×
W górę
×
Akademia Płodności / Blog / Podcasty / #011 – Jak przejść na dietę?
03.11.2020
#011 – Jak przejść na dietę?

Dieta to poważna sprawa. Czy aby na pewno? Oczywiście dbanie o własne zdrowie i walka o wprowadzenie dobrych nawyków żywieniowych to nie przelewki, ale nie należy do tego bez przygotowania, za to z dużymi wymaganiami wobec siebie – całe przedsięwzięcie może się skończyć fiaskiem. Wobec tego jak przejść na dietę? W tym odcinku podcastu podsuniemy Ci kilka naszych tipów, które ułatwią Ci wejście w ten proces. Nawet jeśli to Twoje n-te podejście – nie martw się: wspólnie damy radę! Zapraszamy Cię do wysłuchania podcastu o tym, jak oswoić dietę.

Plan odcinka

  1. Gdy rozpoczynasz dietę po raz n-ty…
  2. Jak przejść na dietę? Metoda małych kroków
  3. Jak gotować posiłki?
  4. We dwójkę łatwiej
  5. Zorganizuj sobie kuchnię
  6. Waga wadze nierówna
  7. Cheat day czy wyrzuty sumienia?

Transkrypcja podcastu Akademii Płodności

Ania: (śmiech)

Zosia: Z czego się śmiejesz?

A: Patrzę na Ciebie…

Z: To jest lekki odcinek! Dzień dobry.

A: Dzień dobry!

Z: Dzisiaj zaczynamy z werwą i uśmiechami na twarzy, ponieważ ten odcinek – mamy nadzieję – będzie lekki i ułatwi Wam życie. Dzisiaj przychodzimy uładzić Wasz dzień i życie.

Cześć, tu Ania i Zosia. Wspólnie tworzymy Akademię Płodności, w której towarzyszymy parom starającym się o dziecko.

Gdy rozpoczynasz dietę po raz n-ty…

A: Porozmawiamy sobie o tym, jak rozpocząć dietę. Jedziemy z koksem, Zosiu.

Z: …i nie skończyć jej za trzy dni. Jak rozpocząć i płynnym ślizgiem pobyć sobie na tej diecie – i niech ona się stanie nowym trybem życia.

A: Czyli są z nami osoby, które chcą rozpocząć dietę – witamy Was!

Z: Może wcale niekoniecznie pierwszy raz, może to jest rozpoczynanie diety pierwszy raz…

A: Drugi, n-ty…

Z: Piętnasty – chciałam powiedzieć – ale Ania jest większą optymistką. Ja tu przytulam tych, którzy codziennie startują od nowa. Co zrobić, żeby to się udało – Ania, co byś powiedziała?

A: Dzisiaj sobie wypisałyśmy kilka punkcików, które mają Wam to ułatwić. I rozgrzeszyć z różnych takich powinięć. Rozpoczynamy od tego, że bardzo apelujemy, żebyście nie porywali się z motyką na słońce. Wiele osób, myśląc „dieta”, kojarzy sobie to sobie w taki sposób: okej, od teraz wjeżdża wszystko i odcinam poprzednie życie grubą kreską, mur buduję, cokolwiek. I wjeżdża sobie dieta, na której jestem trzy, może cztery dni, do czwartku. A w czwartek zaczynam się już kręcić i myśleć, że jest mi smutno, że to nie dla mnie, że jest ciężko, że to jest zbyt wiele.

Jeżeli jesteście gotowi, żeby wprowadzić dietę od A do Z – to bardzo mocno Wam kibicujemy. Ale nie każdy ma w sobie siłę, żeby to zrobić, i też nie każdy ma możliwości. Praca… wszystko jest teraz takie szybkie. Jeżeli więc chcecie przejść na dietę i myślicie sobie: „Moje życie nie pozwala na to, bo totalnie nie mam na to czasu”, to spróbujcie wprowadzić małe kroczki. Czyli co, Zosińku, co to są te małe kroki?

