×
W górę
×
Akademia Płodności / Blog / Podcasty / #001 – Akademia Płodności – co to jest?
29.08.2020
#001 – Akademia Płodności – co to jest?

Jak powstała Akademia Płodności? To bardzo proste. Kiedy same mierzyłyśmy się nieudanymi staraniami o dziecko (tak, my też tam byłyśmy!) brakowało w internecie miejsca, w którym można by uzyskać realną pomoc i wsparcie od osób, które doskonale rozumieją ten problem. Jesteśmy specjalistkami od diety płodności, ale na naszych webinarach i warsztatach udzielamy także psychicznego wsparcia. Bo – przypominamy – my też tam byłyśmy!

W pierwszym odcinku naszego podcastu chcemy Wam opowiedzieć o tym, czym jest Akademia Płodności, kim jesteśmy i jak możemy Wam pomóc. Gdybyśmy chciałby streścić ten odcinek w dwóch zdaniach, powiedziałybyśmy tak: Co to jest Akademia Płodności? To kubeł… nadziei, który na was wylewamy! Czerpcie z niego, ile zdołacie!

Plan odcinka

  1. Nasze starania i nasza historia – w skrócie
  2. Co to jest Akademia Płodności
  • Webinary dietetyczne i nie tylko
  • Kampanie na rzecz oswajania tematu niepłodności
  • Warsztaty Akademii Płodności dla kobiet starających się o dziecko
  1. Historie z happy endem
  • Szczęśliwe zakończenie mimo wysokiej fragmentacji DNA plemników
  • Ani zmagania z PCOS-em
  • O Basi, której pomogła konsultacja uroginekologiczna
  • Historia Agaty, która już prawie straciła nadzieję
  • Wyczekany syn pani Magdy – po 10 latach starań
  1. Kubły nadziei

Zobacz także

Pierwsze weekendowe warsztaty Akademii Płodności

Jak powstała Akademia Płodności

Transkrypcja podcastu Akademii Płodności

Cześć, tu Ania i Zosia. Wspólnie tworzymy Akademię Płodności, w której towarzyszymy parom starającym się o dziecko.

Ania: Jesteśmy on-air! Powinnyśmy zacząć od tego, że to dla nas nowa forma. Super, że was tutaj gromadzimy i że teraz będziemy mogły tak do was mówić. Zobaczymy, czy ta forma się sprawdzi. A dzisiaj chcemy wam powiedzieć, czym jest Akademia Płodności, skąd się wziął na nią pomysł i jak ona ewoluowała. To co, Zosieńko, zaczniemy chyba od tego, że się przedstawimy. Kim są Ania i Zosia? To jest element, o którym często zapominamy…

Nasze starania i nasza historia – w skrócie

Zosia: To nas naprawdę najbardziej stresuje. Mówić o sobie.

A: Ja jestem Ania. Wspólnie z Zosią założyłyśmy Akademię Płodności – po to, by towarzyszyć wam na ciężkiej drodze starań o dziecko. Zajmujemy się dietą, dietą płodności. Wspieramy wasze talerze tak, aby maksymalnie wesprzeć waszą płodność – dietą.

Z: Dokładnie tak. Dołożę od siebie kilka kamyczków do tego ogródka. Wydaje mi się, że to bardzo ważne: oprócz tego, że rzeczywiście znamy się na diecie płodności i zjadłyśmy na tym zęby, to znamy temat od podszewki. Obydwie starałyśmy się o dzieci i dokładnie wiemy, jak smakują lata starań i patrzenia na testy, które mają jedną kreskę. I to o czym często mówimy – wycie na podłodze. My tam już byłyśmy, zanim stworzyłyśmy dla was miejsce, którego dla nas brakowało.

A: Zosiu, zanim ja opowiem, z czym się zmagałam, powiedz, co tobie towarzyszyło podczas starań? Chodzi mi o jednostki chorobowe, z którymi walczyłaś.

