×
W górę
×
Akademia Płodności / Blog / Podcasty / #015 – Emocje podczas starań
01.12.2020
#015 – Emocje podczas starań

Po jakim czasie mogę czuć cierpienie całą sobą? Kiedy wreszcie przyjdzie taki moment, że cały świat uzna moje cierpienie za prawdziwe i co więcej – zechce je zrozumieć? Dziś poruszamy temat, który prawdopodobnie prędzej czy później dotyczyć będzie każdej osoby starającej się o dziecko. Emocje podczas starań potrafią być skrajne, i to już na początku tej drogi.

Pamiętajcie, że jest pewna granica, którą bardzo łatwo jest przekroczyć i okazuje się, że do pewnych rzeczy nie ma później powrotu. My ją przekroczyłyśmy i wiele straciłyśmy… Co? Dlaczego? I jak nie powielić naszych błędów? O tym w dzisiejszym podcaście! Zapraszamy.

Plan odcinka 

1. Zaczynamy starania – co wtedy myślały nasze głowy? 
2. Bezsilność, której nie da się zmierzyć
3. “Ale ja nie będę czekać rok, ja nie chcę…”
4. “Przepraszam, że JUŻ czuję się źle, wiem, że może nie powinnam, ale…”
5. Emocje podczas starań i otchłań niepłodności

Transkrypcja podcastu Akademii Płodności

A: A teraz mówię Zosinku z wielką energią, bo wypiłam sobie kawkę, trochę wylałam, ale..

Z: To Gajowa, ściana chciała napić się kawki też. Dobra zaczynamy, ziewnę sobie i zaczynamy.

Cześć, tu Ania i Zosia. Wspólnie tworzymy Akademię Płodności, miejsce w którym towarzyszymy Wam podczas starań.

A: Ale ładny wstęp nam wyszedł.

Z: Bardzo się staramy ostatnio.

A: Z energią.

Z: Kilka poprzednich mamy takie: dzień dobry, kawa, zjeżdża poziom kawy, low, low, low i jest takie cześć…

A: Generalnie zamół. Same siebie nie możemy słuchać.

Z: Jest takie (bez energii) “Cześć tu Ania i Zosia, wspólnie tworzymy Akademię Płodności…”

A: Dodamy Wam siły w dzisiejszym dniu (śmiech).

Z:  Zaczynamy albo za rano, gdzie po prostu jest totalnie za rano, albo nagrywamy te podcasty, kiedy już wydajność mózgowa spada.

A: Dzisiaj jak słyszycie, jest cudownie, jest energia, jest wtorek.

Z: Ania się tylko troszkę kawką podzieliła ze ścianą i biurkiem.

A: Rozlałam już kawę z samego rana.

Z: Shit happens, ale reszta krąży w Twojej krwi i Cię napędza.

A: Tak, ten łyk jeden, który został, wiesz? Ta kropelka, która została a reszta jest… Nie będę mówiła, bo tutaj…

Z: Ja bym mówiła to cicho, bo to się wylało na biurko Dudka, a jak się zdarzy, że Dudek będzie słuchał tego podcastu, to trochę przypał.

A: Wszystko jest już wytarte.

Z: Dzień dobry.

A: Dzień dobry.

Zaczynamy starania

Z: Przy długim wstępie dzień dobry.

A: Dzień dobry, dzień dobry. W naszym podcaście mamy wspaniały temat.

Z: Wiecie o czym sobie dzisiaj porozmawiamy? O tym, kiedy mam prawo cierpieć. Kiedy mam prawo czuć, że cierpi całe moje ciało i cała moja dusza. Czy jest taki czas, czy mogę sobie ustalić taki deadline, czy…

A: Czy ktoś daje to prawo.

Z: Dokładnie. Czy musi minąć tyle i tyle miesięcy starań, żebym mogła już oficjalnie wejść w grono staraczek cierpiących, a nie jeszcze takich, które powinny się uśmiechać od ucha do ucha, bo jeszcze mają źródełko nadziei nie wyczerpane.

A: Albo starają się zbyt krótko.

Plany a rzeczywistość

Z: Opowiemy Wam o naszych oczekiwaniach, naszych wyobrażeniach, o tym jak zakładałyśmy, że będzie wyglądało nasze życie, kiedy… Właśnie nie wiem od kiedy. Czy zapytać Cię, wtedy od kiedy wyszłaś za mąż, czy Ty w ogóle miałaś wcześniej takie założenie? Kiedy się zaczęły Twoje plany na przyszłe życie Ani.

