizmie, że ON naprawdę zaczyna Wam za to dziękować. 

Z.: Inne paliwo potrafi przestawić to wszystko na inne tory, to prawda. Chyba nam się udało przekazać to co chciałyśmy tak sobie myślę.

A.: Czy 100%,  czy 80% …hmmm

Z.: Właśnie dlatego, że odpowiedź na to pytanie, nie jest taka oczywista, to rozwinięcie tego zajęło na zdecydowanie dłużej, niż jakbyśmy odpowiedziały: tak 100% i koniec podcastu, albo tak – 80% i to się sprawdziło się u każdego.

Mamy też jeszcze taki bardzo ważny punkt zapisany tutaj do omówienia, który brzmi: WYRZUTY SUMIENIA. W trakcie starań, takiego złego samopoczucia i negatywnych myśli, emocji, tak bardzo się w tym otaczamy i tym przesiąkamy, że bardzo byśmy nie chciały i w sumie już trochę do tego nawiązałaś Ania, żeby ta dieta nie dostarczała kolejnego pola na którym czujecie, że zawodzicie. A to w ogóle nie o to chodzi, żeby to była jakaś tam kolejna competition, którą musicie wygrać, a może to wygrać tylko robiąc na 101%. 

Chcemy Wam uświadomić, że zrobienie czegoś, nawet jeśli jest to jeden mały kroczek, jest zawsze lepsze niż niezrobienie niczego. Być sobie wdzięcznym i bardziej celebrować momenty, np. w których zdecydowałyście się wyjść na 15 minutowy spacer i że to było takie super, a wczoraj tego 15-minutowego spaceru nie było, niż mówić sobie: co to jest? 15 minut spaceruje, a to jest wciąż za mało.

A.: Zwaliłam, widzę jak inni chodzą na siłkę

Z.: Tak >inni< osiągają takie efekty i są na siłce półtorej godziny, albo przynajmniej te 60 dni tego ostrego wysiłku, a ja poszłam tylko na 15-minutowy spacer? 

Przestawienie myślenia najpierw powinno zajść w głowach i trzeba myśleć o sobie inaczej i próbować PRZESTAWIĆ TĘ RZECZYWISTOŚĆ NA TAKIE TORY: CHWALENIA SIEBIE I BYCIA SOBIE WDZIĘCZNYM, nawet za to jedno zdrowe smoothie, jeśli to nie jest odwalona cała dieta, tylko wybieracie sobie drugie śniadanie i zabieracie je do pracy i chwalenie się za to. Przybijanie 5-tki samej sobie niż szukanie miejsc w których można było zrobić coś lepiej, aby to nie było kolejne pole, że dieta sprawi, że po prostu się biczujecie, że nie odwaliłyście „świetnej roboty”. Bardzo byśmy tego chciały.

A.: „Rzeczy, które można zrobić lepiej” to nie ma końca, takie myślenie nie ma końca i się nie skończy. 

Z.: I to też nie prowadzi do niczego, że to nie jest tak, że powiesz sobie, że robisz to na 101 i wtedy sobie powiesz, że jesteś super. Nie, bo zawsze może być coś do poprawy. Zawsze można zrobić coś lepiej, więc bardzo byśmy nie chciały byśmy trafić do takich głów, które jeszcze miałybyśmy >negatywnie< nakręcać. 

Posłuchamy teraz historii Ani.

A.: Ja opowiem jedną historię a propos „wyrzutów sumienia”. Jak prowadziłyśmy jeszcze konsultacje (one już nie są dostępne), to pamiętam parę, która tak bardzo mi utkwiła w pamięci, ponieważ, na rozmowie wyszło, że ta para celebruje swoje spotkania piątkowe i oni sobie wychodzą zawsze na jakieś tam jedzonko – w piątki wieczorem. To jest właśnie ich taki czas. Ta Staraczka zapytała się, czy Ona oprócz tej diety, czy oni by mogli jedno takie wyjście, które dawało im tyle radości, a to jest taka ich tradycja związkowa. Więc analizując to wszystko z czym Ona się boryka, jaką jest osobą (właśnie o tym wszystkim, o czym rozmawiałyśmy w tym podcaście) całe to środowisko, które jej towarzyszyło, tam padło zielone światełko po prostu – IDŹCIE LUDZIE I CELEBRUJCIE sobie, ja Wam tego nie mogę tego zabrać. Jak Wy będziecie robić wszystko to-do czego przyłożyli plan działania – jeżeli to odwalicie, to w Waszej sytuacji, to po prostu będzie szczyt.  Dlatego idźcie celebrujcie te piątki swoje i cieszcie się życiem, odstresujcie się w tej knajpie po tym całym tygodniu pracy i gonitwy. Siądźcie sobie tam i spotkajcie się przy tym stole we dwoje i się cieszcie z tego. Macie moje pozwolonko. Słuchajcie, ta historia zakończyła się happy-endem. Oni stosowali tę dietę, wychodzili w piątki nadal na te swoje wyjścia. W sobotę dalej wracali do swojego gotowania. To sprawiało im bardzo wiele radości. Natomiast właśnie – w ich przypadku nie wyobrażam sobie, żeby powiedzieć- nie, koniec ludzie, nie ma wychodzenia, co wy w ogóle, chcecie ze mną współpracować, czy chcecie odwalać jakieś maniany. No nie, no, życie to życie. Jeżeli to dawało im radość, to przy tych staraniach, to fajnie, jak te promyki szczęśliwości się gdzieś przetaczają. Ja tego nie mogłam im zabrać. Jak?