Z: Mogę zacząć tę litanię. To były różne kwestie, ale te główne, które tak mieszały w płodności i sprawiały, że często słyszałam od specjalistów, że to się nie uda, to były: PCOS, insulinooporność, która tylko się nasilała, hiperprolaktynemia, która się wzięła nie wiadomo skąd, a potem doszły do tego endometrioza, Hashimoto i nie wiem, czy nie zapomniałam o czymś jeszcze.

A: U mnie to było PCOS. Borykam się z brakiem owulacji, która pojawiała się na gonadotropinach. Na początku byłam stymulowana Clostilbegytem, który nic nie dał, Femarą, o ile dobrze pamiętam. Następnie wjechały gonadotropiny i one pomagały mi uzyskać owulację. A przy tym wszystkim było cienkie endometrium, które również nie pomagało zajść w ciążę.

Temat rzeka

Z: Nasze starania i nasze historie to temat rzeka. Chyba będziemy mogły stworzyć zupełnie odrębny odcinek na ten temat. Teraz tylko chciałyśmy wam nakreślić, dlaczego tak bardzo rozumiemy, co się dzieje w waszych główkach.

Z: Ania powiedziała już, że odpowiadamy za tematy dietetyczne. Chciałabym, żebyście wiedzieli, że nieważne, z czym ty się mierzysz, kiedy jesteś po drugiej stronie i teraz nas słuchasz. Czy jesteś kobietą, czy mężczyzną, czy masz PCOS tak jak my, czy masz obniżone parametry nasienia, czy masz Hashimoto, czy insulinooporność. Wiem, że ciężko ci będzie uwierzyć nam na słowo. Często się spotykamy z pytaniem: „Jak ta dieta działa?”. Ale jak zechcesz dać sobie szansę i otworzyć sobie furtkę, tę ostatnią nieotwartą, to mam nadzieję, że dołączysz do „worka” byłych niedowiarków, którzy też sceptycznie podchodzili do tej diety, ale spróbowali i się okazało, że – Chryste Panie! – to był ostatni kamyczek do tego ogródka. Ten, którego brakowało!

Także słuchaczu, witamy cię serdecznie w Akademii Płodności, zechciej otworzyć te drzwiczki, które my pomożemy ci popchnąć do przodu.

Co to jest Akademia Płodności?

A: Zaczynamy, Zosieńku. Czas na kolejną kropeczkę, którą mam zapisaną. Opowiemy o tym, czym jest Akademia Płodności, i wprowadzimy cię w ten nasz świat, którym się zawodowo zajmujemy.

Webinary dietetyczne i nie tylko

Z: Jasne, bo Akademia Płodności to tak naprawdę wiele odłamów – prowadzimy dla was cykliczne spotkania webinarowe, które odbywają się w czterech różnych porach roku, bo wtedy wprowadzamy dla was jadłospisy sezonowe.

A: Na tych webinarach dzielimy się wiedzą w zakresie diety, ale również lubimy sobie zahaczyć o inne tematy, które także mogą wpłynąć na waszą płodność.

Z: Lubimy z wami rozmawiać o tematach psyche.

A: Z naszej perspektywy.

Z: I wy to też lubicie. Bo wiecie, jak to jest: siadamy sobie, rozmawiamy jak z koleżankami, kolegami przy kawie, czasami nawet najbliższymi przyjaciółmi, i potem okazuje się, że jak odsłaniamy najbardziej skrywane i najbardziej chronione sekrety, to, co się działo w naszych głowach, i myśli, z którymi sobie nie radziłyśmy, przez które się nie lubiłyśmy – to się okazuje, że po drugiej stronie siedzi sobie Kasia, Basia, Olek, Tolek i mówią…

A: Mamy tak samo!

Z: „Ja cię kręcę, dlaczego wy gadacie o nas? Skąd wy wiecie, co się dzieje w mojej głowie?” I to tym bardziej nas utwierdza w przekonaniu, że warto to robić. Zwłaszcza że często boicie się mówić, a my mówimy waszym głosem.