Jak przejść na dietę? Metoda małych kroków

Z: Połączyłabym tu dwa punkty. Ale kończąc to, co zaczęłaś – chciałabym zaapelować: gościówo i gościu, którzy nas słuchacie, nie porywajcie się z motyką na słońce. Jeśli zaczynasz z dużą nadwagą lub otyłością, to ona się nie wzięła z tygodnia niewłaściwej diety, tylko to był długi proces. Teraz daj sobie czas na to, żeby wyjść z tego również procesem. To będzie o wiele zdrowsze i długotrwałe – to po pierwsze.

A nawet jeśli Twoja masa jest okej, ale Twój sposób odżywiania był bardzo nieokej, to nie zakładaj, że jak dotychczas jadłeś sobie zupki chińskie, fast foody, macdonaldy i inne pyszności z pełną masą tłuszczów nasyconych i innych syfów, to że to się zmieni i że od jutra będzie owsianka mocy na śniadanie, a na drugie śniadanie koktajl antyoksydacyjny, a na obiad jakaś ryba przeciwzapalna. Nie dźwigniesz tego. Tak jak mówi Ania – dźwigniesz do czwartku, a w czwartek dopadnie Cię taki spadek nastroju i bezsens życia, że wrócisz do tego, co znasz, na całe miesiące. Trzeba do tego podejść mądrze. A małe kroki polegają właśnie na tym: jeśli nie czujecie się na siłach, żeby zmieniać wszystko naraz, zmieniłabym jeden posiłek, na przykład syfiarz drugiego śniadania – buły, drożdżówy szybko złapane – można sobie wypić superkoktajl albo zjeść supersałatkę.

Co można zrobić?

A: Tak, albo można wyjść wieczorem na spacer, 15 minut i git. Od tego zaczynamy, małymi kroczkami. I co jakiś czas wprowadzamy kolejny mały kroczek.

Z: Jak się Wam uleży i jak wejdzie w życie, w naturalny tryb…

A: …tak że nie spowoduje myślenia, że „O rany… Muszę iść jeszcze wieczorem na spacer, bo to się nie będzie liczyło bez tego spaceru”… Jak już wprowadzisz zmianę i nie będziesz pamiętać tego, co jadłeś na drugie śniadanie wcześniej, przed zdrowymi rzeczami, to pomyśl sobie: „Dobrze, czas na kolejny krok”. I wprowadź go.

Z: I am ready – i teraz kolejna rzecz. Czyli małe kroczki. Wymieniamy tu spacer, ale to może być na przykład basen, jeśli Was będzie bardziej cieszył, czy rower, czy gimnastyka z Mel B przed YouTube’em. Dokładamy sukcesywnie. Jak ten pierwszy, drugi, trzeci się uleżą, to dokładamy kolejne trzy.

Jak gotować posiłki?

Z: Kolejnym protipem od Akademii Płodności, żeby ułatwić sobie życie w tym zabieganym świecie, jest to, żeby dłuższe posiłki, które wymagają spędzenia dłuższego czasu w kuchni, np. obiady, gotować sobie raz na dwa dni. A jak jesteście z tych, którzy nie lubią ich jeść jednego po drugim, to zawsze możecie sobie zamrozić i mieć takiego gotowca, którego wyciągacie i on na Was czeka. I jest taki efekt: „Boże, mam, już nie muszę gotować!”.

A: Dziewczyny i panowie korzystający z naszych diet akademiowych korzystają z nich w taki sposób, że gotują na dwa dni. A później wstawiają tylko kaszę i tyle. Albo ją zrobią dzień wcześniej. Więc to im megaułatwia funkcjonowanie na diecie.

We dwójkę łatwiej

Z: Pozostając w temacie dwóch rzeczy, jeszcze Wam powiem, żeby robić to we dwoje. Jeśli sobie znajdziecie kompana – myślę oczywiście w pierwszym rzucie o partnerze, partnerce – bo najłatwiej jest, jak jesteśmy z kimś pod jednym dachem, wtedy mobilizacja najpłynniej przychodzi, ale to też może być koleżanka z pracy. To jest spoko opcja na zasadzie: okej, Ania, wchodzę z Tobą w taki challenge. W poniedziałki, środy i piątki przygotuję nam lunch do pracy, a Ty, wygrywie, tylko we wtorki i czwartki. Ale w przyszłym tygodniu będzie zmiana, Ty robisz trzy razy w tygodniu. Ale i tak stoisz przy garach co drugi dzień i wyszukujesz jakieś fajne przepisy, wymieniacie się, nie jesteś obciążona tym codziennie. A dodatkowo macie mobilizację i odpytujesz mnie z tego, czy poszłam na basen.