A: Miałam takie plany o wiele wcześniej. Jeszcze przed ślubem. Mieszkaliśmy razem z narzeczonym i już wtedy przygotowywałam się do ciąży. Liczyłam na nią, więc te starania nie równoważą się z tym, ile czasu po ślubie pojawiło się nasze dziecko. Więc zaczęły się przed ślubem, przygotowywałam się do tego wszystkiego. Już w głowie byłam staraczką. Bardzo chciałam zostać mamą. Braliśmy jakieś leki, kwas foliowy. Tak to się zaczęło. O wiele wcześniej, niż teoretycznie po ślubie. Wtedy już byłam głową w tym wszystkim. A Ty, Zosieńku?

Z: Ale czy brałaś pod uwagę, że zajdziesz w ciążę przed ślubem?

A: Tak.

Z: Może być biba, będą popijali wódeczkę, a Ty będziesz wznosiła toasty kielichem z wodą.

A: Tak. Ja nawet bym się bardzo ucieszyła z tego powodu. Chcieliśmy wziąć ślub o wiele wcześniej, tylko nie wyszło, bo to było zbyt szalone.

Z: Mimo że i tak wzięliście dość szybko.

A: Było zbyt szalone wziąć ślub po pół roku. Po prostu nie znaleźliśmy sali, ale bardzo chcieliśmy. Zaręczyliśmy się po 3 miesiącach znajomości i wiedziałam, że to jest ten. Zakochałam się po uszy i wiedziałam, że to będzie ojciec moich dzieci i te dzieci już chce mieć z Nim.

Z: On też chciał?

A: Bardziej ja chciałam, ale oczywiście to była nasza wspólna decyzja.

Z: To jest piękne zdanie: „To była nasza wspólna decyzja”. Ten chłop, który wtedy tak stoi, spuszcza tylko wzrok, kiwa głową potwierdzająco.

A: Tak, to była nasza decyzja Aniu… Tak, to się zaczęło wszystko. A u Ciebie Zosiu?

Zawsze wiedziałam, że chcę być mamą

Z: My nie staraliśmy przed ślubem. Zawsze wiedziałam, że chcę być mamą.  Już chyba kiedyś to mówiłam. Nie wiedziałam, kim chcę być w przyszłości, kto będzie tym facetem, z którym będę miała dzieci. To nie było takie jasne od początku, ale to, że będę mamą, to wiedziałam na 100%.

Zastanawiam się, czy mój tryb staraczki zaczął się od pierwszego dnia po ślubie, chyba nie. Miałam taką głupią przypadłość w swojej głowie, ciągle sobie mówiłam, że pewnie Ci wszyscy lekarze, których spotkałam wcześniej, się nie mylą i to się nie uda szybko. Nie mogę też liczyć, że po miesiącu starań zdarzy się coś tak wspaniałego. Ale jeszcze nie weszłam w to tak głową na 100%. Chociaż nie zwlekaliśmy ze ślubem, wiedząc, że jestem obciążona. Biedny Dudek musiał się szybko decydować.

Pamiętam, że mieliśmy taką rozmowę z morzem łez, gdzie musiałam mu powiedzieć, że jestem chora na to i na to. Nawet jeśli Ci to nic nie mówi, bo nie masz pojęcia, o co w tym chodzi, to dla Ciebie główne założenie jest takie, ja nie owrzodzeje, nie owrzodzieje mi ciało, nie odpadnie mi ręka ani noga. Musisz się liczyć się z tym, że nie dam Ci dziecka. Musisz wiedzieć, że tykający zegar, czyli upływający czas, działa na naszą niekorzyść. Jeśli teraz szybko nie oznaczysz gołębia, nie uklękniesz na kolana i nie wyciągniesz pierścionka, na który czekam. To było mocne emocjonalnie pałowanie, mam wrażenie.

A: Subtelne.

Z: No to może być różnie. Nie, śmieję się teraz, że emocjonalne pałowanie, bo śmieszy mnie wizja mojego Dudka w tym wszystkim, który słyszy mnie, że wiecie, już teraz może lecieć biegiem po ten pierścionek, ale z drugiej strony to było takie odpowiedzialne w tym całym młodocianym czasie. Wzięliśmy ślub jako pierwsi, chyba ze wszystkich naszych znajomych.

Inna Ania

A: Tak też było u nas. Jak sobie myślę o nas, 20-letnich dziewczynach, które poczuły instynkt macierzyński. Ty mówiłaś, że zawsze chciałabyś być mamą. U mnie było tak, że nie chciałam być mamą, nie czułam w ogóle tego. Wtedy byłam na studiach położniczych, kiedy rodziły się dzieci, oczywiście to był cud narodzin, ale ja tego totalnie nie czułam. Myślałam, że jestem odarta z uczuć, że wydarzyło się coś takiego w dzieciństwie, że to spowodowało, że nie jestem w stanie nikogo pokochać ani obdarzyć go większym uczuciem. Te uczucia były mi naprawdę obce, myślałam, że jestem pokręcona trochę przez to dzieciństwo.