A: Dokładnie tak. Przy okazji mówienia na temat diety udaje nam się to przemycać. Dziewczyny często mówią, że ładujemy im głowy.

Z: To jest ekstra! To, jak ładujemy wasze głowy.

A: Ładujemy wam głowy i nawet jak nie korzystacie z diety, to po prostu z nami jesteście, po to właśnie, żeby mieć siłę do dalszej walki. Siłę, której – jak wiemy – często brakuje podczas starań.

Kampanie na rzecz oswajania tematu niepłodności

Z: Akademia Płodności jest takim „ładowaczem”. Kolejnym odłamem naszej działalności jest to, że zapowiedziałyśmy kiedyś – i sztywno się tego trzymamy – że będziemy walczyć, by świat niepłodnych oswajać wśród osób, które nie mają o nim pojęcia. Czyli jesteśmy taką trochę „kampanią”. Wypuszczamy różne happeningi, projekty, które mają potrząsnąć ludźmi zadającymi wam głupie pytania, niekomfortowe, po których czujecie się źle.

A: Chciałam jeszcze dodać, Zosieńko, że robimy to na taką skalę, na jaką możemy. Mamy nadzieję, że w przyszłości będziemy tę skalę zwiększać i docierać o większej liczby osób.

Z: Jasne! Słuchajcie – zaczynałyśmy od zera. Ale teraz ta skala nie jest taka mała. Filmiki, które robimy, docierają do szerokiego grona.

A: I to jest super.

Z: Jestem z tego bardzo zadowolona, ale mam nadzieję, że z racji tego, że niepłodność niestety kroczy z coraz większą liczbą osób, to będziemy docierać do większego grona i będziemy mówić waszym głosem.

Akademia Płodności i jej warsztaty dla kobiet starających się o dziecko

A: Warto zaznaczyć, że Akademia Płodności to też dwie edycje warsztatów jednodniowych.

Z: To prawda.

A: Warsztaty, które zorganizowałyśmy z Zosią, odmieniły życie części osób, które na nich były.

Z: Tak, przyszedł taki moment, że przestała nam wystarczać (i wam także, bo to zgłaszaliście) tylko internetowa działalność, i stwierdziłyśmy, że musimy się z wami spotkać. Wydałyśmy dwie edycje i na pewno padną pytania „co dalej?”. Będziemy o tym myśleć i mamy to głęboko w serduszkach. Trochę nam teraz koronawirus pokrzyżował plany, ale pomyślimy o czymś, co pozwoli nam się spotkać, żebyście mogli sprawdzić, że my tak naprawdę istniejemy.

A: I że to nie są tylko głosy. Będziemy o tym myślały.

Jak wyglądały te warsztaty?

Z: Warsztaty były super. Na razie były edycje tylko dla kobiet, przyjeżdżało na nie po kilkanaście dziewczyn i spędzałyśmy razem trzy dni przepełnione wiedzą i zajęciami praktycznymi.

A: To była odnowa ducha i ciała. To było coś niesamowitego. Ja sama byłam tak naładowana energią dziewczyn, a dziewczyny były naładowane naszą energią, że jak sobie o nich myślę, to mam banana na twarzy. To było niesamowite!

Z: To prawda! A kontakty z dziewczynami poznanymi w realu są niesamowicie trwałe i silne.

A: Może nas słuchają? Pozdrawiamy was serdecznie!

Z: Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że odkąd tworzymy Akademię Płodności, to grono naszych dzieciaczków jest niesamowite. Patrzę na naszą ścianę w biurze, zdjęcia małych dzieci i testów ciążowych, które są tak naprawdę kropelką w morzu, bo tyle nam się udało zebrać na tę infografikę, a teraz już nasz dysk się grzeje od nich! Życzymy wam, żebyście mogli nam wysyłać swoje historie i zdjęcia. To jest najfajniejszy moment naszej pracy.