A: To jest fajny sposób, bo można sobie poplotkować albo razem pójść na ten basen.

Z: Jasne, jeśli tylko macie kogoś, kto będzie Waszym supportem w momentach, kiedy jest gorzej. Wtedy to się najbardziej przydaje. Oczywiście super jest się mobilizować, ale tu bardziej chodzi o ten spadek na zasadzie „pierdzielę dzisiaj ten basen” albo „chodź, zamówimy dziś pizzę” – wtedy jest ta druga osoba, która być może będzie miała lepszy dzień niż Ty i Cię z tego wyciągnie. I to jest kolejny protip od nas – razem lepiej.

Zorganizuj sobie kuchnię

A: Kolejną rzeczą będzie organizacja kuchni. I nie mówimy tutaj o przemeblowaniu. Chodzi o to, żeby przygotować się tak, żeby wszystko było w zasięgu ręki, np. pojemniczki z przyprawami przeciwzapalnymi, po które nie trzeba będzie grzebać w szafkach i przegrzebywać przez milion papierowych opakowań różnych innych przypraw. One są – te przeciwzapalne: zioła, kurkuma, pieprz, czarnuszka – gdzieś w zasięgu ręki. To się supersprawdza, bo wtedy automatycznie dosypujecie je sobie – im więcej, tym lepiej.

Z: To jest pierwszy tip: na widoku stoją te przyprawy, które przypominają o sobie zawsze: „Dosyp mnie, dosyp mnie jeszcze tu, jeszcze do tego obiadu”. To przyprawy w słoiczkach. Ja bym Wam dała taki tip, jeśli chodzi o organizację kuchni i w ogóle życia: picie wody. To też jest element, który często kuleje.

Można to zrobić za pomocą aplikacji, jeśli lubicie, jeśli reagujecie na powiadomienia push. Albo możecie wybrać bardziej starodawny sposób: na zasadzie karteczki, na której rysujecie liczbę szklanek – 6 czy 8 – tyle, ile planujecie wypić wody danego dnia. I po wypiciu takowej – skreślacie jedną szklankę. To też daje poczucie, że budzicie się z letargu obowiązków dnia i okazuje się, że jest godzina 14, a Wy wypiliście raptem jedną szklankę albo, nie daj Bóg, żadnej. Wtedy jest takie: „O matko, ja naprawdę mało piję…”. To jest protip ode mnie. Potem nawyk picia wody już naprawdę wchodzi i jak tej szklanki nie ma, to zaczyna jej brakować.

A: Do organizacji kuchni ja bym jeszcze dodała wygodne pojemniczki, w których będzie można przechowywać żywność, nosić ją do pracy albo na wyjazdy. To się sprawdza, jeśli jeździcie samochodem, jest totalnie zabiegany dzień, nie macie czasu przygotować obiadu. Pojemniczki naprawdę są super. Taki zestaw warto mieć i warto sobie ładować do nich różne pyszności.

Waga i młynek

Z: Ostatnia rzecz z organizacji kuchni – choć wydaje mi się, że Ania zechce mnie przelicytować. Chciałabym Wam powiedzieć, że przynajmniej na początku tej dietetycznej drogi – warto mieć wagę kuchenną. Potem się tego nauczycie – patrzycie na kawałek mięsa, ryby, ilość kaszy i serio, z dokładnością do 5 gramów jesteście w stanie powiedzieć, ile to coś waży. Ale na początku to zajmuje trochę więcej czasu – po prostu dajcie go sobie i nastawcie się na to, że „Okej, teraz muszę to zważyć, ale poświęcę czas teraz, a potem będę prowyjadaczem wagowym”. Ważymy przed obróbką cieplną – pozwolę sobie to dodać, bo to jedno z częstszych pytań. Kiedy ważyć? Przed obróbką.