Z.: Fajny dietetyk jesteś. Do takiego bym poszła, tylko ja bym próbowała jeszcze drugiego palucha pociągnąć.

A.: Właśnie, ja czuję Zosin, że Ty, byś właśnie wyrwała mi rękę.

Z.: Fajna jesteś Ania… co możemy jeszcze wynegocjować. Po tygodniu przeszłabym do kolejnych negocjacji myślę.

A.: Właśnie, właśnie. Dobrze Zosin tutaj mnie zagadujesz, bo niektórzy myślę, że by chcieli tych paluszków więcej.

Z.: Z drugiej strony jak byś mi powiedziała kategorycznie NIE, to też bym się już nie umówiła na kolejną konsultację. Jakbyś powiedziała, co ja odwalam za manianę, że nie chce z Tobą współpracować, nie potrafiłabym być też cały czas człowiekiem na 100%, więc takie  jedno odstępstwo uratowałoby mi tyłek i sprawiłoby, że jakość mojego życia by na tyle wzrosła, że miałabym chęci i siły, żeby to w ogóle dalej ciągnąć. Nie czułabym takiego rygoru…

A.: Albo wyszłaby sytuacja kiedy Ty byś miała mniej siły na tę dietę, to wtedy byśmy tę dietę tak dostosowały, żeby coś tam było- coś tam się działo. W Twoim przypadku insulinooporności, która była do zaopiekowania, ja bym wiedziała, że nie mogę Ci powiedzieć: hej, dobra walić to…

Z.: A ja bym wytoczyła działo negocjacyjne

A.: Starałabym się to tak poprowadzić mądrze, żebyś Ty na tej diecie była, jednocześnie dostosować do Twojego stanu i wiedząc to, że ta dieta naprawdę może Ci pomóc, bo w przypadku braku owulacji i tego, że insulina robi sobie co chce, to Ty potrzebowałabyś tej opieki. Nie mogłabym Ci powiedzieć: codziennie pizza, browar i jakoś ogarniemy Twoją insulinooporność, bo to by była nieprawda.

Z.: Zostaję u Ciebie – bądź moim dietetykiem:)

A.: No nie byłaby to prawda, natomiast starałabym się iść do celu jaki mamy.

Z.: Jakbyś mnie uświadomiła, to, że rzeczywiście ta moja insulina w przypadku jeszcze mojego PCOS, nie dość, że nasila mój stan zapalany, to jeszcze przez to ma jeszcze więcej androgenów, których i tak mam za dużo, a nie chcę ich mieć dużo. Gdybyś mi wytłumaczyła mechanizm na zasadzie- MUSISZ PRZERWAĆ BŁĘDNE KOŁO INULINOOPORNOŚCI, bo samo przyhamowanie i obniżenie insuliny może sprawić, że poziom Twoich androgenów spadnie jak zredukujemy minimalnie Twoją masę ciała, bo to naprawdę może być minimalny spadek, który będzie nam dosyć szybko udało się osiągnąć. To również powróci spontaniczna owulacja. Jak jest większe prawdopodobieństwo tego, że już dojdzie do tej owulacji uda się, żeby doszło do zapłodnienia, to zobacz  jak wzrasta Twoja szansa na ciąże, którą donosisz. Czyli nie dość, że pojawią się kliniczne wskaźniki ciąży, to jeszcze będzie donoszona ciąża bez powikłań. A nie, że skończy się tragicznym poronieniem. Wiecie, że takie są badania. 