A: Tak, to jest takie ukoronowanie. Kiedy otwieramy skrzynkę mailową, a tam – mamy test ciążowy albo zakończenie historii, podczas której wymienialiśmy maile, towarzyszyliśmy w tej drodze. Znamy te dziewczyny przez maila, z webinaru, z internetów, bo taką mamy formę komunikacji. Znamy je i mówimy: tak jest, nareszcie, udało się! Radość niesamowita. Mamy nadzieję, że tych wiadomości będzie coraz więcej.

Z: Powiem wam, co jeszcze uwielbiam. Bo często jest tak, że dostajemy najpiękniejsze ukoronowanie tej historii, która się kończy pozytywnym testem, a potem jeszcze przechodzimy razem przez etap – ciąży do porodu. I jak już wiemy, że się urodził zdrowy maluszek, to niektóre historie się kończą, ale my wiemy, że gdzieś tam są nasze dzieci akademiowe. A coraz częściej dostajemy zdjęcia rocznych dzieciaczków, półtorarocznych, ten kontakt ciągle trwa i rodzice tych dzieciaczków o nas nie zapominają – to jest przewspaniałe, że towarzyszymy wam też dłużej.

Historie z happy endem

A: To są najpiękniejsze momenty, o których również zaraz porozmawiamy. O historiach, które zapadły nam w pamięć; które były niesamowite. Akademia Płodności to był strzał w dziesiątkę!

Szczęśliwe zakończenie mimo wysokiej fragmentacji DNA plemników

A: Zaczniemy może od rocznych dzieciaczków. Ostatnio otrzymałyśmy na maila zdjęcie rocznego dzieciaczka – to był maluszek stojący w kałuży – od rodziców, którzy jakiś czas temu, kiedy prowadziłyśmy konsultacje, zgłosili się do nas z problemem z parametrami nasienia. Fragmentacja była na poziomie 38% przed dietą. Chcieli bardzo spróbować ją poprawić właśnie przez dietę. Właściwie to ją obniżyć. Chodzi o fragmentację DNA plemników. Mówimy tutaj o ilości procentowej uszkodzonych DNA w plemnikach, co zmniejsza szanse na powodzenie i uzyskanie ciąży. Wprowadzałyśmy dietę i nasze zasady małymi kroczkami, bo pan nie chciał się poddawać, ale żona go zaciągnęła do nas na zasadzie: „A może ta Akademia Płodności jakoś pomoże?”. I Akademia Płodności pomogła, bo po kilku miesiącach diety fragmentacja zmniejszyła się do 18% i za 2–3 miesiące, o ile dobrze pamiętam – ciąża naturalna, dwie kreski. Super! A teraz zdjęcie tego maluszka w kałuży na naszym dysku. Piękna sprawa.

Z: Wiesz co, ja tu siedzę i się zacieszam, mimo że tę historię przecież znam od podszewki. Siedzę, słucham tego i mam uśmiech na twarzy, bo rzeczywiście to są najfajniejsze momenty, które nas nakręcają do pracy. Mam dużo takich historii, a te, o których dzisiaj opowiemy, są po prostu wybrane, tak żeby nie przedłużać tego odcinka, bo my mogłybyśmy gadać i gadać o tych naszych najpiękniejszych momentach. Ale opowiem wam o kilku, a jak się wam spodoba i przypadnie do gustu taka forma podcastów, to na pewno będziemy takich historii przemycać więcej.

Ani zmagania z PCOS-em

Z: Jak mnie Anna zapytała, o czym opowiemy, to od razu pomyślałam o historii Ani, która wzięła udział w projekcie PCOS. Chciałyśmy kiedyś sprawdzić na grupie dziewczyn z PCOS-em, jak ich wyniki się mają przed dietą i po, robiąc im badania i laboratoryjne, i antropometryczne. I właśnie jedną z uczestniczek tego projektu była Anna. Dojeżdżała do nas z końca Polski – musiała wstawać świtem, żeby spotkać się z nami w Radomiu, a potem jeszcze musiała wracać. To było naprawdę heroiczne i przekochane.