Jak poznałam mojego męża, nagle się okazało, że te wszystkie klapki puściły i to wszystko czego nie spodziewałam się, że jestem w stanie się w kimś zakochać, czuć to całą sobą. Wtedy jednocześnie mój zegar biologiczny… Nagle stały się dziwne rzeczy, że on się pojawił i zaczął działać i wtedy ja oszalałam, naprawdę. Jakieś hormonalne zamieszanie w moim organizmie.

Poczułam całą sobą, że chcę być mamą, muszę nią być, w ogóle nie widzę innej drogi. Ja będę mamą! Od tej dziewczyny, która nie rozumiała rodziców i oczywiście była z nimi, bo moja siostra miała dzieci, więc te dzieciaczki były, cieszyliśmy się szczęściem, jeżeli się pojawiały. Ale ja tego nie czułam. Nie kumałam jak można poświęcać się dla dzieci, bo jednak dzieci to są ogromne wyrzeczenia, poświęcenia. Ja tego totalnie nie rozumiałam, dla mnie była sprawa jasna. Jak słyszałam, że ktoś do żłobka ma problem oddać dziecko i ja mówię: „Dlaczego Ty masz problem?”. Halo, ja w ogóle tego nie ogarniam. Nie ogarniałam swoim mózgiem młodym i tym jakim byłam wtedy człowiekiem. Teraz jestem totalnie inną Anią i stałam się inną Anią. Przed tym jak podjęliśmy decyzję o staraniach, no i zegar wystartował.

Skrzydła

Z: Czyli twój mąż uczył Cię miłości i otworzył jakąś zapadkę w Tobie, która pozwoliła wylać tą miłość na… Mam takie wrażenie.

A: Tak było. Tak się czułam. Dostałam skrzydeł i te skrzydła czułam całą sobą, że one są do Niego, że jestem zdolna do przytulania, do opieki nad inną osobą dorosłą, że jestem w stanie poświęcić się w jakimś tam małych drobnych rzeczach życia codziennego i tych większych dla drugiej osoby. A myślałam, że nie jestem w stanie tego zrobić. Taka egoistyczna mocno Ania była.

Z: Mam ochotę powiedzieć piękne, bo po pierwsze piękne, że trafiliście na siebie i te połówki się zazębiły. Pewnie różnie bywa teraz w codzienności, ale wtedy zatrybiło pięknie. Z drugiej strony sobie myślę pięknie, bo my jesteśmy totalnie inne. Nasze orbity są inne, bo ja np. wizję życia z dziećmi, widziałam w ten sposób, że to jest takie “just like that”, takie proste i ja mogę tego chcieć, zaszczepili we mnie to rodzice. Teraz dopiero jestem w stanie zrozumieć, jak heroiczne to było.

Bułka z masłem?

Z: Ja się urodziłam, kiedy oni byli na studiach, oni też bardzo wcześnie wzięli ślub. Oni byli na studiach medycznych, więc mieli jeszcze małego bejbika. I mówili o tym jakby to była bułka z masłem. Na zasadzie, no jasne była sesja, rzeczywiście były trudne egzaminy, a babcia przyjeżdżała na sesje i nam pomagała. Żyliśmy w akademiku, wanienka była podwieszona pod sufitem i wszystko było wspaniałe, w ogóle nie wyobrażaliśmy sobie innego życia. Ja przez zaszczepianie tego, że to jest taka normalka, bułka z masłem i to tak wygląda i to im dało pełnię szczęścia, to ja też tak chcę. Skoro to było takie proste, więc ta wizja gdzieś tam, od najmłodszych lat była. Te foty z akademika z tych korytarzy, z tymi ludźmi. Boże z tych imprez.

A: I ten VHS, piękne.

Z: VHS, dokładnie. Na którym mnie poją winem. Widzisz jaki Zosinek mimo wszystko? Dwie ręce, dwie nogi, jest. Tak mi skontrastowało, że można mieć zupełnie inne wizje, a w pewnym momencie coś się dzieję, że one są spójne. Ale żeby się trzymać w ryzach i u Ani i u Zosi, pewnie Kasi, Basi i innej Anieli, która słucha tego podcastu może się okazać, że te oczekiwania były zupełnie odmienne od tego, co szykowała dla nas rzeczywistość.

Bezsilność podczas starań 

A: Co czułaś Zosiu, kiedy rozpoczęliście już starania i ten pierwszy test nie pokazał dwóch kresek?