Mówimy to zarówno do osób, które podchodzą do starań na cyklach naturalnych, w sposób naturalny, jak i do procedur wspomaganego rozrodu: czy podchodzicie do in-vitro, inseminacji; to tak działa, że sprzątnie w pewien sposób, tą dietą z organizmów, zarówno Waszych jak i  Waszych partnerów (bo to jest dość istotne), sprawia, że stwarzacie komórce zapłodnionej lepsze środowisko do rozwoju, jak i poprawiacie jakość tych komórek w ogóle. My też staramy się to podkreślać, że to nie do końca działa tak, że podejście do procedury in-vitro Was zwalnia ze stosowania diety, bo przecież i tak embriolog najpierw ogląda te komórki pod mikroskopem, wybiera te najlepsze, a potem wybiera się te najlepszej klasy zarodki, to żeby osiągnąć tę najlepszą klasę zarodków musimy mieć najpierw komórki dobrej jakości, a żeby to zrobić, trzeba się do tego przystosować i jednym z takich działań interwencyjnych, które możemy podjąć jest właśnie dieta. Gdybyś Ty mi to w ten sposób uświadomiła, to myślę, że to już wybyło takim wystarczającym dla mnie motorem, żeby to ciągnąć, bo to jest bardzo ważne, żeby sobie to uświadomić, że to nie jest takie „zdrowe odżywianie”, że: jedz, bo będziesz zdrowa, będziesz miała ładną cerę. Choć szczerze mam to w d* ładną cerę- ok, wolałabym mieć ładną cerę, ale nie jest to mój priorytet, ale jak mi wytłumaczysz to, że mając te jednostki chorobowe, działa to jak sprzężony mechanizm w którym muszę  w pewnym momencie przerwać któreś z błędnych kół to jestem w stanie zrobić tę zmianę stylu życia i nie muszę dołączać (do garści moich leków, które biorę) kolejnego leku – to już jest dla mnie mocna motywacja.

Mam nadzieję, że do Was też to dotrze, że to jest bardzo potężne narzędzie w Waszych rękach, którym możecie próbować zmienić >wiele lub wszystko< i odwrócić te karty trochę, żeby w kolejnym rozdaniu do Waszej puli trafiły lepsze. 

Dlatego z uporem maniaka tworzymy dla Was te diety, te e-booki, to wszystko, co wiemy zamykamy-zamykamy tę naszą wiedzę >najlepiej jak się da i konkretnie<. Jak układamy jadłospis to tam się nie da odwalić lepiej, plus robimy to smacznie, a nie tak jak robiła to ja za dawnych czasów.

A.: Właśnie miałam zadać pytanie, czy teraz też taki jadłospis >”smaczny”< układasz?

Z.: Nie, uważam, że tamto było głupie bardzo i wcale nie przynosiło lepszych efektów niż to co robię w Akademii dla Was ludzie. Oprócz tego, że wiem więcej, to jeszcze mogę spojrzeć na swoje działania z pewnego dystansu  i popukać się w czoło;) i pójść tam przytulić tego Zosinka i powiedzieć: kurde Laska, widzę, że bardzo się starasz ale to głupie jest troszkę staranie. Da się to zrobić jednak mądrzej. 

A.: Zblendowany jarmuż z kurkumą…

Z.: Naprawdę można pyszne smoothie serio o wiele lepiej zadziała, niż to, na czym teraz walczysz, żeby się nie porzygać.

A.: To prawda.

Z.: Po to TU jesteśmy, a te nowe jadłospisy, które teraz są – są kolejnym kamyczkiem do ogródka, który możecie dołożyć, żeby przechylić tę szalę na swoją stronę.

A.: Dziękujemy za wysłuchanie podcastu. Dziękujemy, że byliście tutaj z nami. Jeżeli dotrwaliście do końca to jest nam niezmiernie miło, że te tutaj nasze rozkminy zostały wysłuchane przez Was. Ciekawe czy mówiłyśmy o Was? Może gdzieś poruszyłyśmy tematy osobowości, które są nam bardzo bliskie.

Z.: Tak różnych przecież.

A.: Tak wielu różnych, bo jesteśmy różne.

Z.: Trzymamy kciuki za Wasze postanowienia. Ja  to trochę boję się je nazywać „noworocznymi”, bo chyba Wam wyjaśniłyśmy, że to nie do końca tak powinno działać, chociaż zdajemy sobie sprawę, że nowe deadliny, nowe białe karty są wpisane w życie Staraczek, więc trzymamy kciuki aby każdy następny deadline, który zdecydujecie się podjąć był mądrze zaplanowany i żeby przyniósł Wam spełnienie marzeń.

Ściskamy i do usłyszenia – mamy nadzieje niebawem.

A.: Do usłyszenia.