Anna mierzyła się z PCOS-em, a u jej męża były między innymi bardzo słabe parametry nasienia. Ania była jednym ze szczupłych typów PCOS. Musicie wiedzieć, że jeśli jesteście szczupłe, to też musicie stosować dietę. I na koniec, przy naszym trzecim spotkaniu, żeby nam podziękować i się z nami rozstać z uśmiechami i łzami w oczach – pamiętasz, co nam przywiozła?

A: Totalnie niedietetyczne rzeczy, ale bardzo to było kochane. Kochamy to rafaello, które nam zostało podarowane. A do niego były dołączone dwie malutkie skarpeteczki.

Z: To prawda. Ania powiedziała, że kupiła taką jedną parę dla siebie, bo dzięki temu projektowi uwierzyła w to, że kiedyś będzie mamą. Poczuła, że zrobiła dużo dla siebie. A drugą dostałam od niej ja, po to, żeby mogła przekazać mi te pozytywne fluidy i żebym też uwierzyła. I możecie wierzyć w czary lub nie, ale historia zakończyła się tak, że Ania ma swojego małego człowieka i ja mam swojego małego człowieka – z tych skarpetek. Piękna historia, jest mały człowieczek!

A: Zosieńko, warto powiedzieć, że u Ani wtedy w projekcie pojawiła się spontaniczna owulacja. Parametry nasienia były bardzo okej, z 0% zwiększyły się do takich, aby móc uzyskać ciążę naturalną. I malutki człowiek jest już na świecie i daje popalić rodzicom. Już chodzą niewyspani i piją dużo kawy. Ale to jest wspaniały rodzaj niewyspania.

Historia Agaty, która już prawie straciła nadzieję

A: Jak jesteśmy przy projekcie PCOS, to ja bym jeszcze koniecznie opowiedziała o Agatce. Agatka trafiła do nas, mówiąc, że projekt PCOS to już ostatnia rzecz, jaką robi w kontekście starań, bo tyle lat sprawiło…

Z: Sześć lat się starała.

A: …że ona już nie miała siły walczyć. Po drodze był jeszcze epizod, kiedy poszli do ośrodka adopcyjnego i starali się o dziecko. Ośrodek adopcyjny to była ostatnia deska ratunku, bo oni z mężem oprócz tego, że starali się naturalnie, później podchodzili do inseminacji i nawet do prób in vitro i one nie przynosiły niestety żadnego skutku. W pewnym momencie zdecydowali, że chcą adoptować dzieciaczka. Skoro nie wychodzi naturalnie, to bardzo chcieli zaadoptować dziecko. I tam w ośrodku adopcyjnym – użyję słów Agatki – oni ich odrzucili.

Z: Tak, jak Agatka zaczęła się otwierać, to się okazało, że nie przeszli testów psychologicznych. Pani psycholog stwierdziła, że oni nie są gotowi i zostali skreśleni na X czasu, nie pamiętam na ile, ale to wykluczało ich z zostania rodzicami przez najbliższe lata.

A: Więc Agatka trafiła do Akademii Płodności.

Z: Taka przeczołgana. Jakby się udało przedstawić stan jej ducha, tobym powiedziała, że ona wyszła na czworakach z tego gabinetu. Ostatkami sił.

A: To było czuć od niej – że ona już nie da rady więcej. Że ona to zrobi, że weźmie udział w projekcie, bo może się udać, ale nie liczy na nic więcej, bo życie już ją tak dojechało, że już nie da rady się podnieść.

Z: Agata obiecała sobie, że to będzie ostatnia deska ratunku – to sentencja, która pada u was w wiadomościach bardzo często.