Z: Nie wiem czy ten pierwszy test to spowodował, nie wiem dokładnie kiedy. Pamiętam co czułam, ale nie potrafię tego umiejscowić w czasie. Bardzo dużo w moim życiu zależało od mojej sprawczości. W sensie wiesz, mogłam spiąć pośladki bardziej i czegoś dopięłam. Mogłam nie nauczyć się na egzamin, ale zarwałam nockę i zdałam, rozumiesz. Jeśli chciałam schudnąć, postarałam się, schudłam. Mogłam chcieć się postarać o pracę, postarałam się. Potrzebowałam dodatkowych pieniędzy, brałam dodatkowe godziny w kawiarni. Miałam takie poczucie, że osiągnięcie celu wymaga ode mnie poświęcenia, większego bądź mniejszego, ale to wciąż jest w mojej mocy.

A tu się okazało, że moim chceniem, takim nawet największym, gówno mogę. To było takie pierwsze zderzenie ze ścianą. Uświadomiłam sobie, że tutaj nie zależy ode mnie to. Tak totalnie, mogę chodzić do lekarzy, brać leki, ale jeśli to ma się nie udać, to to się nie uda. Nie mam gwarancji, że to będzie trwało najwyżej 12 miesięcy, ale po przyjęciu takich leków i takich zastrzyków, to najpóźniej za 12 miesięcy się uda. Nikt mi tego nie dawał i to było moje największe bum ze ścianą. Twoja sprawczość to jest fikcja, jeśli chodzi o starania.

Wszystko w moich rękach? Nie tym razem

A: Miałam bardzo podobnie. Jestem człowiekiem, który robił dużo rzeczy. Co chciał, to robił. Chciałam pójść na studia, to poszłam. Chciałam pójść na drugie studia, to poszłam. Otworzyliśmy sklep, no to cisnęłam sklep, studia, studia. Później okazało się, że to jest takie coś czego nigdy się nie spodziewałam, że coś będzie poza moją kontrolą. Ja wszystko kontrolowałam. Na zasadzie nie obsesyjnej, tylko takiej no wszystko było tak jak Ty mówisz. Chciałaś coś tam zrobić, to to robiłaś. Dostawałaś tę nagrodę. Wystarczyło się tylko postarać. Tutaj pomimo tych starań rozkładałam ręce, bo to nic nie dawało. Ludzie, halo, jak to! Przyzwyczaiłam się do tego, że od zawsze wszystko było w zasięgu mojej ręki.

Z: Do tej sprawczości.

A: Tak. Kiedy się okazało, że jednak nie jest, że istnieje sfera takiego życia. Nie potrafiłam się w tym odnaleźć.

Z: To jest przesrane uczucie. Kiedyś napisałam taki wiersz o sobie, że najgorsza jest bezsilność. Mam tak do dzisiaj. Jest ona najgorsza dla mnie z uczuć, kiedy czujesz, że musisz się podporządkować, kiedy czujesz, że totalnie nic nie zależy od Ciebie. Nic nie możesz zrobić. Jesteś w tym bagnie i czujesz się najgorzej na świecie. I nic nie możesz z tym zrobić.

Bezsilność

A: To przychodzi na samym początku. Człowiek sobie uświadamia, że o ja pierdziele, robi się wow, serio? To nie zależy ode mnie? W ogóle jak się z tym radzi, ja mam to akceptować i żyć obok tego?

Z: Kurczę, jak przyjdzie to na początku, tak sobie myślę, że jest super. Jak przyjdzie do Ciebie taka refleksja, że musisz uporać się teraz z bezsilnością i jest to coś co od Ciebie nie zależy, to jesteś wydaje mi się kilka kroków starań do przodu. Wydaje mi się, że na początku się szamoczemy z tym. Jeszcze walczymy, nie dopuszczamy tej myśli do głowy. Jak sobie zdasz sprawę, że to nie wszystko w życiu zależy od Ciebie i do niektórych rzeczy musisz się podporządkować, to jesteś już takim dojrzałym mega człowiekiem.

“Ale ja nie będę czekać rok, ja nie chcę…”

A: Być może tak jest. Jak zaczynałam starania, byłam totalnie nieprzygotowana na wszystko to, co przyniosło życie młodemu małżeństwu. Wyobrażałam je sobie jako usłane różami, że będziemy szczęśliwi. Kurczę, jesteśmy młodym małżeństwem, zaczynamy wszystko od nowa, więc myślałam, że będzie fajnie.