A: Ja mam jeszcze jeden ekstratip, taki przybijający.

Z: Wiedziałam, że się będziesz licytować…

A: Przypomniało mi się coś. Właściwie to jest już taki ekstratip – można, ale nie trzeba się do niego stosować. Sprawdza mi się bardzo w kuchni i wielu osobom, które są na naszych dietach. Takie małe młynki do kawy, w których możecie sobie mielić kawę, ale możecie też mielić siemię lniane. To są takie malusieńkie nasionka, które kosztują kilkanaście złotych, a robią superrobotę. Można w tym młynku mielić i płatki owsiane, i orzechy…

Z: Ciecierzycę na mąkę…

A: Tak. Taki malutki młynek robi robotę, a nie jest to sprzęt, na który trzeba wydać miliony monet. To się po prostu sprawdza. Chcesz mnie przebić?

Z: Nie no… Po raz pierwszy, po raz drugi, po raz trzeci – Ania wygrała pojedynek, licytację, jak sobie zorganizować kuchnię, żeby wytrwać dłużej na diecie.

Waga wadze nierówna

Z: Ja bym przeszła płynnie do kolejnego punktu, który bardzo lubię. Jak stałam się posiadaczką analizatora składu ciała, to już w ogóle uwielbiałam to robić trzy razy dziennie… Człowieku, nie waż się za często! Nie waż się, bo to jest złudne – to po pierwsze. Bo jak się okaże, że ważysz więcej absolutnie nie przez to, że popełniłeś jakiś błąd dietetyczny, tylko po prostu dlatego, że to jest proces, który się rządzi swoimi prawami, to będzie Cię to demotywowało. A poza tym jak ważysz się na zwykłej wadze, to może się okazać, że ważysz rzeczywiście tyle samo, a zmieniają się proporcję tego, co jest w Tobie. Czyli to wcale nie tłuszcz zajmuje taką objętość, jak zajmował na początku, ale w zamian są mięśnie z wodą. Więc nie stresuj się tym dodatkowo. Po prostu waż się mądrze.

A: A jeżeli uważasz, że tych mięśni nie można zbudować, np. chodząc na spacery 15 minut dziennie, to powiem Ci, że doskonale to widać na analizatorze.

Z: Ania może Wam opowiedzieć swój przypadek.

A: Tak, właśnie o sobie mówiłam. Ale także o dziewczynach, które brały udział w projekcie PCOS – one były w szoku, że po takim czasie masa mięśniowa się zwiększała, pomimo tego, że one sobie tylko chodziły.

Z: To prawda, choć ja tu muszę jedną rzecz dodać. Dziewczyny na projekcie PCOS chodziły dość sporo.

A: Jasne.

Z: Ale to nie były ciężkie wysiłki, które się kojarzą z budowaniem masy mięśniowej.

A: Dokładnie o to mi chodzi. My sobie myślimy: „Okej, ale mięśnie? Przecież to na siłowni się buduje”. A czasami wystarczy wprowadzić aktywność fizyczną większą w porównaniu do życia bez aktywności – i mięśnie już się budują. I to widać na wadze, człowiek staje i się zastanawia: „Co to za dieta? Nie działa? O co chodzi?”.

Wszystko w swoim czasie

Z: À propos spacerów i tego, jak my je lekceważymy, opowiem Wam anegdotkę, którą opowiada mi fizjoterapeutka, z którą współpracowałyśmy m.in. na warsztatach. Pada pytanie… Wiecie – człowiek już chce się wziąć za siebie, już jest zmobilizowany, już teraz będzie ćwiczył, już się teraz tylko musi na coś zdecydować, to jak już poszedł do tego fizjoterapeuty, to zapyta, co ma robić, on powie, jakie ćwiczenia… I ona wtedy zawsze na to odpowiada: „Człowieku, najpierw naucz się chodzić, wstań od tego biurka, przy którym siedzisz tyle godzin, idź na spacer, przybierz inną postawę ciała niż ta, w której spędzasz większość czasu. I jak zaczniesz chodzić, ale naprawdę zaczniesz chodzić więcej, to pogadamy o następnych ćwiczeniach”. To taki kubeł zimnej wody na głowę – żeby robić wszystko w swoim czasie. Chodzenie jest super.