Zmagania Agaty

A: Agatka wzięła udział w naszym projekcie. Już na drugiej wizycie zaczęła się uśmiechać! Z tego smutnego człowieka tak się zmieniła! Efekty były dla niej budujące – zobaczyła, że robi coś w końcu dla siebie i dba o swoje zdrowie.

Z: Ja też pamiętam, że Agatka weszła i jak powiedziałyśmy: „Agatka, ekstra, jesteśmy z ciebie dumne! Zobacz, jak tutaj się zmieniło, jak się poprawiło!”, to ona była w szoku… Powiedziała też, że ostatnio słyszała tylko, że doszła kolejna choroba, wyniki się pogorszyły. A tu usłyszała zupełnie co innego. Okazało się, że swoim zaangażowaniem może sprawić, że się coś poprawi. Dzięki temu urosły jej skrzydełka.

A: Ona była bardzo dumna z siebie i swoich postępów. Może niedużo schudła, ale na tyle, żeby móc powiedzieć sobie: „Okej, to działa, idę w tym kierunku dalej”. Warto zaznaczyć, że Agatka miała taki epizod, kiedy schudła kilkanaście albo kilkadziesiąt kilogramów. Zakończył się on tym, że szybko wróciła do swojej wcześniejszej wagi. A tutaj malutkimi kroczkami stosowała nasze wskazówki jeszcze po projekcie i okazało się, że zaszła w ciążę!

Z: Ona nam się na początku bała przyznać. Dopiero w 13. tygodniu drżącym palcem napisała maila: „Boże, tak się boję wam to napisać, ale dziewczyny, to się chyba udało, jestem w 13. tygodniu i chyba wszystko jest okej, Boże, módlcie się, ja się tak boję, boję się, boję się…”. I tak się bała do końca ciąży. Ale udało się ją zakończyć szczęśliwie. Mały człowiek – kolejna mała czarnuszka, bo mamy dziewczynę z bujną czupryną czarnych włosów – jest w rękach swojej mamy. A ona odbijała się od drzwi klinik i nawet od ośrodka adopcyjnego, gdzie wszyscy ich skreślili! A mała czarnuszka jest teraz w rękach swojej mamy! To jest kolejna piękna historia, którą chcemy wam pokazać, że wszystko jest możliwe.

Jeszcze w was wlejemy trochę nadziei. O czym, Ania, opowiesz?

O Basi, której pomogła konsultacja uroginekologiczna

A: Tak się właśnie zastanawiam, którą historię wybrać, bo dwie są piękne. Myślę, że powiemy sobie jeszcze o Basi, która przez sześć lat starała się o dziecko. Podsumowując tę swoją drogę, napisała nam, że już po ślubie chciała widzieć siebie w brzuszku ciążowym. Kiedy kupili mieszkanie, do tego szczęścia brakowało im tylko malutkiego dziecka. Nawet był dla niego przygotowany pokoik, który stał pusty przez wiele lat. Lekarze nie potrafili znaleźć przyczyny niepowodzeń. Opisała w historii, że nawet przepisali jej Metforminę, pomimo że nie było takiej potrzeby/ Lekarz stwierdził, że może to pomoże. Na naszych warsztatach…

Z: Basia była uczestniczką naszych warsztatów, to też warto zaznaczyć.

A: Na naszych warsztatach miałyśmy panel z fizjoterapeutką Moniką, która brała dziewczyny na swoją magiczną leżankę i dziewczyny mogły zobaczyć, na czym polega fizjoterapia uroginekologiczna. Na tej „sesji” – nie wiem, jak to fizjoterapeuci nazywają – okazało się, że Basia ma liczne zrosty. Monika nawet pokazywała nam ten zrost.