Okazało się, że gdy weszliśmy w to wszystko, to miałam tryb roszczeniowy. Jestem człowiekiem, który lubi planować, wypisze sobie wszystko na karteczce i Zosia tutaj wie, że jak nie ma na karteczce, to ja tego nie zrobię. Uwielbiam wszystko spisywać na karteczce i sobie wkreślać z karteczki, kalendarze i te sprawy. I ja myślałam sobie, że jak już podjęliśmy decyzję, że my to dziecko będziemy mieli za miesiąc. I jak za miesiąc tego dziecka nie było, to ja poczułam: “Ale jak to jest możliwe, że my nie jesteśmy w ciąży po miesiącu?!”.

Byłam rozczarowana i już wtedy płakałam. Wchodziłam w tę niepłodną głowę mocno, bo nie mogłam sobie poradzić z tym, że no jak to? Ja wiem, że każą czekać rok, ale ja rok nie będę czekać, bo jest to bardzo długo. Ja chcę już, teraz. Proszę mi zdjąć tego maluszka z półeczki, proszę mi go wsadzić do brzucha i już tam ma sobie siedzieć po miesiącu, bo ja już sobie wybieram wózki, w koszyczku ładuję rzeczy w sklepach, które będą nosić moje dzieci. Najlepiej, żeby to była córeczka, oczywiście i ja nie widzę innej drogi.

Z takim podejściem zaczynałam starania. To miało się udać już, teraz, proszę mi dać dziecko. Myślę, że to było mega egoistyczne. Teraz zastanawiam się nad tym czy startowałam w jakimś wyścigu po dziecko? Czy ja chciałam tego dziecka na samym początku, czy chciałam tego dziecka, bo nie mogłam go mieć? Mogę sobie tylko rozmyślać na ten temat, w tym momencie, co czuła Ania 10 lat temu tak naprawdę.

Inna osoba

Z: No a jeszcze Twoja głowa sprzed 10 lat, a Twoja głowa teraz… Mam wrażenie, że my porównujemy tak skrajne rzeczy, nie zastanawiając się dokładnie, że to jest totalnie inny człowiek.

A: Inne dziewczyny.

 Z: Te doświadczenia, które przeżywasz, ta niepłodność, to wszystko co Cię kształtuje jako człowieka, że nie jesteś w stanie się odnieść do tego “z wtedy”, do tamtej Ani, do tamtej  Zosi. Nie cofniesz się,  nie ma takiej opcji. Być może w ogóle byś nie zrozumiała tej dziewczyny teraz, mimo usilnych prób i odwrotnie. Gdybyś miała przemówić do siebie z wtedy, to nie znalazłabyś słów, którymi miałabyś dotrzeć do tamtej głowy.

A: Tak.

Z: Też tak myślę.

A: Dokładnie tak jest.

Z: Mam takie przemyślenie, że byłam w takiej korbie swojego wyobrażenia o życiu i takiemu trochę ‘pójdziemy na przekór’. Na zasadzie: weźmiemy ten ślub wcześnie, bo taki mamy na to pomysł, czujemy to, to jest taki nasz vibe. Zróbmy to, mimo, że środowisko mówi: ” Kurde, Zosin jesteś bardzo młoda, czy na pewno jesteś pewna?”. Mnie tak pytały przyjaciółki, mój przyjaciel też pytał: “Kurde jakby ja nie mam nic przeciwko Dudkowi, bardzo go lubię, nie odbierz tego źle, ale ja pierdziele tak wcześnie?! Może jeszcze poczekajcie”.

Zderzenie z rzeczywistością

Z: To było niezrozumiałe dla innych. Moi rodzice oczywiście ‘weźcie ślub jak najszybciej’, a środowisko, otoczenie było takie “what the fuck? Co wy robicie? Przecież my tu mamy plany, żeby mieć 10 partnerów dookoła i się bawić. Teraz będziemy jeździć na imprezy, a wy będziecie zakładać rodzinę, serio? Przecież jeszcze tyle przed nami”. Właśnie to chciałam powiedzieć, że byłam w takiej korbie, założymy rodzinę i weźmy ślub na przekór wszystkim, bo to czujemy. Bardzo pasowała mi do tego wizja dziecka. Czyli będę taką młodą mamą, przecierającą szlaki. I kiedy moje przyjaciółki będą w stanie wyjść za mąż, to moje dziecko już będzie miało 10 lat czy 8 lat. Bardzo tak chciałam, ale to można sobie ‘chcieć’. Jakbym miała sobie narysować na kartce, to bym właśnie sobie tak narysowała.