A: Chyba dobiegamy do końcóweczki.

Z: U mnie też już koniec.

Cheat day czy wyrzuty sumienia?

A: Ostatnia rzecz, która bardzo często się pojawia i przewija w naszych wiadomościach. Zwracacie uwagę na to, że macie wyrzuty sumienia – czy zjedzenie tego deseru na urodzinach spowoduje, że cała Wasza praca pójdzie na marne. I my z tymi wyrzutami sumienia chcemy walczyć. Oczywiście nie traktujcie tego jako pozwolenia na…

Z: No nie, nie!

A: Nie możemy dać oficjalnie pozwolenia, tak?

Z: Oficjalnie to nie (śmiech)…

A: Oficjalnie-nieoficjalnie. Oficjalnie nie możemy dać pozwolenia, bo nie wiadomo, kto jest po drugiej stronie. A może jest taka osóbka, która czeka tylko na to i wykorzysta to maksymalnie. Ale jeżeli trzymacie dietę i ta dieta jest trzymana naprawdę od linijki i zdarzy się Wam grill u znajomych – to nie jest sytuacja, która się dzieje codziennie. Czy zdarzy się Wam randka z mężem i sobie wyjdziecie, i zjecie coś pysznego nie w proporcjach pod korek i dziękuję, tylko przyzwoitą porcję, nie tak, żeby wyjść ociężałym z tej kolacji – to nie miejcie wyrzutów sumienia. I tyle. Wyrzuty sumienia są niepotrzebne. Cieszcie się tym czasem we dwoje. Jeżeli to przy okazji da Wam radość, że byliście razem i tym żyjecie – to jest ważniejsze niż ten jeden mały „fakapik” na diecie.

Z: No jasne, poza tym – tak jest życie zbudowane, halo! Nie szłabym teraz oczywiście w kultywowanie cheat-dayów i cheat-meali, bo to jest z góry poroniony pomysł. Ale damn it – jak się trafiają takie sytuacje, że popełniam błąd i całą moją pracę diabli biorą, bo przecież „już wszystko stracone”, to wtedy dopiero serduszko nasze pęka. A Wy tak lubicie się czasami przebiczować za mocno, bo przecież kurczę, miałem być na diecie, a zjadłem…

Bez biczowania się

A: To teraz po prostu powiedz: „Okej, zjadłem i idę sobie dalej, i dalej wprowadzam diety – i tyle”. Było tak raz i teraz na spokojnie.

Z: I następny raz będzie za jakiś czas. I znowu pozwoli mi naładować bateryjki, a teraz elegancko sobie cisnę na diecie.

A: Jasne.

Z: I nie zakładam, że nigdy w moim życiu nie wejdzie już do moich ust fondant czekoladowy, nigdy w życiu, nigdy. Bo to jest głupie, bardzo.

A: I tym słodkim akcentem…

Z: Fondantem czekoladowym zakończymy ułatwianie Wam tego, jak przejść na dietę, kochani. Tak właśnie – to dla Was. Akademia Płodności dołożyła wszelkich starań, by ułatwić Wam start w dietę. Śmiechem, żartem – podałyśmy dziś sporo tipów, które, mamy nadzieję, będą dla Was takim „wślizgiem”.

A: Tak, to tipy, które – pamiętajcie, że się sprawdzają. My już te tipy przetestowałyśmy na osóbkach, które stosują nasze diety.

Z: Trzymamy za Was kciuki.

A: Trzymamy.

Z: Możecie sobie zaczynać od tego, który najbardziej Wam przypasował. Od tego, o którym dziś usłyszeliście i pomyśleliście: „O, w sumie mogę z tym spróbować”. I później dołączać kolejne. Trzymamy niezmiennie zaciśnięte kciuki za każdą Waszą próbę i chęć.

A: Życzymy miłego dnia. Pa!

___
Akademiowe diety i ebooki znajdziesz tutaj.