Z: To było spektakularne. Monika nas zawołała do tej leżanki, Basia się oczywiście na to zgodziła. „Wow, dziewczyny, chcecie zobaczyć zrosty głębokie?” Więc my pobiegłyśmy wszystkie i Monika zrobiła takie czary, że nacisnęła w jednym miejscu brzucha Basi i ten zrost pociągnął tkanką twardszą brzuch w drugim miejscu – tak jakby on się wgiął w innym punkcie! To było „wow, brzuch się zapadł w innym miejscu!”. I Monika powiedziała: „Zobaczcie, to się ciągnie dlatego, że jest niewypracowane”. To też nam otworzyło oczy na to, jak szalenie ważna jest ta kwestia.

Fizjoterapia uroginekologiczna a starania

A: Jeżeli mieliście jakieś zabiegi w obrębie jamy brzusznej, to ta fizjoterapia uroginekologiczna może się okazać niezwykle ważna.

Z: Jasne. Pamiętam, że to mnie bardzo zaskoczyło – że to nie muszą być świeże sprawy, ale nawet operacje sprzed X lat, nieprzepracowane, po których zrosty i blizny są sztywne i trzymają narządy tak, że one nie mogą się swobodnie poruszać.

A: Basia po warsztatach, kiedy wróciła do domu, postanowiła działać z tymi zrostami. Odszukała w swoim mieście fizjoterapeutę i poddała się terapii – takiej ichniejszej, „manualnej”. Nie znam nomenklatury fizjoterapeutów – przepraszam. I okazało się, że pierwszy raz Basia nie miała problemów z owulacją, nie była bolesna; ona nawet myślała, że tej owulacji nie ma, bo nie dawała o sobie znaków tak jak przez ostatnie lata! A później test ciążowy pokazał dwie kreski. A za kilka miesięcy urodziła się mała dziewczynka.

Z: Dużo tu jest dziewczynek.

A: Dużo małych czarnuszek.

Z: To kolejna historia, która – mamy nadzieję – wleje otuchę w serca tych, którzy starają się długo i którzy nie znają przyczyny. To szalenie trudny moment, kiedy dziewczyny z niepłodnością idiopatyczną mówią, że ten rodzaj niepłodności jest gorszy, bo nie wiedzą, z czym walczyć. Jakbym wiedziała, na co jestem chora – wiedziałabym, jakich specjalistów szukać, jakie leki brać, co robić. A ja naprawdę nie wiem i nie wiem, dlaczego nie wychodzi. Wszystkie badania są okej, a lekarze rozkładają ręce. I u Basi też tak było. Więc wlewamy nadzieję w serduszka tych, którzy nie wiedzą, dlaczego nie wychodzi.

Wyczekany syn pani Magdy – po 10 latach starań

Z: A na koniec będzie wisienka – i będzie to wreszcie mały kawaler, Mały Kiełek. Historia dotyczy pani Magdy. Ta historia zdecydowanie zasługuje na to, żeby o niej opowiadać. Jest niesamowita. Przede wszystkim niesamowite jest to, że pani Magda ze swoim mężem starali się o dziecko ponad 10 lat.

A: Aż 10 lat, wyobrażacie to sobie?

Z: Kupa czasu, dekada! A podczas tej dekady działy się przeróżne straszne rzeczy, bo stracili trójkę swoich dzieciaczków – pani Magda jest po trzech poronieniach. Ten ich mały człowiek urodził się na 10. rocznicę ślubu, to było niesamowite.

Pani Magda zapisała się na jeden z naszych webinarów. Podczas niego mówiłyśmy między innymi o tym, żeby pogadać ze swoim lekarzem o insulinooporności. Jest to zjawisko, które występuje coraz częściej – będziemy pewnie nagrywać o tym odcinek. Magda zdała sobie sprawę, że przez te 10 lat starań robiła badania, z których wychodziły różne rzeczy – problemy immunologiczne, mutacja MTHFR, inne mutacje u męża, co przekreślało starania. Oprócz tego pani Magda, jak była nastolatką, dowiedziała się, że coś jest nie tak z jej gospodarką hormonalną. Leczyła się wtedy w Instytucie Matki i Dziecka.