Chciałam być młodą mamą, bardzo. Tak to sobie wyobrażałam, że będę miała 22 lata, jak urodzę. I tak się nie stało. Pierwsze z czym musiałam się godzić, to właśnie to, że nie wszystko w moim życiu jest zależne ode mnie. Chociaż to nie była jedna z pierwszych rzeczy. To przyszło później. Gdyby przyszło wcześniej to byłabym bogatsza o to doświadczenie i rozsądniej podchodząca do wszystkiego. Natomiast chciałabym też bardzo wystopniować i Ty też byś chciała to zrobić. Przed chwilą o tym rozmawiałyśmy, że ból jest niezależny od dystansu starań. Nie da się w tego w jakiś sposób nazwać, zmierzyć, zważyć, zestawić ze sobą.

A: Tak. Zosinkowa myśl zaczęła się z tego, że wcześniej mówiłyśmy między sobą, zanim zaczęło się nagrywać, że bardzo często dostajemy wiadomości, w których dziewczyny przepraszają za to, że one się tak czują po miesiącu starań. Albo one się starają 3 miesiące, ale czują się już nieszczęśliwe, bo się nie udało i one przepraszają nas.

Z: Albo rok, bo my się staramy tylko rok.

“Przepraszam, że JUŻ czuję się źle, wiem, że może nie powinnam, ale…”

A: Albo jak dziewczyny nam wysyłają historie, bardzo często pada takie zdanie: ” ja starałam się tylko rok, albo dwa lata”. Kiedyś jedna staraczka napisała nam, “starałam się tylko trzy lata, więc to nie jest takie spektakularne, ale ja wiem co to znaczy, czułam się tak i tak”. Kurczę, tak myślę sobie, że jak się czujesz po miesiącu źle, to ja mam Ci powiedzieć: “Wiesz co, przesadzasz troszeczkę, bo jak Ty masz prawo się czuć? Ja nie daję Ci takiego prawa.”? W ogóle kto daje prawo do tego jak masz się czuć? Jeżeli się tak czujesz, to po prostu tak się czujesz.

Z: Tylko wiesz, wydaje mi się, że to, że publikujemy takie historie kobiet wygranych po 6 latach, 8, 10 latach… I teraz wyobraź sobie, wróć swoją głową do stanu pt. ‘Ania po miesiącu starań, pierwsza nieudana próba i jedna kreska’. Czujesz taki ból, że rozrywa Ci serce. Czujesz się fatalnie, czujesz, że nie zniesiesz kolejnego miesiąca i w tym momencie czytasz post, że ktoś się starał, kurwa, 10 lat. Wyobrażasz sobie to? Mi rozwala w tym momencie głowę, nie udźwignę tego, czuję że sobie strzelę w łeb za rogiem.

A: Znaczy mi jest głupio, z tym, że czuję się źle.

Z: Dokładnie, więc myślę, że to właśnie z tego wynika.

A: Jest mi głupio, to może mieć oczywiście dwie drogi. Albo ja się czuję lepiej, bo są historie, które kończą się dobrze, trzeba poczekać. Albo jest takie, ja pierdzielę…

Z: Nie zniosę tego.

A: Dlaczego ja się tak czuję? O co chodzi w ogóle? Dlaczego to mnie tak boli? Ja wiem, lekarz mówił ‘ROK’. Staramy się, ale kurczę nie udaje się. Czemu ja już płaczę?

Masz prawo tak czuć

Z: A nie, to ja mam trzecią myśl w tym momencie. Że skoro czuję się w tym momencie tak źle, a minęło tak mało czasu w moim odczuciu, bo minęły dopiero 3 miesiące i od lekarzy słyszę muszę poczekać jeszcze 9. Co będzie, jeśli życie szykuje dla mnie kolejny scenariusz, jak ta staraczka, o której przeczytałam przed chwilą? Że to będzie trwało 3 lata, 4 a może 6… Wtedy mam taką myśl, że po prostu tego nie dźwignę, nie dam rady. Jeśli mam się czuć jak teraz i to ma trwać przez 6 lat, to jest to nie do uniesienia, nie dam rady.

Myślą zamykająca klamrą tą całą wypowiedź, jest to, że nie da się wystopniować bólu, który jest zależny od czasu starań, po prostu nie ma takiej opcji. Wyzbądźcie się tego w swoich głowach i takich akapitów zaczynających wiadomości do nas, bo tego nie trzeba tłumaczyć. Starania 3 miesięczne, mogą boleć bardzo, jeśli całym sercem wierzyło się, że będzie się w ciąży po pierwszym miesiącu. I można przeżywać tą rozpacz naprawdę, jeśli to się nie dzieje. Wcale nie trzeba czekać 12 miesięcy żeby poczuć naprawdę…

A: Ból.

Z: Dokładnie.

A: Że to jest ta magiczna granica, w którym mogę napisać, czy podzielić się tym, że boli mnie to. Ja w końcu mam prawo, bo tak, ja mogę w końcu napisać, że mnie boli i zostanę zrozumiana.

Z: Bo WHO określiło normę od kiedy i w tym momencie wbijam w te ramki i w tym momencie mogę cierpieć.

Emocje podczas starań i otchłań niepłodności

A: Tak. A ten ból może pojawiać się już po miesiącu. Przypomniała mi się pewna historia, która miała miejsce wiele lat temu, kiedy moja Anielka była mała. W moim bliskim kręgu była dość długo już pewna para, która była podczas naszych starań. Nieco wcześniej towarzyszyła nam w młodzieńczych latach, więc dojrzewaliśmy razem. Później urodziła się moja mała Anielka, a oni zdecydowali się zajść w ciąże. Byli razem, ten temat się przewijał, ale nie mieli parcia na to. Żyli sobie z nami w dość bliskich relacjach, spotykaliśmy się, było bardzo miło, sympatycznie. Nie spodziewałam się. Dostałam obuchem w łeb dosłownie, że starania już po miesiącu nieudane, zakończone poronieniem ciąży w 10 tygodniu, bo im się od razu udało, super, radość była, spowodują, że w tak szybkim czasie  kobieta jest w stanie wejść w niepłodność.

Te słowa, te myśli, którymi dziewczyna dzieliła się ze mną lata temu, otworzyły mi głowę, że halo, czując jej cierpienie po tak krótkim czasie, kiedy jeszcze dwa miesiące temu piłyśmy razem, cieszyłyśmy się życiem, teraz po dwóch miesiącach zmieniło się tak wiele, że z tej dziewczyny, której w ogóle dzieciaki nie przeszkadzają, super, bawmy się, wiecie ma luz z tym. Nagle ciąże zaczęły sprawiać jej przykrość, nie czuła się komfortowo. Nie sądziłam, że usłyszę od niej to co słyszałam u siebie po wielu miesiącach nieudanych starań. Że tak szybko jest w stanie stać się osobą starającą się o dziecko, z takimi mrocznymi rzeczami, odczuciami, bólem ogromnym, który urósł w dwa miesiące.

Nie można stopniować bólu

A: Tak sobie wtedy pomyślałam, już dzieliłam się głową osoby starającej się o dziecko, prowadziłam bloga i to mi otworzyło oczy, na to, że co mam jej powiedzieć? Co się martwisz? Dwa miesiące się starałaś? Dziewczyna przeżywała taki ból, że mi samej słuchając tego rozrywało serce na kawałki, bo czułam całą sobą  co siedzi w jej głowie i jak bardzo cierpi ta dziewczyna. Jak bardzo ta strata jest dla niej wielka. Przecież nie powiem jej sory, ale serio? Są laski, które starają się 5 lat, a ty płaczesz mi tutaj, what the fuck…

Z: Mam nadzieję, że już wystarczająco mocno wybrzmiało to, że nie można stopniować bólu. Że to wszyscy wiemy i dacie to prawo żeby czuć, jeśli czujecie ten ból po miesiącu, że nie będziecie starać się temu umniejszać, tylko pozwolicie to przeżyć sobie w swoim sercu i głowie. Z drugiej strony bardzo bym nie chciała, żeby ten podcast otworzył taką furtkę do cierpienia, że teraz skoro ja tak mogę czuć to teraz będę wbijać w otchłanie ciemności, wszelako rozumianej niepłodnościowej, bo mogę. Możesz, ale to jest bardzo niebezpieczne i przed tym byśmy chciały Cię ustrzec, że jak tam wsadzisz paluszek… Tak Aniu powiedziałaś? To otchłań wciąga bardzo łatwo.

A:  Bagno. Bardzo. Warto wiedzieć to, bo jest mega niebezpieczne i to zabiera lata, przewijają się te myśli w naszych głowach, podcastach, wpisach. To będzie, ten paluszek, noga, ręka, będzie w tym bagienku, nazwijmy to tak. Tylko trzeba znaleźć w sobie siłę, znajdować małe promyki, które pozwolą jedną ręką trzymać się gałęzi, aby nie wpaść w to bagno, bo tam nie ma oddechu i tam nie ma nic.