Od początku były przesłanki, że może być ciężko. Ale do czego zmierzam – znalazła się na naszym webinarze, na którym mówiłyśmy o insulinooporności i przegadała to ze swoim lekarzem. Powiedziała mu: „Halo, panie lekarzu, nie miałam nigdy robionych takich badań, co pan o tym myśli?”. I pan lekarz stwierdził – zróbmy. Wyszła insulinooporność całkiem niemała. Więc działałyśmy razem dietą i farmakoterapią.

Cud po 10 latach

Z: Okazało się, że pani Magda najpierw schudła, tak ładnie, bardzo mądrze – powoli i rozsądnie.

A: Pojawiła się owulacja.

Z: Tak jest, sama z siebie.

A: Której nie było wcześniej. A potem wysłała nam wiadomości świtem…

Z: Wiadomość z testem ciążowym.

A: Pozytywnym.

Z: Z drugą kreską. Napisała mi to świtem. Świeżo otworzyłam oczy i zobaczyłam wiadomość, że pani Magda płacze w łazience. Jeszcze mi napisała, że płacze po cichu, żeby nie obudzić męża, bo bała mu się mówić. Oni bardzo długo nie mogli w to uwierzyć i długo nie wierzyli, że to się skończy pozytywnie.

A: A skończyło się.

Z: Byli po trzech poronieniach. Ale mały człowiek już jest z nimi. Ale super. Mamy takie zdjęcie z Wigilii – dostaliśmy od nich – takiego kawalera w sweterku z reniferem i z łańcuchem świątecznym wokół.

A: Niesamowite, po tylu latach i po tylu stratach ciężko sobie wyobrazić pozytywne zakończenie swojej historii.

Z: Kiedy zamykają przed tobą drzwi i mówią: „Pani przez 10 lat? Weźże wydawaj te pieniądze na coś innego i przestań o tym myśleć, bo to się już nie spełni!”.

A: Do tego problemy immunologiczne i genetyczne – oni też usłyszeli, że szansa na uzyskanie ciąży jest minimalna.

Z: A nawet jak się uda, to zarodki będą się ronić same z siebie.

A: Bo będą z wadami genetycznymi. Więc raz, że się udało – to jest w ogóle mega. Potem strach, czy się uda do końca. I szczęśliwe zakończenie.

Z: Juhu! To są właśnie takie momenty, które w Akademii Płodności napędzają nas bardzo. Ale my dobrze wiemy, że one napędzają również was, kiedy potrzebujecie nadziei w serduszkach. I mamy nadzieję, że kubłami dziś lałyśmy, bo powiedziałyśmy o takich „topach” akademiowych, ale jest ich dużo więcej. Więc bardzo możliwe, że powiemy o nich jeszcze kiedyś.

A: A dzisiaj chciałyśmy zapoznać was z tym, co tutaj robimy, co możemy wspólnie zdziałać.

Kubły nadziei

Z:jeszcze Działajmy! Przed nagrywaniem zapisałyśmy sobie, żeby odpowiedzieć na pytanie, które nam zadajecie – skąd się wziął pomysł na utworzenie tej Akademii Płodności. Między innymi wziął się właśnie z tego – że my same, kiedy starałyśmy się o dziecko, nie miałyśmy takiego miejsca. Nie miałyśmy takiej przestrzeni, gdzie by się zgromadziły osoby, które mają podobny problem. A nie ukrywajmy – jesteśmy w stanie siebie zrozumieć najlepiej. Szukałyśmy przestrzeni, która da wam to, co właśnie robimy, czyli te kubły nadziei, które będziemy wlewać w wasze serca. I będziemy to robić.

A: Oczywiście, że będziemy to robić!

Z: Życzymy wam miłego dnia i do usłyszenia w następnym odcinku.

A: Do usłyszenia!