By nie dać się temu pochłonąć…

Z: Jest taki sposób, on co prawda budzi we mnie sprzeciw. Ale postanowiłyśmy o tym Wam powiedzieć, bo wiemy, że słuchają nas różne osoby po drugiej stronie, że to nie będą takie osobowości tylko jak moja, ale znajdą też tam taką Anię i jeszcze kogoś pomiędzy. Sposób, który polega na tym, żeby wyznaczyć sobie ramy czasowe do cierpienia. I ja chyba nie opowiem o tym zachęcająco, dlatego, że ja tego nie czuję, ale mój wspólasik Anna, człowiek od karteczek, notowania, kalendarza i właśnie takich ram czasowych na wszystko, być może znalazłby w tym jakiś sposób na…

A: Coś dla siebie, przejmę już Zosieńku. Zosinek tego nie czuje totalnie i właściwie to się wydaje w sposób jaki to wypowiem głupie, aczkolwiek może ktoś taki kto nas słucha, to tego spróbuje. Więc sposób jest na cierpienie jest taki…  W związku z tym, że ja bardzo uwielbiałam wchodzić w to bagno, uwielbiałam tam siedzieć, pastwić nad sobą i być w tych myślach, otwierając sobie wino na endometrium, które miało działać i rozkminiałam sobie jak nieszczęśliwe życie mam. Na takim rozkminianiu nieszczęśliwym umknęło mi bardzo wiele wieczorów z moim mężem, których już nie zwrócę.

Godzina smutku

A: Ta ‘godzina smutku’, możemy tak to nazwać, polega na tym, że wyznaczacie sobie pewien czas w ciągu dnia, może to być wieczorem, w którym płaczecie ze swoim partnerem, albo rozmawiacie, przy nim płaczecie, bo macie ochotę wyrzucić to wszystko co się skumulowało…

Ciężko mi jest powiedzieć, jak ja tego słucham, że ma to być godzina. Zamknij to sobie w ryzach, ‘godzina płaczu’, to tak dziwnie to brzmi, no ale jakiś czas, żeby to nie był cały wieczór, powiedzmy jakaś jego część. Po obiedzie siadamy albo przed obiadem i to jest czas na wywalenie wszystkich emocji. A później dzięki temu, że wyznaczamy sobie granice, to nas motywuje do tego, aby wstać i zrobić coś razem, coś co nie jest już tym płaczem. Być może to spowoduje i da nam tą siłę, są ryzy pewne, których miałam się trzymać. Wiem, że to jest dziwne, na pewno są osoby które mówią “W ogóle co ty gadasz? Tego nie da się zrobić.” Ale być może są osoby, którym uda się to zrobić i to da im taką siłę, aby działać dalej.

Z: Liczę na to, bo jakby samą ideę próby ograniczenia bólu i takiego wiecie, złapania go trochę w kaganiec, na zasadzie “tu możesz sobie wchodzić, ale tutaj jest już moje pole i stąd precz”- jest super.

Na zakończenie

Z: Tylko wielki sprzeciw budzi we mnie to, że.. Ja nie jestem człowiekiem karteczką, tylko człowiekiem chaosem, tu sobie zrobię to, tutaj to i w tym momencie jestem w procesie twórczym i będę teraz tworzyć przez 14 godzin, żeby potem przez 14 godzin leżeć pępkiem do góry.

Jak sobie myślę o takiej wizji, np. daje sobie godzinę na ból i później kiedy przychodzi do mnie gorsza chwila i ja nie mogę sobie popłakać, ona mnie tak trochę ogranicza. Z drugiej strony podjęłabym każdą próbę, żeby spróbować nie rozpanoszyć się tej niepłodności tak wszędzie, więc nie chce też tak tego przehejtować. Bo już czuję, że zaczęłaś się tłumaczyć, a może to być naprawdę super narzędzie! Zobacz, z rozmów z Justyną, z którą już prawdopodobnie wysłuchaliście podcastu. Ona z tym narzędziem funkcjonuje od dłuższego czasu i to jej pozwala się nie zatracić. Więc myślę, że jest może ktoś kto z tego skorzysta. Zosinek nie wystawia tutaj znaku hejtu.

A: Ja jestem na tak.

Z: Zawsze warto spróbować. Więc z głównego przesłania tego podcastu jestem zadowolona. Że udało nam się przekazać to wszytsko, nawet nie uciekając od tego co założyłyśmy i to jest super.

A: Tak. Pozdrawiam mojego męża. Pozdrawiam oczywiście również Was. Mam nadzieję, że pozdrawiają wszyscy mojego szanownego małżonka. Dobrze, dziękujemy Wam bardzo za dzisiejszy dzień.

Z: Za kolejny wtorek z Nami.

A: Odsłuch. Może zechcecie się podzielić swoimi myślami na temat naszego podcastu, co myślicie i co urodziło się dobrego w waszych głowach po nim?

Z: Do usłyszenia za tydzieeeeeń!

A: Pa.

____
Diety i ebooki: https://sklep.akademiaplodnosci.pl/